Kwestie finansowe, pozostawmy „Finansiarzom”. Cała nagonka antydiscopolowa ma typowy podtekst emocjonalny. Dlaczego, skoro to rzekomo świetny sposób na zarabianie pieniędzy? Nagle się przypomniało, że „Kreślarnia” to klub o profilu studenckim.
A co to właściwie znaczy? Studenci słuchają disco polo, nie koniecznie jednak rozumianego dosłownie. Nie trzeba mieć włosów na żel i wyśpiewywać piosenek o czterech osiemnastakach, aby zasłużyć na miano twórcy niskich lotów. Standardowo w opozycji do disco polo stawia się muzykę rockową. Mnie osobiście nie tyle to zastanawia, co po prostu dziwi. Różnica pomiędzy obiema stylistykami, opiera się wyłącznie na instrumentarium i image'u. Cała reszta pozostaje jednaka.
Zestawmy takie oto dwie "orkiestry": zespół Farben Lehre, który występował w Kreślarni w 2011 roku i B - QLL, formacja goszcząca na scenie "Kreski" rok temu. Jaka to różnica? Jak dla mnie żadna, a w tym zestawieniu jestem dużo bardziej entuzjastycznie nastawiony do discopolowców, bo... nie udają.
Obydwu grupom zależy na tym samym, odpowiednim honorarium i rozbawieniu publiki - żeby pod sceną był szał. Z tą różnicą, że panowie z B- QLL nie udają, że chodzi o coś więcej. Natomiast podstarzali punkowcy z Farbenów, ciskają buntownicze wersy przy ostrych gitarach lub rytmach reggae, co moim zdaniem wygląda komicznie.
Teraz wróćmy do studentów i tzw. „kultury studenckiej". Hasło powstało w zupełnie innych realiach, kiedy to bycie studentem coś znaczyło. Znaczyło dlatego, bo dostanie się na uczelnię nie było tak proste, jak obecnie. Skoro teraz każdy po maturze ma właściwie otwarte drzwi np. na Politechnikę Koszalińską, to czy można się spodziewać, że w DS - ach zabrzmią pieśni literackie, czy powstaną niegłupie kabarety- coś co kojarzy się z FAMĄ? Raczej nie.
Skoro studenci lubią disco polo w wydaniu rasowym (Piękni i Młodzi), czy rockowym (Coma) skąd takie wielkie oburzenie, nagonka i wartościowanie? Jedna stylistyka muzyki rozrywkowej jest „lepsiejsza” od drugiej? Przecież to wszytko jest jednakowe. Titus śpiewa po angielsku do podkładu na przesterach, a Zenek Martyniuk woli ojczysty język i lżejszą oprawę dźwiękową. Mizerota muzyki rozrywkowej tkwi w tym, że jest rozrywkowa. W mojej ocenie natchniona grafomania autorstwa Roguckiego, wcale nie jest bardziej wartościowa niż słynne „Majteczki w kropeczki". Amen.