Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Siła i potęga

Autor Robert Kuliński 12 Marca 2014 godz. 22:55
Wystawa „Potęga malarstwa i siła nowych mediów” zorganizowana w Galerii Scena, to imponująca prezentacja prac studentów szczecińskiej Akademii Sztuki. Dzieła zachwycają nie tylko świeżym podejściem do materii wizualnej, ale także rzadko spotykaną odwagą tematyczną.

Ekspozycja składa się z malarstwa, wideo artu, fotografii oraz instalacji przestrzennych. To niebywała okazja, aby zapoznać się ze sztuką, która wyłamuje się poza sztywne ramy tradycji akademickiej. Świadczy, to o niezwykłym podejściu szczecińskiej uczelni do pracy ze studentem. Efektem końcowym są prace, które już teraz prezentują poziom światowy.

"Role models" Tatiana Pacewicz

Filmy studentów jak, choćby „Nie mam nic złego na myśli” Aleksandra Kühla, czy „Lidia w krainie owoców i warzyw” autorstwa Lidii Sapińskiej są prowokujące i prześmiewcze za razem. Prace malarskie Andrzeja Patera zachwycają niepokojącym nastrojem, ale też nietypową techniką np. wykorzystaniem podatności metalu na korozję. Natomiast kilka instalacji i prac rzeźbiarskich, to niekiedy mocna wypowiedź jak np. „(mój) Korek do pępka” Martyny Szwinty będący manifestem niezależności.

Środowy wernisaż przyciągnął sporą grupę widzów. Tytułem wstępu dwoje wykładowców Agata Zbylut i Kamil Kuskowski opowiedzieli o założeniach uczelni oraz celu wystawy w Koszalinie. Chcemy, tą wystawą nawiązać kontakt z Koszalinem- mówiła Zbylut- jest to także prezentacja dla tych z państwa, którzy może chcieliby studiować na naszej uczelni. Następnie zabrał głos Kuskowski -Udało nam się zaprosić naprawdę świetnych artystów i wykładowców, którzy zrezygnowali z pracy w innych uczelniach, aby dołączyć do nas. Za oprawę muzyczną odpowiedzialny był jeden z obecnych studentów, którego praca komiksowa i filmowa  jest pełna absurdalnego, jak i prostego humoru- Mikołaj Tkacz. Zabrzmiały dźwięki transowej elektroniki z mocnym zacięciem eksperymentalnym.

Wystawa jest godna polecenia każdemu. Ekspozycja potrwa do 21 marca. Świadectwo jakie dają zaprezentowane prace  studentów szczecińskiej AS, to przede wszystkim dowód na to, że uczelnia pozwala swoim podopiecznym myśleć i to nieszablonowo.

Ekspozycja „Potęga malarstwa i siła nowych mediów” stała się pretekstem do zorganizowania  panelu dyskusyjnego, który odbędzie się jutro (czwartek) w sali widowiskowej Centrum Kultury 105 o godzinie 12:00. Tematem debaty będzie rola  i miejsce sztuki nowoczesnej obecnie. Szczegóły w naszym kalendarium.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Czytaj też

Minął rok z kulturą

Robert Kuliński - 28 Grudnia 2014 godz. 20:17
Kończący się rok wypełniły rozmaite wydarzenia kulturalne. Niestety, większości z nich nie warto nawet przypominać. Przyjrzyjmy się kulturze 2014 roku w Koszalinie, szukając ważnych i wartościowych eventów. Na niewątpliwą pochwałę zasługuje działalność Centrum Kultury 105, które  w minionym roku przygotowało szereg imprez na dobrym poziomie. Choć zdarzały się wpadki  to  przynajmniej miłośnicy muzyki mieli okazję zapoznać się z młodymi artystami choćby w cyklu Pure Young Stage, czy serii koncertów jak: Domowe Melodie, UL/KR i Dawida Podsiadły. Jeszcze dwa lata temu wielkimi wydarzeniami Raggafaya w CK 105  były występy artystów pokroju Ryszarda Rynkowskiego. Nowe pomysły, cykle tematyczne i dużo zmian. Powstał Club 105, gdzie można było posłuchać najróżniejszych brzmień, czy spotkać się w ramach wydarzeń Galerii Scena, która od września funkcjonuje w budynku przy ul. Zwycięstwa 105. W końcu amfiteatr latem  został wykorzystany, choćby na marny koncert zwiędłej gwiazdy -  Budki Suflera, czy świetnie prosperującego Kombii. Obok typowej rozrywki zawitała do Koszalina także Brodka, a Raggafaya mogła wystąpić przed własną publicznością na dużej scenie bez obaw, że rozbrykany basista Les Faroosh będzie miał zbyt Takuja Kuroda mało miejsca. Zmienił się też festiwal Hanza, który w końcu nabrał wyrazu międzynarodowego. Występ japońskiego trębacza Takuji Kurody był wydarzeniem wyjątkowym, choć muzycznie nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia.Jeśli chodzi o muzykę trudno pominąć rodzimą Filharmonię. Choć w większości repertuar oparł się o muzykę  romantyczną i barokową to zdarzały się prawdziwie przejmujące koncerty. Moim zdaniem wyróżnić i przypomnieć należy koncert z okazji świąt Wielkiej Nocy. Orkiestra pod batutą Franka Zachera Frank Zacher wykonała niebywałe dzieło Mikołaja Góreckiego III symfonię „Pieśni żałosnych”. W roli solistki wspaniała Bożena Harasimowicz (sopran), która arcypięknie wydobyła  specyficzną aurę zawartą w dziele mistrza. Także podczas 48. Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Organowej w koszalińskiej katedrze NMP wystąpił porażający zespół Bornus Consort. To była prawdziwa uczta dla miłośników muzyki z okresu średniowiecza. Les Faroosh Wspomniany wcześniej Les Faroosh, basista grupy Raggafaya pokazał się jako świetny kompozytor i wykonawca podczas wyjątkowego koncertu, gdzie wcielił się w rolę tapera. Stworzył autorską muzykę do filmu „Nosferatu – symfonia grozy”, gdzie  fantastycznie  połączył folkową narrację z syntetyczną kolorystyką rodem z wczesnych lat 80- tych ubiegłego wieku. Ponad wszystkim pobrzmiewała rockowa  drapieżność. Wieczór był elektryzujący. Kończąc podsumowanie muzyczne należy wspomnieć o działalności nieinstytucjonalnej. Pub Z Innej Beczki zaprezentował w minionym roku prawdziwe perły. Sławek Jaskułke grający na niedużym pianinie i fantastyczna atmosfera Espen Leite Skarpenland koncertu tria z udziałem  Espena Leite Skarpenglanda zapadły w pamięć. Natomiast w Kawałku Podłogi ogromna ilość wydarzeń zaskakiwała bardzo ciekawą muzyką, jak choćby wirtuozerskie popisy góralskiego „power bandu” Jazgot albo przezabawny wieczór z CeZikiem. Absolutnym cudem improwizatorskim był występ Olbrzyma i Kurdupla z udziałem niezrównoważonego muzycznie perkusisty Williego Hanne. Było też kilka debiutów na rodzimej scenie rockowej, a zdecydowanie najciekawszym nowym składem w Koszalinie okazał się punkowy zespół Que Pasa? od lewej: R. Ziarkiewicz, A. Zbylut, K. Kuskowski Jeśli chodzi o sztuki plastyczne, czy wizualne nie można powiedzieć, aby Koszalin miał się czym pochwalić w  2014 roku. Jedynie w Galerii Scena konsekwentnie  prezentowana była sztuka świeża i pełna energii. W marcu, jeszcze w starej siedzibie Sceny przy Koszalińskiej Bibliotece Publicznej, można było obejrzeć wystawę prac studentów szczecińskiej Akademii Sztuki. Od instalacji, rzeźb i nietypowego malarstwa po wideoart. Ta wystawa zaowocowała współpracą pomiędzy Galerią a uczelnią, dzięki czemu już w nowych warunkach Sceny w CK 105, można było  zapoznać się z humorystyczną sztuką Rafała Żarskiego, czy Mikołaja Tkacza. Pozostałe instytucje propagujące twórczość plastyczną, czy około plastyczną utrwalały w 2014 roku tradycję koszalińską, czyli przygotowywały ekspozycje nie ze względu wartości prezentowanych dzieł, a raczej z uwagi na wzajemne koligacje towarzyskie zarządzających i artystów. "Kali babki" fot. I. Rogowska Na koniec należy przypomnieć wstrząsającą premierę  w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym. Spektakl „Kali babki” w reżyserii Michała Siegoczyńskiego to nie tylko powiew świeżości pod względem formalnym ,ale przede wszystkim opowieść traktująca  dawnego „Tulipana” jako wytrych do zobrazowania emocjonalnej i intelektualnej pustki dzisiejszego społeczeństwa.  Sztuka warta polecenia. Miniony rok nie należał do wybitnych, ale być może rozpoczęły się zmiany, które zaprocentują w nadchodzącym 2015. Życzę tego Wam - Drodzy Czytelnicy - jak i sobie.

Pracownie nie dla studenta?

Robert Kuliński/ fot. wzornictwo.tu.koszalin.pl - 27 Marca 2014 godz. 14:34
Według studentki Instytutu Wzornictwa Przemysłowego Politechniki Koszalińskiej dostęp do pracowni, którymi uczelnia się szczyci jest utrudniony. W ubiegłym tygodniu otrzymaliśmy list, w którym padają tego typu zarzuty oraz krytyka poziomu nauczania. Postanowiliśmy sprawdzić, czy problemy opisane w liście, mają swoje potwierdzenie w rzeczywistości. Instytut Wzornictwa posiada m.in. Laboratorium Szybkiego Prototypowania, czyli druku 3D, Pracownię Sitodruku oraz Laboratorium Fotografii Cyfrowej. Z listu wynika, że dostęp do pracowni dla  studenta jest ograniczony. Naturalnie nasuwa się pytanie co jest przyczyną takiej sytuacji? Dostęp do pracowni rzeczywiście jest ograniczony- mówi Jacek Ojrzanowski, dyrektor instytutu- jednak nie wynika to ze złej woli naszej uczelni, a z obwarowań prawnych jakie narzucają nam przepisy unijne. Jeśli chodzi o drukarnię 3D, sitodruku czy piec do szkła są to nasze nowe zakupy. Procedury związane ze zdobyciem funduszy na tak drogi sprzęt  mówią wyraźnie o dofinansowaniu w ramach tworzenia laboratoriów badawczych. Z kolei do pracowni badawczych dostęp mogą mieć wyłącznie pracownicy naukowi. W dodatku warunki ustawy ściśle określają czas, w którym dana inwestycja nie może być wykorzystywana w celach komercyjnych, a niestety według prawa użytkowanie przez studentów ma znamiona komercyjne. W przypadku laboratoriów jest to okres pięcioletni. Dziwnym wydawać się może fakt, że student korzystający z pracowni  w ramach edukacji traktowany jest jako użytkownik komercyjny. Jednak biorąc pod uwagę np. studentów zaocznych sprawa wygląda dużo bardziej przejrzyście, choć nie mniej absurdalnie. Student zaoczny opłaca z własnej kieszeni naukę i w tym wypadku okazuje się, że uczelnia świadczy niejako usługę rynkową danej osobie. W tym świetle, stosując przepisy przedstawione powyżej, uczelnia nie może udostępnić pracowni, swojemu klientowi.Istnieje jednak możliwość skorzystania z laboratoriów objętych tzw. „okresem trwałości”, czyli pięcioletnim wyłączeniem z użytku komercyjnego. Wyjściem może być uczestnictwo w kołach naukowych. – Objaśnia Ojrzanowski- To wygląda dość skomplikowanie, ale z punktu prawa jest logiczne. Koło naukowe jest organizacją studencką, która ma prawo prowadzić badania. W tym przypadku dostęp do laboratorium jest możliwy.Po upływie pięciu lat dane pracownie będą oddane do użytku dla studentów. Taka sytuacja miała już miejsce w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego, po upływie „okresu trwałości” udostepniona została pracownia wyposażona m.in. w urządzenia do druku wielkoformatowego i banerów. Korzystanie z jej usług jest odpłatne, ale studenci posiadają specjalne zniżki.Po zbadaniu całej sprawy nasuwa się inne pytanie. Czy nie ma innej możliwości zdobycia funduszy tak, aby studenci nie musieli czekać na pracownie przez pięć lat? Poniżej prezentujemy treść listu nadesłanego przez studentkę Wzornictwa.   W zeszłą środę , 12 marca 2014 roku, miałam okazję uczestniczyć w wernisażu, prezentującym dorobek jednych z pierwszych absolwentów Akademii Sztuki w Szczecinie. Poziom artystyczny powalił mnie na kolana. Jasność przekazu i czystość formy – po prostu sztuka przez duże S.Mury galerii opuszczałam w oparach zachwytu , gotując się jednocześnie ze złości i z głębokim przeświadczeniem, że zostałam oszukana. Okazuje się, że po studiach można być nie tylko rzemieślnikiem. Można stać się artystą. To co rzuciło mi się w oczy, to podejście do studentów. Postawa mentorska, mająca na celu ciągłe pobudzanie kreatywności, czego brakuje mi na koszalińskiej uczelni, a o czym wspominali sami wykładowcy podczas odbywającego się na drugi dzień panelu dyskusyjnego. Smutnym był fakt, że wśród uczestników nie było ani jednego przedstawiciela Politechniki Koszalińskiej. Ani jednego studenta wzornictwa. Widownię wypełniły dwie klasy liceum plastycznego i jedna klasa „ekonoma”.Rozmowa, która miała być dialogiem nad użytecznością sztuki współczesnej, sprowadziła się do próby jej definiowania. Okazało się, że przypisana do kierunku kształcenia, otwartość koszalińskich „plastyków” jest bardzo selektywna. Czy jedyną strawną formą sztuki jest sztuka jawiąca mi się jako polukrowana pigułka o fakturze gładkiej i przyjemnej? „Sztuka współczesna jest brzydka” oraz dywagacje na temat upamiętniania „wielkich polaków” ławeczkami ku ich czci, spowodowały we mnie niedowierzanie i wątpliwość w prawidłowe działanie moich zmysłów. Jako jeden z „produktów” koszalińskiego Instytutu Wzornictwa stwierdzam, że w konfrontacji z rezultatami realizacji programowych szczecińskiej akademii, wypadamy gorzej niż blado. Można się zasłaniać tym, że Politechnika nie jest uczelnią artystyczną, a wydział Wzornictwa pod względem artystycznym, ma spełniać inną rolę niż szczecińska Akademia. Jest jednak kwestia,która łączy obydwie te uczelnie – nauczanie.Jak ma się to odbywać, kiedy dostęp do pracowni jest utrudniany? Politechnika chwali się ,że posiada m.in. pracownię druku 3D, nową pracownię sitodruku oraz w pełni uposażone studio fotograficzne. Jednakowoż jednostka studencka w powyższym wyliczeniu nie występuje. Pracownie te zostały zdefiniowane jako pracownie badawcze, do których dostęp mają wyłącznie wykładowcy.Jestem pewna, że prace zaprezentowane na wernisażu były także wycyzelowanym produktem reklamowym Akademii, ale ich poziom artystyczny powoduje, że bronią się jakością, a nie celem ich zastosowania. Myśląc o Koszalinie pozostaje mi jedynie bezradne rozłożenie rąk. Bo jak odnieść się do nowatorskiego artyzmu szczecinian, kiedy jednym z najgłośniejszych ostatnimi czasy wytworem reprezentantki „wzorniczej braci” jest odtwórcza próba reaktywacji zdobień z czasu głębokiego PRLu? Mozaika prezentowana na jednym z mieleńskich gwiazdobloków, której ekspansja ma rozprzestrzenić się także na koszalińską przestrzeń publiczną, powoduje we mnie zażenowanie i doprowadza do smutnej refleksji -wszystko, co nowatorskie w tym mieście nie ma racji bytu, bo tylko to co wtórne i „jarmarczne” spowoduje spokój upośledzonej estetycznie gawiedzi. Odnoszę wrażenie, że wszelka próba zasiania intelektualnego fermentu jest odbierana jako atak na tkwiącą w sennym otępieniu koszalińską społeczność.Podsumowując. Jako studentka – czuję się oszukana. Jako odbiorca sztuki – rozczarowana poziomem panującej percepcji. A jako rodowita Koszalinianka? No cóż. Pozostaje mi sporządzanie listy tego co muszę spakować do walizki, bo w mieście, którego hasłem reklamowym jest „pełnia życia”, życia dla siebie nie widzę wcale. Pozdrawiam - Made in Koszalin - Oburzony produkt koszaliński, jak się okazuje, eksportowy Dane autora listu do wiadomości redakcji.        

Warto zobaczyć – co można zobaczyć

ekoszalin POLECA Robert Kuliński - 6 Lutego 2014 godz. 7:53
Wystawa prac Pawła Kuli zorganizowana w galerii Scena jest tym czego miłośnicy fotografii nie mogą pominąć. To spotkanie ze sztuką, która odpowiada na pytania o istotę narzędzia, którym człowiek próbuje okiełznać rzeczywistość. „To, co możemy zobaczyć – możemy zobaczyć” jest interesującą lekcją o czasie i archaicznych technikach zapisywania obrazu. Jest także nauką pokory wobec medium, któremu zwykliśmy nadawać wartość dokumentalną.Jak mówi artysta w wywiadzie dla  Magazynu Sztuki - Wystawa ma na celu pokazanie zbioru zjawisk oscylujących wokół pojęcia fotografii. Nie jest to typowy zbiór zdjęć. Cykl prac pt. „Głęboki Fiolet” czy połączony z wideoartem „Tribute to John Herschel”  wykorzystują reakcję pigmentów roślinnych na działanie światła słonecznego, czyli antytopię. Inna część wystawy to cykl „Ścieżki Słońca”, również połączony z projekcją wideo.  Wykonany został techniką solarigrafii, której artysta jest współwynalazcą. Polega na nieprzerwanym fotografowaniu fragmentu nieba i krajobrazu przez okres pół roku. Dzięki temu na fotografiach rejestrują się linie wędrującego Słońca od przesilenia do przesilenia. Technika wymagająca niezwykłej cierpliwości jest nie tylko wyrazem zainteresowań astronomią, ale także ciekawym studium czasu, niejako w kontrze do współczesnej „kultury błyskawicznej”. Artysta przygotował również obiekty dające możliwość udziału samych zwiedzających. Zabawkę optyczną Camera Lucida oraz instalację „Ślad do zapamiętania”. Wernisaż, który odbył się w środę, 5 lutego przyciągnął sporą grupę widzów. Artysta przeprowadził autoprezentację, demonstrując w jaki sposób powstały stworzone dzieła. Opisał na czym polega zjawisko światłoczułości materiałów, z których korzystał. Zachęcił też do domowych eksperymentów, udowadniając, że techniki jakie wykorzystuje nie są niczym trudnym. Pojęcie autora w twórczości Kuli wydaje się być niewyraźne, a sam artysta mówi- Oddzielenie autora od dzieła było dla mnie bardzo ważnym ćwiczeniem. Pomogło mi stać się obserwatorem, a nie artystą czy odkrywcą.Paweł Kula ukończył studia fotograficzne na Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu. Pracuje na Wydziale Malarstwa i Nowych Mediów Akademii Sztuki w Szczecinie. W 2000 roku wraz z Diego Lópezem Calvínem i Sławomirem Decykiem stworzył projekt Solaris, propagujący na całym świecie technikę solarigrafii.   Kilkakrotnie współpracował z galerią Scena prowadząc warsztaty np. na festiwalu Koszart w latach 2012 i 2013. Jego prace można było zobaczyć na 8. Biennale Fotografii w Poznaniu w 2013 roku. Wystawa do obejrzenia w galerii Scena do 15 lutego. Polecamy.