Posypały się na mnie gromy. Nikt nie podjął dyskusji dotyczącej poruszanego problemu. Łatwiej było zaatakować autora. Cezary Łazarewicz, obecny dziennikarz „Wprost“ napisał: „To jest przykład dziennikarstwa podstawkowego, gdzie dziennikarz jest tylko podstawką do mikrofonu“. Andrzej Mielcarek, wydawca magazynu „Prestiż“ stwierdził: „Marek Kęsik jako ofiara złych ludzi”. Nieco dalej w swoim komentarzu poszedł politycznie zainteresowany Jacek Wezgraj, który stwierdził: „autor jest w ścisłych relacjach biznesowo-towarzysko-politycznych z ludźmi z partii, której obecnie służy weryfikator Kęsik”. Ojciec Jacka, Artur, który ubiega się o fotel prezydenta Koszalin dodał: “Vanish nie byłby lepszy od tego tekstu”.
Otóż Panowie…. Już przygotowując się do rozmowy z Markiem Kęsikiem, członkiem komisji weryfikujacej dziennikarzy w stanie wojennym zdawałem sobie sprawę z tego, że będzie to materiał kontrowersyjny. I o to chodziło. Czasy, w których cały naród miał mówić tylko jednym głosem już dawno się skończyły. I mam nadzieję, że już nie wrócą. Przypomnę, że właśnie w tamtych czasach Polacy walczyli o wolność wypowiedzi. O to, by dziś można było polemizować z poglądami, a nie sadzać do więzień ludzi za ich przekonania. Nie ma nic bowiem gorszego jak pomawiać człowieka tylko za to, że ma inne od nas zdanie.
Dziwię się przede wszystkim Czarkowi, bo sam doświadczył chyba najboleśniej ataku na siebie, jako autora tekstu. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich nominowało go bowiem do tytułu “Hieny Roku”.
Wyjaśnijmy zatem naszym Czytelnikom, w obronie kogo Cezary Łazarewicz, Andrzej Mielcarek, ojciec i syn Wezgrajowie stanęli. Odpowiecie chórem: biednych, represjonowanych dziennikarzy…. Otóż nie! Pamiętajmy o tym, że w tamtych czasach wszystkie dzienniki były organami komitetów Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Czyli należały do partyjnego krwiobiegu. Ba, czerpały z niego. I to pełnymi garściami.
Dziennikarze w pierwszej kolejności dostawali mieszkania i bony na samochody. Gdy udawali się do pracy w tak zwany teren czekał na nich lokalny dygnitarz partyjny najczęściej z obiadem i wódeczką…. Do dziś moi starsi koledzy, o tamtych czasach mówią jako o najlepszych w swoim życiu. Musimy zdawać sobie sprawę i z tego, że dziennikarzem organu partyjnego też nie można było zostać z przypadku. Większość należała do Podstawowej Organizacji Partyjnej. W czasach gdy “partia walczyła z narodem o lepsze jutro”, a wzmożone kontrole były dźwignią społecznego zaufania” dziennikarze pełnili niezwykle istotną rolę tego reżimu.
O ile nie zdziwiło mnie to, że tekst skomentował Jacek Wezgraj, który o tamtych czasach może nie mieć bladego pojęcia. Może tato mu o nich nie opowiadał … W osłupienie wprawił mnie przytyk Artura Wezgraja - Vanish nie byłby lepszy od tego tekstu”. Otóż, Arturze chętnie "wybielę" także i Twoją partyjną historię. Porozmawiam o czasach, które tak głęboko chowasz w mroku historii. Proponuję zatem: spotkajmy się i porozmawiajmy.