Wieczór rozpoczął się punkową energią w wykonaniu zespołu Que Pasa? Grupa po raz kolejny zaserwowała ironiczne i zadziorne teksty opatrzone siermiężnym, garażowym brudem ostrych gitar. Moc prostych piosenek kwartetu tradycyjnie ujęła słuchaczy. Nawet przez chwilę pod sceną zakotłowało się
minipogo. Drapieżny wokal Filipa Guściory i rzetelny łomot perkusisty Dariusza Toszka zasługuje na ogromne uznanie, bo tak zgrabnego punk rocka w Koszalinie nie słyszy się często.
Po krótkiej przerwie technicznej publiczność usłyszała spektakularny debiut nowej formacji rodzimego grajdołka. Zespół Whoiswho to typowy przykład supergrupy. Czwórka muzyków znana jest publiczności z wcześniejszych z występów w zespołach Udercity, Pokaz Sztucznych Ogni, Romantycy Lekkich Obyczajów, czy Świadomość. Ogranie i solidne przygotowanie trzech kawałków wprawiło publiczność w absolutny zachwyt. Piski, okrzyki i huk owacji dudniły pod sklepieniem
Kawałka Podłogi z ogromna siłą.
Grupa odważnie penetruje takie obszary muzyczne, jakie rzadko słyszy się na amatorskich scenach. Pulsujący pop miesza się psychodelią , jaką serwowała lata temu Ścianka. Rozbudowane partie wokalne pobrzmiewały dużą dawką muzycznego dowcipu. Głosy aż dwóch wokalistów przypominały swoją barwą charakterystyczną manierę śpiewaków ze sceny disco polo. Natomiast warstwa muzyczna była dopracowana pod każdym względem. Słuchacze otrzymali właściwie gotowe, dynamiczne przeboje, które mogłyby spokojnie „śmigać” na antenie radiowej zarówno w prime timeie, jak i audycjach prezentujących nowe rockowe brzmienia. Trzeba przyznać, że Whoiswho doskonale balansuje na granicy muzyki rozrywkowej i rocka alternatywnego. Świadczy to o sprecyzowanej wizji, konsekwencji i
ogromnym polocie.
Wieczór zakończył monumentalny pomruk death metalu w wykonaniu słupskiej grupy Medarth. Trudno rozpisywać nad występem zespołu, którego jedynym silnym atutem były umiejętności techniczne muzyków. Absurdalnie podkręcone tempo i totalnie szablonowe kompozycje nie poderwały publiczności. Większość wykorzystała koncert słupszczan na zakup napojów chłodzących, czy zapalenie papierosa na zewnątrz klubu. Jedynie ortodoksyjni fani „martwego metalu” nagrodzili Medarth oklaskami. Metal ze Słupska zabrzmiał w istocie martwo i sztampowo, ale przynajmniej wieczór był muzycznie różnorodny zarówno, jeśli chodzi o style, jak i poziom.