Na zakończenie festiwalu obejrzeliśmy „Pawia królowej” wg tekstu Doroty Masłowskiej. Masłowską się albo kocha albo nienawidzi, mało kto pozostaje obojętnym wobec jej przenikliwej diagnozy współczesnej Polski, której dokonuje jak chirurg skalpelem. Jej język jest równie ostry i bezkompromisowy. Polskie teatry lubią się mierzyć z jej dramaturgią. „Paw królowej” był już wystawiany kilka razy.
Inscenizacja Pawła Świątka, którą obejrzeliśmy w Koszalinie jest nokautująca. Terminologia sportowa jest w tym przypadku bardzo na miejscu, bowiem reżyser zaproponował widzom swoisty mecz z czwórką aktorów. Dwie panie i dwóch panów przez półtorej godziny w sportowych strojach, w pomieszczeniu przypominającym salę do gry w squasha, w niebywałym tempie przekazują nam komunikaty jak piłki. Dla nich, ale także dla odbiorcy jest to niemały wysiłek, bo praktycznie nie ma czasu na zawieszenie się.
Język Masłowskiej według najlepszych wzorców dramaturgicznych przetwarza hip hopowy, nieocenzurowany język ulicy, jest jednym wielkim bluzgiem i wyrazem buntu wobec wszystkiego. Autorka wymyka się prostym definicjom, nie wiemy jakie są jej poglądy. W „Pawiu” ordynuje totalną anarchię. Krakowski spektakl przypisuje aktorom sceny a nie postaci, każdy z nich mówi kilkoma głosami, choć wszyscy przez identyczne sportowe stroje wyglądają tak samo. Na scenie spotykamy m.in. okrutnie brzydką studentkę polonistyki, prezenterkę telewizyjną, wokalistę w depresji czy poetkę neolingwistkę. Słuchamy opowieści o nagłych kłopotach z erekcją Stanisława Retro. Jest ona podana w patetycznie romantyczny sposób, jakby była poważnym kryzysem metafizycznym. Nie sposób wymienić choćby części scenicznych potyczek podawanych przez aktorów w taki sposób, jakby mówienie było koniecznością i leczyło. Co po zburzeniu wszystkiego? Nie ma morału, każdy z nas musi samemu wiedzieć, jaki będzie kolejny krok.
Zapał i fizyczne przygotowanie młodych aktorów budzi prawdziwy szacunek (kilkuminutowy monolog aktorki stojącej w mostku), ale warto do tego dołożyć ich wielką muzykalność. Ścieżka dźwiękowa jest wykonywana przez nic samych. Słychać w niej perfekcyjną wielogłosowość i poczucie rytmu. I znane tematy – Ojciec chrzestny, Ennio Morricone z westernów Sergio Leone czy muzyka z serialu „Janosik”.
Niezależnie od werdyktu jurorów pewne jest, że to fantastyczne że możemy oglądać w Koszalinie takie spektakle przy pełnej sali, tak podczas pokazu jak i dyskusji z aktorami po nim.