Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Bieda Hanza

Autor Robert Kuliński 25 Października 2015 godz. 12:02
Jedenasta edycja Hanza Jazz Festiwal nie była porywająca. Można wręcz rzec, że szalenie uboga. Najbardziej zamiennym było jednak to, że imprezy praktycznie wcale nie było widać ani słychać w mieście.

Tradycją festiwalu były jam sessions w klubach całego miasta. Od czwartku do soboty miał miejsce tylko jeden - w Kawałku Podłogi i to w ostatni wieczór. Atrakcji dla młodzieży w  postaci warsztatów, także było jak na lekarstwo. Tylko jeden dzień z muzykami reggaeowej formacji The Linos, miał załatwić sprawę. Poza tym efektów pracy warsztatowej, nie było gdzie posłuchać i zobaczyć.

Po ubiegłorocznej, jubileuszowej edycji festiwalu można było mieć nadzieję, że  konkurs dla młodych zespołów jazzowych przyciągnie wielu uczestników. Niestety stało się inaczej. Ciekawym jest fakt, że w pierwszych informacjach o  finalistach, którzy mieli zawalczyć o  nagrodę jury, czyli 2 tys. zł, pojawiła się nazwa Algorhythm. To trójmiejski zespół, który zdobył już uznanie miłośników jazzu. Niestety okazało się, że muzycy jednak nie zagrają w Koszalinie. 


Wydaje się jakby konkurs został zorganizowany na ostatnią chwilę , bo ostatecznie  koszalinianie usłyszeli dwie formacje ze szkół muzycznych oraz jeden niezależny skład - The Pineal. Szkolne Combo i Qiuntet, na poważnym - a przynajmniej tak reklamowanym - festiwalu jazzowym, który jest jedną ze sztandarowych imprez Centrum Kultury 105?  Zainteresowanie konkursem było najwyraźniej znikome.

W efekcie zmagania młodych jazzmanów nie były niczym poruszającym. Jazzowe Combo Państwowych Szkół Muzycznych I i II stopnia w Krasnymstawie zabrzmiało tak, jakby młodzi muzycy mieli odrobić pracę domową odgrywając – nie po prostu grając – zadane trzy kompozycje stylizowane na jazz. Grupa The

Pineal zaserwowała repertuar, będący nieudolną kopią dokonań  formacji Sofa. Zabrzmiały nawet ostre riffy i rapowe wstawki, które zupełnie pogrążyły występ. Ciekawostką jest to, że gościnnie w dwóch utworach wystąpił saksofonista z Przemek Ramniak Quartet – Jakub Skowroński, którego dwóch kolegów z zespołu, czyli lider kwartetu i perkusista Marcin Jahr, zasiadali w gronie jury.

Kidy zapytaliśmy dyrektora CK 105  Pawła Strojka, dlaczego doszło do tak nieetycznej sytuacji wyjaśnił następująco- Saksofonista od pana Przemka Raminiaka w dwóch utworach wszedł na scenę, bo na festiwalach jazzowych funkcjonują takie formy. Skład The Pineal zgłosił się jako kwartet. A nasz festiwal jest imprezą wolną, więc konkurs też jest rodzajem zabawy. My takiej wielkiej analizy nie robimy. Jak muzyk chce wejść na scenę albo powiesić flagę - to dajemy mu taką możliwość.

Najciekawiej wypadł zespól z koszalińskiej szkoły muzycznej Bacewicz Quintet, choć trudno mówić o jazzowej uczcie. Organizatorzy  konkursu, najprawdopodobniej nieświadomie,  podkreślili jego  małomiasteczkowy charakter, przyznając laury każdemu z uczestników, które wręczył sam prezydent miasta. Nagroda Główna trafiła do Bacewicz Quintet, a pozostałe formacje otrzymały wyróżnienia.

Można być pod wrażeniem jak organizatorzy potrafią przedstawić każdą sytuację, czy niedoróbkę programową, jako swoisty sukces. W tym wypadku mamy do czynienia z hasłem: "Hanza rozszerza swoją formułę muzyczną".  Piątkowy koncert zespołu The Lions, co prawda zachwycił bardzo liczną publiczność, ale wydaje się jakby Hanza odchodziła od swojego pierwotnego założenia. Reaggae, ze szczyptą jazzu w formie bezczelnie markowanych  solówek, chyba nie przystoi na imprezie, która rzekomo ma swoją renomę. Tym bardziej, że skład wręcz szczyci się udziałem w Must Be The Music -  gdzie o „music” wcale nie chodzi.  Należy podkreślić, że koncert The Lions był głównym wydarzeniem piątkowego programu imprezy. 

Co do inauguracji nie ma po co rwać włosów z głowy, bo otwarcie festiwalu musiało upłynąć przy lekkostrawnych nutach. Suita „Chord nation” w wykonaniu Nikola Kołodziejczyk Orchestra,  na pewno nie przestraszyła zbyt dużą dawką jazzowej wolności koszalińskich oficjeli.


Warto jednak zauważyć, że w tym roku osoba szukająca w jazzie porywającej ekspresji i nowatorstwa, mogła z powodzeniem odpuścić sobie uczestnictwo w koncertach.  Projekt Łukasza Pawlika prezentował fusion, którego poukładanie i wygładzone brzmienie mogło zemdlić od nadmiaru słodyczy. „Przepiękny” repertuar Adam Bałdych & Helge Lien Trio, także nie mógł być atrakcyjny  dla miłośników free. Natomiast finałowy występ Przemek Ramniak Quartet, przez młodych słuchaczy, pobłażliwie i nutką ironii został nazwany „prezentacją muzyki z teleturnieju”.

OD AUTORA

Formuła czterodniowego festiwalu sprowadzała się do mainstreamu, muzyki łatwej lekkiej i przyjemnej. Zapewne Marcin Kydryński były wniebowzięty. Jednak festiwal dzieje się w Koszalinie - mieście stutysięcznym i byłoby dobrze, gdyby zespół CK105 dołożył wszelkich starań, aby każdy mógł znaleźć coś dla siebie.

Wygląda na to, że Hanzę ogarnął marazm, co nie dziwi skoro od lat stanowisko dyrektora programowego piastuje jedna i ta sama osoba. Rutyna jest niczym rak żrący stopniowo z początku bezobjawowo. Jedenasta edycja Hanzy zdradziła jednak pierwsze, poważne objawy nadciągającej katastrofy. Oby działania zapobiegające upadkowi imprezy rozpoczęły się już dziś, bo inaczej Koszalin będzie miał kolejny - tym razem jazzowy – festiwal, który tak jak Generacja pozbawiony będzie większego sensu. Może stać się kolejnym zadaniem w kalendarzu koszalińskich „twórców kultury”, które jak co roku trzeba „odbębnić”.   

Poprzedni artykuł

Czytaj też

Kultura 2015 – Sukces i Blamaż

Robert Kuliński - 31 Grudnia 2015 godz. 11:01
Miniony rok z koszalińską kulturą wypada bardzo dobrze. Bilans jaki poczyniliśmy wskazuje na to, że działo się ciekawie. Niniejsze podsumowanie to subiektywny wybór i podział na dwie kategorie  Sukcesu i Blamażu roku 2015. Zdecydowanie łatwiej było wybrać wydarzenia warte najwyższej pochwały, niż totalne nieporozumienia w wymiarze artystycznym. Sukces 2015 I - Zdecydowany laur pierwszeństwa, trafia do Centrum Kultury 105 i Galerii Scena za niedawne I Koszalińskie Targi Sztuki i Dizajnu, które odbyły się w City Boxie. Może nie było to wydarzenie o wysokich standardach artystycznych, ale udało się przełamać marazm wystawienniczy naszego miasta. Po raz pierwszy na poważnie, studenci i świeżo upieczeni absolwenci Wzornictwa Politechniki Koszalińskiej, mieli okazję pokazać swój kunszt rzemieślniczy, proponując niestandardowe artykuły rzeszom. Zaproszeni zostali także inni, dojrzali twórcy, działający na rynku artystycznego rzemiosła. Można było zapoznać się z zagadnieniami wzornictwa, sztuki współczesnej, poznać artystów i dizajnerów. Porozmawiać z twórcami bezpośrednio przy ich stanowiskach lub wziąć udział w spotkaniach autorskich. Udało się poczynić pierwszy krok w kierunku stworzenia nowej koszalińskiej marki, związanej ze sztuką i dizajnem. Można mieć tylko obiekcje, czy sprzedaż  biżuterii i pudełek prezentowych obok np. treściwych rzeźb Tomasza Rogalińskiego, czy malarstwa Sebastiana Krupińskiego to dobre połączenie. Czy sztuka w takim zestawieniu nie nabiera walorów towaru? fot. en.wikipedia.org II –  Na drugiej pozycji należy wspomnieć o czerwcowym koncercie Tomasza Stańki w Filharmonii Koszalińskiej. Niewątpliwie był to rarytas dla każdego miłośnika jazzu i melomanów. Trębacz wystąpił w towarzystwie  muzyków związanych z Koszalinem, czyli Marcinem Wasilewskim (fortepian), Sławomirem Kurkiewiczem (kontrabas) i Michałem Miśkiewiczem (perkusja). Artyści tego pokroju odwiedzają nasze miasto z reguły raz do roku, więc dwójeczka w naszym rankingu po porostu się należy. III – Innym wydarzeniem muzycznym wartym miana sukcesu w całorocznym podsumowaniu koszalińskiej kultury, był występ absolutnie  fantastycznego tria w Pubie Z Innej Beczki. W listopadzie w ramach cyklu „Jazz w Beczce” zaprezentował się skład Wośko, Tranberg, Kądziela. Był to koncert  prezentujący najwyższe standardy współczesnej muzyki jazzowej, pełnej nieskrępowanej improwizacji i wielkiego artyzmu. Po raz kolejny miniaturowy pub przy ul. Langego, zawstydził wszystkie instytucje kultury Koszalina pokazując, że można zaprosić muzyków wybitnych, pomimo żadnej gwarancji zwrotu poniesionych kosztów. IV – Znów warto wrócić do City Boxu. Mocna czwórka należy się wystawie zorganizowanej we współpracy Galerii Scena i koszalińskiego klubu Krytyki Politycznej. W lipcu koszalinianie mogli podziwiać memy Marty Frej. Niecodzienne prace artystki wykraczają poza ramy malarstwa. Memy to grafiki tworzone na potrzeby internetu, a w galerii City Boxu zawisły jako pełnoprawne dzieła, dodatkowo zawierające satyryczny komentarz do aktualnych wydarzeń  społeczno – polityczno – kulturalnych. V – Na zakończenie naszego rankingu znów koncert. W lutym w Clubie 105 wystąpił zespół Baaba. Było to jedno z ostatnich wydarzeń przygotowanych przez zespół Centrum Kultury 105, któremu przewodził, na stanowisku kierownika impresariatu, Mateusz Prus. Niezwykłe wydarzenie, tym bardziej, że nie odbyło się w prywatnym klubie z pasji właściciela do propagowania  niebanalnej i świeżej muzyki, ale w sali koncertowej instytucji publicznej. Tak właściwie powinno się to odbywać. Komercją niech zajmą się ci, którzy chcą przy okazji koncertu zarobić, a misję publiczną pokazywania twórczości o walorach artystycznych, niech spełnia powołana do tego placówka. W Koszalinie niestety jeszcze jest to na opak. Na tym zakończymy listę sukcesów 2015 roku, choć było jeszcze kilka wydarzeń wartych uwagi, jak np. wystawa malarstwa Rafała Podgórskiego w Galerii Na Piętrze, koncert Kamil Piotrowicz Quintet w Filharmonii Koszalińskiej, czy sceniczny debiut  nowej formacji znad Dzierżęcinki – Whoiswho. Blamaż 2015   I – Za największy Blamaż roku 2015, należy uznać wystawę prac włoskiego twórcy Mirko Demattè w koszalińskim muzeum. Sprawę nagłośniliśmy jako jedyne medium naszego miasta. Chodziło o poświadczenie nieprawdy przez zarządców instytucji. Artysta w swoim dossier umieścił informację o tym, że brał udział w Biennale w Wenecji – najbardziej prestiżowej imprezie sztuki współczesnej naszych czasów. Nasze minidochodzenie ujawniło, że jest to nadużycie. Pracownicy Departamentu Sztuk Wizualnych Biennale w Wenecji oraz Historycznego Archiwum Sztuki Współczesnej Fundacji La Biennale di Venezia poinformowali nas, że zaproszony do Koszalina gość Mirko Demattè, nigdy nie brał udziału w tej prestiżowej imprezie. Jest to niewątpliwy skandal, że kurator wystawy powiela nieprawdziwe informacje. Tego typu chwytów marketingowych pracownicy instytucji publicznej - czyli dotowanej z pieniędzy obywateli, mającej także w swojej misji edukację - powinni się wstydzić. Finalnie artysta zmienił informację w dossier na swojej stronie internetowej. Wpis o Biennale w Wenecji został zastąpiony przez notkę informującą o wystawie w Mediolanie, która faktycznie miała miejsce. II – Pozostajemy w Muzeum. W październiku, także w Galerii Antresola Działu Sztuki Współczesnej została zaprezentowana ekspozycja prac artystek – amatorek z Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Nie ma nic złego w tym, że panie skupione w nieformalnej grupie „Paleta” korzystają z zajęć z rysunku i malarstwa. Zaprezentowane prace zresztą były w znacznej większości dużo bardziej atrakcyjne niż te, które można oglądać podczas hucznych wernisaży ZPAP – u, czy ZPARP – u. Jednak galeria sztuki współczesnej muzeum, to nie jest miejsce na ekspozycję dzieł amatorskiego ruchu artystycznego. III – Dni Koszalina to specyficzna impreza, od której wymagać nie należy zbyt wiele. Jednak jednym z absolutnych blamaży minionego roku był pokaz mody przygotowany na Rynku Staromiejskim. Wydarzenie zorganizowane przez pracowników CK 105, szumnie nazwane Teatrem Mody i Karykatury, dosłownie stało się pokraczną karykaturą spektaklu.  Na niewielkim wybiegu, który został ustawiony tuż przy City Boxie, dwanaście modelek prezentowało kreacje autorstwa Artura Krajewskiego, wykładowcy Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Artysta ewidentnie splamił swoje nazwisko tandetnym widowiskiem, odwołującym się do oczekiwań najbardziej siermiężnego widza. Pokaz szumnie nazwany „Teatrem”, przypominał zgadywanki, jakie często wzbogacają zabawy karnawałowe przedszkolaków. Wielkie nieporozumienie i wątpliwa atrakcja. IV – Hanza Jazz Festiwal w minionym roku nie zasługuje na pochwałę, dlatego znajduje się na czwartym miejscu porażek kulturalnych.  Imprezy praktycznie w ogóle nie było w mieście, warsztaty dla młodych muzyków zostały okrojone do jednego dnia, a repertuar nie prezentował nic wartego uwagi. Dominował jazz w przestarzałej wersji fusion, a jedną z gwiazd był zespół reggae. Natomiast  konkurs dla młodych składów jazzowych, okazał się być niewypałem.Trudno było jednak doszukać się większej ilości wydarzeń zasługujących na  miano Blamażu 2015, więc na czwartej pozycji zakończymy. Oczywiście można by na siłę dorzucić coś jeszcze, ale nie były to tak poważne uchybienia, żeby umieszczać je w naszym rankingu. Festiwal Na Fali, choć jest groteską i niepotrzebnym wydatkiem z budżetu miasta, minął bez większych kontrowersji. Natomiast Gala Disco Polo, która okazała się być rekordem frekwencyjnym Hali Widowiskowo – Sportowej, to przecież żadna wina organizatorów. Komercyjne wydarzenie spełniło oczekiwania mieszkańców miasta. Można pokusić się na mały blamaż przyznany publiczności tak licznie zgromadzonej pod sceną, ale czy ma to sens?