Wpływ na taką sytuację mają niewątpliwie zmiany klimatyczne, ale niektórzy obwiniają także nowoczesny model rolnictwa. Chemiczne nawozy, opryski i monokulturowe uprawy znacznie szkodzą owadom. Jednak to miniona ciepła, zima jest najczęściej wymienianym, przez hodowców powodem masowego pomoru pszczół.
- Wysokie jak na zimę temperatury spowodowały to, że pszczoły zaczęły się wybudzać – wyjaśnia Józef Jesionowski, pszczelarz z Sianowa. - Także matka rodziny zaczyna składać jaja przy ciepłej pogodzie i pojawiają się czerwie, które trzeba wykarmić. To sprawiło, że ilość pokarmu na okres zimowy była niewystarczająca.
Kolejnym zagrożeniem jakie wynika z łagodnego klimatu, to choroby. Największe spustoszenie sieje warroza wywoływana przez pasożyta, który żywi się hemolimfą owada. - Stosujemy wiele środków na warrozę – tłumaczy Marian Karolczak, prezes Regionalnego Związku Pszczelarzy w Koszalinie. - Jednak problem polega na tym, że pasożyty uodporniły się już na większość z nich. Dodatkowo nie stosuje się leczenie zimą, żeby nie niepokoić pszczół. Przez to choroba ma idealne warunki do rozwoju.
Mimo wszystko wydaje się, że w naszym regionie nie ma takiej tragedii jak na Dolnym Śląsku. – Pszczelarz musi dbać o swoją pasiekę – mówi jeden z pszczelarzy w Darłowie . - U mnie straty sięgnęły zaledwie 2,5 % , a to dlatego, że reaguję szybko i dbam o rodziny. Badam pszczoły pod mikroskopem na wypadek pasożytów, zapewniam odpowiednią ilość pokarmu. Moi koledzy teraz narzekają, że stracili wiele rodzin, ale to w okolicach Wrocławia jest najcięższa sytuacja. Tam pszczelarze stracili niemal 80% populacji.
Nie da się ukryć że środowisko jest coraz bardziej delikatne – dodaje Jesionowski. - Jako pszczelarze musimy też na te zmiany reagować. Natomiast są problemy, z jakimi nie jesteśmy sobie w stanie poradzić, jak genetyczne zmiany choćby w uprawach przemysłowych. Coraz częściej to odbija się na pszczołach i trafiają się przypadki owada z niedorozwiniętym układem pokarmowym, czy np. powłoką chitynową, która nie twardnieje. To oczywiście uniemożliwia przeżycie.
Pomimo odnotowanych strat Jesionowski nie narzeka. - Pszczelarz nie może być chytry. Po porostu powinien dbać najlepiej jak potrafi o swoją pasiekę, bo pszczoły potrafią to odwzajemnić. To powinno być najważniejsze, a nie pieniądze.
Starliśmy się dowiedzieć w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi, czy przewidziane są jakieś odszkodowania dla pszczelarzy w tak trudnym okresie. Przypomnijmy, że tego typu wsparcie hodowców przez państwo jest naturalną praktyką, kiedy np. mamy do czynienia z epidemią świńskiej grypy, czy chorobą szalonych krów. Niestety nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Natomiast sami pszczelarze wyjaśniają, że otrzymują unijne dotacje np. zna zakup leków, ale o odszkodowaniach nie ma mowy.
- Sam nie wiem jakby to miało wyglądać- mówi Karolczak. - Może powinny zostać wprowadzone ubezpieczenia na wypadek upadku rodzin pszczelich, ale kto by chciał to ubezpieczać? To jest tak niszowa branża, że jak wspomniałem wcześniej nawet nikt nie pracuje nad opracowaniem nowych leków z nową substancją czynną, która zastąpiłaby amitrazę.
Z pomocą ruszyli wolontariusze Greenpeacu przygotowując akcję Adoptuj Pszczołę. W croudfoundingowym przedsięwzięciu udało się „adoptować” 65 tys. pszczół. Zebrane pieniądze mają posłużyć na budowę 100 hoteli dla owadów zapylających, które zagwarantują bezpieczeństwo i schronienie.
Wygląda na to,że przed pszczelarzami ciężki rok i dużo pracy. Pamiętajmy, że to m.in. dzięki ich pasji rolnictwo może funkcjonować bez problemów. Albert Einstein powiedział kiedyś„Kiedy wyginie pszczoła, rodzajowi ludzkiemu pozostaną już tylko 4 lata”. Oby rzeczone słowa niemieckiego geniusza nie były przepowiednią, która zaczyna się na naszych oczach wypełniać.