"Zwracam się do Pana, w jednej osobie radnego, kanclerza uczelni i szefa stowarzyszenia, które swoją misją uczyniło „ulepszenie” Koszalina. Panie radny, weźmy się za ulepszenie naszej uczelni, bo w ostatnich latach Koszalin znacząco i w wielu obszarach się „polepszył” czego nie da się powiedzieć o Politechnice” - apelował podczas Trybuny Obywatelskiej dyrektor Zakładu Gazowniczego w Koszalinie.
Wystąpienie Marka Kęsika spotkało się z wieloma komentarzami. Postanowiliśmy zapytać o powody oraz przyczyny, które zmobilizowały go do zabrania głosu w sprawie koszalińskiej uczelni.
- Co skłoniło Pana do wystąpienia podczas czwartkowej Trybuny Obywatelskiej?
Postanowiłem zabrać głos po tym, jak zarząd naszej spółki w Warszawie nie pozwolił wpisać Politechniki Koszalińskiej jako miejsca kształcenia podstawowego i podyplomowego na poziomie wyższym dla naszych pracowników. Bardzo mnie to zabolało. Sam jestem absolwentem tej uczelni podobnie jak 66 osób, które zatrudniam. Rodzi się więc obiektywne pytanie, jaką wartość w opinii ludzi zewnątrz Koszalina ma zdobyte w Politechnice wykształcenie? Problem jest nie tylko lokalny, ale także krajowy, co widać w rankingach międzynarodowych, w których polskie uczelnie zajmują dalekie lokaty. Skupiłem się jednak na koszalińskiej uczelni, ponieważ ta sprawa dotyczy bezpośrednio mojej osoby i kierowanego przeze mnie zakładu. Uważam, że jako pracodawca, a przecież szkoły wyższe uczą po to, aby absolwentów potem ktoś zatrudnił, mam prawo do zabrania głosu w tej sprawie. Apeluje, abyśmy wspólnie wzięli się za naprawę systemu kształcenia Politechniki Koszalińskiej.
- W jakich miastach mogą więc zdobywać wykształcenie Pana pracownicy?
Pozostają Gdańsk, Poznań i Szczecin – jeżeli spojrzymy na najbliżej oddalone miejscowości od Koszalina. Oczywiście na listę wpisane zostały także inne uczelnie mieszczące się w rankingu 50 najlepszych w kraju.
- Podczas wystąpienia zaapelował Pan do radnego Wezgraja o poprawę jakości kształcenia w koszalińskiej uczelni, ale przecież to nie kanclerz za to odpowiada, lecz rektor.
Powiedzmy to wprost. Kanclerz Wezgraj pełni funkcję nieformalnego lidera Politechniki Koszalińskiej. Rektorzy się zmieniają, on jest zawsze. „Tajemnicą Poliszynela” jest ogromny wpływ Pana Wezgraja na kadrę i pracowników uczelni. Na pewno Jego głos jest ważki przy wyborze Rektora, stąd też mógł uczynić z Politechniki oparcie dla swojej działalności politycznej. Jako „przywódca” nie powinien uchylać się od odpowiedzialności za uczelnie, włącznie z poziomem kształcenia. Po rektorach - liderach z charyzmą, jak profesorowie Smoleński, Piątek, Kacalak, Wawryn, nie mamy już rektorów, którzy są przywódcami. Dzisiaj tę rolę pełni Artur Wezgraj.
- Skąd takie wnioski?
Próbowałem angażować profesorów z Politechniki Koszalińskiej w pewien projekt, którego głównym założeniem będzie rozwijanie niezależnego dialogu społecznego, przez ludzi, którzy nie mają ambicji politycznych, nie planują startować w żadnych wyborach, ale chcą rozmawiać i dysponują wiedzą w różnych dziedzinach na wysokim poziomie. Otrzymałem decyzje odmowne, bo niezależne forum dyskusji może formułować sprzeczne poglądom Pana Wezgraja opinie, a na to nikt się nie waży.
- Sugeruje Pan, że „ludzie Politechniki” boją się kanclerza?
Twierdzą, że są uzależnieni od niego na tyle, że nie ma miejsca na prezentowanie innych poglądów.
- Wspominał Pan o projekcie. Zarzuca się, że Stowarzyszenie, które chce Pan założyć będzie nieformalną „przybudówką” koszalińskiej Platformy Obywatelskiej.
Trudno nie narazić się na takie zarzuty. Dziś w przestrzeni politycznej nie ma miejsca na nic nowego ponadto, co funkcjonuje. Każdy nowy twór spotyka się z atakami. Myślę, że nie tylko tutaj, ale także w innych miastach obserwuje się potrzebę tworzenia niezależnych stowarzyszeń, które w zniekształconej politycznej dyspucie dawałyby ludziom szansę ważenia poglądów. Takim przykładem może być np. projekt Leszka Balcerowicza w Warszawie. Proszę zauważyć, że zabranie przez niego głosu jest atakowane z różnych stron oraz oceniane politycznie, pomimo że chodzi mu o dobro państwa. Co do naszego projektu to podkreślę, że jest to inicjatywa grupy osób, nie uczestniczących czynnie w polityce.
- Czyli nie będzie to Stowarzyszenie polityczne?
Chcę animować niezależną dyskusję na najwyższym poziomie. Nie jest oczywiście powiedziane, że politycy nie będą mogli zabierać głosu jako goście, ponieważ mają prawo ustosunkować się do zdania innych. Chodzi o to, aby rozmawiać o ważnych sprawach dla miasta, takich jak: inwestycje, funkcjonowanie miasta, przyszłość Koszalina i kolejnych pokoleń. Wyjaśniać, szukać dobrych rozwiązań. Stowarzyszenia i ugrupowania polityczne także o tym mówią, ale walcząc jednocześnie o wyborców tracą często wiarygodność.
- Co tak naprawdę prezydent Jedliński może zrobić w celu polepszenia kształcenia w Politechnice Koszalińskiej? Apelował Pan o to, jednak uczelnia posiada swoje władzę, autonomię, jest niezależna od Miasta.
Uczelnie swoją autonomię chciałyby zamienić w status „świętej krowy”. Na to nie może być zgody. Politechnika Koszalińska jest z miastem ściśle związana. Miasto świadczyło pomoc uczelni, kiedy była taka potrzeba. Przykładem mogą być przekazane grunty oraz nieruchomości. Przekazane, nie sprzedane. Przykładem jest także Hala Widowiskowo-Sportowa, która powstała dzięki współpracy Miasta oraz Politechniki.
- Skupmy się jednak na kształceniu.
Prezydent ma prawo i obowiązek interesować się Uczelnią tak samo, jak interesuje się Policją, Strażą Pożarną, czy Szpitalem Wojewódzkim. Władze miasta to głos mieszkańców. Wszyscy chcemy przecież, aby kolejne pokolenia mogły kształcić się na najlepszych specjalistów w różnych dziedzinach nie wyjeżdżając z Koszalina.
- Czy Piotr Jedliński może na to wpłynąć?
Prezydenta wybrało społeczeństwo. Ma więc prawo do zabierania głosu w imieniu mieszkańców we wszystkich sprawach, nawet tych, za które formalnie odpowiada Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Jeżeli wzrośnie ranga uczelni, wzrośnie także prestiż miasta. Mało tego, koszalinianie nie będą musieli wyjeżdżać, aby zdobywać wykształcenie. Prezydentowi powinno na tym zależeć. Zaapelowałem, ponieważ to Piotr Jedliński jest partnerem do rozmów z uczelnią.
- Czy ma Pan świadomość, że sugestia jakoby koszalińska Politechnika była jedną ze słabszych uczelni w kraju to cios także przeciwko jej studentom i absolwentom?
Nie chciałem naprawdę nikogo urazić, przecież sam jestem absolwentem. Cenię młodych ludzi i poruszyłem tę kwestię także w ich interesie. Stąd też pytam o powody obniżenia jakości kształcenia. Jeden z nich znam. Uczelnia stała się politycznym zapleczem Artura Wezgraja. Jeżeli już mówiliśmy o autonomii szkoły wyższej, to jak to się ma do finansowania gazety, która od początku była pomysłem kanclerza dotowanym przez Politechnikę i wpierającym jego działalność polityczną.
- Czy Pana aktywność, to przejaw chęci powrotu do polityki lokalnej bądź krajowej?
Swoją polityczną karierę już zakończyłem. Nie zamierzam kandydować do Rady Miejskiej ani ubiegać się o inne funkcje z wyboru.. Pozostaję osobą bezpartyjną bez chęci powrotu do życia politycznego. Szczerze? Polityka nie bardzo mi się podoba. Natomiast społeczną aktywność uważam za obywatelski obowiązek.
- Dziekuję za rozmowę.