Radny Kowalik proponuje, aby na dwóch dużych koszalińskich skrzyżowaniach (ul. Zwycięstwa – ul. Młyńska – ul. 1 Maja oraz ul. Aleja Armii Krajowej – ul. Zwycięstwa – ul. Krakusa i Wandy) zamontować po 16 sekundników. Koszt każdego z nich to 1500 zł. Zatem jego projekt poprawy płynności ruchu w mieście opiewa na 48 tys. zł.
Niemal wszyscy wypowiadający się w tej kwestii przyjęli propozycje zamontowania sekundników bez żadnych zastrzeżeń. Podobnie zresztą było i w innych miastach. Sekundniki montowano wszędzie albo w ramach budżetów obywatelskich, albo pod naciskiem mieszkańców i mediów przekonanych do ich przydatności.
Dla rzetelności musimy przedstawić i drugą stronę, bo przydatność sekundników nie jest wcale taka jednoznaczna.
Przede wszystkim montowanie sekundników w naszym kraju odbywa się bezprawnie. Takich działań nie dopuszczają obowiązujące rozporządzenia: ministra infrastruktury z 3 lipca 2003 r. w sprawie szczegółowych warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych oraz urządzeń bezpieczeństwa ruchu drogowego i warunków ich umieszczania na drogach, a także ministra spraw wewnętrznych i administracji z 31 lipca 2002 r. w sprawie znaków i sygnałów drogowych.
Jako, że złe prawo zawsze można poprawić, to resort infrastruktury przeprowadza analizę zasadności ich stosowania. Obecnie nad wybranymi skrzyżowaniami w Krakowie, Zabrzu i Wrocławiu latają drony, które obserwują zachowania kierowców. Badanie to ma jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy wyświetlacze odmierzające czas pozostały do zmiany światła poprawiają przepustowość i bezpieczeństwo ruchu.
Problemem sekundników zajmowali się już także specjaliści Stowarzyszenia Klub Inżynierii Ruchu Klir. Według nich liczniki czasu nie są urządzeniami poprawiającymi bezpieczeństwo ruchu, lecz prowokują niebezpieczne reakcje. Przed laty pierwsza w Europie zdecydowała się na nie Holandia. Szybko zaczęto je demontować z przejść dla pieszych, ponieważ uczestnicy ruchu patrzyli na zegar, a nie na światło. – Zachowania ludzi są głównym powodem naszej negatywnej opinii, gdyż zarówno piesi, jak i kierowcy, patrząc na liczniki, zapominają o światłach, choć oba urządzenia są obok siebie – tłumaczy prezes stowarzyszenia Tomasz Borowski.
Z tym stanowiskiem nie zgadza się Błażej Trzcinowicz, zastępca dyrektora Wydziału Transportu Urzędu Miasta Wrocławia. - Zyskaliśmy zwiększoną przepustowość skrzyżowania bez wydłużania światła zielonego. Ponadto liczniki wysyłają kierowcom jasny komunikat o tym, ile zostało do końca światła zielonego, dzięki czemu łatwiej im podjąć decyzję o tym, czy hamować, czy spokojnie jechać dalej – wyjaśnia Trzcinowicz.
We Wrocławiu, który tak jak Koszalin zdecydował się na montaż (Inteligentnego Systemu Transportowego (ITS) okazało się, że sekundniki nie współpracują z tym systemem. Dlatego Wrocław musiał demontować sekundniki ze skrzyżowań objętych ITS-ami i przenosić je na obrzeża miasta, gdzie się świetnie sprawdzają. – Wyszła z tego dosyć duża akcja. Dostało nam się za nią od mieszkańców, ponieważ przyzwyczaili się do tych zegarów – przyznaje Błażej Trzcinowicz.
Fachowcy Klir uważają za to, że jedynym uzasadnionym przypadkiem stosowania przedmiotowych wyświetlaczy są sygnalizacje stałoczasowe działające na terenie prowadzonych robót drogowych, gdzie ruch odbywa się wahadłowo (tu znajduje się pełen raport Klir: http://www.klir.pl/pliki/2014-12-09_Stan_KLIR_odliczn_czasu.pdf).
Skoro sekundniki są w naszym kraju bezprawne i zdaniem niektórych inżynierów nie poprawiają ani bezpieczeństwa ani też płynności ruchu, to może zdecydujemy się na migające – trzy albo pięciokrotnie – zielone światło. Zachęcamy do dalszej dyskusji na ten temat i oczywiście wzięcia udziału w sondzie.
LINK DO SONDY - ZAGŁOSUJ - WARTO!