Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland

Koszalin wspiera Rafała Trzaskowskiego – czas na prezydenta, który łączy, nie dzieli

2025-05-27 04:55:00 eWok, film: FB/Barbara Grygorcceicz
Po miesiącach intensywnej kampanii i długiej prekampanii, pełnej spotkań z obywatelami, debat i rozmów o przyszłości Polski, Rafał Trzaskowski staje dziś jako kandydat, który daje realną nadzieję na zmianę stylu prezydentury. Nadzieję na urząd otwarty, aktywny, demokratyczny – prezydenturę, która nie będzie służyła jednej partii, ale wszystkim obywatelom.

Koszalin od samego początku aktywnie uczestniczył w tej kampanii. Mieszkańcy tłumnie przychodzili na spotkania z kandydatem, organizowali inicjatywy obywatelskie, zbierali podpisy i głośno wyrażali swoje poparcie dla Rafała Trzaskowskiego. W mieście widoczna była silna potrzeba dialogu, wspólnoty i troski o przyszłość – wartości, które ten kandydat od lat reprezentuje.

 

Prawie osiem miesięcy trwała kampania, podczas której Trzaskowski konsekwentnie budował swoje zaplecze społeczne, odwiedzał mniejsze i większe miejscowości, słuchał ludzi i mówił o Polsce, w której każdy może się czuć u siebie. Koszalin nie pozostał na uboczu – przeciwnie, był jednym z ważnych punktów na tej trasie.

Dziś, gdy kampania wyborcza jest na finiszu, wsparcie mieszkańców Koszalina pozostaje niezachwiane. W Trzaskowskim widzą oni kandydata nowoczesnego, otwartego, proeuropejskiego i zdecydowanego na realne działanie, ale też – co równie ważne – człowieka dialogu i samorządowca, który zna codzienne problemy miast takich jak Koszalin.

"To nie jest kampania przeciw komuś – to jest kampania o coś. O Polskę otwartą, silną, sprawiedliwą i uśmiechniętą. I o prezydenta, który będzie wszystkich traktował z szacunkiem" – mówi koszalińska posłanka, Barbara Grygorcewicz. 

W obliczu rosnących napięć społecznych i politycznych, wybór Rafała Trzaskowskiego to wybór odpowiedzialności, doświadczenia i europejskiej przyszłości. Mieszkańcy Koszalina dobrze to rozumieją. I właśnie dlatego – coraz głośniej i wyraźniej – mówią: czas na zmianę. Czas na Trzaskowskiego.

Czytaj też

Polska 2025: frustracja zamiast idei, gniew zamiast programu

eWok, za gazeta.pl/ - 29 Maj 2025 godz. 11:53
W polityce nie chodzi już o poglądy, tylko o pozycję – mówi Łukasz Pawłowski, szef Ogólnopolskiej Grupy Badawczej, w rozmowie z Grzegorzem Sroczyńskim opublikowanej na portalu Gazeta.pl. Jego diagnoza? Polską polityką rządzi już nie konflikt prawica-lewica, lecz znacznie głębszy podział: góra kontra dół. I właśnie ten podział może przetasować dotychczasowy układ sił. Warszawa, Kraków, elity i TVN – czyli establishment po polsku   W rozmowie, która bardziej przypomina wiwisekcję nastrojów społecznych niż klasyczny wywiad polityczny, Pawłowski wskazuje, że w wyborach nie wygrywa już program, ale emocja. A najpotężniejszą emocją jest gniew – skierowany przeciwko elitom, instytucjom i układom. Rafał Trzaskowski – symbol sukcesu, wielkiego miasta i medialnego uwielbienia – staje się dla części wyborców uosobieniem „góry”, która ich blokuje.   Dla wielu to nie Trzaskowski jest problemem, tylko wszystko, co sobą reprezentuje: układy, niedostępne awanse, kariery po znajomości. „Wygrana Trzaskowskiego oznacza, że znów wygra tamta strona, która nas przez lata blokowała” – mówi Pawłowski. I dodaje, że ta frustracja nie jest nowa. Ona się kumulowała przez lata i właśnie teraz zaczyna wylewać się z politycznych brzegów.   Mentzen, Zandberg, Braun – czyli nowi gracze konfliktu „góra–dół”  Zaskakujące? Tylko pozornie. Pawłowski zauważa, że wyborcy przerzucają się między Mentzenem a Zandbergiem nie dlatego, że nagle zmieniają poglądy, ale dlatego, że szukają kogoś, kto ich reprezentuje przeciwko „górze”. Mentzen i Zandberg – mimo różnych światopoglądów – mówią w zasadzie tym samym językiem buntu. Jeszcze bardziej dobitnym przykładem tej fali jest wynik Grzegorza Brauna. Dla Pawłowskiego to krzyk rozpaczy: „Nie wierzę nikomu, głosuję na gościa, który wszystko spali”. Gdy głosy frustracji są ignorowane, sięgają po najbardziej radykalne środki – i to nie jest objaw politycznego ekstremizmu, ale społecznego wrzenia.   Latynosi Platformy, czyli dlaczego słoiki nie zagłosowały  Wyjątkowo trafne jest też pojęcie „Latynosów Platformy” – określenie Pawłowskiego dla tych, którzy przeprowadzili się do dużych miast i przez lata próbowali się w nich urządzić. Pracowali więcej, robili więcej, a jednak pozostali na marginesie miejskich układów. Mieli być awansem dla Polski – są rozczarowaniem i niedowierzaniem. „Zrobieni w konia”, jak mówi Pawłowski. To właśnie ta grupa – dotąd wierna Platformie – odwraca się plecami.   Polityka bez oferty – czyli co dalej?  Zdaniem Pawłowskiego największym błędem elit – politycznych i medialnych – jest unikanie rozmowy o nierównościach. Liberalne partie nie mają dziś dla ludzi realnej oferty. Zielona wyspa i druga Irlandia już nie wystarczą. To, co działało kiedyś – nadzieja na Unię, NATO, zachód – dziś już nie działa. Trzeba czegoś nowego. I to nie programów socjalnych, tylko poczucia, że każdy ma szansę.  Polska polityka, jak wskazuje Pawłowski, przypomina teraz teatr dwóch wypalonych aktorów – PiS i PO – którzy krzyczą do pustej widowni. A widownia coraz głośniej domaga się nowego scenariusza. Czy dostanie go od Zandberga? Od Brauna? Od kogoś nowego? To pytanie, na które nie ma jeszcze odpowiedzi – ale odpowiedź będzie miała ogromne znaczenie dla przyszłości całej sceny politycznej.   Komentarz: To wywiad, który nie tylko tłumaczy bieżącą kampanię prezydencką, ale pozwala zobaczyć szerszy kontekst – społeczny i emocjonalny. Jeśli myśleliśmy, że polityka to starcie programów – byliśmy w błędzie. Dziś to starcie emocji. I to bardzo gorących.

Polska 2025: frustracja zamiast idei, gniew zamiast programu

Film eWok, za gazeta.pl/ - 29 Maj 2025 godz. 11:53
W polityce nie chodzi już o poglądy, tylko o pozycję – mówi Łukasz Pawłowski, szef Ogólnopolskiej Grupy Badawczej, w rozmowie z Grzegorzem Sroczyńskim opublikowanej na portalu Gazeta.pl. Jego diagnoza? Polską polityką rządzi już nie konflikt prawica-lewica, lecz znacznie głębszy podział: góra kontra dół. I właśnie ten podział może przetasować dotychczasowy układ sił. Warszawa, Kraków, elity i TVN – czyli establishment po polsku   W rozmowie, która bardziej przypomina wiwisekcję nastrojów społecznych niż klasyczny wywiad polityczny, Pawłowski wskazuje, że w wyborach nie wygrywa już program, ale emocja. A najpotężniejszą emocją jest gniew – skierowany przeciwko elitom, instytucjom i układom. Rafał Trzaskowski – symbol sukcesu, wielkiego miasta i medialnego uwielbienia – staje się dla części wyborców uosobieniem „góry”, która ich blokuje.   Dla wielu to nie Trzaskowski jest problemem, tylko wszystko, co sobą reprezentuje: układy, niedostępne awanse, kariery po znajomości. „Wygrana Trzaskowskiego oznacza, że znów wygra tamta strona, która nas przez lata blokowała” – mówi Pawłowski. I dodaje, że ta frustracja nie jest nowa. Ona się kumulowała przez lata i właśnie teraz zaczyna wylewać się z politycznych brzegów.   Mentzen, Zandberg, Braun – czyli nowi gracze konfliktu „góra–dół”  Zaskakujące? Tylko pozornie. Pawłowski zauważa, że wyborcy przerzucają się między Mentzenem a Zandbergiem nie dlatego, że nagle zmieniają poglądy, ale dlatego, że szukają kogoś, kto ich reprezentuje przeciwko „górze”. Mentzen i Zandberg – mimo różnych światopoglądów – mówią w zasadzie tym samym językiem buntu. Jeszcze bardziej dobitnym przykładem tej fali jest wynik Grzegorza Brauna. Dla Pawłowskiego to krzyk rozpaczy: „Nie wierzę nikomu, głosuję na gościa, który wszystko spali”. Gdy głosy frustracji są ignorowane, sięgają po najbardziej radykalne środki – i to nie jest objaw politycznego ekstremizmu, ale społecznego wrzenia.   Latynosi Platformy, czyli dlaczego słoiki nie zagłosowały  Wyjątkowo trafne jest też pojęcie „Latynosów Platformy” – określenie Pawłowskiego dla tych, którzy przeprowadzili się do dużych miast i przez lata próbowali się w nich urządzić. Pracowali więcej, robili więcej, a jednak pozostali na marginesie miejskich układów. Mieli być awansem dla Polski – są rozczarowaniem i niedowierzaniem. „Zrobieni w konia”, jak mówi Pawłowski. To właśnie ta grupa – dotąd wierna Platformie – odwraca się plecami.   Polityka bez oferty – czyli co dalej?  Zdaniem Pawłowskiego największym błędem elit – politycznych i medialnych – jest unikanie rozmowy o nierównościach. Liberalne partie nie mają dziś dla ludzi realnej oferty. Zielona wyspa i druga Irlandia już nie wystarczą. To, co działało kiedyś – nadzieja na Unię, NATO, zachód – dziś już nie działa. Trzeba czegoś nowego. I to nie programów socjalnych, tylko poczucia, że każdy ma szansę.  Polska polityka, jak wskazuje Pawłowski, przypomina teraz teatr dwóch wypalonych aktorów – PiS i PO – którzy krzyczą do pustej widowni. A widownia coraz głośniej domaga się nowego scenariusza. Czy dostanie go od Zandberga? Od Brauna? Od kogoś nowego? To pytanie, na które nie ma jeszcze odpowiedzi – ale odpowiedź będzie miała ogromne znaczenie dla przyszłości całej sceny politycznej.   Komentarz: To wywiad, który nie tylko tłumaczy bieżącą kampanię prezydencką, ale pozwala zobaczyć szerszy kontekst – społeczny i emocjonalny. Jeśli myśleliśmy, że polityka to starcie programów – byliśmy w błędzie. Dziś to starcie emocji. I to bardzo gorących.

Warto być przyzwoitym. Nadal. I zwłaszcza teraz.

eWok - 23 Maj 2025 godz. 12:30
Jarosław Kaczyński, desygnując swojego kandydata na prezydenta RP, zrobił coś więcej niż tylko ogłosił decyzję polityczną. Napluł przyzwoitym ludziom w twarz. Nie pierwszy raz. Wcześniej wysyłał podobny sygnał, gdy wskazywał do Trybunału Konstytucyjnego osoby, których działalność budziła głęboki sprzeciw tych, którzy jeszcze wierzą w etyczny sens instytucji państwa. Mówię o Krystynie Pawłowicz i Stanisławie Piotrowiczu – symbolach rozmywania granic między służbą publiczną a partyjną lojalnością. W tym kontekście nie sposób nie wrócić do tegorocznego tematu maturalnego: „Źródło nadziei w czasach trudnych dla człowieka.” Dla mnie odpowiedź jest oczywista. Źródłem nadziei są ludzie przyzwoici. I sama przyzwoitość jako wartość – nieprzemijająca, cicha, czasem wyśmiewana, ale nigdy nieprzydatna. Niech mi wolno będzie przywołać Władysława Bartoszewskiego – człowieka, którego życie było dowodem, że „Warto być przyzwoitym” to nie tylko tytuł książki, ale życiowe przykazanie. Przykazanie tak silne, że dziś funkcjonuje jak przysłowie, jak reguła sumienia. Choć często powtarzane w oderwaniu od autora, jego źródło bije właśnie z tego jednego, cichego życia: prawości, uczciwości, odrzucenia nienawiści i oportunizmu.  Bartoszewski nie był naiwny. Wiedział, że przyzwoitość nie zawsze się opłaca. Mówił wyraźnie:  „Są rzeczy, które warto robić, choć się nie opłaca, i są rzeczy, które się opłaca, choć nie warto.”  To jedno z najkrótszych i najuczciwszych streszczeń prawdziwej różnicy między korzyścią a wartością. Między tym, co doraźne, a tym, co trwałe. To nie przypadek, że Bartoszewski przez lata przyjaźnił się z Antonim Słonimskim, który w innym tonie, bardziej ironicznym, wprowadził do debaty publicznej pojęcie „minimum moralnego”. Dla Słonimskiego było to absolutne minimum etyczne, próg, którego nie powinien przekraczać nikt, kto chce uczestniczyć we wspólnocie – czy to politycznej, czy społecznej. A jednak dziś to minimum bywa zaskakująco łatwo pomijane. Słonimski pisał o moralności bez nadęcia, ale z pasją. Bartoszewski mówił o niej z pokorą i bez patosu.  Jego postawa, jak mówił Heinrich Böll, oznaczała nie tylko uczciwość, ale też godność, opór, nieuleganie oportunizmowi. Przyzwoitość jako forma oporu – to brzmi patetycznie, ale jest w tym jakaś trudna, wymagająca prawda...   Dziś, kiedy polityka zamienia się w cyniczny teatr lojalności i układów, trzeba to powiedzieć głośno: to nie jest normalne!  Nie wszystko, co zgodne z prawem, jest zgodne z sumieniem. Nie wszystko, co możliwe, jest godne. Nie każda decyzja większości jest decyzją przyzwoitą. Nie sposób też nie przywołać w tym kontekście słów Heinricha Bölla, który komentując słowa Bartoszewskiego, mówił: – Przez przyzwoitość rozumie się tu także godność, honor, opór; wytrwać, nie sprzeniewierzyć się sobie, iść uczciwą drogą człowieka, który nie ulega bez oporu i jest niezdolny do oportunizmu.  Viktor Frankl, autor niezapomnianej książki „Człowiek w poszukiwaniu sensu”, pisał o przyzwoitości w warunkach granicznych. O tym, że nawet w obozie koncentracyjnym, gdy wszystko zostało człowiekowi odebrane, pozostaje jeszcze jedno: wolność postawy wobec rzeczywistości. Można być człowiekiem. Albo nie. I to nie zależy od okoliczności. Frankl pisał wprost: „Są dwie rasy ludzi – rasa ludzi przyzwoitych i rasa tych, którzy nie wiedzą, czym jest przyzwoitość.” To jest ten podział, który naprawdę ma znaczenie. Nie na lewicę i prawicę. Nie na liberałów i konserwatystów. Ale na tych, którzy potrafią w trudnych czasach zachować przyzwoitość – i tych, którzy uczynili z bezwstydu swój program.  Z kolei ksiądz Józef Tischner widział człowieka jako istotę, która potrafi być przyzwoita, nawet gdy nie musi. Bo przyzwoitość to dobrowolna postawa, nie przymus.. Nie wynika z przepisów, regulaminów, zakazów. Ale z wewnętrznego wyboru. Człowiek, według Tischnera, może być przyzwoity nawet wtedy, gdy nikt nie patrzy. Nawet wtedy – a może zwłaszcza wtedy.  Czy naprawdę tak trudno dziś znaleźć kandydatów, liderów, autorytety, którzy tę drogę wybraliby nie ze strachu, nie z wyrachowania – ale z przekonania?  Dlatego 1 czerwca – przy urnach, ale też wcześniej, rozmawiając, analizując, słuchając siebie nawzajem – mamy szansę wybrać lepiej. Wybrać człowieka, który nie tylko ma program, ale ma też kręgosłup. Który nie potrzebuje rozkazu, by zachować się jak trzeba. Który ma w sobie to jedno, najprostsze zdanie: I jeśli coś może być dziś naszym kompasem – niech będą nim te dwa zdania. „Zachowaj się przyzwoicie.” „Nie schodź poniżej minimum moralnego.” To wystarczy. To więcej niż wystarczy.