Poznańską orkiestrę tworzy pięcioro muzyków, których zafascynowały brzmienia bardzo sztampowe. Energia i zaangażowanie wykonawców niestety nie przełożyła się na odbiór publiczności. Funkujący rock odwołujący się miejscami do klasyki rythm'n'bluesa, jedynie lekko rozbujał zgromadzonych w Kawałku Podłogi. Trudno jednak mówić o szaleństwie, bo repertuar grupy nie był zbytnio porywający. Można wręcz rzec, że wtórny i nudnawy. Elephant's Escape można śmiało określić mianem standardowej kapeli knajpianej.
Wszelkie zabiegi wodzirejskie wokalistki Kamili, bezbłędne solówki gitarzystów i dopracowane lekkie brzmienie, niczym nie wyróżnia grupy spośród tysiąca takich samych formacji. Natomiast ratowanie się coverami popularnych, radiowych „przeboików”, jedynie utrwala wizerunek Elephant's Escape jako zespołu, który trzyma się kanonu i nigdy nie zaoferuje nic więcej, niż „piosenki do piwa i pod nóżkę”.
Wieczór, który zdawał się być zwykłym pubowym spotkaniem z muzyką rockową, zmienił swój wydźwięk, gdy na scenie pojawili się czterej młodzi mężczyźni z Koszalina, występujący pod szyldem Whoiswho. Zespół gościł już na łamach naszego portalu i zawsze zgarniał pochlebne wersy. Były to jednak niepełne opisy, gdyż grupa jeszcze nigdy nie zaprezentowała swojej twórczości w pełnej krasie. Zawsze były to najwyżej trzy utwory.
Tym razem muzycy przygotowali pełen set, który urzekł słuchaczy świetnym brzmieniem, doskonale skomponowanymi piosenkami, ale przede wszystkim świeżością. Whoiswho nie stroni od przebojowych chwytów, ale nie ma w tym ni krztyny łaszenia się do publisi.
Początek występu koszalinian wypełniły nowofalowe, chłodne barwy z klawisza oraz gitarowe przestrzenie i senny puls sekcji rytmicznej. Intro nieśpiesznie przeszło w pierwszy utwór „Wieżowce”. Tekst o samotności podmiotu lirycznego, zaskoczył bardzo fajnym zagospodarowaniem słowa. Żadnego banału, czy wymyślnych metafor.
Tak właściwie można by określić całą twórczość zespołu. Utwory pomimo rytmów wręcz tanecznych, czerpiących z disco i indie rocka – nie są typowymi radiowymi zapychaczami. Jest przebojowość i wysmakowanie w zdobnictwie muzycznym, ale nie ma tu efekciarstwa. Dominuje groove rodem z drugiej połowy lat 80- tych. Punkowa motoryka, chłodna otoczka, elementy disco, popu, szczypta post - rocka i częste zwroty w stronę pierwocin gitarowej psychodelii, tworzą klarowną mieszankę.
Słuchacz nie ma do czynienia z chaotycznym zlepkiem rozmaitych inspiracji. To raczej wyważony i zmiksowany z chemiczną precyzją koktajl, w którym mogą rozsmakować się zarówno fani przebojów radiowej Trójki, jak i miłośnicy alternatywy.
Po każdym utworze muzycy otrzymywali gromkie oklaski, a nawet dzikie okrzyki zachwytu. Nie doszło do pląsaniny pod sceną, ale trudno bawić się przy tekstach emanujących depresyjnym opisem świata. Na
koniec część publiczności obdarowała muzyków owacją na stojąco. Chłopaki z Whoiswho w podzięce zagrali bis i to jaki!
Granie coverów to raczej marna sztuka, która z reguły dotyczy muzyków pozbawionych jakiejkolwiek kreatywności. Zdarzają się jednak takie przeróbki, które weszły do kanonu. Przypomnieć należy choćby Joe Cockera i jego wersję „With a little help from my friends”, czy „All along the Watchtower” Hendrixa.
Oczywiście przywoływanie takich nazwisk w kontekście koszalińskiego koncertu wydaje się być wręcz śmieszne, ale Whiswho ujęli garstkę starszej publiczności i fanów dawnych brzmień z Jarocina, doskonałym coverem. Muzycy w pełni oddali klimat oryginału i utrzymali własny charakter brzmienia, nie udając wyprawy w czasie. Słowa: „Nie mówię nic, nie powiem więcej nic” zabrzmiały w ustach Jakuba Staniaka (klawiszowca , autora tekstów i wokalisty Whoiswho) przejmująco. „Komisariat” z repertuaru 1984 zyskał na sile i został wzbogacony przez „naszych chłopaków” o lekko psychodeliczne tony. Był to piękny ukłon w stronę jednego z najciekawszych okresów polskiej muzyki niezależnej.
Na jesieni mają pojawić się studyjne nagrania Whoiswho. Czekamy z niecierpliwością.