Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
wydarzenia

O lepszą Politechnikę

Autor Damian Zydel 12 Lutego 2014 godz. 15:25
W czwartek (06.02) podczas sesji Rady Miejskiej w ramach Trybuny Obywatelskiej głos zabrał Marek Kęsik, dyrektor Zakładu Gazowniczego w Koszalinie. Podczas wystąpienia zaapelował do władz miasta o interwencję w sprawie słabego kształcenia w Politechnice Koszalińskiej. Swój apel skierował także w kierunku radnego Artura Wezgraja.

"Zwracam się do Pana, w jednej osobie radnego, kanclerza uczelni i szefa stowarzyszenia, które swoją misją uczyniło „ulepszenie” Koszalina. Panie radny, weźmy się za ulepszenie naszej uczelni, bo w ostatnich latach Koszalin znacząco i w wielu obszarach się „polepszył” czego nie da się powiedzieć o Politechnice” - apelował podczas Trybuny Obywatelskiej dyrektor Zakładu Gazowniczego w Koszalinie.
 

Wystąpienie Marka Kęsika spotkało się z wieloma komentarzami. Postanowiliśmy zapytać o powody oraz przyczyny, które zmobilizowały go do zabrania głosu w sprawie koszalińskiej uczelni.


- Co skłoniło Pana do wystąpienia podczas czwartkowej Trybuny Obywatelskiej?
Postanowiłem zabrać głos po tym, jak zarząd naszej spółki w Warszawie nie pozwolił wpisać Politechniki Koszalińskiej jako miejsca kształcenia podstawowego i podyplomowego na poziomie wyższym dla naszych pracowników. Bardzo mnie to zabolało. Sam jestem absolwentem tej uczelni podobnie jak 66 osób, które zatrudniam. Rodzi się więc obiektywne pytanie, jaką wartość w opinii ludzi zewnątrz Koszalina ma zdobyte w Politechnice wykształcenie? Problem jest nie tylko lokalny, ale także krajowy, co widać w rankingach międzynarodowych, w których polskie uczelnie zajmują dalekie lokaty. Skupiłem się jednak na koszalińskiej uczelni, ponieważ ta sprawa dotyczy bezpośrednio mojej osoby i kierowanego przeze mnie zakładu. Uważam, że jako pracodawca, a przecież szkoły wyższe uczą po to, aby absolwentów potem ktoś zatrudnił, mam prawo do zabrania głosu w tej sprawie. Apeluje, abyśmy wspólnie wzięli się za naprawę systemu kształcenia Politechniki Koszalińskiej.

 

- W jakich miastach mogą więc zdobywać wykształcenie Pana pracownicy?
Pozostają Gdańsk, Poznań i Szczecin – jeżeli spojrzymy na najbliżej oddalone miejscowości od Koszalina. Oczywiście na listę wpisane zostały także inne uczelnie mieszczące się w rankingu 50 najlepszych w kraju.

 

- Podczas wystąpienia zaapelował Pan do radnego Wezgraja o poprawę jakości kształcenia w koszalińskiej uczelni, ale przecież to nie kanclerz za to odpowiada, lecz rektor.

Powiedzmy to wprost. Kanclerz Wezgraj pełni funkcję nieformalnego lidera Politechniki Koszalińskiej. Rektorzy się zmieniają, on jest zawsze. „Tajemnicą Poliszynela” jest ogromny wpływ Pana Wezgraja na kadrę i pracowników uczelni. Na pewno Jego głos jest ważki przy wyborze Rektora, stąd też mógł uczynić z Politechniki oparcie dla swojej działalności politycznej. Jako „przywódca” nie powinien uchylać się od odpowiedzialności za uczelnie, włącznie z poziomem kształcenia. Po rektorach -  liderach z charyzmą,  jak profesorowie Smoleński, Piątek, Kacalak, Wawryn, nie mamy już rektorów, którzy są przywódcami. Dzisiaj tę rolę pełni Artur Wezgraj.


- Skąd takie wnioski?
Próbowałem angażować profesorów z Politechniki Koszalińskiej w pewien projekt, którego głównym założeniem będzie  rozwijanie niezależnego dialogu społecznego, przez  ludzi, którzy nie mają ambicji politycznych, nie planują startować w żadnych wyborach, ale chcą rozmawiać i dysponują wiedzą w różnych dziedzinach na wysokim poziomie. Otrzymałem decyzje odmowne, bo niezależne forum dyskusji może formułować sprzeczne poglądom Pana Wezgraja opinie, a na to nikt się nie waży.

 

- Sugeruje Pan, że „ludzie Politechniki” boją się kanclerza?
Twierdzą, że są uzależnieni od niego na tyle, że nie ma miejsca na prezentowanie innych poglądów.

 

- Wspominał Pan o  projekcie. Zarzuca się, że Stowarzyszenie, które chce Pan założyć będzie nieformalną „przybudówką” koszalińskiej Platformy Obywatelskiej.

Trudno nie narazić się na takie zarzuty. Dziś w przestrzeni politycznej nie ma miejsca na nic nowego ponadto, co funkcjonuje. Każdy nowy twór spotyka się z atakami. Myślę, że nie tylko tutaj, ale także w innych miastach obserwuje się potrzebę tworzenia niezależnych stowarzyszeń, które w zniekształconej politycznej dyspucie dawałyby ludziom szansę ważenia poglądów. Takim przykładem może być np. projekt Leszka Balcerowicza w Warszawie. Proszę zauważyć, że zabranie przez niego głosu jest  atakowane z różnych stron oraz oceniane politycznie, pomimo że chodzi mu o dobro państwa. Co do naszego projektu to podkreślę, że jest to inicjatywa grupy osób, nie uczestniczących czynnie w polityce.

 

- Czyli nie będzie to Stowarzyszenie polityczne?

Chcę animować  niezależną dyskusję na najwyższym poziomie. Nie jest oczywiście powiedziane, że politycy nie będą mogli zabierać głosu jako goście, ponieważ mają prawo ustosunkować się do zdania innych. Chodzi o to, aby rozmawiać o ważnych sprawach dla miasta, takich jak:  inwestycje, funkcjonowanie miasta, przyszłość Koszalina i kolejnych pokoleń. Wyjaśniać, szukać dobrych rozwiązań. Stowarzyszenia i ugrupowania polityczne także o tym mówią, ale  walcząc jednocześnie o wyborców tracą często wiarygodność.

 

- Co tak naprawdę prezydent Jedliński może zrobić w celu polepszenia kształcenia w Politechnice Koszalińskiej? Apelował Pan o to, jednak uczelnia posiada swoje władzę, autonomię, jest niezależna od Miasta.

Uczelnie swoją autonomię chciałyby zamienić w status „świętej krowy”. Na to nie może być zgody. Politechnika Koszalińska jest z miastem ściśle związana. Miasto świadczyło pomoc uczelni, kiedy była taka potrzeba. Przykładem mogą być przekazane grunty oraz nieruchomości. Przekazane, nie sprzedane. Przykładem jest także Hala Widowiskowo-Sportowa, która powstała dzięki współpracy Miasta oraz Politechniki.

- Skupmy się jednak na kształceniu. 
Prezydent ma prawo i obowiązek interesować się Uczelnią tak samo, jak interesuje się Policją, Strażą Pożarną, czy Szpitalem Wojewódzkim. Władze miasta to głos mieszkańców. Wszyscy chcemy przecież, aby kolejne pokolenia mogły kształcić się na najlepszych specjalistów w różnych dziedzinach nie wyjeżdżając z Koszalina.

 

- Czy Piotr Jedliński może na to wpłynąć?

Prezydenta wybrało społeczeństwo. Ma więc prawo do zabierania głosu w imieniu mieszkańców we wszystkich sprawach, nawet tych, za które formalnie odpowiada Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Jeżeli wzrośnie ranga uczelni, wzrośnie także prestiż miasta. Mało tego, koszalinianie nie będą musieli wyjeżdżać, aby zdobywać wykształcenie. Prezydentowi powinno na tym zależeć. Zaapelowałem, ponieważ to Piotr Jedliński jest partnerem do rozmów z uczelnią.

 

- Czy ma Pan świadomość, że sugestia jakoby koszalińska Politechnika była jedną ze słabszych uczelni w kraju to cios także przeciwko jej studentom i absolwentom?
Nie chciałem naprawdę nikogo urazić, przecież sam jestem absolwentem. Cenię młodych ludzi i poruszyłem tę kwestię także w ich interesie. Stąd też pytam o powody obniżenia jakości kształcenia. Jeden z nich znam. Uczelnia stała się politycznym zapleczem Artura Wezgraja. Jeżeli już mówiliśmy o autonomii szkoły wyższej, to jak to się ma do finansowania gazety, która od początku była pomysłem kanclerza dotowanym przez Politechnikę i wpierającym jego działalność polityczną.

 

- Czy Pana aktywność, to przejaw chęci powrotu do polityki lokalnej bądź krajowej?

Swoją polityczną karierę już zakończyłem. Nie zamierzam kandydować do Rady Miejskiej ani ubiegać się o inne funkcje z wyboru.. Pozostaję osobą bezpartyjną bez chęci powrotu do życia politycznego. Szczerze? Polityka nie bardzo mi się podoba. Natomiast społeczną aktywność uważam za obywatelski obowiązek.

 

- Dziekuję za rozmowę.

Czytaj też

Weryfikowałem i byłem weryfikowany

Wojciech Kukliński - 22 Października 2014 godz. 16:53
Wojciech Kukliński rozmawia z Markiem Kęsikiem, byłym przewodniczącym Rady Miejskiej w Koszalinie, byłym radnym sejmiku i aktualnie kandydatem PO w nadchodzących wyborach. - Jakie pierwsze pytanie zadawał Pan weryfikowanym w stanie wojennym dziennikarzom? - Rozczaruję Pana. Ja nie byłem od zadawania pytań. Podczas pracy w komisji siedziałem cicho...  Byłem stremowany. To dopiero był mój trzeci dzień pracy w Komitecie Wojewódzkim PZPR. Od zadawania pytań byli inni.   -Skąd zatem opinia, że był Pan „żarliwym weryfikatorem“? -To kłamstwo. W internecie można znaleźć notatkę z postępowania komisji, i jeśli    przeczytamy jej skład będziemy wiedzieć, kto mógł, i kto zadawał pytania. Z drugiej strony upubliczniona notatka nie przekazuje nam pełnej informacji o składzie komisji. Brakuje w niej dwóch najbardziej aktywnych i najbardziej zorientowanych jej członków. Mam tu na myśli redaktorów naczelnych gazety i radia.   -Jaki był efekt prac komisji weryfikacyjnej? -Oficjalnie nasze postępowanie zakończyło się pozytywną weryfikacją zespołów dziennikarskich prasy i radia, które „prawidłowo realizowały wytyczoną przez partię linię programową“. Jedyną ofiarą tej komisji była młoda, pracująca dopiero od roku dziennikarka gazety. Jak mi po latach sama powiedziała,  fakt, że trafiła do pracy w organie partyjnym, bo wówczas wszystkie dzienniki były organami partyjnymi, uważała za błąd.  W kolejnych latach z tą Panią współpracowałem przy realizacji, między innymi dwóch wydawnictw.     -Czy odczuwa jakąś urazę do Pana? -Myślę, że nie. Na pewno nasze poglądy na temat tamtego okresu różnią się. Z pewnością jednak nie mamy w stosunku do siebie żadnych złych emocji.   -Proszę powiedzieć, tak po ludzku: wstydzi się Pan tego fragmentu swojego życiorysu? -To trudne pytanie. Do partii trafiłem, bo to naturalna droga dla chłopaka wychowanego w wojskowej rodzinie...  Dzięki pracy w komitecie przez trzy lata studiowałem w Moskwie, a z tego okresu mam wiele niezwykle pozytywnych wspomnień. Odpowiadając jednak na pańskie pytanie wprost, to dziś na pewno nie chciałbym być członkiem komisji weryfikacyjnej - jakiejkolwiek.     - Weryfikator, to pojęcie co jakiś czas wraca do Pana jak jakiś najczarniejszy sen... - ... wraca, oj wraca. Podczas rządów PiS poprzez wzmożoną aktywność prokuratorów, w tym prokuratury IPN wyjaśniano pracę tej komisji. Owe postępowanie oprócz medialnej wrzawy nic nie przyniosło. Fakt, że weryfikatorzy ze stanu wojennego byli pod lupą prokuratora był dla dziennikarzy bardzo atrakcyjny, ale o zakończeniu tych postępowań żaden z nich nie poinformował.   - A dlaczego dziś, znów wokół Pana, i tej sprawy zrobiło się głośno? - Jest zapotrzebowanie na tego typu walkę polityczną. Mnożenie podziałów, sianie nienawiści. Fakt, że ja, były działacz SLD znalazłem się na liście PO, ktoś uznał za świetny moment do zaatakowania Platformy. Zostałem w tej sprawie użyty przedmiotowo.   - Pamiętam także fakt, że chciano Pana usunąć ze stanowiska dyrektora gazowni. Dobrze pamiętam? -Tak. Raz zostałem z przyczyn politycznych wyrzucony z pracy, a raz zawieszony. Dzięki poparciu załogi, w tym także Rady Pracowniczej i mojej sądowej walki zostałem przywrócony do pracy i jak Pan widzi do dziś tu pracuję   -A czy przed podjęciem decyzji o ponownym ubieganiu się o mandat radnego wojewódzkiego rozmawiał Pan z szefem zachodniopomorskiej PO o swojej mało chlubnej przeszłości? -Nie rozmawiałem. Propozycję współpracy  złożyły mi koszalińskie władze PO. Nikt mnie o to nie pytał, a ja myślałem, że sprawa sprzed 32 lat, o której było już tyle razy głośno jest powszechnie znana, i  jest zakończona. Przecież już  trzykrotnie startowałem w wyborach, i za każdym razem uzyskiwałem mandat zaufania społecznego. Obecne zaproszenie uznałem za docenienie mojej pracy społecznej.   -Właśnie, to w dużej mierze dzięki Pana osobistemu zaangażowaniu  koszykarze AZS Koszalin dziś występują w ekstraklasie. -Jest mi miło, że ktoś o tym wspomina. Rzeczywiście udało mi się w ciężkich dla sportu czasach, w których nie było zasad i reguł prowadzenia profesjonalnej drużyny, utrzymać dla Koszalina ten zespół. Doskonale pamiętam mecz w Zgorzelcu dający nam upragniony awans do ekstraklasy. To był kapitalny pojedynek w wykonaniu zespołu prowadzonego przez świętej pamięci trenera Jerzego Olejniczaka. Gwiazdą spotkania był Sebastian Balcerzak. Do dziś mam kasetę z tym meczem.   - A ja pamiętam Pana, gdy jako przewodniczący Rady Miejskiej przeforsował Pan uchwałę dającą AZS Koszalin możliwość pozyskania koszykarza zza oceanu. - Dziś nikogo nie dziwi fakt, że miasto dbając o swoich obywateli przeznacza co roku na sport zawodowy ponad dwa miliony złotych. Wówczas, gdy po raz pierwszy zdobyliśmy się na taką promocję Koszalina poprzez sport, uznano nas niemal za szaleńców. Czas jednak pokazał, że to działanie było słuszne. Gwiazdy ściągają na widownie nie tylko kibiców, ale i naszą młodzież, która w swoich marzeniach chce być taka jak one.   - Na koniec proszę powiedzieć, czy Pańska krytyka Politechniki Koszalińskiej wynika z Pana strategii politycznej? - Nie. Sam jestem  absolwentem tej uczelni. Kocham Koszalin i chcę być dumny z pozycji uczelni, którą ukończyłem. Zatrudniam sześćdziesięciu sześciu inżynierów, którzy swoją wiedzę zdobywali w naszej Politechnice. Obecną  słabość uczelni, która we wszystkich rankingach plasuje się niemal na samym dnie upatruję w tym, że władze uczelni, a przede wszystkim jej kanclerz wciągnął ją w walkę polityczną. Moim zdaniem właśnie ten fakt spowodował, że powstała, wydająca najpierw dziennik, a później tygodnik „Miasto“ spółka PerMedia. Właśnie w tej  spółce, która ostatnio stała się słynna dlatego, że była organizatorem darmowego koncertu zespołu „Wilki“ uczelnia przez kilka lat utopiła najprawdopodobniej cztery miliony złotych.  Politechnika wykupowała bowiem w PerMedia z jednej strony reklamy, a z drugiej jako współwłaściciel pokrywała straty jakie ona przynosiła. Łącznie to, o ile wiem, około czterech milionów złotych. Olbrzymie pieniądze.  Jestem pewien, że przyjdzie jeszcze czas, i znajdą się na uczelni odpowiedzialni ludzie, którzy będą chcieli dokonać pełnego rozliczenia polityki finansowej prowadzonej przez obecnego kanclerza.   -Dziękuję za rozmowę

Bednarek pozywa Wezgraja

red. ekoszalin - 1 Lutego 2014 godz. 11:46
Konflikt na linii kanclerz Politechniki Koszalińskiej – dyrektor koszalińskiej Hali Widowiskowo Sportowej, z internetowej „pyskówki” przerodził się właśnie w sądową walkę przed obliczem Temidy. Wczoraj do naszej redakcji dotarło oświadczenia Łukasza Bernarka dyrektora Hali Widowiskowo Sportowej z ramienia ZOS. W oświadczeniu czytamy: „W związku z ciągłym naruszaniem moich dóbr osobistych przez Kanclerza Artura Wezgraja, pracownika Politechniki Koszalińskiej, podjąłem decyzję o dochodzeniu swoich praw przed Sądem.Pan Wezgraj poprzez wypowiedzi medialne oraz za pośrednictwem Internetu wielokrotnie naruszył dobre imię mojej osoby narażając mnie tym samym na utratę zaufania potrzebnego do wykonywania pracy zawodowej i sędziowskiej.”Do powyższego oświadczenia załączona została kopia pozwu Bednarka oraz poświadczenie złożenia dokumentu w I Wydziale Cywilnym Sądu Okręgowego w Koszalinie 19 stycznia b.r.W uzasadnieniu pozwu czytamy: „Pozwany, jak wynika z treści dołączonych do pozwu wpisów na własnym blogu prowadzonym pod adresem (...) należącym do Stowarzyszenia Lepszy Koszalin (...) kierowanym przez pozwanego i korespondencji pozwanego do Prezydenta Miasta Koszalina oraz Sekretarza Miasta Koszalina, przeniósł z niezrozumiałych dla powoda powodów - spory prawne pomiędzy Politechniką Koszalińską (której pracownikiem jest pozwany), a Zarządem Obiektów Sportowych Sp. z o.o. (której pracownikiem jest powód) na forum internetu i korespondencji z władzami Miasta Koszalin utożsamiając działania ZOS Sp. z o.o. z osobą powoda, który jest jedynie pracownikiem tej spółki.Przy okazji tych działań pozwany wielokrotnie w sposób rażący i bezprawny naruszył dobra osobiste powoda godząc w jego dobre imię, cześć i godność za pośrednictwem internetu i mediów w sposób narażający powoda na utratę zaufania potrzebnego do wykonywania pracy zawodowej i sędziowskiej.”Jako zadośćuczynienie dyrektor HWS domaga się od kanclerza Politechniki Koszalińskiej m.in.:„Nakazanie pozwanemu usunięcia skutków umyślnego naruszenia dóbr osobistych powoda poprzez zobowiązanie pozwanego do opublikowania na własny koszt w najbliższym, po uprawomocnieniu się wyroku, wydaniu papierowym dziennika Głos Koszaliński, na 6 stronie dodatku lokalnego „Głos Koszalina” oraz w wydaniu internetowym oświadczenia o treści:„Ja, (...) przepraszam pana Łukasza Bednarka za to, że wskutek sformułowań zawartych w moich wypowiedziach na łamach Głosu Koszalińskiego w dniu 22 listopada 2013 r. doszło do naruszenia jego dóbr osobistych w postaci czci, godności oraz dobrego imienia, poprzez stworzenie wrażenia, że Łukasz Bednarek wykonując pracę na rzecz ZOS Sp. z o.o. w Koszalinie działał w swoim interesie prywatnym na szkodę swojego pracodawcy, Miasta Koszalin i Politechniki Koszalińskiej.”Z informacji zamieszczonej na jednym z koszalińskich portali internetowych wynika ze Artur Wezgraj nic nie wie o żadnym pozwie i odmawia komentarza w tej sprawie.Do tematu wrócimy.