Instytut Wzornictwa posiada m.in. Laboratorium Szybkiego Prototypowania, czyli druku 3D, Pracownię Sitodruku oraz Laboratorium Fotografii Cyfrowej. Z listu wynika, że dostęp do pracowni dla studenta jest ograniczony. Naturalnie nasuwa się pytanie co jest przyczyną takiej sytuacji?
Dostęp do pracowni rzeczywiście jest ograniczony- mówi Jacek Ojrzanowski, dyrektor instytutu- jednak nie wynika to ze złej woli naszej uczelni, a z obwarowań prawnych jakie narzucają nam przepisy unijne. Jeśli chodzi o drukarnię 3D, sitodruku czy piec do szkła są to nasze nowe zakupy. Procedury związane ze zdobyciem funduszy na tak drogi sprzęt mówią wyraźnie o dofinansowaniu w ramach tworzenia laboratoriów badawczych. Z kolei do pracowni badawczych dostęp mogą mieć wyłącznie pracownicy naukowi. W dodatku warunki ustawy ściśle określają czas, w którym dana inwestycja nie może być wykorzystywana w celach komercyjnych, a niestety według prawa użytkowanie przez studentów ma znamiona komercyjne. W przypadku laboratoriów jest to okres pięcioletni.
Dziwnym wydawać się może fakt, że student korzystający z pracowni w ramach edukacji traktowany jest jako użytkownik komercyjny. Jednak biorąc pod uwagę np. studentów zaocznych sprawa wygląda dużo bardziej przejrzyście, choć nie mniej absurdalnie. Student zaoczny opłaca z własnej kieszeni naukę i w tym wypadku okazuje się, że uczelnia świadczy niejako usługę rynkową danej osobie. W tym świetle, stosując przepisy przedstawione powyżej, uczelnia nie może udostępnić pracowni, swojemu klientowi.
Istnieje jednak możliwość skorzystania z laboratoriów objętych tzw. „okresem trwałości”, czyli pięcioletnim wyłączeniem z użytku komercyjnego. Wyjściem może być uczestnictwo w kołach naukowych. – Objaśnia Ojrzanowski- To wygląda dość skomplikowanie, ale z punktu prawa jest logiczne. Koło naukowe jest organizacją studencką, która ma prawo prowadzić badania. W tym przypadku dostęp do laboratorium jest możliwy.
Po upływie pięciu lat dane pracownie będą oddane do użytku dla studentów. Taka sytuacja miała już miejsce w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego, po upływie „okresu trwałości” udostepniona została pracownia wyposażona m.in. w urządzenia do druku wielkoformatowego i banerów. Korzystanie z jej usług jest odpłatne, ale studenci posiadają specjalne zniżki.
Po zbadaniu całej sprawy nasuwa się inne pytanie. Czy nie ma innej możliwości zdobycia funduszy tak, aby studenci nie musieli czekać na pracownie przez pięć lat?
Poniżej prezentujemy treść listu nadesłanego przez studentkę Wzornictwa.
W zeszłą środę , 12 marca 2014 roku, miałam okazję uczestniczyć w wernisażu, prezentującym dorobek jednych z pierwszych absolwentów Akademii Sztuki w Szczecinie. Poziom artystyczny powalił mnie na kolana. Jasność przekazu i czystość formy – po prostu sztuka przez duże S.
Mury galerii opuszczałam w oparach zachwytu , gotując się jednocześnie ze złości i z głębokim przeświadczeniem, że zostałam oszukana. Okazuje się, że po studiach można być nie tylko rzemieślnikiem. Można stać się artystą. To co rzuciło mi się w oczy, to podejście do studentów. Postawa mentorska, mająca na celu ciągłe pobudzanie kreatywności, czego brakuje mi na koszalińskiej uczelni, a o czym wspominali sami wykładowcy podczas odbywającego się na drugi dzień panelu dyskusyjnego. Smutnym był fakt, że wśród uczestników nie było ani jednego przedstawiciela Politechniki Koszalińskiej. Ani jednego studenta wzornictwa. Widownię wypełniły dwie klasy liceum plastycznego i jedna klasa „ekonoma”.
Rozmowa, która miała być dialogiem nad użytecznością sztuki współczesnej, sprowadziła się do próby jej definiowania. Okazało się, że przypisana do kierunku kształcenia, otwartość koszalińskich „plastyków” jest bardzo selektywna. Czy jedyną strawną formą sztuki jest sztuka jawiąca mi się jako polukrowana pigułka o fakturze gładkiej i przyjemnej? „Sztuka współczesna jest brzydka” oraz dywagacje na temat upamiętniania „wielkich polaków” ławeczkami ku ich czci, spowodowały we mnie niedowierzanie i wątpliwość w prawidłowe działanie moich zmysłów. Jako jeden z „produktów” koszalińskiego Instytutu Wzornictwa stwierdzam, że w konfrontacji z rezultatami realizacji programowych szczecińskiej akademii, wypadamy gorzej niż blado. Można się zasłaniać tym, że Politechnika nie jest uczelnią artystyczną, a wydział Wzornictwa pod względem artystycznym, ma spełniać inną rolę niż szczecińska Akademia. Jest jednak kwestia,która łączy obydwie te uczelnie – nauczanie.
Jak ma się to odbywać, kiedy dostęp do pracowni jest utrudniany? Politechnika chwali się ,że posiada m.in. pracownię druku 3D, nową pracownię sitodruku oraz w pełni uposażone studio fotograficzne. Jednakowoż jednostka studencka w powyższym wyliczeniu nie występuje. Pracownie te zostały zdefiniowane jako pracownie badawcze, do których dostęp mają wyłącznie wykładowcy.
Jestem pewna, że prace zaprezentowane na wernisażu były także wycyzelowanym produktem reklamowym Akademii, ale ich poziom artystyczny powoduje, że bronią się jakością, a nie celem ich zastosowania. Myśląc o Koszalinie pozostaje mi jedynie bezradne rozłożenie rąk. Bo jak odnieść się do nowatorskiego artyzmu szczecinian, kiedy jednym z najgłośniejszych ostatnimi czasy wytworem reprezentantki „wzorniczej braci” jest odtwórcza próba reaktywacji zdobień z czasu głębokiego PRLu? Mozaika prezentowana na jednym z mieleńskich gwiazdobloków, której ekspansja ma rozprzestrzenić się także na koszalińską przestrzeń publiczną, powoduje we mnie zażenowanie i doprowadza do smutnej refleksji -wszystko, co nowatorskie w tym mieście nie ma racji bytu, bo tylko to co wtórne i „jarmarczne” spowoduje spokój upośledzonej estetycznie gawiedzi. Odnoszę wrażenie, że wszelka próba zasiania intelektualnego fermentu jest odbierana jako atak na tkwiącą w sennym otępieniu koszalińską społeczność.
Podsumowując. Jako studentka – czuję się oszukana. Jako odbiorca sztuki – rozczarowana poziomem panującej percepcji. A jako rodowita Koszalinianka? No cóż. Pozostaje mi sporządzanie listy tego co muszę spakować do walizki, bo w mieście, którego hasłem reklamowym jest „pełnia życia”, życia dla siebie nie widzę wcale. Pozdrawiam - Made in Koszalin - Oburzony produkt koszaliński, jak się okazuje, eksportowy
Dane autora listu do wiadomości redakcji.