Chcecie pewnie przykładów? Oto one… Cztery mieszkanki RDP „Ostoja” musiały się wyprowadzić, bo rozmiar pokojów nieznacznie (1,1 m kw. w jednym, 60 cm kw. w drugim i 40 cm kw. w trzecim, czyli dla tych którzy mają kłopoty z wyobrażeniem sobie przestrzeni wyjaśnię, że to obszar wielkości 8 cm na 5 cm) przekraczał wytyczne rozporządzenia. Nie pomogły prośby i błagania. Nie pozwolono im zostać. Urzędnik trzymając się litery prawa był bezwzględny. Pensjonariuszki RDP-u musiały się wyprowadzić.
A oto drugi przykład idiotyzmu. Dyrektor koszalińskiego więziennictwa płk Krzysztof Olkowicz został uznany przez sąd za winnego ws. wpłacenia 40 zł grzywny za osadzonego w areszcie chorego psychicznie mężczyznę. Trafił on tam, bo nie zapłacił za kradzież wafelka wartego 99 gr. Płk Olkowicz został nagrodzony przez Radio TOK FM za to, że „zachował się jak człowiek, który żyje w kraju, gdzie prawo działa według zasady dobra i słuszności”.
Nierzadko bywa tak, że przedstawiciele najwyższych władz na każdym kroku wymyślają coś, przez co zwykły obywatel musi się zderzyć ze ścianą absurdu i braku dobrej woli. Wróćmy do koszalińskiej „Ostoi”.
Dwa lata temu rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej zmieniło dopuszczalny rozmiar pokoju, w którym mogą mieszkać pensjonariusze Rodzinnego Domu Pomocy. Na jedną osobę musi przypadać minimum 8 m kw. zamiast dotychczasowych 6 m kw. Pokoje w koszalińskiej placówce były minimalnie za małe. Paniom, które tam mieszkały jednak to nie przeszkadzało. Mimo to, kazano im się wyprowadzić. Sprawa skończyła się połowicznym „sukcesem”. Czterem paniom, które nie mają rodzin, a trafiły do domu opieki decyzją MOPS-u, pozwolono zostać w placówce. Zapewniono im jednoosobowy pokój, który jest zgodny metrażem z rozporządzeniem. Jednak rodziny czterech pozostałych pań musiały szukać miejsce dla nich w innych ośrodkach.
W maju 2014r. wspomniany wcześniej płk Krzysztof Olkowicz - dyrektor koszalińskiego więziennictwa - został uznany przez sąd za winnego wpłacenia 40 zł grzywny. Płk Olkowicz wpłacił pieniądze za mężczyznę, który był chory psychicznie. Arkadiusz K. trafił do aresztu za kradzież wafelka o wartości 99 groszy. O wpłaceniu grzywny za ubezwłasnowolnionego Arkadiusza K. donieśli do Ministerstwa Sprawiedliwości podwładni pułkownika. Do dziś nie są znani. Powiadomili oni resort o podejrzeniu naruszenia art. 57 Kodeksu Wykroczeń, który zabrania zbiórek na grzywnę, a także opłacania jej osobom niebędącym krewnymi osoby skazanej. Resort przesłał anonim koszalińskiej policji, która wszczęła postępowanie zakończone wnioskiem o ukaranie. W maju koszaliński sąd uznał, że płk Olkowicz jest winny podżegania jednego ze swoich podwładnych do zapłacenia grzywny. Stało się tak, gdyż pułkownik nie wpłacił grzywny osobiście. Potrzebną kwotę przygotowała jego sekretarka (o co prosił), a wpłacenie grzywny zlecił zastępcy dyrektora aresztu śledczego.
To tylko dwa „najświeższe” przypadki bezdusznego prawa, które „zadziałało, a raczej nie zadziałało” na naszym terenie. Absurdem całkowitym jest historia mężczyzny, który za własne pieniądze wyremontował przyznane przez pewien Urząd Miasta komunalne mieszkanie. Po kilku latach, kiedy jego dzieci zaczęły dorastać, wystąpił do ów Urzędu o zmianę lokalu na większy. Urzędnicy po przeprowadzeniu inspekcji w mieszkaniu odrzucili jego wniosek, a także kazali przywrócić mieszkanie do stanu pierwotnego. Czyli co? Mężczyzna ten musi skuć płytki z łazienki i podrapać ściany?
Przypadki można by mnożyć. Chcecie? Proszę bardzo….
W 2010r. było głośno o tym, że w miejscowości, która nie istnieje, zameldowane były 362 osoby. W Sosnowcu tamtejszy Sąd Rejonowy wezwał Henryka Georga Dietla oraz jego rodzinę do stawienia się. Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że mężczyzna zmarł w… 1911r.
Pewien lekarz orzecznik pomylił się podczas komisji lekarskiej - zrobił „literówkę” i zamiast „6” napisał „7”. Błąd popełnił orzecznik, ale świadczenie zatrzymano poszkodowanemu.
Sytuacja z pewnego Urzędu Gminnego – jeden z interesantów wszedł do pokoju i był świadkiem nieuprzejmego, a nawet aroganckiego zachowania się urzędniczki wobec petenta. Poruszony tym zwrócił się z zapytaniem: „Dlaczego pani jest tak nieuprzejma?” Odpowiedź była krótka i zuchwała: „Ładnie bym wyszła na tej uprzejmości”. Czy to wymaga komentarza? Tak, wymaga.
O wypowiedź poprosiliśmy Roberta Grabowskiego, rzecznika prasowego prezydenta Koszalina.
- Z jednej strony przepisy czasem ograniczają zdrowy rozsądek. Niestety są one często rzeczywiście niespójne albo nieżyciowe. Z drugiej strony wszędzie ten zdrowy rozsądek powinien obowiązywać. W każdej sytuacji, która dotyczy miasta bądź mieszkańców, ważne jest, żeby jednak porozmawiać. Nie kierować się tylko i wyłącznie tym, co narzucają przepisy. One powinny służyć do pomocy, do określenia jakiś ram. Oczywiście są takie obszary, gdzie trzeba bazować wyłącznie na przepisach, np. w kwestiach prawa jazdy i dowodów osobistych. Jednak są takie obszary, gdzie taki czynnik czysto ludzki, związany ze współczuciem i z tym, że osoby znajdują się w różnych sytuacjach finansowych i życiowych, jest istotny. Obszary te wymagają indywidualnego podejścia i pod takim kątem myślę, że znaczna część pracowników w samorządzie i administracji, pracuje. Przepisy są oczywiście bardzo ważne, ale powinno też obowiązywać indywidualne podejście, takie zdroworozsądkowe. – mówi Robert Grabowski.
Urzędnik jest przedłużonym ramieniem władzy i jego niewłaściwe postępowanie nabiera charakteru politycznego. Prowadzi często do uogólnienia, wyrażającego się w sformułowaniu: arogancja władzy.
Wykonując swoje obowiązki, urzędnik - i tu się zgadzam z prezydenckim rzecznikiem - powinien oczywiście znać i przestrzegać przepisów, ale nie może też zapominać, że obowiązują go również normy moralne i reguły obyczajowe. Zlekceważenie tej prawdy prowadzi do przekształcenia się urzędnika w bezdusznego biurokratę.
Dlatego dziś rozpoczynamy naszą akcję: prosimy Was, drodzy Internauci, podawajcie nam absurdy, z którymi przyszło Wam się zmierzyć.