Dobór tak klasycznego dzieła był świetnym pomysłem. Skoro spektakl poprzedzała uroczysta gala, pełna przemówień, listów gratulacyjnych i swego rodzaju urodzinowej atmosfery, lekka komedia dodała kolorytu jubileuszowej fecie. Rozrywkowy spektakl w świetnej reżyserii Tomasza Grochoczyńskiego, znanego ze swojego uwielbienia do klasycznej formy dzieł Fredy, był rozluźnieniem jakże oczekiwanym po ponad godzinnej uroczystości.
Historia znana, jednak wciąż bawi dobrym smakiem i barwnością bohaterów. Choć czas i miejsce akcji „Zemsty” dalekie współczesnym realiom, opowiada o polskich przywarach, które raz po raz do dnia dzisiejszego dają znać o sobie. Kłótnie nie o rację, a o wygranie konfliktu za wszelką cenę. Przy czym wygraną wcale nie jest rozwiązanie sporu, a triumf nad przeciwnikiem. W najbliższym czasie sami będziemy świadkami nie mniej komediowych spektakli w życiu codziennym, gdyż na dobre rozkręci się machina kampanii wyborczej.
Wróćmy jednak do przedstawienia. Postać Papkina wykreowana przez Jacka Zdrojewskiego nadaje sztuce wspaniałej motoryki. Nie jest to łatwy bohater, gdyż nie tylko ma bawić, ale także łączyć wszystkie elementy fabuły. Z ogromną gracją Zdrojewski przeistaczał się z buńczucznego „lwa północy” w
tchórzliwego, zubożałego szlachcica. Oczywiście, nie sposób pominąć Wojciecha Rogowskiego w roli Cześnika i Piotra Krótkiego jako Rejenta, obydwaj zagrali brawurowo. Niezwykłym było widzieć jak spektakl domknięty jest na ostatni guzik, w sensie aktorskim. Nawet króciutki epizod Kuchmistrza Perełki w wydaniu Artura Paczesnego wniósł ogrom komizmu.
Ponad wyżej wymienione elementy przedstawienia, należy zwrócić uwagę na wspaniałe kostiumy. Fantastycznie oddające styl epoki oraz podkreślające charakter bohaterów. Nie wyglądały jak „przebranie”, naprędce dopasowane dla potrzeb danego aktora i sztuki, co niestety zdarza się czasem w teatrze
Premiera „Zemsty” udała się świetnie. Publiczność nagrodziła aktorów oraz reżysera gromkimi brawami.
Obecnie klasyka rzadko gości na deskach teatralnych. Ten swoisty ukłon koszalińskiego teatru w stronę Fredry upamiętniający go także jako autora pierwszej sztuki wystawionej w BTD, był rzeczywistym oddaniem hołdu sztuce teatralnej jako takiej. Dzisiaj, kiedy scena staje się polem eksperymentu wizualnego, a aktor, jak i fabuła stają się jedynie dodatkiem do "pionierskich" wizji reżysera, klasyczna komedia pozwala złapać oddech. Oczywiście, że eksperymentować nie tylko warto, a nawet trzeba, ale nie można zapomnieć o klasyce. Słowo, aktor, scena i fabuła, to podstawy, dzięki którym niemal 200 lat od powstania, „Zemsta” wciąż zachwyca, a wykreowane postacie bawią.