Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
wydarzenia

Urzędnicze absurdy

Autor Paweł Kaczor / grafika: czechofil.pinger.pl 19 Czerwca 2014 godz. 6:00
Nonsensy w Polsce to rzecz powszechna i niestety wpływająca na życie nas wszystkich. Zastanawiamy się, czy to idiotyczne jest prawo, czy też to urzędnikom czasami brak wyobraźni. A może jedno i drugie?

Chcecie pewnie przykładów? Oto one… Cztery mieszkanki RDP „Ostoja” musiały się wyprowadzić, bo rozmiar pokojów nieznacznie (1,1 m kw. w jednym, 60 cm kw. w drugim i 40 cm kw. w trzecim, czyli dla tych którzy mają kłopoty z wyobrażeniem sobie przestrzeni wyjaśnię, że to obszar wielkości 8 cm na 5 cm) przekraczał wytyczne rozporządzenia. Nie pomogły prośby i błagania. Nie pozwolono im zostać. Urzędnik trzymając się litery prawa był bezwzględny. Pensjonariuszki RDP-u musiały się wyprowadzić.

 

A oto drugi przykład idiotyzmu. Dyrektor koszalińskiego więziennictwa płk Krzysztof Olkowicz został uznany przez sąd za winnego ws. wpłacenia 40 zł grzywny za osadzonego w areszcie chorego psychicznie mężczyznę. Trafił on tam, bo nie zapłacił za kradzież wafelka wartego 99 gr. Płk Olkowicz został nagrodzony przez Radio TOK FM za to, że „zachował się jak człowiek, który żyje w kraju, gdzie prawo działa według zasady dobra i słuszności”.

 

Nierzadko bywa tak, że przedstawiciele najwyższych władz na każdym kroku wymyślają coś, przez co zwykły obywatel musi się zderzyć ze ścianą absurdu i braku dobrej woli. Wróćmy do koszalińskiej „Ostoi”.

 

Dwa lata temu rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej zmieniło dopuszczalny rozmiar pokoju, w którym mogą mieszkać pensjonariusze Rodzinnego Domu Pomocy. Na jedną osobę musi przypadać minimum 8 m kw. zamiast dotychczasowych 6 m kw. Pokoje w koszalińskiej placówce były minimalnie za małe. Paniom, które tam mieszkały jednak to nie przeszkadzało. Mimo to, kazano im się wyprowadzić. Sprawa skończyła się połowicznym „sukcesem”.  Czterem paniom, które nie mają rodzin, a trafiły do domu opieki decyzją MOPS-u, pozwolono zostać w placówce. Zapewniono im jednoosobowy pokój, który jest zgodny metrażem z rozporządzeniem. Jednak rodziny czterech pozostałych pań musiały szukać miejsce dla nich w innych ośrodkach.

 

W maju 2014r. wspomniany wcześniej płk Krzysztof Olkowicz - dyrektor koszalińskiego więziennictwa - został uznany przez sąd za winnego wpłacenia 40 zł grzywny. Płk Olkowicz wpłacił pieniądze za mężczyznę, który był chory psychicznie. Arkadiusz K. trafił do aresztu za kradzież wafelka o wartości 99 groszy. O wpłaceniu grzywny za ubezwłasnowolnionego Arkadiusza K. donieśli do Ministerstwa Sprawiedliwości podwładni pułkownika. Do dziś nie są znani. Powiadomili oni resort o podejrzeniu naruszenia art. 57 Kodeksu Wykroczeń, który zabrania zbiórek na grzywnę, a także opłacania jej osobom niebędącym krewnymi osoby skazanej. Resort przesłał anonim koszalińskiej policji, która wszczęła postępowanie zakończone wnioskiem o ukaranie. W maju koszaliński sąd uznał, że płk Olkowicz jest winny podżegania jednego ze swoich podwładnych do zapłacenia grzywny. Stało się tak, gdyż pułkownik nie wpłacił grzywny osobiście. Potrzebną kwotę przygotowała jego sekretarka (o co prosił), a wpłacenie grzywny zlecił zastępcy dyrektora aresztu śledczego.

 

To tylko dwa „najświeższe” przypadki bezdusznego prawa, które „zadziałało, a raczej nie zadziałało” na naszym terenie. Absurdem całkowitym jest historia mężczyzny, który za własne pieniądze wyremontował przyznane przez pewien Urząd Miasta komunalne mieszkanie. Po kilku latach, kiedy jego dzieci zaczęły dorastać, wystąpił do ów Urzędu o zmianę lokalu na większy. Urzędnicy po przeprowadzeniu inspekcji w mieszkaniu odrzucili jego wniosek, a także kazali przywrócić mieszkanie do stanu pierwotnego. Czyli co? Mężczyzna ten musi skuć płytki z łazienki i podrapać ściany?

 

Przypadki można by mnożyć. Chcecie? Proszę bardzo….

 

W 2010r. było głośno o tym, że w miejscowości, która nie istnieje, zameldowane były 362 osoby. W Sosnowcu tamtejszy Sąd Rejonowy wezwał Henryka Georga Dietla oraz jego rodzinę do stawienia się. Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że mężczyzna zmarł w… 1911r.

 

Pewien lekarz orzecznik pomylił się podczas komisji lekarskiej - zrobił „literówkę” i zamiast „6” napisał „7”. Błąd popełnił orzecznik, ale świadczenie zatrzymano poszkodowanemu.

 

Sytuacja z pewnego Urzędu Gminnego – jeden z interesantów wszedł do pokoju i był świadkiem nieuprzejmego, a nawet aroganckiego zachowania się urzędniczki wobec petenta. Poruszony tym zwrócił się z zapytaniem: „Dlaczego pani jest tak nieuprzejma?” Odpowiedź była krótka i zuchwała: „Ładnie bym wyszła na tej uprzejmości”. Czy to wymaga komentarza? Tak, wymaga.

 

O wypowiedź poprosiliśmy Roberta Grabowskiego, rzecznika prasowego prezydenta Koszalina.

 

- Z jednej strony przepisy czasem ograniczają zdrowy rozsądek. Niestety są one często rzeczywiście niespójne albo nieżyciowe. Z drugiej strony wszędzie ten zdrowy rozsądek powinien obowiązywać. W każdej sytuacji, która dotyczy miasta bądź mieszkańców, ważne jest, żeby jednak porozmawiać. Nie kierować się tylko i wyłącznie tym, co narzucają przepisy. One powinny służyć do pomocy, do określenia jakiś ram. Oczywiście są takie obszary, gdzie trzeba bazować wyłącznie na przepisach, np. w kwestiach prawa jazdy i dowodów osobistych. Jednak są takie obszary, gdzie taki czynnik czysto ludzki, związany ze współczuciem i z tym, że osoby znajdują się w różnych sytuacjach finansowych i życiowych, jest istotny. Obszary te wymagają indywidualnego podejścia i pod takim kątem myślę, że znaczna część pracowników w samorządzie i administracji, pracuje. Przepisy są oczywiście bardzo ważne, ale powinno też obowiązywać indywidualne podejście, takie zdroworozsądkowe. – mówi Robert Grabowski.

 

Urzędnik jest przedłużonym ramieniem władzy i jego niewłaściwe postępowanie nabiera charakteru politycznego. Prowadzi często do uogólnienia, wyrażającego się w sformułowaniu: arogancja władzy.

 

Wykonując swoje obowiązki, urzędnik - i tu się zgadzam z prezydenckim rzecznikiem - powinien oczywiście znać i przestrzegać przepisów, ale nie może też zapominać, że obowiązują go również normy moralne i reguły obyczajowe. Zlekceważenie tej prawdy prowadzi do przekształcenia się urzędnika w bezdusznego biurokratę.

 

Dlatego dziś rozpoczynamy naszą akcję: prosimy Was, drodzy Internauci, podawajcie nam absurdy, z którymi przyszło Wam się zmierzyć. 

Poprzedni artykuł

Czytaj też

Wybory, czyli wszystkie chwyty dozwolone

Paweł Kaczor / info. tvp.info/parezja.pl / fot. Wojciech Kukliński - 15 Września 2014 godz. 16:03
Wybory samorządowe coraz bliżej, zatem kampania rozkręca się na dobre. A „smaczków” nie brakuje. Ustka ma swojego „łososiowego króla”, Kołobrzegiem chce rządzić osoba z „chorymi” pomysłami. A w Koszalinie były mistrz Europy w kick-boxingu publicznie straszy, wyzywa i szarpie prezydenta. Ustecki biznesmen Jerzy Malek zaproponował, że wpłaci do kasy miasta 5 mln zł. Warunek: rezygnacja obecnego burmistrza ze startu w zbliżających się wyborach. Niespodziewanie burmistrz Jan Olech przystał na tę propozycję.   Dodajmy, że Malek zwany „łososiowym królem” wygrał proces z miastem Ustka o nadmorską działkę. Miasto musiało zapłacić mu 11 mln zł. Suma ta zagroziła płynności finansowej Ustki. Skonfliktowany z burmistrzem biznesmen zaproponował, że wpłaci do kasy miasta 5 mln zł. Warunkiem było wycofanie się obecnego burmistrza – Jana Olecha – ze startu w wyborach.   Burmistrz przystał na tę propozycję. – Oświadczam, że nie będę kandydował w najbliższych wyborach samorządowych na stanowisko burmistrza miasta Ustka, ani do innych organów samorządowych w Gminie Miasta Ustka. – czytamy w oświadczeniu Jana Olecha. Ta decyzja przeraziła wielu radnych miejskich. Propozycja Malka i decyzja Olecha oburzyła również wielu mieszkańców Ustki.   W tej kampanii zasłynął już także Kołobrzeg. W tym nadmorskim kurorcie kandydat Twojego Ruchu na prezydenta Kołobrzegu - Wiktor Szostało - zaproponował, by na kuracjuszach przyjeżdżających do miasta… testować nowe leki! Ten znany w okolicy rzeźbiarz w pewnym momencie konferencji wypalił coś, co zszokowało nawet jego kolegów.   Szostało stwierdził, że Kołobrzeg jest znanym uzdrowiskiem, do którego przez cały rok przyjeżdżają kuracjusze z Polski i Niemiec, a wśród nich jest wielu emerytów. Kandydat Twojego Ruchu zwęszył w tym interes – chce testować na nich nowe leki! Twierdzi nawet, że po zwycięstwie powoła specjalną instytucję, która się tym zajmie. Uzasadnia to tym, że „Ci ludzie tych leków używają dużo”.    W Koszalinie mamy też swoją wyborczą aferę. Skandalista Józef Warchoł pojawia się w miejscach publicznych i w prostacki sposób lży z Piotra Jedlińskiego i innych ubiegających się z ramienia Platformy Obywatelskiej kandydatów. W miniony weekend na terenach podożynkowych znów doszło do ekscesów z Warchołem w roli głównej. Tym razem Warchoł posunął się jeszcze dalej. Szarpał, a nawet przystawiał pięść do twarzy swoim politycznym przeciwnikom. To sytuacja bez precedensu. Wykorzystywanie przemocy fizycznej w walce politycznej przypomina najczarniejsze chwile z historii ludzkości. 

Rewitalizacja Rynku

Paweł Kaczor / info. UM Koszalin - 24 Czerwca 2014 godz. 11:57
Zgodnie z umową firma „Infrabud”, która jest wykonawcą rewitalizacji Rynku Staromiejskiego, ma zakończyć ją do 30 czerwca. Wiadomo już, że to nie możliwe. – Liczymy, że prace zostaną zakończone ok. miesiąc później. – mówi Robert Grabowski, Rzecznik Prasowy Prezydenta Koszalina.