Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Niedziela i Dni Koszalina

Autor Robert Kuliński/ fot. Artur Rutkowski 25 Maj 2015 godz. 11:19
Niedziela, pomimo wielu atrakcji przygotowanych z okazji obchodów Dni Koszalina, upłynęła jednak pod znakiem wyborczej gorączki. Trudno mówić o tłumach uczestników. Zapewne wpływ na to miał także szalenie mizerny poziom rozrywek.

Zdecydowanie największą porażką był pokaz mody przygotowany na Rynku Staromiejskim. Wydarzenie szumnie nazwane Teatrem Mody i Karykatury, dosłownie stało się pokraczną karykaturą spektaklu. Tę atrakcję osobiście polecał, podczas ubiegłotygodniowej konferencji dyrektor Centrum  kultury 105 - Paweł Strojek. Nie pierwszy raz można odnieść wrażenie, że pojmowanie pojęcia „kultura” przez pracowników

budynku przy ul. Zwycięstwa 105, jest delikatnie mówiąc wypaczone.

Na niewielkim wybiegu, który został ustawiony tuż przy City Boxie, dwanaście modelek prezentowało kreacje autorstwa  Artura Krajewskiego, wykładowcy Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Artysta ewidentnie splamił swoje nazwisko tandetnym widowiskiem, odwołującym się do oczekiwań najbardziej siermiężnego widza. Pokaz szumnie nazwany „Teatrem”, przypominał zgadywanki, jakie czesto wzbogacją zabawy karnawałowe przedszkolaków. Na podstawie podpowiedzi prowadzących, zgromadzeni widzowie mieli odgadnąć nazwisko osoby, której podobizna była ukryta na kreacjach. Zapewne taki „szoł” robi wrażenie na uczestnikach bankietów z udziałem celebrytów, kiedy to wykwintne drinki konkretnie zaszumią w głowie.

Być może to były warunki w jakich szef CK 105 zetknął się z owym  przedstawieniem, bo trudno jest  znaleźć inne wytłumaczenie wylewnego zachwytu i rekomendacji "Teatru" w gronie koszalińskich dziennikarzy.

Nie można też pominąć szalenie „dowcipnej” pary prowadzących, czyli Małgorzaty Lewińskiej i Michała Milowicza. Duet dobrany doskonale pod względem biegłości konferansjerskiej oraz aparycji  na plebejskie party w centrum miasta. Wielu widzów kierowało zmętniony  pobłażliwością wzrok w kierunku sceny.

Kostiumowe karykatury prezentowały jedenaście  wizerunków  polskich gwiazd kina i telewizji. Obok Janusza Gajosa, Krystyny Jandy, czy Moniki Olejnik pojawiła się także podobizna Kamila Durczoka. Niezrozumiałym jest fakt, że pomimo kontrowersji jakie wzbudza  słynny prezenter, organizatorzy nie powstrzymali się od przedstawienia jego wizerunku. Konferansjerzy postanowili jedynie zaapelować o przemilczenie tej postaci, jednocześnie dopytując się widzów, czy wiedzą o kogo chodzi.

Wśród publiczności  znalazła się jednak osoba, której pokaz wyjątkowo przypadł do gustu i postanowiła swój entuzjazm bardzo wymownie zamanifestować. Jeden z reprezentantów tzw. „playboyów śródmieścia” - których lica niezależnie od pory roku tętnią  czerwienią,  a niekiedy purpurą - w zachwycie uniósł dwie ręce do góry, wznosząc stłumiony okrzyk. Nieporadnie  walcząc z prawami grawitacji, trwając w pozie euforycznej, zapomniał o dysfunkcji swojej garderoby. Dresowe spodnie  z wadliwie działającym ściągaczem przy pasie, osunęły się na wysokość łydki. Zostały obnażone z reguły ukrywane części ciała. Oczywiście utrzymanie równowagi w tak skomplikowanej konfiguracji było niemożliwe. Portki krępujące swobodne poruszanie kończyn dolnych, „boczne powiewy wiatru” i  nieubłagana grawitacja, wprawiły oszołomionego kobiecymi wdziękami mężczyznę w „szamański taniec”. Pląsy  zwieńczyło spektakularne runięcie w otaczających wybieg widzów.

Pokaz trwał dalej, a Milowicz z charakterystyczną „preslejowską” manierą odśpiewał piosenkę  z repertuaru Krzysztofa Krawczyka „Wróć do mnie”. Była to doskonała forma uatrakcyjnienia prezentacji podobizny - ukochanego przez polską publiczność - byłego Trubadura. Popisy „Playboya Śródmieścia” oraz pieśń Krawczyka, niespodziewanie bardzo trafnie oddały charakter  przygotowanej przez CK 105 atrakcji w ramach Dni Koszalina i 750 – rocznicy nadania praw miejskich wiosce nad Dierżęcinką.

Całe szczęście końcówka niedzieli została uratowana przez Kate Ryan. Przynajmniej podczas wieczornego

koncertu,  nie dało się odczuć  prowizorki. Artystka, co prawda nie należy do świetnych wodzirejów, ale i tak udało się jej poderwać całkiem sporą część publiczności z siedzeń. W pewnym momencie ucichł nawet chrzęst pożeranego masowo popcornu. Słuchacze  wspomagali belgijską gwiazdkę pop, nie szczędząc gardeł. Takie przeboje jak  „Libertine”, „Alive”, czy cover z repertuaru Desireless  „Voyage, voyage” pozwoliły publice  bawić się w najlepsze. Takie w końcu są prawidła imprez masowych, nastawionych jedynie na zadowolenie rzeszy odbiorców. 

Poprzedni artykuł

Czytaj też

Kultura 2015 – Sukces i Blamaż

Robert Kuliński - 31 Grudnia 2015 godz. 11:01
Miniony rok z koszalińską kulturą wypada bardzo dobrze. Bilans jaki poczyniliśmy wskazuje na to, że działo się ciekawie. Niniejsze podsumowanie to subiektywny wybór i podział na dwie kategorie  Sukcesu i Blamażu roku 2015. Zdecydowanie łatwiej było wybrać wydarzenia warte najwyższej pochwały, niż totalne nieporozumienia w wymiarze artystycznym. Sukces 2015 I - Zdecydowany laur pierwszeństwa, trafia do Centrum Kultury 105 i Galerii Scena za niedawne I Koszalińskie Targi Sztuki i Dizajnu, które odbyły się w City Boxie. Może nie było to wydarzenie o wysokich standardach artystycznych, ale udało się przełamać marazm wystawienniczy naszego miasta. Po raz pierwszy na poważnie, studenci i świeżo upieczeni absolwenci Wzornictwa Politechniki Koszalińskiej, mieli okazję pokazać swój kunszt rzemieślniczy, proponując niestandardowe artykuły rzeszom. Zaproszeni zostali także inni, dojrzali twórcy, działający na rynku artystycznego rzemiosła. Można było zapoznać się z zagadnieniami wzornictwa, sztuki współczesnej, poznać artystów i dizajnerów. Porozmawiać z twórcami bezpośrednio przy ich stanowiskach lub wziąć udział w spotkaniach autorskich. Udało się poczynić pierwszy krok w kierunku stworzenia nowej koszalińskiej marki, związanej ze sztuką i dizajnem. Można mieć tylko obiekcje, czy sprzedaż  biżuterii i pudełek prezentowych obok np. treściwych rzeźb Tomasza Rogalińskiego, czy malarstwa Sebastiana Krupińskiego to dobre połączenie. Czy sztuka w takim zestawieniu nie nabiera walorów towaru? fot. en.wikipedia.org II –  Na drugiej pozycji należy wspomnieć o czerwcowym koncercie Tomasza Stańki w Filharmonii Koszalińskiej. Niewątpliwie był to rarytas dla każdego miłośnika jazzu i melomanów. Trębacz wystąpił w towarzystwie  muzyków związanych z Koszalinem, czyli Marcinem Wasilewskim (fortepian), Sławomirem Kurkiewiczem (kontrabas) i Michałem Miśkiewiczem (perkusja). Artyści tego pokroju odwiedzają nasze miasto z reguły raz do roku, więc dwójeczka w naszym rankingu po porostu się należy. III – Innym wydarzeniem muzycznym wartym miana sukcesu w całorocznym podsumowaniu koszalińskiej kultury, był występ absolutnie  fantastycznego tria w Pubie Z Innej Beczki. W listopadzie w ramach cyklu „Jazz w Beczce” zaprezentował się skład Wośko, Tranberg, Kądziela. Był to koncert  prezentujący najwyższe standardy współczesnej muzyki jazzowej, pełnej nieskrępowanej improwizacji i wielkiego artyzmu. Po raz kolejny miniaturowy pub przy ul. Langego, zawstydził wszystkie instytucje kultury Koszalina pokazując, że można zaprosić muzyków wybitnych, pomimo żadnej gwarancji zwrotu poniesionych kosztów. IV – Znów warto wrócić do City Boxu. Mocna czwórka należy się wystawie zorganizowanej we współpracy Galerii Scena i koszalińskiego klubu Krytyki Politycznej. W lipcu koszalinianie mogli podziwiać memy Marty Frej. Niecodzienne prace artystki wykraczają poza ramy malarstwa. Memy to grafiki tworzone na potrzeby internetu, a w galerii City Boxu zawisły jako pełnoprawne dzieła, dodatkowo zawierające satyryczny komentarz do aktualnych wydarzeń  społeczno – polityczno – kulturalnych. V – Na zakończenie naszego rankingu znów koncert. W lutym w Clubie 105 wystąpił zespół Baaba. Było to jedno z ostatnich wydarzeń przygotowanych przez zespół Centrum Kultury 105, któremu przewodził, na stanowisku kierownika impresariatu, Mateusz Prus. Niezwykłe wydarzenie, tym bardziej, że nie odbyło się w prywatnym klubie z pasji właściciela do propagowania  niebanalnej i świeżej muzyki, ale w sali koncertowej instytucji publicznej. Tak właściwie powinno się to odbywać. Komercją niech zajmą się ci, którzy chcą przy okazji koncertu zarobić, a misję publiczną pokazywania twórczości o walorach artystycznych, niech spełnia powołana do tego placówka. W Koszalinie niestety jeszcze jest to na opak. Na tym zakończymy listę sukcesów 2015 roku, choć było jeszcze kilka wydarzeń wartych uwagi, jak np. wystawa malarstwa Rafała Podgórskiego w Galerii Na Piętrze, koncert Kamil Piotrowicz Quintet w Filharmonii Koszalińskiej, czy sceniczny debiut  nowej formacji znad Dzierżęcinki – Whoiswho. Blamaż 2015   I – Za największy Blamaż roku 2015, należy uznać wystawę prac włoskiego twórcy Mirko Demattè w koszalińskim muzeum. Sprawę nagłośniliśmy jako jedyne medium naszego miasta. Chodziło o poświadczenie nieprawdy przez zarządców instytucji. Artysta w swoim dossier umieścił informację o tym, że brał udział w Biennale w Wenecji – najbardziej prestiżowej imprezie sztuki współczesnej naszych czasów. Nasze minidochodzenie ujawniło, że jest to nadużycie. Pracownicy Departamentu Sztuk Wizualnych Biennale w Wenecji oraz Historycznego Archiwum Sztuki Współczesnej Fundacji La Biennale di Venezia poinformowali nas, że zaproszony do Koszalina gość Mirko Demattè, nigdy nie brał udziału w tej prestiżowej imprezie. Jest to niewątpliwy skandal, że kurator wystawy powiela nieprawdziwe informacje. Tego typu chwytów marketingowych pracownicy instytucji publicznej - czyli dotowanej z pieniędzy obywateli, mającej także w swojej misji edukację - powinni się wstydzić. Finalnie artysta zmienił informację w dossier na swojej stronie internetowej. Wpis o Biennale w Wenecji został zastąpiony przez notkę informującą o wystawie w Mediolanie, która faktycznie miała miejsce. II – Pozostajemy w Muzeum. W październiku, także w Galerii Antresola Działu Sztuki Współczesnej została zaprezentowana ekspozycja prac artystek – amatorek z Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Nie ma nic złego w tym, że panie skupione w nieformalnej grupie „Paleta” korzystają z zajęć z rysunku i malarstwa. Zaprezentowane prace zresztą były w znacznej większości dużo bardziej atrakcyjne niż te, które można oglądać podczas hucznych wernisaży ZPAP – u, czy ZPARP – u. Jednak galeria sztuki współczesnej muzeum, to nie jest miejsce na ekspozycję dzieł amatorskiego ruchu artystycznego. III – Dni Koszalina to specyficzna impreza, od której wymagać nie należy zbyt wiele. Jednak jednym z absolutnych blamaży minionego roku był pokaz mody przygotowany na Rynku Staromiejskim. Wydarzenie zorganizowane przez pracowników CK 105, szumnie nazwane Teatrem Mody i Karykatury, dosłownie stało się pokraczną karykaturą spektaklu.  Na niewielkim wybiegu, który został ustawiony tuż przy City Boxie, dwanaście modelek prezentowało kreacje autorstwa Artura Krajewskiego, wykładowcy Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Artysta ewidentnie splamił swoje nazwisko tandetnym widowiskiem, odwołującym się do oczekiwań najbardziej siermiężnego widza. Pokaz szumnie nazwany „Teatrem”, przypominał zgadywanki, jakie często wzbogacają zabawy karnawałowe przedszkolaków. Wielkie nieporozumienie i wątpliwa atrakcja. IV – Hanza Jazz Festiwal w minionym roku nie zasługuje na pochwałę, dlatego znajduje się na czwartym miejscu porażek kulturalnych.  Imprezy praktycznie w ogóle nie było w mieście, warsztaty dla młodych muzyków zostały okrojone do jednego dnia, a repertuar nie prezentował nic wartego uwagi. Dominował jazz w przestarzałej wersji fusion, a jedną z gwiazd był zespół reggae. Natomiast  konkurs dla młodych składów jazzowych, okazał się być niewypałem.Trudno było jednak doszukać się większej ilości wydarzeń zasługujących na  miano Blamażu 2015, więc na czwartej pozycji zakończymy. Oczywiście można by na siłę dorzucić coś jeszcze, ale nie były to tak poważne uchybienia, żeby umieszczać je w naszym rankingu. Festiwal Na Fali, choć jest groteską i niepotrzebnym wydatkiem z budżetu miasta, minął bez większych kontrowersji. Natomiast Gala Disco Polo, która okazała się być rekordem frekwencyjnym Hali Widowiskowo – Sportowej, to przecież żadna wina organizatorów. Komercyjne wydarzenie spełniło oczekiwania mieszkańców miasta. Można pokusić się na mały blamaż przyznany publiczności tak licznie zgromadzonej pod sceną, ale czy ma to sens?