Krótki występ młodych wykonawców ze Studia Piosenki Aktorskiej „Reflektor”, nie przyciągnął zbyt wielu słuchaczy. Podopieczni Pałacu Młodzieży wykonali znane piosenki z repertuaru tzw. klasyki, jak i współczesnych przebojów radiowych. Zabrzmiały m.in. „Jesteś lekiem na całe zło” Krystyny Prońko, a
także „Granada” Moniki Brodki. Po zaledwie 40 minutowym występie, na Dużej Scenie Bałtyckiego Teatru Dramatycznego rozpoczęła się gala inauguracyjna. Festiwal w imieniu Prezydenta Miasta otworzył Leopold Ostrowski.
Następnie rozpoczął się pierwszy pokaz konkursowy. Scena zmieniła się w zaplecze prowincjonalnego cyrku. „Siła przyzwyczajenia” Thomasa Bernharda, to metaforyczna opowieść o trupie cyrkowych artystów pod wodzą, owładniętego obsesją doskonałości, dyrektora Carobaldiego. Zmusza swoich podwładnych do gry na instrumentach klasycznych, gdyż pragnie idealnego wykonania Kwintetu „Pstrąg”, Franciszka Schuberta . Próby oczywiście nigdy nie przebiegają jak powinny. Obsesja i poczucie władzy miesza się z kompleksami i tyranią dyrektora, co jest źródłem wielu komicznych wydarzeń.
„Siła przyzwyczajenia” jest produkcją warszawskiego Teatru Ateneum. Pierwsze minuty wprowadzają widza w świetnie zaaranżowany przez scenografkę Ewę Woźniak świat brudnego, zatęchłego zaplecza cyrkowego. To jednak jedyny element spektaklu jaki można pochwalić. Historia, choć przez pierwszy akt wciągnęła część publiczności, to po antrakcie okazało się, że reżyserka skupiła się na akcentach komediowych. Zabrakło pazura, puenty, czy choćby niekonwencjonalnych rozwiązań wizualnych. Narracja komediowa przeważyła, a raczej zdawała się być kamuflażem ukrywającym brak pomysłu na poprowadzenie historii.
Gra aktorska, również nie zachwyciła niczym szczególnym. Co prawda Krzysztof Gosztyła, odtwórca głównej roli, fachowo i bardzo klasycznie łączył swoje umiejętności muzyczne z dynamiką charakteru swojego bohatera, ale pozostała część obsady wypadła gorzej niż blado. Główny interlokutor dyrektora Caribaldiego, Żongler w kreacji Dariusza Wnuka, był po prostu sztuczny. Nawet niezmiernie ekspresyjna gra Przemysława Bluszcza w roli Pogromcy, nie uratowała poziomu wykonawczego. Zdaje się jakby reżyserka użyła prostego zabiegu, że aktor dopiero wtedy gra - kiedy krzyczy. Efekciarskie, bo nie efektowne. Spektakl w całokształcie był przekrzyczaną, krążąca wokół jednego aktora farsą, jednak nie w wydaniu gatunkowym, a artystycznym.
Widzowie dali wyraz swojej dezaprobaty. Po antrakcie publiczność zmalała mniej więcej o jedną trzecią. Oklaski po przesadnie klasycznym finale, były raczej skromne.
Dziś kolejny dzień przeglądów konkursowych. Na Małej Scenie „Disco pigs” z Katowic, a Na Zapleczu wystawiona zostanie produkcja z Jeleniej Góry „Miedzianka”. O godzinie 17:15 na Placu Teatralnym wystąpią zespoły rockowe z Pałacu Młodzieży.