Zdecydowanie największą porażką był pokaz mody przygotowany na Rynku Staromiejskim. Wydarzenie szumnie nazwane Teatrem Mody i Karykatury, dosłownie stało się pokraczną karykaturą spektaklu. Tę atrakcję osobiście polecał, podczas ubiegłotygodniowej konferencji dyrektor Centrum kultury 105 - Paweł Strojek. Nie pierwszy raz można odnieść wrażenie, że pojmowanie pojęcia „kultura” przez pracowników
budynku przy ul. Zwycięstwa 105, jest delikatnie mówiąc wypaczone.
Na niewielkim wybiegu, który został ustawiony tuż przy City Boxie, dwanaście modelek prezentowało kreacje autorstwa Artura Krajewskiego, wykładowcy Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Artysta ewidentnie splamił swoje nazwisko tandetnym widowiskiem, odwołującym się do oczekiwań najbardziej siermiężnego widza. Pokaz szumnie nazwany „Teatrem”, przypominał zgadywanki, jakie czesto wzbogacją zabawy karnawałowe przedszkolaków. Na podstawie podpowiedzi prowadzących, zgromadzeni widzowie mieli odgadnąć nazwisko osoby, której podobizna była ukryta na kreacjach. Zapewne taki „szoł” robi wrażenie na uczestnikach bankietów z udziałem celebrytów, kiedy to wykwintne drinki konkretnie zaszumią w głowie.
Być może to były warunki w jakich szef CK 105 zetknął się z owym przedstawieniem, bo trudno jest znaleźć inne wytłumaczenie wylewnego zachwytu i rekomendacji "Teatru" w gronie koszalińskich dziennikarzy.
Nie można też pominąć szalenie „dowcipnej” pary prowadzących, czyli Małgorzaty Lewińskiej i Michała Milowicza. Duet dobrany doskonale pod względem biegłości konferansjerskiej oraz aparycji na plebejskie party w centrum miasta. Wielu widzów kierowało zmętniony pobłażliwością wzrok w kierunku sceny.
Kostiumowe karykatury prezentowały jedenaście wizerunków polskich gwiazd kina i telewizji. Obok Janusza Gajosa, Krystyny Jandy, czy Moniki Olejnik pojawiła się także podobizna Kamila Durczoka. Niezrozumiałym jest fakt, że pomimo kontrowersji jakie wzbudza słynny prezenter, organizatorzy nie powstrzymali się od przedstawienia jego wizerunku. Konferansjerzy postanowili jedynie zaapelować o przemilczenie tej postaci, jednocześnie dopytując się widzów, czy wiedzą o kogo chodzi.
Wśród publiczności znalazła się jednak osoba, której pokaz wyjątkowo przypadł do gustu i postanowiła swój entuzjazm bardzo wymownie zamanifestować. Jeden z reprezentantów tzw. „playboyów śródmieścia” - których lica niezależnie od pory roku tętnią czerwienią, a niekiedy purpurą - w zachwycie uniósł dwie ręce do góry, wznosząc stłumiony okrzyk. Nieporadnie walcząc z prawami grawitacji, trwając w pozie euforycznej, zapomniał o dysfunkcji swojej garderoby. Dresowe spodnie z wadliwie działającym ściągaczem przy pasie, osunęły się na wysokość łydki. Zostały obnażone z reguły ukrywane części ciała. Oczywiście utrzymanie równowagi w tak skomplikowanej konfiguracji było niemożliwe. Portki krępujące swobodne poruszanie kończyn dolnych, „boczne powiewy wiatru” i nieubłagana grawitacja, wprawiły oszołomionego kobiecymi wdziękami mężczyznę w „szamański taniec”. Pląsy zwieńczyło spektakularne runięcie w otaczających wybieg widzów.
Pokaz trwał dalej, a Milowicz z charakterystyczną „preslejowską” manierą odśpiewał piosenkę z repertuaru Krzysztofa Krawczyka „Wróć do mnie”. Była to doskonała forma uatrakcyjnienia prezentacji podobizny - ukochanego przez polską publiczność - byłego Trubadura. Popisy „Playboya Śródmieścia” oraz pieśń Krawczyka, niespodziewanie bardzo trafnie oddały charakter przygotowanej przez CK 105 atrakcji w ramach Dni Koszalina i 750 – rocznicy nadania praw miejskich wiosce nad Dierżęcinką.
Całe szczęście końcówka niedzieli została uratowana przez Kate Ryan. Przynajmniej podczas wieczornego
koncertu, nie dało się odczuć prowizorki. Artystka, co prawda nie należy do świetnych wodzirejów, ale i tak udało się jej poderwać całkiem sporą część publiczności z siedzeń. W pewnym momencie ucichł nawet chrzęst pożeranego masowo popcornu. Słuchacze wspomagali belgijską gwiazdkę pop, nie szczędząc gardeł. Takie przeboje jak „Libertine”, „Alive”, czy cover z repertuaru Desireless „Voyage, voyage” pozwoliły publice bawić się w najlepsze. Takie w końcu są prawidła imprez masowych, nastawionych jedynie na zadowolenie rzeszy odbiorców.