Wszystko wynikło z nieścisłości w artystycznym CV włoskiego twórcy, który na swojej stronie internetowej umieścił informacje o udziale w weneckim Biennale. Wydało się to dziwne, że tak uznany artysta zaszczyci swoją obecnością Koszalin. Zweryfikowaliśmy fakty kontaktując się z Departamentem Sztuk Wizualnych oraz Historycznym Archiwum Sztuki Współczesnej fundacji Biennale di Venezia. Obydwa biura odpowiedziały jednoznacznie, że Dematté nie brał udziału w prestiżowej imprezie.
Pokazał za to swoje prace w Mediolanie, podczas specjalnej wystawy uświetniającej 150 rocznicę zjednoczenia Włoch. Zbigniew Janasik podczas piątkowego wernisażu zapewniał, że Dematté brał udział w Biennale. Zapowiedział też, że oficjalny list od kuratora wystawy z Mediolanu, który mieliśmy otrzymać wczoraj, to potwierdzi. Nie otrzymaliśmy żadnego pisma ani jakichkolwiek wyjaśnień ze strony Muzeum.
Zwróciliśmy się z prośbą o ocenę zaistniałej sytuacji do Agaty Zbylut, artystki, doktora sztuk użytkowych oraz prezes Stowarzyszenia Zachęty Sztuki Współczesnej w Szczecinie. Poniżej prezentujemy odpowiedź jaką otrzymaliśmy.
„Biennale w Wenecji to najbardziej prestiżowe wydarzenie świata artystycznego, które ściąga uwagę krytyków, kuratorów i kolekcjonerów z całego świata. To również jedno z tych wydarzeń, które gromadzi olbrzymią międzynarodową rzeszę odbiorców sztuki współczesnej. Udział w Biennale oznacza prestiż i podnosi rangę artysty, oznacza, że jego twórczość została zweryfikowana i doceniona przez krytykę.
Udział w Biennale może mieć różny charakter. Może to być udział w wystawie głównej, organizowanej przez wybranych przez organizatorów kuratorów, może być wystawą w pawilonie narodowym, czyli reprezentacją państwa, z którego artysta pochodzi – gdzie wyboru artysty i koncepcji prezentacji dokonuje się w każdym kraju niezależnie, może też być udziałem w jednej z licznych wystaw towarzyszących, które oficjalnie znajdują się w programie Biennale.
Organizacja Biennale, zwabienie do Wenecji tłumów ludzi związanych ze sztuką, powoduje, że w tym samym czasie odbywa się wiele imprez, które nie są związane z samym Biennale. Czasem są to działania niezależne, podejmujące dialog ze światem sztuki, jak chociażby akcja, którą przeprowadził Marc-Antoine Léval wypuszczając ponad kanałem na balonach olbrzymi baner z napisem "Please,François Pinault, buy my work". Tą akcją artysta zwrócił na siebie uwagę uczestników Biennale i zapewne samego François Pinault, kolekcjonera, który otworzył właśnie własną galerię Punta della Dogana. Gest Léval’a trafia w sedno i zapisał się w historii sztuki wyraźniej niż niejedna oficjalna prezentacja pokazywana w licznych pawilonach w tym samym czasie.
Organizacja przedsięwzięć podczas trwania Biennale, które mają nieporównywalnie niższy ciężar artystyczny i które próbują zabłysnąć światłem odbitym, nie należy do rzadkości. W świecie sztuki, gdzie jak wierzę, wciąż pozostał pewien zawodowy etos, takie gesty przyjmowane są jako gesty rozpaczy. Najczęściej pomijamy je milczeniem, ale przynoszą one efekt dokładnie odwrotny od zamierzonego. Nieuzasadnione korzystanie z marki Biennale, którą tworzy międzynarodowy świat sztuki, koncentrujący swoje wysiłki i swoją uwagę na tym wydarzeniu, jest nadużyciem, tak jak nadużyciem jest korzystanie z innych marek bez wiedzy i zgody ich właścicieli. Odpowiedź udzielona przez Departament Sztuk Wizualnych weneckiego Biennale oraz Historycznego Archiwum Sztuki Współczesnej fundacji Biennale di Venezia informująca, że artysta nie brał udziału w Biennale jest dla mnie wiążąca. W świecie, w którym sztuka współczesna stała się jedną z dziedzin wiedzy, wymagającej od widza aktywności i samokształcenia, nazwiska kuratorów, krytyków czy ranga instytucji, pozostają dla odbiorcy drogowskazem, dlatego też wykorzystywanie uznanych marek do własnych partykularnych interesów przestaje być niewinnym kłamstewkiem.”
OD AUTORA
Swoją dociekliwością przysporzyłem sobie wielu wrogów. Jednak pamiętajmy, że od dziennikarza oczekuje się opisu rzeczywistości i przedstawiania faktów. Chęć sprawdzenia faktycznego stanu rzeczy nie wynikała z żadnych pobudek osobistych, czy złośliwości. Nie chodziło też o zakłócenie wernisażu. Jednak, kiedy Zbigniew Janasik postanowił na forum, podczas otwarcia wystawy domagać się przeprosin, nie mogłem zignorować rzuconej rękawicy. Jeśli ktoś z widzów poczuł się urażony zamieszaniem, to szczerze przepraszam.
Podsumowując wydarzenia ostatniego tygodnia, chciałbym podkreślić, że nie miałbym nic przeciw, gdyby w naszym mieście swoje prace pokazywali artyści najwyższej rangi. Każdy miłośnik sztuki życzyłby sobie tego, żeby Muzeum w Koszalinie było jednym z przystanków dla uczestników m.in. Biennale w Wenecji. Niestety, Koszalin nie jest żadną metropolią, czy miastem posiadającym jakiś szczególny prestiż. To mieścina jakich w Polsce wiele. Udawanie, że przyjeżdżają do nas gwiazdy światowego formatu uwydatnia tylko zakompleksienie i małomiasteczkowość. Budżet muzeum zwyczajnie nie byłby w stanie pokryć kosztów wizyty artysty z prawdziwego, weneckiego Biennale. Może warto spojrzeć prawdzie w oczy i zweryfikować, rzeczywiste zasługi także naszych koszalińskich gwiazd. Może wystawy za granicami Europy wcale nie zasługują na taki splendor z jakim próbuje się je sprzedać. Może przywoływane nazwiska recenzentów nie koniecznie oznaczają uznanych krytyków sztuki, a znajomych danego twórcy. Może lepiej przestać się oszukiwać i powiedzieć wprost: „mieszkamy w Koszalinie i mimo to też jest fajnie”.