Grupa wystąpiła w znanym z bardzo wyrafinowanej oferty koncertowej Pubie Z Innej Beczki. Wielka szkoda, że tak nieliczni fani jazzu zdecydowali się na niedzielny wieczór w przytulnych progach lokalu. Zaledwie kilkuosobowa publiczność mogła doświadczyć doskonałej muzyki, jaką przygotowali artyści.
Koncert składał się z kompozycji zawartych na świeżo wydanej płycie kwartetu, zatytułowanej „The right moment”. Pierwsze co dało się zauważyć po zetknięciu z misternie utkanymi kompozycjami zespołu, to ich walor intelektualny. Muzycy niejako odcięli się od typowej jazzowej etykiety, prezentując zwarty, świetnie przemyślany i domknięty repertuar. Nie było zbyt wielu szaleńczych solówek, prezentujących kunszt wirtuozerski, czy eksponowania swojej osobowości ponad bandem. Kwartet brzmiał niczym monolit albo zsynchronizowana maszyna, której celem jest snucie opowieści, a nie puste epatowanie warsztatem. Improwizowane sola pojawiały się dopiero tam, kiedy rzeczywiście był na to czas, miejsce i adekwatny klimat.
Minimalizm, nastawiony przede wszystkim na nastrój, doskonale sprawdził się we wnętrzu miniaturowego pubu. Oszczędne partie trąbki Jachny i delikatne akcenty pianina spod reki Cichockiego, doskonale splatały się z transową grą sekcji, czyli Urowskiego (bas) i Krawczyka (perkusja).
Kwartet zaproponował bardzo dojrzały repertuar, garściami czerpiący inspiracje z nowoczesnych trendów jazzowych, świetnie adaptując je na potrzeby wypowiedzi lirycznej, znanej z polskiej tradycji muzyki filmowej. Kameralne przestrzenie dźwiękowe z rzadka przecinał podskórny puls, jak choćby w kompozycji „Checkers”. Nie można pominąć arcyciężkiego utworu „Ice”, który zachwycił niebywałą mocą siermiężnych, basowych
„tąpnięć” w z początku mglistej i chłodnej strukturze. Finał z dwugłosem trąbki i klarnetu, którego czasami dobywał Cichocki, idealnie spięły makabryczną historię rodem z antarktydy. Rozładowanie wzburzonych emocji przyszło z utworem „18/2”.Figlarny temat rozjaśnił mroczną aurę.
Miłośnicy jazzu treściwego, a nie technicznego, powinni być zachwyceni. Kto odpuścił sobie niedzielny wieczór w „Beczce”, ten ma czego żałować. Jakość wykonania, fascynująca przestrzeń, czy po porostu świetnie skomponowane utwory, były warte wyjścia z domu i pozostawienia wieczoru wyborczego politykom oraz telewizji.