Przed pokazem konkursowym na scenie przy teatrze prezentowali się najmłodsi gitarzyści pod kierunkiem Marka Dziedzica.
Piątkowy spektakl powstał na podstawie tekstu amerykańskiego dramaturga i scenarzysty Stephena Belbera. Ową amerykańskość można to było łatwo zauważyć słuchając dialogów na scenie. Solidnych, z perfekcyjnie budowanym napięciem i zaskakującymi zwrotami akcji. Po tych trzech przymiotnikach łatwo można stwierdzić że „Tape” to farsa, czyli gatunek dominujący w teatrze środka. W opinii niektórych teatralnych purystów, może to być obelga, ale spektakl Anety Groszyńskiej mógł się spodobać. Fakt wyboru takiego tekstu przez debiutującą reżyserkę był nieco zaskakujący, ale ona sama bez owijania w bawełnę stwierdziła, że potraktowała tę inscenizację jako swoiste ćwiczenie warsztatowe.
Przedstawienie jest półtoragodzinną rozmową dwóch przyjaciół, która szybko przybiera zgoła nieoczekiwany charakter, kiedy okazuje się że zdarzenia z przeszłości ujawniają skrywane dotąd fakty i stanowią swoistą próbę dla tej długoletniej relacji. Panowie szybko zmieniają grane przez siebie role, jeden z nich gra tego doświadczonego i mądrego, aby za chwilę okazać się pustym demagogiem.
Cała intryga oczywiście ma związek z miłosnym trójkątem sprzed lat, pojawia się szkolna koleżanka obu panów, dzisiaj prokurator i kiedy okazuje się, że jeden jest dealerem, a drugi dopuścił się przestępstwa na tle seksualnym, udaje że wzywa policję, aby zaaresztowała obu swoich byłych kochanków.
Tekst sztuki napisany jest sprawnie, może trochę jak według szablonu, ale zawiera wszystkie elemnet potrzebne dla emocjonalnego odbioru.
Autorzy inscenizacji pokusili się o autorski pomysł uzupełnienia fabuły o zabieg sztuki w sztuce. Całe spotkanie rejestrowane jest dla potrzeb filmu lub telewizji. Oprócz głównych bohaterów, na scenie całości pilnuje reżyser, który ingeruje w przebieg akcji, komentując grę aktorów i sugerując swoje rozwiązania poszczególnych scen. Powoduje to swoisty nawias, przymrużenie oka, a zarazem pokazuje interesującą dla widza kuchnię warsztatu aktorskiego, kiedy te samą kwestię bohaterowie podają nieco inaczej, na skutek sugestii reżysera.
Podczas dyskusji po spektaklu, widzowie wyrażali zadowolenie, że mogą zobaczyć na festiwalu solidny, nie rewolucyjny kawałek teatru, z linearną akcją i bez udziwnień. Podobało się aktorstwo czwórki świeżo upieczonych aktorów. Nie obyło się bez uwag: a to o dziwną rolę reżysera, czy o nie pogłębione charaktery bohaterów, ale przeważały opinie pozytywne.
Dzisiaj czarny koń tegorocznych konfrontacji czyli „Paw królowej” wg tekstu Doroty Masłowskiej w wykonaniu krakowskiego Starego Teatru. Spektakl od początku typowany jest na zwycięzcę IV mTeatru. Jaka będzie decyzja jury dowiemy się w najbliższą niedzielę po godzinie 19:00.