Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Amerykańscy najeźdźcy w Inferno

Autor Robert Kuliński 13 Kwietnia 2015 godz. 10:51
Muzyka jaka dobywała się z wnętrza najbardziej piekielnego lokalu w mieście, czyli Inferno Cafe zatrzęsła zapewne całym Rokosowem. Pięć death metalowych kapel z USA zaprezentowało soją twórczość publiczności nielicznej, ale doskonale wiedzącej po co przyszła.

Swoista inwazja muzycznego ekstremum zachwyciła różnorodnością i bardzo wysokim poziomem wykonawczym. Całości dopełniło pieczołowicie przygotowane nagłośnienie. Riffy i szaleńcze  kanonady perkusji, czy automatów perkusyjnych dosłownie wykręcały trzewia słuchaczy.  Publiczność zebrana pod

Morose Vitality

sceną rewanżowała się artystom wielkim uznaniem i zróżnicowaną formą ekspresji entuzjazmu.

Już pierwszy zespół jaki pojawił się na scenie, czyli Morose Vitality pokazał klasę  i doskonały kunszt sceniczny. Death metal w nowoczesnej odsłonie emanował  czystą agresją. Soczyste riffy i asceza pod względem solówek  w przeciągu kilku minut poderwały słuchaczy do szalonej zabawy pod sceną. Gardłowe okrzyki uwielbienia  kilkunastu osób wypełniały ciszę pomiędzy kawałkami. Rzadko się zdarza, aby publika  tak pokochała support, czy po prostu pierwszy skład

Grooms of the Stool

z dość długiej listy kapel przygotowanej na dany wieczór.

Muzycy  Grooms of the Stool w swojej twórczości odwołują się do tradycyjnych gatunków jak thrash, czy speed metal w śladowych ilościach. Nie zabrakło imponujących solówek. Świetni instrumentaliści  zaprezentowali bardzo wymagającą i szlachetną formę  utworów. Wiele kombinacji rytmicznych i ciekawych aranży także nie pozwoliło słuchaczom usiedzieć  w miejscu. Szał znów ogarnął publikę.

Najbardziej ekstremalną odsłonę death metalu pokazała formacja Soul Remnants. Mocno zbrutalizowana forma i czytelne odwołania do grind core'a, zupełnie

Soul Remnants

uwiodły uczestników koncertu, którzy  już po dwóch wcześniejszych występach  ociekali potem. Zespół fantastycznie łączył ekstremalną „młóckę” z monumentalnymi akordami, które uderzały  w słuchaczy ogromnym ciężarem.

Najsłabiej wypadła formacja poprzedzająca gwiazdę wieczoru. Zespół Psychiatric Regurgitation zaprezentował  nieco patetyczną formę deathu okraszoną melancholią black metalu. Automat perkusyjny i sample  z wplecionymi  dźwiękami  pianina zabrzmiały dość sztucznie, ale  słuchacze także przyjęli grupę  entuzjastycznie.

Psychiatric Regurgitation


Na zakończenie wystąpił Bloodsoaked. Na scenie tylko jedna osoba - Peter Hasselbrack. Gitarzysta i wokalista odgrywał bardzo klasycznie brzmiące kompozycje  przy dźwięku automatycznej perkusji. Utwory zabrzmiały prymitywnie i z klasą. Hasselbrack udowodnił, że klasyka gatunku nie musi oznaczać „odgrzewania starych  kotletów”. Potęga riffów i charyzma  artysty ujęły  jednak tylko część publiczności. Ortodoksi narzekali, że  jest to przesada, aby gwiazdą wieczoru był jednoosobowy zespół bez perkusisty.

Bloodsoaked

Wieczór był wspaniałą podróżą  po obrzeżach death metalu. Podczas jednej imprezy zabrzmiała ogromna różnorodność, a umiejętności i przygotowanie muzyków było absolutnie doskonałe. Szkoda, że tak niewielu  zdecydowało się na spędzenie niedzielnego wieczoru w Inferno z amerykańskimi  najeźdźcami.