Wydawać by się mogło, że w XXI wieku ta historia nie może się wydarzyć. A jednak życie pokazało, że nadal wszystko jest możliwe. Ale po kolei….
Neoklasyczny zabytek za bezcen
Urokliwa neoklasycystyczna willa z przełomu XIX i XX wieku, położona przy ulicy Piłsudskiego 53, należała do muzeum – najpierw w przedwojennym, potem w powojennym Koszalinie – od 1929 roku do połowy 2005 roku. Gdy muzeum obiekt opuściło, przejęło go miasto. Wkrótce po tym Politechnika Koszalińska zwróciła się z prośbą do władz miejskich o przekazanie budynku na potrzeby uczelni. Wyceniony na prawie milion złotych obiekt w 2006 roku miasto (prezydentem był Mirosław Mikietyński) przekazało na preferencyjnych (99% bonifikaty) warunkach, czyli za niespełna 10 tysięcy złotych Politechnice.
Politechnika bez pieniędzy
Jedynym obostrzeniem prawnym umowy było to, że przez 10 lat od zakupu budynek nie może pełnić funkcji komercyjnej. Według ustaleń umowy, jeśli uczelnia sprzeda nieruchomość przed upływem 10 lat to będzie musiała zwrócić do kasy miasta równowartość przyznanej bonifikaty. Politechnice pomimo starań o dofinansowanie , m.in. ze źródeł unijnych, czy ministerstwa nauki nie udało się zdobyć pieniędzy na kosztowny remont. –Przeprowadziliśmy niezbędne prace: doprowadzenie linii światłowodowych, wymianę przyłączy, remont instalacji kanalizacyjnej, sanitariatów – mówił Artur Wezgraj, kanclerz Politechniki Koszalińskiej. Uczelnia zamierzała zorganizować w budynku sale wystawiennicze. Przez cztery lata mieścił się tu Instytut Niekonwencjonalnych Technologii Hydrostrumieniowych. Po nieudanych próbach zdobycia pieniędzy na remont senat uczelni zadecydował, by go sprzedać. - Po prostukoszty utrzymania i wyremontowania budynku były zbyt wysokie jak na możliwości Politechniki Koszalińskiej – dziś wyjaśnia kanclerz uczelni Artur Wezgraj.
Ratunkiem sprzedaż
W tej sytuacji w 2012 roku uczelnia sprzedała budynek. Cena wywoławcza opiewała na 1,6 mln zł. Politechnika zwróciła pieniądze miastu, choć nie obyło się bez interwencji na drodze sądowej. Obecnie właścicielem nieruchomości jest Iwona Wanli, radca prawny. Budynek wciąż jednak nie jest używany i nie widać, aby podjęte zostały jakieś kroki zwiastujące odświeżenie wyglądu i stanu nieruchomości.
Miasto bezsilne
Sprawdziliśmy czy miasto ma jakiekolwiek instrumenty, aby nakazać właścicielowi konserwację tego typu nieruchomości. Okazało się, że nie jest to sprawa łatwa. - W przypadku własności prywatnej nie mamy specjalnie możliwości, aby zobligować właściciela do podjęcia prac – tłumaczy Aleksandra Ziółkowska z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego. - Możemy interweniować tylko w wypadku zagrożenia bezpieczeństwa lub kiedy budynek szpeci okolicę. Jest to jednak argument łatwy do podważenia, gdyż w prawie nie ma sprecyzowanej terminologii, według której moglibyśmy to orzec. Z reguły porównujemy kondycję nieruchomości do stanu budynków w najbliższym otoczeniu – wyjaśnia.
Pod całościowym nadzorem
Restauracja willi jest kłopotliwa dla prywatnego właściciela, gdyż jest ona wpisana do rejestru zabytków. Wymagania jakie stawia ustawa zobowiązują np. do zachowania pierwotnej formy najdrobniejszych szczegółów architektonicznych, jak np. elewacja. Jednak nie sama ochrona zabytku sprawiała Iwonie Wanli problemy. Chodzi o decyzję z 1996 roku, która została podjęta przez Urząd Ochrony Zabytków w Koszalinie z rażącym naruszeniem prawa.
Zawiadomienie o zmianie zawiadomienia
Historia ta jest dość skomplikowana… W międzyczasie bowiem zmienił się kształt administracji państwowej. Od 1999 roku koszaliński urząd zajmujący się ochroną zabytków stał się jedynie delegaturą szczecińskiej placówki. W związku z tym pojawił się problem, kto ma właściwie podjąć decyzje o zmianie - jak się ostatecznie okazało - ewidentnego błędu w dokumentach. Nie udało nam się skontaktować z głównym specjalistą ds. zabytków nieruchomych, zabytków budownictwa, architektury i techniki - Krystyną Bastkowską. Przebywa ona obecnie na zwolnieniu chorobowym. Dzięki życzliwości kierownika koszalińskiej Delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Szczecinie, Doroty Raczkowskiej mogliśmy za to zapoznać się z dokumentami opisującymi historię byłego muzeum. W 1982 roku willa została objęta ochroną konserwatorską. Wpis do rejestru sporządzony w województwie koszalińskim wyraźnie mówi tylko i wyłącznie o samym budynku. Natomiast w 1996 roku Muzeum poprosiło władze o rozszerzenie obszaru ochrony kilku nieruchomości jakimi zarządzało, włączając w to działki na jakich się znajdowały. Związane to było z koniecznością płacenia podatku od gruntu. Należy wiedzieć, że wszelkie nieruchomości objęte opieką konserwatora automatycznie są zwolnione z jakichkolwiek opłat na rzecz miasta.
W 2011 roku pojawił się dokument obrazujący, że pod ochroną znajduje się nie tylko budynek, ale także cały teren tej nieruchomości. W historii obiektu można znaleźć dwa zawiadomienia opatrzone graficznym, geodezyjnym załącznikiem, gdzie oznaczony został obszar objęty ochroną zabytku. Jeden przedstawia obrys ścian willi, drugi zatytułowany „Zawiadomienie o zmianie zawiadomienia” wprowadza ochronę całej działki.
Walka z systemem
Taka sytuacja związała ręce właścicielowi, który nie mógł dowolnie zagospodarować otoczenia budynku, choćby pod względem infrastruktury. Wiązały się z tym także dodatkowe koszty i wprost zależność od decyzji urzędnika. Iwona Wanli, nowa właścicielka muzeum podjęła swoistą walkę z systemem. Uznała - jak się okazało słusznie, że rozszerzenie terenu podlegającego ochronie urzędu odbyło się niezgodnie z prawem. Ostatecznie walkę tę wygrała. Decyzja Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie pozostawia w tej kwestii żadnych niejasności: „Nie ulega wątpliwości, że zmiana decyzji z dnia 29. 04. 1982 nastąpiła z rażącym naruszeniem art. 155 Kodeksu prawa administracyjnego.” W efekcie niewłaściwa decyzja urzędu została cofnięta. Stan faktyczny dotyczący zabytkowej nieruchomości powrócił do pierwotnego kształtu. Oficjalnie decyzją WUOZ w Szczecinie z 28 maja bieżącego roku, ochronie podlega jedynie budynek. Teraz właścicielka znów może realizować swoje plany.
Niepewna przyszłość
Na razie nie wiadomo jednak jaki los czeka ten piękny, będący ozdobą Koszalina budynek. Właścicielka, która niechętnie rozmawia z mediami nie chce wyjawić swoich planów dotyczących tej nieruchomości. - Na razie napawam się spokojem, którego przez ostatnie dwa lata nie miałam – kwituje Iwona Wanli.