Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Kultura 2015 – Sukces i Blamaż

Autor Robert Kuliński 31 Grudnia 2015 godz. 11:01
Miniony rok z koszalińską kulturą wypada bardzo dobrze. Bilans jaki poczyniliśmy wskazuje na to, że działo się ciekawie.

Niniejsze podsumowanie to subiektywny wybór i podział na dwie kategorie  Sukcesu i Blamażu roku 2015. Zdecydowanie łatwiej było wybrać wydarzenia warte najwyższej pochwały, niż totalne nieporozumienia w wymiarze artystycznym.

Sukces 2015


I - Zdecydowany laur pierwszeństwa, trafia do Centrum Kultury 105 i Galerii Scena za niedawne I Koszalińskie Targi Sztuki i Dizajnu, które odbyły się w City Boxie. Może nie było to wydarzenie o wysokich standardach artystycznych, ale udało się przełamać marazm wystawienniczy naszego miasta. Po raz pierwszy na poważnie, studenci i świeżo upieczeni absolwenci Wzornictwa Politechniki Koszalińskiej, mieli okazję pokazać swój kunszt rzemieślniczy, proponując niestandardowe artykuły rzeszom. Zaproszeni zostali także inni, dojrzali twórcy, działający na rynku artystycznego rzemiosła. Można było zapoznać się z zagadnieniami wzornictwa, sztuki współczesnej, poznać artystów i dizajnerów. Porozmawiać z twórcami bezpośrednio przy ich stanowiskach lub wziąć udział w spotkaniach autorskich. Udało się poczynić pierwszy krok w kierunku stworzenia nowej koszalińskiej marki, związanej ze sztuką i dizajnem. Można mieć tylko obiekcje, czy sprzedaż  biżuterii i pudełek prezentowych obok np. treściwych rzeźb Tomasza Rogalińskiego, czy malarstwa Sebastiana Krupińskiego to dobre połączenie. Czy sztuka w takim zestawieniu nie nabiera walorów towaru?

fot. en.wikipedia.org


II –  Na drugiej pozycji należy wspomnieć o czerwcowym koncercie Tomasza Stańki w Filharmonii Koszalińskiej. Niewątpliwie był to rarytas dla każdego miłośnika jazzu i melomanów. Trębacz wystąpił w towarzystwie  muzyków związanych z Koszalinem, czyli Marcinem Wasilewskim (fortepian), Sławomirem Kurkiewiczem (kontrabas) i Michałem Miśkiewiczem (perkusja). Artyści tego pokroju odwiedzają nasze miasto z reguły raz do roku, więc dwójeczka w naszym rankingu po porostu się należy.

III – Innym wydarzeniem muzycznym wartym miana sukcesu w całorocznym podsumowaniu koszalińskiej kultury, był występ absolutnie  fantastycznego tria w Pubie Z Innej Beczki. W listopadzie w ramach cyklu „Jazz w Beczce” zaprezentował się skład Wośko, Tranberg, Kądziela. Był to koncert  prezentujący najwyższe standardy współczesnej muzyki jazzowej, pełnej nieskrępowanej improwizacji i wielkiego artyzmu. Po raz kolejny miniaturowy pub przy ul. Langego, zawstydził wszystkie instytucje kultury Koszalina pokazując, że można zaprosić muzyków wybitnych, pomimo żadnej gwarancji zwrotu poniesionych kosztów.

IV – Znów warto wrócić do City Boxu. Mocna czwórka należy się wystawie zorganizowanej we współpracy Galerii Scena i koszalińskiego klubu Krytyki Politycznej. W lipcu koszalinianie mogli podziwiać memy Marty Frej. Niecodzienne prace artystki wykraczają poza ramy malarstwa. Memy to grafiki tworzone na potrzeby internetu, a w galerii City Boxu zawisły jako pełnoprawne dzieła, dodatkowo zawierające satyryczny komentarz do aktualnych wydarzeń  społeczno – polityczno – kulturalnych.

V – Na zakończenie naszego rankingu znów koncert. W lutym w Clubie 105 wystąpił zespół Baaba. Było to jedno z ostatnich wydarzeń przygotowanych przez

zespół Centrum Kultury 105, któremu przewodził, na stanowisku kierownika impresariatu, Mateusz Prus. Niezwykłe wydarzenie, tym bardziej, że nie odbyło się w prywatnym klubie z pasji właściciela do propagowania  niebanalnej i świeżej muzyki, ale w sali koncertowej instytucji publicznej. Tak właściwie powinno się to odbywać. Komercją niech zajmą się ci, którzy chcą przy okazji koncertu zarobić, a misję publiczną pokazywania twórczości o walorach artystycznych, niech spełnia powołana do tego placówka. W Koszalinie niestety jeszcze jest to na opak.

Na tym zakończymy listę sukcesów 2015 roku, choć było jeszcze kilka wydarzeń wartych uwagi, jak np. wystawa malarstwa Rafała Podgórskiego w Galerii Na Piętrze, koncert Kamil Piotrowicz Quintet w Filharmonii Koszalińskiej, czy sceniczny debiut  nowej formacji znad Dzierżęcinki – Whoiswho.

Blamaż 2015

  
I – Za największy Blamaż roku 2015, należy uznać wystawę prac włoskiego twórcy Mirko Demattè w koszalińskim muzeum. Sprawę nagłośniliśmy jako jedyne medium naszego miasta. Chodziło o

poświadczenie nieprawdy przez zarządców instytucji. Artysta w swoim dossier umieścił informację o tym, że brał udział w Biennale w Wenecji – najbardziej prestiżowej imprezie sztuki współczesnej naszych czasów. Nasze minidochodzenie ujawniło, że jest to nadużycie. Pracownicy Departamentu Sztuk Wizualnych Biennale w Wenecji oraz Historycznego Archiwum Sztuki Współczesnej Fundacji La Biennale di Venezia poinformowali nas, że zaproszony do Koszalina gość Mirko Demattè, nigdy nie brał udziału w tej prestiżowej imprezie. Jest to niewątpliwy skandal, że kurator wystawy powiela nieprawdziwe informacje. Tego typu chwytów marketingowych pracownicy instytucji publicznej - czyli dotowanej z pieniędzy obywateli, mającej także w swojej misji edukację - powinni się wstydzić. Finalnie artysta zmienił informację w dossier na swojej stronie internetowej. Wpis o Biennale w Wenecji został zastąpiony przez notkę informującą o wystawie w Mediolanie, która faktycznie miała miejsce.

II – Pozostajemy w Muzeum. W październiku, także w Galerii Antresola Działu Sztuki Współczesnej została zaprezentowana ekspozycja prac artystek – amatorek z Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Nie ma nic złego w tym, że panie skupione w nieformalnej grupie „Paleta” korzystają z zajęć z rysunku i malarstwa. Zaprezentowane prace zresztą były w znacznej większości dużo bardziej atrakcyjne niż te, które można oglądać podczas hucznych wernisaży ZPAP – u, czy ZPARP – u. Jednak galeria sztuki współczesnej muzeum, to nie jest miejsce na ekspozycję dzieł amatorskiego ruchu artystycznego.


III – Dni Koszalina to specyficzna impreza, od której wymagać nie należy zbyt wiele. Jednak jednym z

absolutnych blamaży minionego roku był pokaz mody przygotowany na Rynku Staromiejskim. Wydarzenie zorganizowane przez pracowników CK 105, szumnie nazwane Teatrem Mody i Karykatury, dosłownie stało się pokraczną karykaturą spektaklu.  Na niewielkim wybiegu, który został ustawiony tuż przy City Boxie, dwanaście modelek prezentowało kreacje autorstwa Artura Krajewskiego, wykładowcy Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Artysta ewidentnie splamił swoje nazwisko tandetnym widowiskiem, odwołującym się do oczekiwań najbardziej siermiężnego widza. Pokaz szumnie nazwany „Teatrem”, przypominał zgadywanki, jakie często wzbogacają zabawy karnawałowe przedszkolaków. Wielkie nieporozumienie i wątpliwa atrakcja.

IVHanza Jazz Festiwal w minionym roku nie zasługuje na pochwałę, dlatego znajduje się na czwartym miejscu porażek kulturalnych.  Imprezy praktycznie w ogóle nie było w mieście, warsztaty dla młodych muzyków zostały okrojone do jednego dnia, a repertuar nie prezentował nic wartego uwagi. Dominował jazz w przestarzałej wersji fusion, a jedną z gwiazd był zespół reggae. Natomiast  konkurs dla młodych składów jazzowych, okazał się być niewypałem.

Trudno było jednak doszukać się większej ilości wydarzeń zasługujących na  miano Blamażu 2015, więc na czwartej pozycji zakończymy. Oczywiście można by na siłę dorzucić coś jeszcze, ale nie były to tak poważne uchybienia, żeby umieszczać je w naszym rankingu. Festiwal Na Fali, choć jest groteską i niepotrzebnym wydatkiem z budżetu miasta, minął bez większych kontrowersji. Natomiast Gala Disco Polo, która okazała się być rekordem frekwencyjnym Hali Widowiskowo – Sportowej, to przecież żadna wina organizatorów. Komercyjne wydarzenie spełniło oczekiwania mieszkańców miasta. Można pokusić się na mały blamaż przyznany publiczności tak licznie zgromadzonej pod sceną, ale czy ma to sens?  

Następny artykuł

Czytaj też

Czas Whoiswho

ekoszalin POLECA Robert Kuliński - 30 Grudnia 2015 godz. 11:41
Jedna z najciekawszych formacji koszalińskiej sceny muzycznej - Whoiswho, rozpoczyna ofensywę promocyjną. Już 3 stycznia oficjalnie ukaże się pierwszy materiał grupy, zarejestrowany dzięki nagrodzie z przeglądu Łowcy Talentów. Whoiswho to czwórka muzyków znana koszalińskiej publiczności z wcześniejszych występów w zespołach Undercity, Pokaz Sztucznych Ogni, Romantycy Lekkich Obyczajów, czy Świadomość. Dominik Chłopecki, Kuba Staniak, Aleksander Pelc i Filip Skaziński w sierpniu weszli do studia Koncertowo - Nagraniowego Radia Koszalin, gdzie mieli nagrać singiel. Okazało się, że muzycy zarejestrowali cały swój materiał. Realizacją  zajęli się Jarosław Ryfun i Adam Iwaszkiewicz. Natomiast za miks i mastering odpowiada Piotr Owczarzak. Oprawę graficzną zapewniła Olga Szadkowska.  Płyta zatytułowana „Czas przestrzeni miast”, to zbiór ośmiu kompozycji, które kilkakrotnie w kończącym się roku, wybrzmiewały na rozmaitych scenach Koszalina i nie tylko. Muzycy zagrali m.in. w Warszawie i Trójmieście. Album album opatrzony, bądź co bądź, pretensjonalnym tytułem, w warstwie muzycznej prezentuje się nad wyraz ciekawie. Siłą grupy jest  fantazyjne  pomieszanie rozmaitych wpływów. Przeważa stylistyka  indie rocka, ale można odnaleźć także szczyptę syntetycznych brzmień rodem z lat 80. ubiegłego wieku. Utwór „∞” przywołuje skojarzenia z falą powrotu disco, którą zapoczątkowali Brytyjczycy z Franz Ferdinand.  Nie jest to jednak kopia, ale stonowana inspiracja. Wokal Aleksandra Pelca zderza taneczną motorykę z niemal folkowym zaśpiewem. Z czasem kompozycja nabiera barw  post rockowych, po to by w finalnie uderzyć mocnymi akordami. Zdecydowanie jednym z ciekawszych momentów krążka jest piosenka „Pies ogrodnika”. Wstęp z miejsca wprowadza słuchacza do mroźnej atmosfery lat 80. ubiegłego wieku. Duch Bilińskiego, na całe szczęście, pojawia się tylko jako  zarys i oniryczne tło. Ostry riff kieruje ową chłodną aurę w stronę nadchodzącej katastrofy emocjonalnej podmiotu lirycznego. Wyważenie pomiędzy drapieżnym tematem, a przestrzenią sprawdza się doskonale. Takich piosenek w Polsce dawno już nikt nie grał. Jednak najbardziej urzekającym w „Psie ogrodnika”, jest kolejny element świadczący o odwadze muzyków. Po prześledzeniu  duchowej i mentalnej beznadziei bohatera tekstu, zresztą wyśpiewanego z mocnym ładunkiem emocjonalnym, pojawia się nic innego jak trance (!). Cały utwór dąży do bardzo zaskakującego i fantastycznego finału, gdzie disco/boogie lat 70. i klawisze znane z czasów świetności takich wykonawców jak Blank and Jones, czy ATB, tworzą miks powalający na kolna. Tym bardziej, że  całość spaja prawdziwe rockowy pomruk. Takie przekładańce funkcjonują na całym, ponad półgodzinnym krążku. Whoiswho to zespół, który nie ma żadnych ograniczeń. Mimo wielkiej mnogości bardzo nietypowych dodatków, niekiedy „od czapy”, słucha się rzeczywiście konkretnej propozycji. Kwartet zasługuje na uwagę każdego, kto lubi dobre piosenki o fajniej strukturze i bardzo ciekawych tekstach.Płycie można jednak coś zarzucić. Przede wszystkim post punkowy pazur, jaki grupa prezentuje na koncertach w ogóle się nie pojawia. Jego miejsce zajął indie rockowy sznyt brzmieniowy, co może odstraszać poszukiwaczy dosadniejszych dźwięków. W niektórych utworach  „przepordukowanie” wokalu - w sensie miksu i nałożonych efektów - sprawia wrażenie, jakby muzyka płynęła swoim torem, a  głos został doklejony na ostatnią chwilę. Pomimo tego album broni się bardzo oryginalnym  materiałem, który wart jest uwagi. Płyta promocyjna powinna zainteresować wytwórnie, bo kwartet  zawarł na niej cały swój muzyczny potencjał i ogromną pomysłowość. Poniżej prezentujemy utwór otwierający album, czyli  „∞”.  

Pierwsze Targi za nami

Robert Kuliński/ fot. K. Koperkiewicz - 14 Grudnia 2015 godz. 16:29
Miniony weekend był pełen atrakcji dla miłośników sztuki i dobrego wzornictwa. Od piątku do niedzieli w City Boxie miały miejsce I Koszalińskie Targi Sztuki i Dizajnu. Impreza cieszyła się bardzo dużym zainteresowaniem mieszkańców miasta. Zapewne związane było to z aurą nadchodzących świat, bo targi oferowały niebanalne produkty, nadające się idealnie na oryginalny prezent. Jednak nie tylko sprzedaż artystycznego rękodzieła miała się dobrze. Wydarzenie przyciągnęło wielu zainteresowanych nowymi trendami w projektowaniu przedmiotów użytkowych oraz miłośników sztuki. - Bardzo dużo ludzi wracało codziennie wciąż w innym towarzystwie – mówi Katarzyna Koperkiewicz współorganizatorka Targów. - To nie byli przypadkowi klienci. Wielu z nich było zorientowanych w sztuce i wzornictwie. Przesiadywali u nas po kilka godzina na kanapach i rozmawiali z wystawcami. Zawiązały się nowe znajomości i kontakty. Jednak to co mnie najbardziej zaskoczyło, to prawdziwe tłumy na potkaniach autorskich. Zresztą dowodem na ogromne zainteresowanie koszalinian naszą imprezą jest to, że w nocy z soboty na niedzielę, niektórzy wystawcy nie spali – dodaje z ogromnym uśmiechem na twarzy. - Tworzyli prezenty na ostatni dzień targów, bo wszystko im się sprzedało. Najbardziej poruszającą sytuację miał Szymon Stala. Musiał wracał z trasy do gdańska, bo jedna z klientek zdecydowała się na zakup jego rzeźby. Według planu impreza miała zakończyć się w niedzielę o 17:00, ale z powodu dużego zainteresowania, organizatorzy -  czyli  działacze i pracownicy Galerii Scena Centrum Kultury 105 - zdecydowali się przedłużyć Tragi o godzinę. Na koniec po oficjalnym zamknięciu, przybyli skandowali chóralnie: „Dzię – ku – je – my!”.  Marcin Prieditis (P&S Consulting) i Dominika Gierczyńska W ramach targów odbył się także konkurs dla projektantów 3D. Nagrody ufundowała firma P&S Consulting, a były to vouchery na druk autorskich projektów. I Miejsce za „Epółkę” zdobyli  Maciej Nierzwicki (kierownik projektu) i  Dominika Gierczyńska (opis i design) II Miejsce za otwieracz do butelek Małgorzata Sitarz III Miejsce za brelok – logo Targów Sztuki i Dizajnu Karol Zagórski   Gratulujemy zwycięzcom konkursu, organizatorom imprezy. A jakie jest Wasze zdanie o minionych targach? Podzielcie się znam swoimi odczuciami i opiniami w komentarzach.

Oryginalne prezenty na targach

Robert Kuliński - 12 Grudnia 2015 godz. 7:00
Ruszyły I Koszalińskie Targi Sztuki i Dizajnu. W galerii City Boxu można znaleźć wiele ciekawych i niepowtarzalnych artykułów, idealnych na świąteczny prezent. Dziw bierze, że w niedużej przestrzeni wystawienniczej zmieściło się aż trzydzieścioro wystawców. Można podziwiać prace typowo artystyczne, jak obrazy, rzeźby i grafiki. Miłośnicy biżuterii i ubioru także mają w czym wybierać. Poza tym mnóstwo wyjątkowych szpargałów, elementów wystroju wnętrza, artystycznie K.Koperkiewicz pomysłodawczyni targów. oprawione książki, maskotki dla dzieci i wyroby kaletnicze. Inicjatywa Katarzyny Koperkiewicz wspierana przez Galerię Scena Centrum Kultury 105, zachwyca rozmachem jak i różnorodnością.   Interesująco prezentuje się stoisko Janiny Myronovej, artystki, która przyjechała do Koszalina aż z Wrocławia. - Zajmuję się ceramiką użytkową. Można zakupić talerze z autorskimi wzorami, a raczej grafikami.  Jest też np. piesek wielofunkcyjny, naczynia na miód z miejscem do odłożenia łyżeczki, bo właśnie ta nieszczęsna łyżeczka zawsze sprawia problem, i postanowiłam go rozwiązać. Jest też naczynie na szczypiorek, do środka wkłada się cebulkę, a liści sobie swobodnie rosną. Janina Myronova   Oprócz typowych przedmiotów użytkowych, artystka przywiozła ze sobą także obrazy. Ceny na stoisku Janiny Myronowej startują od 10 zł.  Inne atrakcje serwują Rybokopki, czyli Mateusz Rybarczyk i Irmina Kopka. - Pochodzimy z malutkich miejscowości w Polsce, a spotkaliśmy się w Koszalinie na studiach – wyjaśnia Mateusz.  - Z okazji targów postanowiliśmy zrealizować, póki co, jednorazowy projekt  - dodaje Irmina. Jest to jedyna jak na razie okazja, aby zakupić przygotowane dla koszalinian artykuły. Stoisko oferuje opakowania prezentowe oraz różnego rodzaju dodatki do odzieży jak np. bardzo oryginale „nerki”, czy torby z nadrukami. Rybokopki   Osoby poszukujące oryginalnej odzieży, biżuterii i galanterii, a także ręcznie wykonanych artykułów papierniczych, powinni odwiedzić stoisko Klaudii Jadczak i Pawła Duszyńskiego. - Mamy w ofercie notesy i zeszyty, które przygotowuję na poczekaniu. Wytłaczam  różne formy korzystam też plotera – opisuje swoją papierniczą działkę Paweł. Za odzież odpowiada Kaludia, która działa w coraz słynniejszym w mieście kole naukowym Instytutu Wzornictwa Politechniki Koszalińskiej The North Fashion. - Staram się łączyć rozmaite formy w niekonwencjonalny sposób, na przykład jeśli chodzi o ubiór  to uszlachetniam projekty np. skórą naturalną, czy futrami. Często tworzę też tkaniny od podstaw, kreując nowy materiał, po to właśnie, aby Klaudia Jadczak i Paweł Duszyński ubiór był jedyny w swoim rodzaju. Myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie – podsumowuje. Nie mogło zabraknąć artykułów dla dzieci. Stoisko o wdzięcznej nazwie Koszmatki oferuje urzekająco pokraczne króliki - przytulanki.  - Zaczęłam szyć króliczki, ale myślę, że w przyszłości pojawią się też inne zwierzątka – wyjaśnia autorka maskotek Marcelina. - Moje przytulanki mają być ekologiczne i wykonane z naturalnych materiałów jak len, bawełna, płótno i wełna. Można je spokojnie prać w pralce. Nie zawierają, żadnych sztucznych elementów, typu np. guziczki imitujące oczka. Pomysł na te uszate maskotki pojawi się, kiedy na świat przyszedł mój siostrzeniec. Szukałam dla niego prezentu po sklepach i nic nie mogłam znaleźć. Ponieważ umiem szyć, to postanowiłam zrobić coś sama. Często bywałam we Francji i tam spotkałam się z bardzo fajnym zwyczajem, że dziecko w dniu Marcelina i jej Koszmatki. narodzin otrzymuje przytulankę, która jest jedna wyjątkowa. Często te maskotki towarzyszą ludziom przez całe życie. Wiadomo, że po czasie są już wytarte i po prostu brzydkie, ale są ukochanymi przytulankami.  Każdy królik jest unikatowy i co najważniejsze - bezpieczny nawet dla niemowlaka. Maskotki różnią się wielkością i kolorystyką. Ceny startują od 50 zł. Pomiędzy stoiskami prezentującymi wyroby rzemieślnicze, wystawiają się także artyści związani przede wszystkim ze sztuką wystawienniczą. W tej grupce prezentuje się Tomasz Rogaliński z charakterystycznymi dla jego twórczości dziełami, poruszającymi problem tolerancji w dzisiejszym świecie. - Przygotowałem Poduszki Przyjaźni. Motywem przewodnim jest  narodowość polska, która otwiera się na to co inne i obce. Z jednej strony poduszki jest flaga mniejszości seksualnych LGBT, a z drugiej barwy narodowe Polski. Jest Tomasz Rogaliński i... Polak mały. też inna seria, odwołująca się do ostatnich wydarzeń w Paryżu. Schemat ten sam, czyli z jednej strony flaga Francji, a z drugiej Polski. Na opakowaniu poduszek widnieje motto: „Wyśnij kolorowy sen o przyjaźni i pokoju na świecie między narodami i mniejszościami. Pokochaj siebie i ludzi. Przytul się  - podaruj”. Kto zna twórczość Rogalińskiego ten wie, że w jego sztuce  bardzo mocno zaznacza się jungowska psychoanaliza. Poduszki odwołują się do poglądu psychologa na temat snu, który pozwala łączyć się ze zbiorową podświadomością. To jednak nie wszystko co oferuje Rogaliński na I Koszalińskich Targach Sztuki i Dizajnu. Nie mogło zabraknąć rzeźby. W ofercie artysty są gipsowe odlewy 14 tygodniowych płodów ludzkich, które w swojej lewej dłoni trzymają Narodową Flagę Polski. - Tytuł tej pracy nasunął się automatycznie „Kto ty jesteś? - Polak Mały.”.  - wyjaśnia twórca. Co warto podkreślić rzeźba jest przygotowana w taki sposób, że można ją od razu powiecić na ścianie w domu, opakowanie zawiera gwoździe, a z tyłu figurki znajduje się otwór.  Prace Rogalińskiego kosztują 50 zł od sztuki. Poniżej prezentujemy listę pozostałych wystawców. Ajwers – biżuteria i zegarki Mes – pracownia kaletnicza Jubiko – artystyczna biżuteria tytanowa i srebrna byHands – pufy i dywany wykonane ręcznie Miksownia Kurtiak i Ley – introligatornia artystyczna P&S Consulting – 3D Hajo – biżuteria Sara Betkier – odzież Kakowska / Jedrzejczak – odzież Agnieszka Żal – odzież Nawrocka Fashion Design JuliAna – odzież Probe – odzież Rawska Biżuteria Bóg Wie Co – odzież, akcesoria i przysmaki Druklin – pracownia sitodruku Cukin – street art Szymon Stala – rzeźba, malarstwo, rysunek Anna Waluś – ilustracje, malarstwo Dobry Sztos – pracownia projektowa Galeria Scena Sebastian Krupiński – malarstwo Tragi potrwają do niedzieli do godziny 17:00.

Emocje i piękne, wolne dźwięki

Robert Kuliński - 23 Listopada 2015 godz. 11:59
Trudno opisać miniony koncert w Pubie Z Innej Beczki nie popadając w egzaltację. Trio Wośko, Tranberg i Kądziela zaprezentowało muzykę tak doskonałą, że nie sposób nie oddać muzykom hołdu, który przysługuje artystom najwyższej próby. Mały pubik na końcu Koszalina, nie raz już wypełniała muzyka wyśmienitych twórców. Sam Wośko (perkusista), występował w lokalu z innym składem  o nazwie Entrails United. Tym razem w towarzystwie gitarzysty Marka Kądzieli i trębacza Kaspera Tranberga, zaprezentował autorski materiał z najnowszej płyty  - okrzykniętej najciekawszym wydawnictwem fonograficznym w Polsce ostatnich lat - „Contouring”.   Kompozycje  bazujące na kontemplacji przyrody Pojezierza Drawskiego, gdzie muzyk spędził wiosnę odpoczywając od miejskiego zgiełku, to dojrzała i nieprzewidywalna  paleta  muzycznego absolutu. Trio stanowczo i z ogromną odwagą wykroczyło poza ramy jazzu. Nowoczesne, czerpiące pełnymi garściami z awangardy i muzyki improwizowanej szkice, tętniły żywą emocją. Wysmakowanie lirycznych, przestrzennych plam generowanych przez gitarę upstrzoną elektronicznymi efektami, spotykało się młodzieńczą potrzebą dosadnej ekspresji. Można stwierdzić, że „freewolna” biegłość muzyków i bardzo różne warianty improwizacji, nadawały dekonstrukcjom bardzo świeżego kolorytu. Oszczędne partie perkusji i soczyście warcząca trąbka, były doskonałym kontrastem do rozedrganych partii gitary. Szalone pasaże  wygasały tylko na chwilę , kiedy to trio spotykało przy wspólnym groovie. Emocje i biegłość muzyków oraz odwaga, przynależna tylko najbardziej wybitnym artystom, sprawiły że koncert na pewno będzie jednym z najważniejszych wydarzeń minionego roku  kulturalnego. Szkoda tylko, że tak nieliczni słuchacze mogli doświadczyć muzyki tria. Warto podkreślić, że to wszystko dzieje się w małym, przytulnym pubie Z Innej Beczki, za prywatne pieniądze właścicieli. Zarządcy publicznych instytucji  kulturalnych, którzy nawet obnoszą się ze swoim rzekomym umiłowaniem jazzu, powinni poczuć się zawstydzeni.

Bieda Hanza

Robert Kuliński - 25 Października 2015 godz. 12:02
Jedenasta edycja Hanza Jazz Festiwal nie była porywająca. Można wręcz rzec, że szalenie uboga. Najbardziej zamiennym było jednak to, że imprezy praktycznie wcale nie było widać ani słychać w mieście. Tradycją festiwalu były jam sessions w klubach całego miasta. Od czwartku do soboty miał miejsce tylko jeden - w Kawałku Podłogi i to w ostatni wieczór. Atrakcji dla młodzieży w  postaci warsztatów, także było jak na lekarstwo. Tylko jeden dzień z muzykami reggaeowej formacji The Linos, miał załatwić sprawę. Poza tym efektów pracy warsztatowej, nie było gdzie posłuchać i zobaczyć.Po ubiegłorocznej, jubileuszowej edycji festiwalu można było mieć nadzieję, że  konkurs dla młodych zespołów jazzowych przyciągnie wielu uczestników. Niestety stało się inaczej. Ciekawym jest fakt, że w pierwszych informacjach o  finalistach, którzy mieli zawalczyć o  nagrodę jury, czyli 2 tys. zł, pojawiła się nazwa Algorhythm. To trójmiejski zespół, który zdobył już uznanie miłośników jazzu. Niestety okazało się, że muzycy jednak nie zagrają w Koszalinie.  Wydaje się jakby konkurs został zorganizowany na ostatnią chwilę , bo ostatecznie  koszalinianie usłyszeli dwie formacje ze szkół muzycznych oraz jeden niezależny skład - The Pineal. Szkolne Combo i Qiuntet, na poważnym - a przynajmniej tak reklamowanym - festiwalu jazzowym, który jest jedną ze sztandarowych imprez Centrum Kultury 105?  Zainteresowanie konkursem było najwyraźniej znikome. W efekcie zmagania młodych jazzmanów nie były niczym poruszającym. Jazzowe Combo Państwowych Szkół Muzycznych I i II stopnia w Krasnymstawie zabrzmiało tak, jakby młodzi muzycy mieli odrobić pracę domową odgrywając – nie po prostu grając – zadane trzy kompozycje stylizowane na jazz. Grupa The Pineal zaserwowała repertuar, będący nieudolną kopią dokonań  formacji Sofa. Zabrzmiały nawet ostre riffy i rapowe wstawki, które zupełnie pogrążyły występ. Ciekawostką jest to, że gościnnie w dwóch utworach wystąpił saksofonista z Przemek Ramniak Quartet – Jakub Skowroński, którego dwóch kolegów z zespołu, czyli lider kwartetu i perkusista Marcin Jahr, zasiadali w gronie jury. Kidy zapytaliśmy dyrektora CK 105  Pawła Strojka, dlaczego doszło do tak nieetycznej sytuacji wyjaśnił następująco- Saksofonista od pana Przemka Raminiaka w dwóch utworach wszedł na scenę, bo na festiwalach jazzowych funkcjonują takie formy. Skład The Pineal zgłosił się jako kwartet. A nasz festiwal jest imprezą wolną, więc konkurs też jest rodzajem zabawy. My takiej wielkiej analizy nie robimy. Jak muzyk chce wejść na scenę albo powiesić flagę - to dajemy mu taką możliwość. Najciekawiej wypadł zespól z koszalińskiej szkoły muzycznej Bacewicz Quintet, choć trudno mówić o jazzowej uczcie. Organizatorzy  konkursu, najprawdopodobniej nieświadomie,  podkreślili jego  małomiasteczkowy charakter, przyznając laury każdemu z uczestników, które wręczył sam prezydent miasta. Nagroda Główna trafiła do Bacewicz Quintet, a pozostałe formacje otrzymały wyróżnienia. Można być pod wrażeniem jak organizatorzy potrafią przedstawić każdą sytuację, czy niedoróbkę programową, jako swoisty sukces. W tym wypadku mamy do czynienia z hasłem: "Hanza rozszerza swoją formułę muzyczną".  Piątkowy koncert zespołu The Lions, co prawda zachwycił bardzo liczną publiczność, ale wydaje się jakby Hanza odchodziła od swojego pierwotnego założenia. Reaggae, ze szczyptą jazzu w formie bezczelnie markowanych  solówek, chyba nie przystoi na imprezie, która rzekomo ma swoją renomę. Tym bardziej, że skład wręcz szczyci się udziałem w Must Be The Music -  gdzie o „music” wcale nie chodzi.  Należy podkreślić, że koncert The Lions był głównym wydarzeniem piątkowego programu imprezy.  Co do inauguracji nie ma po co rwać włosów z głowy, bo otwarcie festiwalu musiało upłynąć przy lekkostrawnych nutach. Suita „Chord nation” w wykonaniu Nikola Kołodziejczyk Orchestra,  na pewno nie przestraszyła zbyt dużą dawką jazzowej wolności koszalińskich oficjeli. Warto jednak zauważyć, że w tym roku osoba szukająca w jazzie porywającej ekspresji i nowatorstwa, mogła z powodzeniem odpuścić sobie uczestnictwo w koncertach.  Projekt Łukasza Pawlika prezentował fusion, którego poukładanie i wygładzone brzmienie mogło zemdlić od nadmiaru słodyczy. „Przepiękny” repertuar Adam Bałdych & Helge Lien Trio, także nie mógł być atrakcyjny  dla miłośników free. Natomiast finałowy występ Przemek Ramniak Quartet, przez młodych słuchaczy, pobłażliwie i nutką ironii został nazwany „prezentacją muzyki z teleturnieju”. OD AUTORAFormuła czterodniowego festiwalu sprowadzała się do mainstreamu, muzyki łatwej lekkiej i przyjemnej. Zapewne Marcin Kydryński były wniebowzięty. Jednak festiwal dzieje się w Koszalinie - mieście stutysięcznym i byłoby dobrze, gdyby zespół CK105 dołożył wszelkich starań, aby każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Wygląda na to, że Hanzę ogarnął marazm, co nie dziwi skoro od lat stanowisko dyrektora programowego piastuje jedna i ta sama osoba. Rutyna jest niczym rak żrący stopniowo z początku bezobjawowo. Jedenasta edycja Hanzy zdradziła jednak pierwsze, poważne objawy nadciągającej katastrofy. Oby działania zapobiegające upadkowi imprezy rozpoczęły się już dziś, bo inaczej Koszalin będzie miał kolejny - tym razem jazzowy – festiwal, który tak jak Generacja pozbawiony będzie większego sensu. Może stać się kolejnym zadaniem w kalendarzu koszalińskich „twórców kultury”, które jak co roku trzeba „odbębnić”.   

Zrobione, odfajkowane i wszyscy są „hepi”

Robert Kuliński - 9 Października 2015 godz. 13:58
Trudno nie zauważyć, że kierownictwo Działu Sztuki Współczesnej koszalińskiego Muzeum, ma poważny problem z realizowaniem programu. Najwyraźniej kłopotem jest brak pomysłu i możliwości, czego wynikiem jest choćby najnowsza wystawa „Poetyckie klimaty”. W koszalińskim Muzeum można podziwiać wystawę prac słuchaczek  Uniwersytetu Trzeciego Wieku Politechniki Koszalińskiej. Miejscem ekspozycji jest Galeria Antresola, która w swoim założeniu miała prezentować sztukę najnowszą. Nie ma nic złego w tym, że panie skupione w nieformalnej grupie „Paleta” korzystają z zajęć z rysunku i malarstwa. Prace  zresztą są w znacznej większości dużo bardziej atrakcyjne niż te, prezentowane podczas hucznych wernisaży ZPAP – u, ZPARP – u , czy innego  wydmuszkowego towarzystwa wzajemnej adoracji.   Jednak trudno mówić o jakiejkolwiek renomie, kiedy każdy może przyjść i poprosić o organizację wystawy. Skoro amatorski ruch artystyczny zyskał już nową przestrzeń wystawienniczą, to może za jakiś czas w Antresoli zobaczymy prace przedszkolaków  np. w ramach konkursu plastycznego „Muzeum oczami dziecka”.   Gdzie w tym wszystkim jest zamysł menadżerski? Śmiem twierdzić, że nie ma go w ogóle. Najlepiej kiedy wystawy robią się same. Nie ma już znaczenia, kto i co chce pokazać, ważne żeby w Galerii coś się działo. Zrobione, odfajkowane i wszyscy są „hepi”.   Warto  zastanowić się, czy przez takie działania galeria znajdująca się w murach szacownego muzeum, nie działa na jego szkodę. Nie chodzi już tylko o zacieśnianie więzi z prywatnym marszandem, który wykorzystywał muzeum do sztucznego podbijania renomy artystów swojej „stajni”.   Tylko, że renomowany artysta nie wystawi swoich prac tam, gdzie  na równi traktuje się amatorów  i twórców przez duże „Tfu”. Jest w Koszalinie kilka galerii niekomercyjnych, gdzie amatorska sztuka znajduje swoje miejsce jak, np. Galeria Region, Galeria KSM Na Skarpie, czy Galeria Ratusz. Teraz do grona tego typu przestrzeni wystawienniczych, dołączyła oficjalnie Antresola. Już od dłuższego czasu  można zauważyć, że poziom prezentowanych dzieł sztuki w rzeczonym miejscu, odbiega znacznie od najnowszych trendów. Skoro mowa o galerii sztuki współczesnej, to karygodnym jest ekspozycja obrazków marynistycznych, martwych natur, czy fotografii polegającej wyłącznie na przesunięciu suwaka w programie graficznym. Z wyrazami wielkiej troski piszę te słowa. Muzeum obecnie znajduje się w stanie zawieszenia, gdyż wieloletni dyrektor, Jerzy Kalicki odchodzi na emeryturę. Jest to szansa na znalezienie nowego szefa, który miałby pomysł na Muzeum w Koszalinie na miarę XXI weku. Niestety termin ogłoszenia konkursu jest cały czas nieznany. Można przypuszczać, że władzom miasta  nie w smak byłaby zupełnie obca osoba w tak bezpiecznej i swojskiej  instytucji, gdzie reprezentanci  Komisji i Rady Kultury czują się jak w domu. Gdzie żadna ekspozycja, nawet ta rzekomo współczesna, nie wprawi zakłopotanie. Skończy się tym ,że władze namaszczą Swojego, który tak jak kierownictwo Działu Sztuki Współczesnej będzie kontynuować program na rękę większości – zrobione, odfajkowane i wszyscy są „hepi”.  

Whoiswho - nowa jakość i wdzięk

Artur Rutkowski/Robert Kuliński - 29 Sierpnia 2015 godz. 0:23
Koncert, który odbył się w Kawałku Podłogi okazał się bardzo interesującą propozycją dla koszalińskich fanów rocka. Publiczność stawiła się w liczbie zadowalającej wykonawców, co było widać i słychać. Na początek zaprezentowała się poznańska formacja Elephant's Escape, która rozbujała publikę w rytm funkującego blues rocka. Z kolei Whoiswho - młoda koszalińska formacja uwiodła słuchaczy przebojowymi, ale niebanalnymi kompozycjami okraszonymi treściwym tekstem.

Niedziela i Dni Koszalina

Robert Kuliński/ fot. Artur Rutkowski - 25 Maj 2015 godz. 11:19
Niedziela, pomimo wielu atrakcji przygotowanych z okazji obchodów Dni Koszalina, upłynęła jednak pod znakiem wyborczej gorączki. Trudno mówić o tłumach uczestników. Zapewne wpływ na to miał także szalenie mizerny poziom rozrywek. Zdecydowanie największą porażką był pokaz mody przygotowany na Rynku Staromiejskim. Wydarzenie szumnie nazwane Teatrem Mody i Karykatury, dosłownie stało się pokraczną karykaturą spektaklu. Tę atrakcję osobiście polecał, podczas ubiegłotygodniowej konferencji dyrektor Centrum  kultury 105 - Paweł Strojek. Nie pierwszy raz można odnieść wrażenie, że pojmowanie pojęcia „kultura” przez pracowników budynku przy ul. Zwycięstwa 105, jest delikatnie mówiąc wypaczone.Na niewielkim wybiegu, który został ustawiony tuż przy City Boxie, dwanaście modelek prezentowało kreacje autorstwa  Artura Krajewskiego, wykładowcy Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Artysta ewidentnie splamił swoje nazwisko tandetnym widowiskiem, odwołującym się do oczekiwań najbardziej siermiężnego widza. Pokaz szumnie nazwany „Teatrem”, przypominał zgadywanki, jakie czesto wzbogacją zabawy karnawałowe przedszkolaków. Na podstawie podpowiedzi prowadzących, zgromadzeni widzowie mieli odgadnąć nazwisko osoby, której podobizna była ukryta na kreacjach. Zapewne taki „szoł” robi wrażenie na uczestnikach bankietów z udziałem celebrytów, kiedy to wykwintne drinki konkretnie zaszumią w głowie. Być może to były warunki w jakich szef CK 105 zetknął się z owym  przedstawieniem, bo trudno jest  znaleźć inne wytłumaczenie wylewnego zachwytu i rekomendacji "Teatru" w gronie koszalińskich dziennikarzy. Nie można też pominąć szalenie „dowcipnej” pary prowadzących, czyli Małgorzaty Lewińskiej i Michała Milowicza. Duet dobrany doskonale pod względem biegłości konferansjerskiej oraz aparycji  na plebejskie party w centrum miasta. Wielu widzów kierowało zmętniony  pobłażliwością wzrok w kierunku sceny. Kostiumowe karykatury prezentowały jedenaście  wizerunków  polskich gwiazd kina i telewizji. Obok Janusza Gajosa, Krystyny Jandy, czy Moniki Olejnik pojawiła się także podobizna Kamila Durczoka. Niezrozumiałym jest fakt, że pomimo kontrowersji jakie wzbudza  słynny prezenter, organizatorzy nie powstrzymali się od przedstawienia jego wizerunku. Konferansjerzy postanowili jedynie zaapelować o przemilczenie tej postaci, jednocześnie dopytując się widzów, czy wiedzą o kogo chodzi. Wśród publiczności  znalazła się jednak osoba, której pokaz wyjątkowo przypadł do gustu i postanowiła swój entuzjazm bardzo wymownie zamanifestować. Jeden z reprezentantów tzw. „playboyów śródmieścia” - których lica niezależnie od pory roku tętnią  czerwienią,  a niekiedy purpurą - w zachwycie uniósł dwie ręce do góry, wznosząc stłumiony okrzyk. Nieporadnie  walcząc z prawami grawitacji, trwając w pozie euforycznej, zapomniał o dysfunkcji swojej garderoby. Dresowe spodnie  z wadliwie działającym ściągaczem przy pasie, osunęły się na wysokość łydki. Zostały obnażone z reguły ukrywane części ciała. Oczywiście utrzymanie równowagi w tak skomplikowanej konfiguracji było niemożliwe. Portki krępujące swobodne poruszanie kończyn dolnych, „boczne powiewy wiatru” i  nieubłagana grawitacja, wprawiły oszołomionego kobiecymi wdziękami mężczyznę w „szamański taniec”. Pląsy  zwieńczyło spektakularne runięcie w otaczających wybieg widzów. Pokaz trwał dalej, a Milowicz z charakterystyczną „preslejowską” manierą odśpiewał piosenkę  z repertuaru Krzysztofa Krawczyka „Wróć do mnie”. Była to doskonała forma uatrakcyjnienia prezentacji podobizny - ukochanego przez polską publiczność - byłego Trubadura. Popisy „Playboya Śródmieścia” oraz pieśń Krawczyka, niespodziewanie bardzo trafnie oddały charakter  przygotowanej przez CK 105 atrakcji w ramach Dni Koszalina i 750 – rocznicy nadania praw miejskich wiosce nad Dierżęcinką.Całe szczęście końcówka niedzieli została uratowana przez Kate Ryan. Przynajmniej podczas wieczornego koncertu,  nie dało się odczuć  prowizorki. Artystka, co prawda nie należy do świetnych wodzirejów, ale i tak udało się jej poderwać całkiem sporą część publiczności z siedzeń. W pewnym momencie ucichł nawet chrzęst pożeranego masowo popcornu. Słuchacze  wspomagali belgijską gwiazdkę pop, nie szczędząc gardeł. Takie przeboje jak  „Libertine”, „Alive”, czy cover z repertuaru Desireless  „Voyage, voyage” pozwoliły publice  bawić się w najlepsze. Takie w końcu są prawidła imprez masowych, nastawionych jedynie na zadowolenie rzeszy odbiorców. 

Muzyka jak czary

Robert Kuliński/ fot. Artur Rutkowski - 22 Lutego 2015 godz. 12:32
Muzyka zespołu Baaba wypełniła Club 105 prawdziwie magiczną aurą. Koszalińska publiczność miała okazję uczestniczyć w koncercie, który na długo zapadnie w pamięć jako absolutne mistrzostwo zarówno wykonawcze jak i kompozycyjne. Nie  bez powodu zespół Baaba jest zaliczany do ścisłej czołówki polskiej sceny niezależnej. Doskonały warsztat muzyków oraz bardzo oryginalne brzmienie formacji przywraca wiarę w  to, że nad Wisłą też można dokonać rzeczy wielkich.  Wieczór w Clubie 105 był przykładem wydarzenia, których w Koszalinie powinno być zdecydowanie więcej. Nieczęsto można w  naszym mieście usłyszeć tak nowatorskie  brzemienia. Rytmiczne „łamańce” i elektroniczna kolorystyka dzięki ogromnej pomysłowości muzyków, splatały się  z dźwiękami saksofonu oraz gitar w sposób nieprzewidywalny i zachwycający.Dało się usłyszeć inspiracje zarówno jazzem, rockiem progresywnym, electropopem, czy dokonaniami sceny yassowej. Doskonałe zgranie  muzyków i dowcipne flirty stylistyczne bazujące na  kontrastach, absolutnie  pochłonęły słuchaczy. Od potężnych rockowych  akcentów,  po  banalne  melodyjki wygrywane na syntetycznych klawiszach. Taneczna stylistyka  rozpadała się nagle  w drobny mak pulsując szalenie  pokrętnym metrum. Arcymistrzostwo perkusisty Jana  Młynarskiego i  figlarny minimalizm gitarowych  poczynań Bartosza Webera urzekały dwubiegunowością - wirtuozeria versus banał. Melodyka ograniczona do niezbędnego minimum uderzała prostotą i humorem. Wszystko zaserwowane z lekkością i  dużym ładunkiem energii. Mieszanina  najróżniejszych stylów i gatunków sprawia, że Baaba  zdecydowanie  zasługuje na miano grupy totalnej, grającej muzykę absolutną. Tak chyba  brzmi  esencja muzycznego piękna.Publiczność oczywiście domagała się bisów i je dostała. Kogo zabrakło w miniony wieczór ten może mieć powody do poczucia  żalu.Zapraszamy do obejrzenia galerii zdjęć

Janasik odpowiada

Robert Kuliński - 11 Lutego 2015 godz. 8:20
Publikujemy list otwarty od Zbigniewa Janasika kolekcjonera i mecenasa sztuki. Jest osobą współodpowiedzialną za wystawy w koszalińskim Muzeum w Galerii Antresola. Szanowni Państwo!Skandal i zamieszanie jakie miało miejsce podczas  otwarcia wystawy  włoskiego artysty Mirko Dematte  w  Muzeum  w  Koszalinie  wywołane  przez  dziennikarza,  podtrzymującego  stanowisko  o nieuczciwości pani kurator muzeum jak i samej instytucji w informowaniu publiczności o  dossier Mirko, zmusza mnie do publicznego zabrania głosuj. Jako osoba polecająca tutejszemu muzeum  wy-stawę  uznanego  zagranicznego  twórcy, którego miałem okazję  osobiście  poznać   w  Rzymie, nie mogę nie odnieść się do pomówień o fałszowaniu przez Mirko artystycznej biografii.  We Włoszech otrzymałem materiały i informacje,że oprócz wielu prestiżowych wydarzeń jak chociażby :rzeźba Mirko Dematte była nagrodą znanego kolarskiego tournee Giro d'Italia 2009 prezantacja na Targach Milano Expo 2012, był również uczestnikiem światowej imprezy tj.Weneckiego Biennale.   Informacja o udziale w  Biennale  w Wenecji  tak zaintrygowała co niektórych  koszalinian, że uznali to za nieprawdopodobne, aby tej rangi  artysta zechciał przyjechać do Koszalina,bo to wiązałoby się chociażby z ogromnymi kosztami. Skontaktowali się – jak podają – z  Departamentem  Sztuk Wizualnych Biennale w Wenecji oraz  Historycznym  Archiwum Fundacji La Biennale di Venezia   i  poinformowali publicznie, że zaproszony gość nigdy nie brał udziału w tej prestiżowej imprezie, nazywając to  skandalem. Na dowód  tego  przytoczona została korespondencja, która obejmowała dwa maile. Pierwszy informował, że Mirko Dematte nigdy nie brał udziału w Weneckim Biennale,drugi przesłany po 42 minutach poszerzał informację ,że organizator główny nie dysponuje pełną  dokumentacją i katalogami. Departament Sztuk Wizualnych Biennale w Wenecji  informował  w nim o zamiejscowych wydarzeniach, cytuję.„wydaje się że brał on udział w zewnętrznej sekcji Włoskiego Pawilonu (National Pavillion of Italy) realizowanego w Mediolanie w ramach obchodów 150 lecia zjednoczenia Włoch w 2011 pod patronatem Ministra Kultury"   Ta  wątpliwość organizatora głównego w niczym nie  zmieniła stanowiska portalu ekoszalin nadal zarzucając gościowi oszustwo. Na wernisażu informowałem,że Biennale Weneckie w 2011 roku obejmowało zamiejscowe prezentacje  w Rzymie Turynie oraz Mediolanie  i  organizator  główny  może  nie dysponować  pełną dokumentacją. Ponadto sam artysta zapowiedział, że kurator tej wystawy Giorgio Gregorio Grasso  na adres Muzeum w Koszalinie prześle maila  potwierdzającego  jego  udział w 54 Ekspozycji Biennale w Wenecji.   Oficjalne pismo Narodowego Instytutu Kultury potwierdzające udział Mirko Dematte w Weneckim Biennale podpisane przez prof. Giorgio Gregorio Grasso, cytuję w oryginale: Il sottoscritto Dott. Prof. Giorgio Gregorio Grasso in qualità di responsabile dell'organizzazione del Padiglione Italia Roma, Milano e Torino della 54° Biennale di Venezia, diretto dal Prof. Vittorio Sgarbi, conferma che l'artista Mirko Demattè nato a Trento il 9-settembre-1975 ha partecipato con n°2 (due) opere al Padiglione Italia-Milano della suddetta Biennale di Venezia. Parteciparono all'evento milanese del Padiglione Italia della Biennale di Venezia n° 125(centoventicinque) artisti di cui n°3 (tre) esponenti della Regione Trentino Alto Adige.In fedeDott. Prof. Giorgio Gregorio GrassoMam nadzieję, że redakcja w przyszłości będzie bardziej wnikliwa w dochodzeniu prawdy i powściągliwa  w swoich ocenach,że stać  ją na  sprostowanie  swojego stanowiska i uderzenie się  w piersi. Na marginesie, zauważam że Koszalin dorobił się światowej rangi krytyka, który jest w stanie zanegować recenzje i opinie uznanych zagranicznych krytyków sztuki.                                                                                                                Z poważaniem                                                                                                               Zbigniew Janasik   Od redakcji   Sprawę uczestnictwa Mirko Dematte uważamy za zamkniętą. Odpowiedzi na wszelkie nasuwające się pytania  można znaleźć w naszych wcześniejszych publikacjach: "Sztuka z kłamstwem w tle" "Adamczak i powaga źródeł" "Sztuka w atmosferze skandalu" "O Biennale raz jeszcze" Za epilog do całej historii niech posłuży fakt, że  Mirko Dematte zmienił informację w dossier na swojej stronie internetowej. Wpis o Biennale w Wenecji został zastąpiony przez notkę informująca o wystawie w Mediolanie.  

Adamczak i powaga źródeł

Robert Kuliński/ zdjęcie pochodzi z teleewizyjnego show "Ugotowani", ugotowani.tvn.pl/ - 4 Lutego 2015 godz. 13:18
Nasza wczorajsza publikacja „Sztuka z kłamstwem w tle” udowodniła nieścisłość w dossier artysty, którego prace będzie można oglądać od piątku w Galerii Antresola koszalińskiego Muzeum. Fakt zniekształcenia informacji dotyczącej udziału zaproszonego gościa w weneckim Biennale poruszył niektórych czytelników. Jeden z koszalińskich twórców  dosadnie skrytykował zaistniałą sytuację słowami: „Jest to przede wszystkim nieuczciwe względem potencjalnych odbiorców, zwłaszcza, że sztuka i kultura, to tego rodzaju dziedziny życia społecznego, gdzie szczerość winna zawsze stawać na piedestale.” Dzięki informacjom jakie otrzymaliśmy od organizatorów  Biennale w Wenecji okazało się, że Mirko Demattè nigdy nie prezentował swoich prac na imprezie o ogólnoświatowym prestiżu. Skontaktowaliśmy się  dyrekcją koszalińskiego Muzeum prosząc o przedstawienie oficjalnego stanowiska w tej sprawie. Otrzymaliśmy lakonicznego maila od Marty Adamczak prowadzącej Dział Sztuki Współczesnej. Treść korespondencji jest zaskakująca, aby nie powiedzieć szokująca. Otóż według Adamczak bardziej wiarygodne  zdają się strony internetowe samego artysty, Warszawskiego Okręgu Związku Artystów Plastyków oraz Urzędu Miasta Stołecznego Warszawa. Można wywnioskować, że Departament Sztuk Wizualnych  Biennale w Wenecji oraz Archiwum Sztuki Współczesnej Fundacji La Biennale di Venezia dla Adamczak nie stanowią żadnej wartości. Może wynika to z tego, że  ranga imprezy jak i samo Biennale, gdzie prezentują się artyści z całego świata, jest dla  prowadzącej Dział Sztuki Współczesnej nieznana.Krzysztof Urbanowicz, znany koszaliński rysownik skomentował wczorajszą publikację następująco: „Wspomagając się wujkiem Google znalazłem tylko jedną wzmiankę o uczestnictwie Mirko Demattè na biennale w Wenecji: pochodzi ona ze strony internetowej tego artysty. Wygląda na to, że Włoch usiłuje się wydać dzikim polskim prowincjuszom ważniejszy, niż jest w istocie.”Jak Wy ustosunkowujecie się do  stanowiska Muzeum? Zachęcamy do dyskusji.   Treść maila od Marty Adamczak z koszalińskiego Muzeum.    

Sztuka z kłamstwem w tle

Robert Kuliński/ fot. Strona wydarzenia "Mirko w Koszalinie" facebook - 3 Lutego 2015 godz. 6:00
Za kilka dni Muzeum w Koszalinie zaprasza na wystawę prac włoskiego artysty Mirko Demattè. W zapowiedzi artysta jawi się jako postać nietuzinkowa, jednak najbardziej zaskoczył nas fakt, że jako uczestnik Biennale w Wenecji w ogóle odwiedza Koszalin. Oczywiście nie jest to nic złego, gdyż podniosłoby to rangę samej Galerii Antresola koszalińskiego Muzeum. Wspomniane Biennale jest najbardziej prestiżową imprezą sztuki nowoczesnej, światowej renomy. Szkoda, że  rzekomy udział artysty w owym wydarzeniu jest, najoględniej mówiąc, niezgodny z rzeczywistością Zaproszenie jakiegokolwiek artysty, który miał możliwość zaprezentowania swojej twórczości w Wenecji wiąże się z ogromnymi kosztami, których budżet Muzeum w Koszalinie zapewne by nie wytrzymał. Powodowani wątpliwościami postanowiliśmy sprawdzić, czy aby nie doszło do przeinaczenia faktów. Skontaktowaliśmy się z Departamentem Sztuk Wizualnych  Biennale w Wenecji  oraz Historycznym Archiwum Sztuki Współczesnej Fundacji La Biennale di Venezia. Okazało się, że zaproszony do Koszalina gość Mirko Demattè nigdy nie brał udziału w tej prestiżowej imprezie. Jest to niewątpliwy skandal, że kurator wystawy powiela nieprawdziwe informacje. Tego typu chwytów marketingowych pracownicy instytucji publicznej - czyli dotowanej z pieniędzy obywateli, mającej także w swojej misji edukację - powinni się wstydzić.Według informacji jakie otrzymaliśmy z Wenecji wynika, że w 2011 roku Demattè M.Demattè "Velocità", 2007 fot. mirkodematte.it brał udział w wystawie  z okazji 150 rocznicy zjednoczenia Włoch w Mediolanie. Była  to zamiejscowa, specjalna edycja Włoskiego Pawilonu objęta patronatem Ministerstwa Kultury. Sama struktura weneckiego Biennale składa się właśnie z takowych pawilonów, gdzie  reprezentowana jest sztuka z różnych części świata. Nie umniejsza to zapewne talentu włoskiego twórcy, ale kłamstwo w dossier jest przykładem co najmniej niewłaściwego traktowania odbiorców. Dziwi  fakt, że nawet w rzekomo prestiżowej galerii w Warszawie – stolica zawsze brzmi dumnie – o dźwięcznej nazwie Quantum, mieszczącej się przy Domu Plastyka, także  nikt nie wysilił się, aby sprawdzić dlaczego tak wyróżniony w swoim kraju twórca  nie pokazuje prac np. w Centrum Sztuki Współczesnej. Wernisaż wystawy dzieł Mikro Demattè w Galerii Antresola  Koszalińskiego Muzeum odbędzie się 6 lutego o godzinie 17:00.  Artysta  tworzy na wielu płaszczyznach: maluje, rzeźbi oraz konstruuje instalacje. Jak można wyczytać w zaproszeniu na stronie Muzeum: "Sztuka kolażu mocno akcentowana przez twórców ostatniego stulecia w pracach Mirko Demattè  nabiera nowych cech i pokazuje różne możliwości artystycznej ekspresji. Stosowane przez niego techniki, wybór materiałów, z których komponuje swoje prace, kontrasty wyrażone czarnym i czerwonym, czy czarnym i niebieskim kolorem, a ożywione jasnym białym tłem wyrażają bardzo zrównoważony proces twórczy.". Na potwierdzenie  przedstawionych powyżej faktów  prezentujemy fragment maila z Departamentu Sztuk Wizualnych Biennale w Wenecji w oryginale : „...after a brief research in our databases Mr Demattè name doesn't appear as exhibitor/participant in Biennale in Venice former editions.”   Pełna treść obu listów jest dostępna w załącznikach: ASAC (Archivio Storico delle Arti Contemporanee) - Fondazione La Biennale di Venezia La Biennale di Venezia - Visual Arts Department