Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
wydarzenia

Weryfikowałem i byłem weryfikowany

Autor Wojciech Kukliński 22 Października 2014 godz. 16:53
Wojciech Kukliński rozmawia z Markiem Kęsikiem, byłym przewodniczącym Rady Miejskiej w Koszalinie, byłym radnym sejmiku i aktualnie kandydatem PO w nadchodzących wyborach.

- Jakie pierwsze pytanie zadawał Pan weryfikowanym w stanie wojennym dziennikarzom?

- Rozczaruję Pana. Ja nie byłem od zadawania pytań. Podczas pracy w komisji siedziałem cicho...  Byłem stremowany. To dopiero był mój trzeci dzień pracy w Komitecie Wojewódzkim PZPR. Od zadawania pytań byli inni.

 

-Skąd zatem opinia, że był Pan „żarliwym weryfikatorem“?

-To kłamstwo. W internecie można znaleźć notatkę z postępowania komisji, i jeśli    przeczytamy jej skład będziemy wiedzieć, kto mógł, i kto zadawał pytania. Z drugiej strony upubliczniona notatka nie przekazuje nam pełnej informacji o składzie komisji. Brakuje w niej dwóch najbardziej aktywnych i najbardziej zorientowanych jej członków. Mam tu na myśli redaktorów naczelnych gazety i radia.

 

-Jaki był efekt prac komisji weryfikacyjnej?

-Oficjalnie nasze postępowanie zakończyło się pozytywną weryfikacją zespołów dziennikarskich prasy i radia, które „prawidłowo realizowały wytyczoną przez partię linię programową“. Jedyną ofiarą tej komisji była młoda, pracująca dopiero od roku dziennikarka gazety. Jak mi po latach sama powiedziała,  fakt, że trafiła do pracy w organie partyjnym, bo wówczas wszystkie dzienniki były organami partyjnymi, uważała za błąd.  W kolejnych latach z tą Panią współpracowałem przy realizacji, między innymi dwóch wydawnictw.

 

 

-Czy odczuwa jakąś urazę do Pana?

-Myślę, że nie. Na pewno nasze poglądy na temat tamtego okresu różnią się. Z pewnością jednak nie mamy w stosunku do siebie żadnych złych emocji.

 

-Proszę powiedzieć, tak po ludzku: wstydzi się Pan tego fragmentu swojego życiorysu?

-To trudne pytanie. Do partii trafiłem, bo to naturalna droga dla chłopaka wychowanego w wojskowej rodzinie...  Dzięki pracy w komitecie przez trzy lata studiowałem w Moskwie, a z tego okresu mam wiele niezwykle pozytywnych wspomnień. Odpowiadając jednak na pańskie pytanie wprost, to dziś na pewno nie chciałbym być członkiem komisji weryfikacyjnej - jakiejkolwiek.

 

 

- Weryfikator, to pojęcie co jakiś czas wraca do Pana jak jakiś najczarniejszy sen...

- ... wraca, oj wraca. Podczas rządów PiS poprzez wzmożoną aktywność prokuratorów, w tym prokuratury IPN wyjaśniano pracę tej komisji. Owe postępowanie oprócz medialnej wrzawy nic nie przyniosło. Fakt, że weryfikatorzy ze stanu wojennego byli pod lupą prokuratora był dla dziennikarzy bardzo atrakcyjny, ale o zakończeniu tych postępowań żaden z nich nie poinformował.

 

- A dlaczego dziś, znów wokół Pana, i tej sprawy zrobiło się głośno?

- Jest zapotrzebowanie na tego typu walkę polityczną. Mnożenie podziałów, sianie nienawiści. Fakt, że ja, były działacz SLD znalazłem się na liście PO, ktoś uznał za świetny moment do zaatakowania Platformy. Zostałem w tej sprawie użyty przedmiotowo.

 

- Pamiętam także fakt, że chciano Pana usunąć ze stanowiska dyrektora gazowni. Dobrze pamiętam?

-Tak. Raz zostałem z przyczyn politycznych wyrzucony z pracy, a raz zawieszony. Dzięki poparciu załogi, w tym także Rady Pracowniczej i mojej sądowej walki zostałem przywrócony do pracy i jak Pan widzi do dziś tu pracuję

 

-A czy przed podjęciem decyzji o ponownym ubieganiu się o mandat radnego wojewódzkiego rozmawiał Pan z szefem zachodniopomorskiej PO o swojej mało chlubnej przeszłości?

-Nie rozmawiałem. Propozycję współpracy  złożyły mi koszalińskie władze PO. Nikt mnie o to nie pytał, a ja myślałem, że sprawa sprzed 32 lat, o której było już tyle razy głośno jest powszechnie znana, i  jest zakończona. Przecież już  trzykrotnie startowałem w wyborach, i za każdym razem uzyskiwałem mandat zaufania społecznego. Obecne zaproszenie uznałem za docenienie mojej pracy społecznej.

 

-Właśnie, to w dużej mierze dzięki Pana osobistemu zaangażowaniu  koszykarze AZS Koszalin dziś występują w ekstraklasie.

-Jest mi miło, że ktoś o tym wspomina. Rzeczywiście udało mi się w ciężkich dla sportu czasach, w których nie było zasad i reguł prowadzenia profesjonalnej drużyny, utrzymać dla Koszalina ten zespół. Doskonale pamiętam mecz w Zgorzelcu dający nam upragniony awans do ekstraklasy. To był kapitalny pojedynek w wykonaniu zespołu prowadzonego przez świętej pamięci trenera Jerzego Olejniczaka. Gwiazdą spotkania był Sebastian Balcerzak. Do dziś mam kasetę z tym meczem.

 

- A ja pamiętam Pana, gdy jako przewodniczący Rady Miejskiej przeforsował Pan uchwałę dającą AZS Koszalin możliwość pozyskania koszykarza zza oceanu.

- Dziś nikogo nie dziwi fakt, że miasto dbając o swoich obywateli przeznacza co roku na sport zawodowy ponad dwa miliony złotych. Wówczas, gdy po raz pierwszy zdobyliśmy się na taką promocję Koszalina poprzez sport, uznano nas niemal za szaleńców. Czas jednak pokazał, że to działanie było słuszne. Gwiazdy ściągają na widownie nie tylko kibiców, ale i naszą młodzież, która w swoich marzeniach chce być taka jak one.

 

- Na koniec proszę powiedzieć, czy Pańska krytyka Politechniki Koszalińskiej wynika z Pana strategii politycznej?

- Nie. Sam jestem  absolwentem tej uczelni. Kocham Koszalin i chcę być dumny z pozycji uczelni, którą ukończyłem. Zatrudniam sześćdziesięciu sześciu inżynierów, którzy swoją wiedzę zdobywali w naszej Politechnice. Obecną  słabość uczelni, która we wszystkich rankingach plasuje się niemal na samym dnie upatruję w tym, że władze uczelni, a przede wszystkim jej kanclerz wciągnął ją w walkę polityczną. Moim zdaniem właśnie ten fakt spowodował, że powstała, wydająca najpierw dziennik, a później tygodnik „Miasto“ spółka PerMedia. Właśnie w tej  spółce, która ostatnio stała się słynna dlatego, że była organizatorem darmowego koncertu zespołu „Wilki“ uczelnia przez kilka lat utopiła najprawdopodobniej cztery miliony złotych.  Politechnika wykupowała bowiem w PerMedia z jednej strony reklamy, a z drugiej jako współwłaściciel pokrywała straty jakie ona przynosiła. Łącznie to, o ile wiem, około czterech milionów złotych. Olbrzymie pieniądze.  Jestem pewien, że przyjdzie jeszcze czas, i znajdą się na uczelni odpowiedzialni ludzie, którzy będą chcieli dokonać pełnego rozliczenia polityki finansowej prowadzonej przez obecnego kanclerza.

 

-Dziękuję za rozmowę

Poprzedni artykuł

Czytaj też

W mroku historii

Wojciech Kukliński - 23 Października 2014 godz. 13:17
Zostałem odsądzony od czci i wiary. Dlaczego? Otóż podjąłem trudny temat rozmowy z partyjnym weryfikatorem, czyli osobą, która w stanie wojennym była w komisji oceniającej postawę - czytaj zaangażowanie – polityczną dziennikarzy. Posypały się na mnie gromy. Nikt nie podjął dyskusji dotyczącej poruszanego problemu. Łatwiej było zaatakować autora. Cezary Łazarewicz, obecny dziennikarz „Wprost“ napisał: „To jest przykład dziennikarstwa podstawkowego, gdzie dziennikarz jest tylko podstawką do mikrofonu“. Andrzej Mielcarek, wydawca magazynu „Prestiż“ stwierdził: „Marek Kęsik jako ofiara złych ludzi”. Nieco dalej w swoim komentarzu poszedł politycznie zainteresowany Jacek Wezgraj, który stwierdził: „autor jest w ścisłych relacjach biznesowo-towarzysko-politycznych z ludźmi z partii, której obecnie służy weryfikator Kęsik”. Ojciec Jacka, Artur, który ubiega się o fotel prezydenta Koszalin dodał: “Vanish nie byłby lepszy od tego tekstu”.   Otóż Panowie…. Już przygotowując się do rozmowy z Markiem Kęsikiem, członkiem komisji weryfikujacej dziennikarzy w stanie wojennym zdawałem sobie sprawę z tego, że będzie to materiał kontrowersyjny. I o to chodziło. Czasy, w których cały naród miał mówić tylko jednym głosem już dawno się skończyły. I mam nadzieję, że już nie wrócą. Przypomnę, że właśnie w tamtych czasach Polacy walczyli o wolność wypowiedzi. O to, by dziś można było polemizować z poglądami, a nie sadzać do więzień ludzi za ich przekonania. Nie ma nic bowiem gorszego jak pomawiać człowieka tylko za to, że ma inne od nas zdanie.   Dziwię się przede wszystkim Czarkowi, bo sam doświadczył chyba najboleśniej ataku na siebie, jako autora tekstu. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich nominowało go bowiem do tytułu “Hieny Roku”.   Wyjaśnijmy zatem naszym Czytelnikom, w obronie kogo Cezary Łazarewicz, Andrzej Mielcarek, ojciec i syn Wezgrajowie stanęli. Odpowiecie chórem: biednych, represjonowanych dziennikarzy…. Otóż nie! Pamiętajmy o tym, że w tamtych czasach wszystkie dzienniki były organami komitetów Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Czyli należały do partyjnego krwiobiegu. Ba, czerpały z niego. I to pełnymi garściami.   Dziennikarze w pierwszej kolejności dostawali mieszkania i bony na samochody. Gdy udawali się do pracy w tak zwany teren czekał na nich lokalny dygnitarz partyjny najczęściej z obiadem i wódeczką…. Do dziś moi starsi koledzy, o tamtych czasach mówią jako o najlepszych w swoim życiu. Musimy zdawać sobie sprawę i z tego, że dziennikarzem organu partyjnego też nie można było zostać z przypadku. Większość należała do Podstawowej Organizacji Partyjnej. W czasach gdy “partia walczyła z narodem o lepsze jutro”, a wzmożone kontrole były dźwignią społecznego zaufania” dziennikarze pełnili niezwykle istotną rolę tego reżimu.   O ile nie zdziwiło mnie to, że tekst skomentował Jacek Wezgraj, który o tamtych czasach może nie mieć bladego pojęcia. Może tato mu o nich nie opowiadał … W osłupienie wprawił mnie przytyk Artura Wezgraja - Vanish nie byłby lepszy od tego tekstu”. Otóż, Arturze chętnie "wybielę" także i Twoją partyjną historię. Porozmawiam o czasach, które tak głęboko chowasz w mroku historii. Proponuję zatem: spotkajmy się i porozmawiajmy.  

Darmowy koncert kampanią reklamową

eWok / fot. Artur Rutkowski / Część ilustracji - z wizerunkiem A. Wezgraja - została pobrana ze strony: www.gawex.pl - 14 Października 2014 godz. 14:20
Stowarzyszenie Lepszy Koszalin organizując koszalinianom darmowy koncert zespołu Wilki wykorzystało go do promocji swojego lidera, kandydata na prezydenta Artura Wezgraja. We wtorek Sąd Apelacyjny w Szczecinie wydał prawomocne postanowienie dotyczące sporu do jakiego doszło między pełnomocnikiem wyborczym komitetu Artura Wezgraja, a Tomaszem Nowe, szefem sztabu wyborczego PO w Koszalinie. Sąd odwoławczy podtrzymał postanowienie Sądu Okręgowego w Koszalinie.   Jak już informowaliśmy sąd pierwszej instancji w swoim orzeczeniu zakazał Tomaszowi Nowe rozpowszechniania informacji, o tym, że spółka Per Media finansowała kampanię wyborczą Artura Wezgraja.Sąd nakazał też przeproszenie w mediach KW Lepszy Koszalin za rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji, a także wpłacenie tysiąca złotych na rzecz hospicjum   Ponadto sąd szczeciński uznał, że „należy również wskazać, iż z powodu piastowania funkcji prezesa Stowarzyszenia Lepszy Koszalin oraz kandydata na stanowisko Koszalina promowanego przez Komitet Wyborczy Lepszy Koszalin, faktycznie doszło do „kampanii reklamowej” wskazanej osoby ze środków Stowarzyszenia. Przemawiają za tym choćby zdjęcia bilbordu informującego o koncercie, zdjęcia na zaproszeniu na koncert zamieszczonego w Głosie Koszalińskim, zdjęcia darmowych biletów, na których imię i nazwisko Artura Wezgraja jest eksponowane w sposób szczególny, czcionką większego rozmiaru niż Stowarzyszenie Lepszy Koszalin".   Słusznie zatem wskazał Sąd I instancji, że z wypowiedzi Tomasza Nowe można odczytać informację, że w ramach koncertu zespołu Wilki miało miejsce promowanie osoby Artura Wezgraja jako kandydata na stanowisko prezydenta Koszalina. Takie stwierdzenie jest w ocenie Sądu Apelacyjnego prawidłowe. Ponadto słusznie wskazał Sąd I instancji, że brak jednoznacznych i ostrych kryteriów różnicujących obydwa podmioty (Komitet Wyborczy i Stowarzyszenie - Lepszy Koszalin dop. red.) może wywołać wrażenie o wzajemnym przenikaniu się ich interesów, a co za tym idzie również finansów w znaczeniu korzystania przez Komitet Wyborczy Lepszy Koszalin z nakładów poczynionych przez Stowarzyszenie Lepszy Koszalin. Jakkolwiek brak jest przeszkód prawnych do powielania nazwy i logo organu tworzącego komitet wyborczy i komitetu wyborczego przez niego utworzonego, to jednak stosując taki zabieg komitet winien się liczyć z negatywnymi ocenami będącymi wynikiem takiej operacji”.   Teraz oczywiście czekamy na oświadczenia obu stron.   Postanowienie sądu Orzeczenie sądu: cz1 , cz2

Wilki, chałtura, bajońska cena i... po kampanii

Wojciech Kukliński - 9 Października 2014 godz. 6:34
Nie ma darmowych obiadów, to stare anglosaskie powiedzenie znów znalazło swoje potwierdzenie. Tym razem stowarzyszenie Lepszy Koszalin (jak życzy sobie Artur Wezgraj) lub spółka PerMedia (jak mówią dokumenty) zorganizowały darmowy koncert zespołu Wilki. Zespół swoją gażę otrzymał... Dziś może okazać się, że jej wysokość to niemal cały finansowy limit wyborczy  tego ugrupowania!   Koncert Wilków rozgrzał nie tylko koszalińską widownię, ale i samorządowych polityków. Teraz nad „zaszufladkowaniem“  występu tej popowej kapeli  zastanawia się nawet sąd. I to – jeśli wierzyć zapowiedziom - już drugiej instancji.   Kością niezgody występu Wilków okazała się promocja Lepszego Koszalina. Artur Wezgraj, lider tej organizacji twierdzi, że Wilki zaprosił wyłącznie na urodziny. Nie, nie  swoje oczywiście, a obchodzącego właśnie pięciolecie istnienia stowarzyszenia Lepszy  Koszalin. Konkurencja polityczna Wezgraja grzmi, że koncert ten wykorzystał on w celach politycznych i uważa, że Komitet Wyborczy Lepszy Koszalin powinien jego koszt włączyć do wyborczych wydatków.   Tomasz Nowe, przewodniczący komitetu wyborczego PO w swoim oświadczeniu napisał m.in.: „Artur Wezgraj, prezes Stowarzyszenia Lepszy Koszalin i Katarzyna Jasińska prezes PerMedia S.A. zasłonili się podczas trwania procesu w trybie wyborczym niewiedzą i niepamięcią“ i nie ujawnili kwot jakie jako organizatorzy zapłacili za darmowy występ w Hali Widowiskowo-Sportowej zespołu Wilki.   Postanowiliśmy oszacować koszty takiego koncertu. Wyszło sporo... Naprawdę dużo! Plotkarska witryna www.pomponik.pl w materiale zatytułowanym „Ile biorą gwiazdy za chałtury?“ podaje za innym internetowym wydawnictwem www.plotek.pl (Polskie gwiazdy śpiewają do kotleta za bajońskie sumy) rynkowe stawki polskich kapel.   Co prawda są to ceny sprzed kilku lat, ale „ludzie z branży“ twierdzą, że nie zdewaluowały się... Dziś nadal trzymają niemal identyczny rząd wielkości.   Otóż za godzinny występ Maryli Rodowicz na domowym koncercie musielibyśmy wybulić 40 tysięcy złotych. Nie stać nas na Rodowiczkę, to możemy zaprosić tańszą o całe 5 tysięcy Kayah. Najdroższe są jednak Wilki. Za występ artystów tego zespołu trzeba zapłacić 45 tysięcy złotych. No tak, ale do Koszalina Wilki nie przyjechały na chałturę (czytaj granie do kotleta), a na publiczny koncert.   – Gdy w grę wchodzi koncert i to na kilka tysięcy widzów menedżer zespołu zawsze żąda większej sumy – twierdzi pracownik agencji organizującej na co dzień koncerty. – Sprawa tego, czy organizator obiletuje imprezę, czy „puści ją“ charytatywnie, muzyków z zasady nie interesuje. Zespoły biorą swoją gażę nawet za występy podczas Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy – wyjaśnia. A te załóżmy 45 tysięcy to dopiero początek kosztów.   Do tego najczęściej dochodzi zapłata za dojazd i pobyt zespołu w hotelu. Organizator eventu musi w swoim portfelu znaleźć także pieniądze, które wyda na wynajem hali, nagłośnienia z akustykiem, ochronę, ubezpieczenie. Do tego dochodzą również koszty uzyskania pozwolenia na organizację imprezy masowej i promocji imprezy.   Łącznie te dodatkowe kwoty mogą sięgać nawet 50% gaży zespołu. Zatem na organizację takiego koncertu trzeba było wydać ok. 60 tysięcy złotych. I tu zaczyna się problem. Poważny.   Komitet Wyborczy Lepszego Koszalina na kampanię Artura Wezgraja w bieżących wyborach przeznaczy.... 60 tysięcy zł.  „Artur Wezgraj przewiduje, że jego kampania nie będzie kosztować więcej niż 60 tys. złotych. – Na tyle pozwalają przepisy wyborcze – uzasadnia. – Natomiast na każdego kandydata na radnego możemy wydać po 2.600 złotych – dodał Wezgraj w materiale “Start przed wyborami w Koszalinie”, który opublikowano na portalu gk24.pl 28 sierpnia br.   „W ocenie sądu stwierdzono, że zorganizowanie koncertu pozostawało w związku z kampanią wyborczą prowadzoną przez Lepszy Koszalin“ napisał w swoim oświadczeniu szef komitetu wyborczego PO. Z kolei w wydanym po wyroku sądu oświadczeniu Lepszy Koszalin podał, że sąd zdecydował się  „oddalić wniosek w części zakazania panu Tomaszowi Nowe rozpowszechniania nieprawdziwych informacji jakoby "Komitet Wyborczy Lepszy Koszalin przeznaczył na cele agitacji wyborczej kwoty przekraczające limity, określone w ustawie z dnia 5 stycznia 2011 roku" uzasadniając, że "Analizując przytoczoną wypowiedź nie sposób zgodzić się z wnioskodawcą, że zawiera ona informację iż Komitet Wyborczy Lepszy Koszalin przeznaczył na cele agitacji wyborczej limity określone w ustawie z dnia 5 stycznia 2011 roku" .   Jeżeli ta część wyroku zostanie utrzymana, może okazać się, że kampania wyborcza dla lidera Lepszego Koszalina już na starcie wyborów może mocno się skomplikować. Dlatego nie dziwi, że Komitet Wyborczy Lepszy Koszalin będzie składał zażalenie na odrzuconą część wniosku.  Darmowy obiad, przepraszam koncert Wilków, może zatem już dziś komuś w gardle stanąć kością...

Afera goni… aferę

Wojciech Kukliński / rozmowa z R. Wolnym - Paweł Kaczor / Ilustracja przedstawia skan pierwszej strony jednego z wydań Głosu Koszalińskiego - 1 Października 2014 godz. 17:51
Rafał Wolny. Dziennikarz poszukujący afer. Często, jako autor publikacji trafia na czołówki najpoczytniejszej w regionie gazety codziennej. Problem w tym, że z tych afer najczęściej nic nie wynika. No, może wynika… Bo coraz większe problemy ze swoimi aferami ma autor. Rafał Wolny, to dziennikarz niepokorny. Tak chciałby być  przynajmniej spostrzegany. Podejmując  się pracy dziennikarskiej w posiadającym największe czytelnictwo dzienniku powierzono mu obowiązki relacjonowanie meczy koszykarzy AZS Koszalin  w redakcji internetowej. Szybko jednak uzyskał pozwolenie na publikowanie artykułów o koszalińskich aferach. Najgrubsza miała być afera gruntowa. Nie, nie ta, przez którą rząd PiS-Samoobrona musiał poddać się do dymisji… Wolny zakwestionował fakt, że ktoś, tu w Koszalinie nabył nieruchomość w publicznym przetargu… Zapłacił najwięcej i został tym złym!  Dlaczego zapłacił tak mało – pyta Wolny, i nie chce zrozumieć, że nikt nie chciał  zapłacić więcej. Ot, takie prawo rynku.   Wolny jako tropiciel afer przeszedł sam siebie w materiale, który zatytułował  “Platforma reklamowa”. Zarzucił w nim, że większość billboardów I słupów reklamowych w Koszalinie należy do osób i firm związanych z Platformą Obywatelską. Ów dziennikarz zapomniał, że pracuje na etacie w firmie, której właścicielem jest Polskapresse Spółka z o.o. Niemiecki właścieciel Polskapresse zdołał zmonopolizować rynek dzienników regionalnych w Polsce. I to na tyle, że bodaj tylko cztery regionalne w całym kraju nie należą do niego. O tym ani Wolny, ani redakcja nie poinformowała. Ale to pestka.   Wolny wykrył, że w Koszalinie prowadzone są “Remonty bez wyobraźni”. W wielu grzmiał: “Czytelnicy”  - remonty bez wyobraźni trwają w całym mieście”. A tymczasem w materiale autor Wolny powołał się na niezadowolenie już tylko jednego (nazwisko oczywiście do wiadomości redakcji) Czytelnika… Krytyka jednego Czytelnika nie zyskałaby jednak czytelnictwa, więc nasz niestrudzony tropiciel afer poszukał kilku, a może nawet kilkunastu niezadowolonych Czytelników.   Mało? No to proszę kolejny przykład. Rafał Wolny, niezależny dziennikarz postanowił pójść za oświadczeniem zarządu KU AZS Politechniki Koszalińskiej. W ten sposób powstał materiał “(P)iłka (R)ęczna (K)ona. Za nic miał deklaracje ówczesnego prezesa tej spółki. Wolał ufać swoim donosicielom. Dziś, tak jak zapewniał wcześniej prezes PRK możemy Rafała Wolnego oraz cały zarząd KU AZS Politechniki Koszalińskiej zaprosić na kolejny mecz zespołu prowadzonego przez Piłkę Ręczna Koszalin S.A…   Ostatnio Wolny jako dociekliwy reporter próbował zelektryzować koszalinian. Odkrył bowiem, że wadliwie zasilana jest w elektryczność budowa aquaparku. Tym razem dał wiarę pracownikowi-stażyście, który już przestał pracować na tej budowie. Kolejna afera to… Wolny! Tak. Rafał Wolny jako bezstronny dziennikarz, który dał się poznać jako autor krytycznych materiałów przede wszystkim wobec obecnie piastujących władzę. Niemal zawsze w nich chodzi o to, by w sposób pośredni lub bezpośredni zaszkodzić obecnie rządzącym.   Chyba nie zdarzyło mu sie zająć krytycznego stanowiska wobec Politechniki Koszalińskiej, czy Artura Wezgraja. Dlatego też w gabinecie cieni Wezgraja, jako ewentualnego zwycięzcy wyborów prezydenckich w Koszalinie Wolny uchodzi za kandydata numer jeden do posady rzecznika prasowego. - - Pana Rafała Wolnego znam dość słabo. Nigdy z nim na ten temat nie rozmawiałem. – twierdzi Artur Wezgraj.   Dodajmy, że Wolny jako dziennikarz pracował w “Głosie Pomorza”, Dzienniku Miasto, Kurierze Koszalińskim oraz współtworzył portal internetowy K21. Wszystkie te tytuły dziś są już historią. Przetrwał tylko Wolny. Dziś jest na topie i publikuje w dzienniku, który z dnia na dzień traci Czytelników.     Poniżej nieautoryzowany zapis rozmowy z Rafałem Wolnym, którą przeprowadził w środę, 01.10.2014r. w siedzibie redakcji „Głosu Koszalińskiego“ dziennikarz ekoszalin.pl.     -  Czy prawdą jest to, że został Pan zatrudniony przez Media Regionalne na stanowisko dziennikarza redakcji on-line do prowadzenia relacji z meczów koszykarzy, drużyny AZS Koszalin? - A jaki jest kontekst tego pytania?   - Badam różne sprawy, m.in. interesuje mnie ta. Po prostu chce ustalić fakty. - To musi Pan powiedzieć jaki jest kontekst. Bo nie mogę bez kontekstu odpowiadać na pytanie, które dotyczy strefy prywatnej. To jest pytanie, które w ogóle Pan powinien skierować do moich przełożonych, nie do mnie. Bo to jest kwestia tajemnicy między nimi, a mną. Dlatego pytam Pana jaki jest kontekst tego pytania.   - Po prostu interesuje się tą sprawą i chciałbym ustalić pewne fakty. Oczywiście może Pan odmówić komentarza w tej sprawie. - Czyli nie chce podać Pan kontekstu?   - Nie. - A dlaczego?   - Po prostu. - Nie może Pan nie podać kontekstu. Szkoda trochę, że Pan nie zdecydował się przejść do tego Radia Eska, bo tam by jeszcze Panu może uratowali karierę dziennikarską, bo musi Pan podawać kontekst pytania, jeżeli Pan zadaje takie pytanie.   - Rozumiem. Czyli nie uzyskam odpowiedzi na te pytanie, tak? - Nie dopóki ja nie usłyszę kontekstu.   - Dobra. W takim razie przejdźmy do następnego pytania. Bardzo często wskazuje Pan nieprawidłowości w funkcjonowaniu jakiś spółek. Skąd u Pana taki zapał, żeby się zajmować takimi tematami? - Na tym polega mój zawód.   - Na tym polega Pański zawód. Pan zawsze chciał wykrywać takie nieprawidłowości czy po prostu to… - Nie rozumiem pytania.   - W ten sposób Pan odpowiada – ok. To może inaczej… - Lepiej by było podejrzewam, jakby Pan przysłał osobę, która te pytania Panu przygotowała wówczas pewnie by wiedziała jaki jest ich kontekst. Bo pańskie nazwisko to raczej jest znane z tego, że podpisywane są nim cudze teksty.  Szkoda dla Pana, ale to akurat pański wybór i pański charakter.   - Pańskie zdanie. Ok – inne pytanie. Dotychczas dał Pan się poznać jako krytyk obecnej władzy i spółek miejskich. Jak Pan to skomentuje? - Co znaczy dotychczas?   - Dotąd. W dotychczasowej Pana pracy w Głosie Koszalińskim. - W Głosie Koszalińskim. A zna Pan moją pracę przed Głosem Koszalińskim?   - Mówię o pracy w Głosie Koszalińskim. - No nie, bo moja praca w Głosie Koszalińskim to jest raptem 1/4 mojej kariery dziennikarskiej. Więc nie jest Pan przygotowany. Czy zna Pan moją pracę przed Głosem Koszalińskim?   - Przed Głosem Koszalińskim nie zapoznałem się. - Proszę się przygotować do rozmowy.   - A jeśli miałby to Pan skomentować tylko odnośnie pracy w Głosie Koszalińskim? Te teksty, które Pan pisał dla Głosu Koszalińskiego jeśli chodzi o krytykę obecnej władzy, spółek miejskich. - A jakie było pytanie?   - Proszę, aby skomentował Pan kwestię tego, że dotąd z pracy w Głosie Koszalińskim chodzą głosy, że dał się poznać Pan jako krytyk obecnej władzy… - Ale chodzą głosy czy to jest pańskie zdanie?   - To jest i moje zdanie i również tak słyszałem. - Proszę podać przykład.   - Przykładem mogą być różne pańskie artykuły. Nie podam teraz konkretnie… - Proszę podać konkretnie. Chce wiedzieć czy Pan gdzieś widzi jakiś problem w jakimś artykule. Są to artykuły tylko i wyłącznie oparte na faktach. Stąd Pana proszę o przykład.   - Rozumiem na te pytanie również nie uzyskam… - Wie Pan trudno uzyskać komentarz, jeśli ja nie rozumiem o co Pan pyta tak na dobrą sprawę. Pomijam, że jest Pan nieprzygotowany. Może Pan być nieprzygotowany, bo to nie są pańskie pytania, ale no proszę mi pomóc odpowiedzieć na pytania to znaczy zadając je konkretnie, a nie ogólnie.   - Dobrze to w takim razie konkretnie. Proszę wskazać jakiś jeden krytyczny artykuł, którego Pan był autorem, wobec Artura Wezgraja bądź Politechniki Koszalińskiej. Czy takowy sobie Pan przypomina? - Nie przypominam sobie jakichkolwiek krytycznych artykułów wobec kogokolwiek. Pisze wyłącznie o faktach, nie piszę o osobach.   - Oczywiście. A któraś z rzekomych afer o których Pan pisze… - Z rzekomych afer?   - Tak to nazwę. - To proszę powiedzieć z jakich rzekomych afer.   - Chociażby jakieś nieprawidłowości w różnych spółkach… - Konkretnie. Rzekoma afera. Jaka to jest rzekoma afera? Bo rzekoma to nieprawdziwa tak? Więc proszę powiedzieć jaka rzekoma afera została wykryta przeze mnie.   - Inaczej wobec tych afer, które Pan wykrył, tych materiałów, które Pan opisuje, które Pan prowadził, które Pan opisał – jakieś uchybienia o których Pan ostatnio pisał, np. jeśli chodzi o aquapark. Dlatego pytam się czy którakolwiek z tych spraw zakończyła się postawieniem jakichkolwiek zarzutów? - W momencie zakończenia opisywania danej sprawy przestaje się jej przyglądać więc nie wiem.   - Rozumiem. Jeśli chodzi... oczywiście może Pan nie udzielić odpowiedzi... jeśli chodzi o obecne… - Dziękuję.   - … o obecne sprawy, które są. Czy są obecnie prowadzone sprawy sądzone przeciwko Panu? - Tak mnóstwo.   - A jeśli mógłby Pan określić ich ilość… - Nie jestem w stanie spamiętać.   - A czego one dotyczą? - Przechodzenia na czerwonym świetle, ustalenia ojcostwa, obnażania się w miejscach publicznych i tego typu rzeczy.   - A czy któreś z nich są związane z pracą w Głosie Koszalińskim? - Tego Panu nie mogę powiedzieć.   - Rozumiem. I ostatnie pytanie – czy po ewentualnym zwycięstwie Pana Artura Wezgraja w wyborach samorządowych jeśli zostałaby Panu zaproponowała funkcja rzecznika prasowego czy zgodziłby się Pan? - Nawet jeżeli diabeł w piekle zaproponowałby mi funkcję rzecznika prasowego to oczywiście, że bym się zgodził jeżeli miałbym za to dostać możliwość życia wiecznego chociażby.   - A przypuśćmy… - Już Pan przypuścił.   - Czyli Pana odpowiedź jest taka, że byłoby zaproponowane przez… - Nie, nie. To nie była taka odpowiedź. Ma Pan nagrane więc proszę sobie odtworzyć.

Rodzina, ach rodzina…

Wojciech Kukliński / rozmowa z J. Wezgrajem - Paweł Kaczor - 30 Września 2014 godz. 9:30
Jacek Wezgraj ma ambicje polityczne. Chce być radnym. W odniesieniu wyborczego sukcesu ma mu pomóc start z listy ugrupowania, którego liderem jest jego ojciec, Artur Wezgraj. Nepotyzm?  Nie może być o nim mowy, bo „Mam takie nazwisko, jakie mam i ono nie pozbawia mnie praw obywatelskich” – wyjaśnia Jacek Wezgraj. – Każdy obywatel Polski ma prawo być wybierany do rozmaitych organów, ma prawo startować w wyborach. Ja tu nie jestem żadnym wyjątkiem. – dodaje Wezgraj.   Wielu koszalinian zna jednak Jacka Wezgraja przede wszystkim jako żarliwego obrońcę poczynań swojego taty. Na wszelakich internetowych forach pełno jest jego wypowiedzi, komentarzy, opinii. Jacek Wezgraj, który z zawodu jest psychologiem prowadzi własnego bloga. Jest także dziennikarzem miesięcznika „Koszalin Bliżej”. Wydawcą miesięcznika jest spółka PerMedia S.A., której jednym z założycieli i członkiem władz był Artur Wezgraj. W gronie akcjonariuszy PerMedia S.A. znajduje się także Politechnika Koszalińska…   O to, czy bycie jednocześnie dziennikarzem i politykiem jest etyczne, zapytaliśmy Pana Jacka. -  Ja się nie uważam za dziennikarza. Nie jestem zatrudniony na etacie ani w „Koszalin Bliżej”, ani w innych mediach. Czasami PerMedia zamawia u mnie teksty i jeśli zostają one uznane za dobre, to są przez gazetę drukowane. Myślę, że określenie „dziennikarz” do mnie nie pasuje, bo to jest pewien zawód, którego ja nie wykonuję. Jednak zdarza mi się napisać teksty, które publikowane są w „Koszalin Bliżej” i otrzymuje za nie wynagrodzenie. Nie mam sobie tutaj nic do zarzucenia. – zaprzecza sam sobie Wezgraj.   Na tym nie koniec niejasności. Przez lata Jacek Wezgraj swoją prywatną praktykę prowadził w wynajmowanym od Parku Technologicznego lokalu. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że 50% właścicielem Parku Technologicznego jest Politechnika Koszalińska. To właśnie w budynku należącym do Parku Technologicznego swoją siedzibę ma… PerMedia S.A. Kumoterstwo? Ależ skąd! Wszystko było i jest zgodne z prawem. – Ja tam prowadziłem gabinet na długo zanim powstał w tym miejscu Park Technologiczny. Później wynajmowałem pomieszczenie na normalnych zasadach. Płaciłem dokładnie tyle samo, ile płacą inni najemcy. Z mojej strony sprawa była czysta. Z początkiem nowego roku przeniosłem się w inne miejsce. – przekonuje Jacek Wezgraj.   W listopadzie ubiegłego roku rozpętała się „afera plakatowa”. To wtedy w mieście pojawiły się plakaty m.in. z następującą treścią: „Wezgraj ścigany przez komornika”. Opinia publiczna przyjęła, że chodziło o ojca Jacka, który jest równocześnie kanclerzem Politechniki Koszalińskiej. Jednak ostatnio coraz częściej słychać, że to nie kanclerz, a jego syn miał problemy finansowe. – Mogę powiedzieć tyle, że ja wszystkie swoje zobowiązania reguluje na bieżąco. To jest tyle co mam do powiedzenia w tym temacie. – skwitował krótko Jacek, syn Artura obaj Wezgraj.   Wypowiedzi Jacka Wezgraja są autoryzowane.

Darmowy koncert z prywatną spółką w tle

Wojciech Kukliński / Paweł Kaczor - 23 Września 2014 godz. 14:51
Kto był organizatorem, i kto zapłacił za darmowy koncert zespołu Wilki? Artur Wezgraj i Lepszy Koszalin zorganizowali koncert, na organizację którego pozwolenie otrzymała firma PerMedia S.A. Niejasności jest znacznie więcej. Darmowy koncert zespołu Wilki czkawką odbija się organizatorom tej imprezy. Lokalny rywal polityczny oraz zarządzający Halą uważają, że przy jej organizacji doszło do podejrzenia naruszenia prawa.   „Stowarzyszenie Lepszy Koszalin i Artur Wezgraj zapraszają mieszkańców Koszalina na koncert urodzinowy. Wilki. Wstęp wolny”. Wydawałoby się zatem, że organizatorem koncertu było Stowarzyszenie Lepszy Koszalin i Artur Wezgraj. Tymczasem pozwolenie na zorganizowanie imprezy masowej, czyli tego właśnie koncertu otrzymała firma  PerMedia S.A. Spółka PerMedia przez lata wykonywała usługi promocyjno-reklamowe na rzecz Politechniki Koszalińskiej, w której kanclerzem jest… Artur Wezgraj. ZOS jako zarządzający Halą Widowiskowo-Sportową podpisał umowę na wynajem obiektu z PerMedia S.A. Także na tę spółkę zostanie wystawiona faktura za wynajem HWS.   - Koncert zespołu Wilki był anonsowany przez Stowarzyszenie Lepszy Koszalin jako impreza z okazji 5-lecia tego Stowarzyszenia. Organizacja koncertu oraz przebieg imprezy budzą poważne wątpliwości co do tego, czy nie doszło do naruszenia przepisów Kodeksu wyborczego w przedmiocie zasad prowadzenia agitacji wyborczej i finansowania kampanii. – uważa Adam Ostaszewski, przewodniczący Rady Powiatowej Sojuszu Lewicy Demokratycznej w Koszalinie, a zarazem kandydat tego ugrupowania na prezydenta Koszalina.   - Zgodnie z postanowieniami zawartej umowy najmu Hali, spółka PerMedia S.A. nie mogła udostępnić Hali żadnemu innemu podmiotowi bez wcześniejszej pisemnej zgody spółki Zarząd Obiektów Sportowych Sp. z o.o. wydanej w imieniu Właścicieli Hali. Nie mogła również, bez takiej zgody, prowadzić żadnych działań reklamujących podmioty lub osoby trzecie. – uważa natomiast Monika Tkaczyk, prezes ZOS w Koszalinie.   - Jak się okazało spółka PerMedia S.A. złamała wszystkie ze wskazanych postanowień umowy najmu Hali. Bez wcześniejszej zgody spółki Zarząd Obiektów Sportowych Sp. z o.o. wydanej w imieniu Właścicieli Hali, PerMedia S.A. przekazała bowiem organizację imprezy Stowarzyszeniu Lepszy Koszalin, które zorganizowało w tym dniu swój Koncert Urodzinowy. Ponadto podczas imprezy na szeroką skalę prowadzona była kampania reklamowa Stowarzyszenia Lepszy Koszalin wraz z agitacją do wstąpienia w szeregi Stowarzyszenia, na którą Zarząd Obiektów Sportowych Sp. z o.o. nie wydał w imieniu Właścicieli Hali wcześniejszej zgody. Spółka PerMedia S.A. ani Stowarzyszenie Lepszy Koszalin nawet nie próbowały uzyskać wymaganych zgód i nie poinformowały Zarządu Obiektów Sportowych Sp. z o.o. ani Właścicieli Hali o swoich zamiarach względem organizowanej imprezy – dodaje szefowa ZOS.   Wyjaśnienia wymaga sprawa finansowania koncertu. - Stowarzyszenie Lepszy Koszalin oraz pan Artur Wezgraj na swoich kontach na portalu społecznościowym Facebook oświadczyli, że impreza została sfinansowana przez Stowarzyszenie Lepszy Koszalin z największym finansowym udziałem pana Artura Wezgraja. – dodaje Ostaszewski. Faktury za wynajem obiektu ZOS wystawi jednak spółce PerMedia. Nie wiadomo także kto podpisał umowę i kto sfinansował występ samego zespołu Wilki.   Przewodniczący Rady Powiatowej SLD zaznaczył, że na ulotce wykorzystano zdjęcie z oficjalnej prezentacji Artura Wezgraja jako kandydata na prezydenta Koszalina, w trakcie imprezy wystąpił wspomniany Artur Wezgraj, a także zaprezentowano film promujący Stowarzyszenie Lepszy Koszalin z logo identycznym, jakim posługuje się Komitet Wyborczy LK. – Powyższe działania budzą uzasadnione wątpliwości w świetle zasad finansowania kampanii wyborczych oraz prowadzenia agitacji wyborczej. – informuje Adam Ostaszewski, przewodniczący Rady Powiatowej SLD w naszym mieście.   Przewodniczący SLD podkreślił, że konieczna jest odpowiedź, czy Stowarzyszenie tworzące Komitet Wyborczy i organizujące komercyjną imprezę w trakcie kampanii wyborczej, na której to imprezie promowane jest logo KW oraz jego strona internetowa, nie spełnia znamion prowadzenia agitacji wyborczej. – W trakcie imprezy promowano oficjalnie poglądy członków Stowarzyszenia Lepszy Koszalin. Stowarzyszenie to tworzy jednak Komitet Wyborczy, zatem oczywistym jest, że poglądy członków Stowarzyszenia są tożsame z poglądami członków Komitetu Wyborczego i kandydatów w wyborach, w szczególności kandydata na funkcję prezydenta miasta. – twierdzi Adam Ostaszewski.   Według lidera koszalińskiego SLD nie do pomyślenia jest to, aby partia polityczna w trakcie kampanii wyborczej sfinansowała imprezę masową z okazji rocznicy swojego istnienia promując przy tym swoje logo czy stronę internetową wykorzystywaną przez Komitet Wyborczy oraz pokazując kandydatów w wyborach. – Takie postępowanie bez wątpienia zostałoby zaliczone jako prowadzenie agitacji wyborczej. – uważa Ostaszewski. Przewodniczący SLD zwrócił się do PKW o sprawdzenie, czy nie doszło do naruszenia przepisów ordynacji wyborczej skutkujących koniecznością zaliczenia kosztów organizacji imprezy w koszty prowadzenia kampanii wyborczej przez KW Lepszy Koszalin.   Dziś trudno powiedzieć, czy wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Znaków zapytania jest dużo. - Tylko i wyłącznie wiążąca wykładnia przepisów poczyniona przez Państwową Komisję Wyborczą jest w stanie rozwiać wątpliwości w tej sprawie. – słusznie uważa lider koszalińskiego SLD.   Poniżej zamieszczamy: Pełne oświadczenie Moniki Tkaczyk (link) Wniosek Adama Ostaszewskiego do Państwowej Komisji Wyborczej  (link) 

Moim zdaniem: Barwy kampanii

Wojciech Kukliński - 8 Września 2014 godz. 11:30
16 listopada br. wyborcy głosując w wyborach samorządowych udzielą mandatu na sprawowanie w ich imieniu władzy w samorządach. I to przez cztery najbliższe lata. O to kto zostanie obdarzony takim zaufaniem już dziś zabiegają kandydaci. W Koszalinie mamy czterech poważnych pretendentów do fotela prezydenta. Tak naprawdę walka o ostateczne zwycięstwo rozegra się jednak pomiędzy dwoma z nich. Jednym, który buduje, a drugim, który krytykuje. Sztaby wyborcze już na różnych forach internetowych wylewają na siebie pomyje. Udowadniają, że prezentowane przez ich kandydata pomysły, opinie, czy nawet myśli są najważniejsze. Jedynie słuszne.   Otóż w czasie elekcji powinniśmy zastanowić się nie tylko komu, ale i dlaczego chcemy oddać swój głos. Co tak naprawdę nasz kandydat zrobił dla nas, i czy proponowane przez niego zmiany – a każda zmiana to przecież niepewność - mają realne szanse wpłynąć na jakość życia.    

O lepszą Politechnikę

Damian Zydel - 12 Lutego 2014 godz. 15:25
W czwartek (06.02) podczas sesji Rady Miejskiej w ramach Trybuny Obywatelskiej głos zabrał Marek Kęsik, dyrektor Zakładu Gazowniczego w Koszalinie. Podczas wystąpienia zaapelował do władz miasta o interwencję w sprawie słabego kształcenia w Politechnice Koszalińskiej. Swój apel skierował także w kierunku radnego Artura Wezgraja. "Zwracam się do Pana, w jednej osobie radnego, kanclerza uczelni i szefa stowarzyszenia, które swoją misją uczyniło „ulepszenie” Koszalina. Panie radny, weźmy się za ulepszenie naszej uczelni, bo w ostatnich latach Koszalin znacząco i w wielu obszarach się „polepszył” czego nie da się powiedzieć o Politechnice” - apelował podczas Trybuny Obywatelskiej dyrektor Zakładu Gazowniczego w Koszalinie.  Wystąpienie Marka Kęsika spotkało się z wieloma komentarzami. Postanowiliśmy zapytać o powody oraz przyczyny, które zmobilizowały go do zabrania głosu w sprawie koszalińskiej uczelni. - Co skłoniło Pana do wystąpienia podczas czwartkowej Trybuny Obywatelskiej?Postanowiłem zabrać głos po tym, jak zarząd naszej spółki w Warszawie nie pozwolił wpisać Politechniki Koszalińskiej jako miejsca kształcenia podstawowego i podyplomowego na poziomie wyższym dla naszych pracowników. Bardzo mnie to zabolało. Sam jestem absolwentem tej uczelni podobnie jak 66 osób, które zatrudniam. Rodzi się więc obiektywne pytanie, jaką wartość w opinii ludzi zewnątrz Koszalina ma zdobyte w Politechnice wykształcenie? Problem jest nie tylko lokalny, ale także krajowy, co widać w rankingach międzynarodowych, w których polskie uczelnie zajmują dalekie lokaty. Skupiłem się jednak na koszalińskiej uczelni, ponieważ ta sprawa dotyczy bezpośrednio mojej osoby i kierowanego przeze mnie zakładu. Uważam, że jako pracodawca, a przecież szkoły wyższe uczą po to, aby absolwentów potem ktoś zatrudnił, mam prawo do zabrania głosu w tej sprawie. Apeluje, abyśmy wspólnie wzięli się za naprawę systemu kształcenia Politechniki Koszalińskiej.   - W jakich miastach mogą więc zdobywać wykształcenie Pana pracownicy?Pozostają Gdańsk, Poznań i Szczecin – jeżeli spojrzymy na najbliżej oddalone miejscowości od Koszalina. Oczywiście na listę wpisane zostały także inne uczelnie mieszczące się w rankingu 50 najlepszych w kraju.   - Podczas wystąpienia zaapelował Pan do radnego Wezgraja o poprawę jakości kształcenia w koszalińskiej uczelni, ale przecież to nie kanclerz za to odpowiada, lecz rektor. Powiedzmy to wprost. Kanclerz Wezgraj pełni funkcję nieformalnego lidera Politechniki Koszalińskiej. Rektorzy się zmieniają, on jest zawsze. „Tajemnicą Poliszynela” jest ogromny wpływ Pana Wezgraja na kadrę i pracowników uczelni. Na pewno Jego głos jest ważki przy wyborze Rektora, stąd też mógł uczynić z Politechniki oparcie dla swojej działalności politycznej. Jako „przywódca” nie powinien uchylać się od odpowiedzialności za uczelnie, włącznie z poziomem kształcenia. Po rektorach -  liderach z charyzmą,  jak profesorowie Smoleński, Piątek, Kacalak, Wawryn, nie mamy już rektorów, którzy są przywódcami. Dzisiaj tę rolę pełni Artur Wezgraj. - Skąd takie wnioski?Próbowałem angażować profesorów z Politechniki Koszalińskiej w pewien projekt, którego głównym założeniem będzie  rozwijanie niezależnego dialogu społecznego, przez  ludzi, którzy nie mają ambicji politycznych, nie planują startować w żadnych wyborach, ale chcą rozmawiać i dysponują wiedzą w różnych dziedzinach na wysokim poziomie. Otrzymałem decyzje odmowne, bo niezależne forum dyskusji może formułować sprzeczne poglądom Pana Wezgraja opinie, a na to nikt się nie waży.   - Sugeruje Pan, że „ludzie Politechniki” boją się kanclerza?Twierdzą, że są uzależnieni od niego na tyle, że nie ma miejsca na prezentowanie innych poglądów.   - Wspominał Pan o  projekcie. Zarzuca się, że Stowarzyszenie, które chce Pan założyć będzie nieformalną „przybudówką” koszalińskiej Platformy Obywatelskiej. Trudno nie narazić się na takie zarzuty. Dziś w przestrzeni politycznej nie ma miejsca na nic nowego ponadto, co funkcjonuje. Każdy nowy twór spotyka się z atakami. Myślę, że nie tylko tutaj, ale także w innych miastach obserwuje się potrzebę tworzenia niezależnych stowarzyszeń, które w zniekształconej politycznej dyspucie dawałyby ludziom szansę ważenia poglądów. Takim przykładem może być np. projekt Leszka Balcerowicza w Warszawie. Proszę zauważyć, że zabranie przez niego głosu jest  atakowane z różnych stron oraz oceniane politycznie, pomimo że chodzi mu o dobro państwa. Co do naszego projektu to podkreślę, że jest to inicjatywa grupy osób, nie uczestniczących czynnie w polityce.   - Czyli nie będzie to Stowarzyszenie polityczne? Chcę animować  niezależną dyskusję na najwyższym poziomie. Nie jest oczywiście powiedziane, że politycy nie będą mogli zabierać głosu jako goście, ponieważ mają prawo ustosunkować się do zdania innych. Chodzi o to, aby rozmawiać o ważnych sprawach dla miasta, takich jak:  inwestycje, funkcjonowanie miasta, przyszłość Koszalina i kolejnych pokoleń. Wyjaśniać, szukać dobrych rozwiązań. Stowarzyszenia i ugrupowania polityczne także o tym mówią, ale  walcząc jednocześnie o wyborców tracą często wiarygodność.   - Co tak naprawdę prezydent Jedliński może zrobić w celu polepszenia kształcenia w Politechnice Koszalińskiej? Apelował Pan o to, jednak uczelnia posiada swoje władzę, autonomię, jest niezależna od Miasta. Uczelnie swoją autonomię chciałyby zamienić w status „świętej krowy”. Na to nie może być zgody. Politechnika Koszalińska jest z miastem ściśle związana. Miasto świadczyło pomoc uczelni, kiedy była taka potrzeba. Przykładem mogą być przekazane grunty oraz nieruchomości. Przekazane, nie sprzedane. Przykładem jest także Hala Widowiskowo-Sportowa, która powstała dzięki współpracy Miasta oraz Politechniki. - Skupmy się jednak na kształceniu. Prezydent ma prawo i obowiązek interesować się Uczelnią tak samo, jak interesuje się Policją, Strażą Pożarną, czy Szpitalem Wojewódzkim. Władze miasta to głos mieszkańców. Wszyscy chcemy przecież, aby kolejne pokolenia mogły kształcić się na najlepszych specjalistów w różnych dziedzinach nie wyjeżdżając z Koszalina.   - Czy Piotr Jedliński może na to wpłynąć? Prezydenta wybrało społeczeństwo. Ma więc prawo do zabierania głosu w imieniu mieszkańców we wszystkich sprawach, nawet tych, za które formalnie odpowiada Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Jeżeli wzrośnie ranga uczelni, wzrośnie także prestiż miasta. Mało tego, koszalinianie nie będą musieli wyjeżdżać, aby zdobywać wykształcenie. Prezydentowi powinno na tym zależeć. Zaapelowałem, ponieważ to Piotr Jedliński jest partnerem do rozmów z uczelnią.   - Czy ma Pan świadomość, że sugestia jakoby koszalińska Politechnika była jedną ze słabszych uczelni w kraju to cios także przeciwko jej studentom i absolwentom?Nie chciałem naprawdę nikogo urazić, przecież sam jestem absolwentem. Cenię młodych ludzi i poruszyłem tę kwestię także w ich interesie. Stąd też pytam o powody obniżenia jakości kształcenia. Jeden z nich znam. Uczelnia stała się politycznym zapleczem Artura Wezgraja. Jeżeli już mówiliśmy o autonomii szkoły wyższej, to jak to się ma do finansowania gazety, która od początku była pomysłem kanclerza dotowanym przez Politechnikę i wpierającym jego działalność polityczną.   - Czy Pana aktywność, to przejaw chęci powrotu do polityki lokalnej bądź krajowej? Swoją polityczną karierę już zakończyłem. Nie zamierzam kandydować do Rady Miejskiej ani ubiegać się o inne funkcje z wyboru.. Pozostaję osobą bezpartyjną bez chęci powrotu do życia politycznego. Szczerze? Polityka nie bardzo mi się podoba. Natomiast społeczną aktywność uważam za obywatelski obowiązek.   - Dziekuję za rozmowę.