Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

„Rozpusta” bez sensu

Autor Robert Kuliński/ fot. Izabela Rogowska 8 Lutego 2015 godz. 13:05
Nowy spektakl Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w reżyserii Zdzisława Derebeckiego, dyrektora teatru nie porywa. Nawet niekwestionowany talent aktorów nie był w stanie uratować przedstawienia, które trąci manierycznym zatraceniem.

Fabuła oparta o tekst Pietra Arentina z puentą  w piekle Dantego  jest przykładem ludycznego widowiska. Próby nadania głębszego sensu historii kurtyzan paradoksalnie zaprzeczają  zasadności scenicznej adaptacji. Przedłużony wstęp  prezentujący  poetycką przestrogę i ukierunkowujący  percepcję widza w stronę  refleksji nad życiem doczesnym, ma się nijak do  opowieści o

wyuzdaniu głównych bohaterek.

Żanetta Gruszczyńska – Ogonowska i  Małgorzata Wiercioch doskonale prezentowały kwiecisty język renesansowych kurtyzan, jednak sztuczność teatralnej oprawy zniweczyła jakikolwiek dowcip sprośnych fragmentów tekstu. Najjaśniejszą i najzabawniejszą postacią parakomediowej części sztuki był Leszek Czerwiński. Wcielał się w role kilku Gachów i kochanków  głównych bohaterek. Jego fizjonomia i świetny warsztat przykuwały uwagę widza.

Każda kolejna minuta premiery zbliżała spektakl do totalnej katastrofy jaką przygotował Derebecki na zakończenie.  „Rozpusta” wydaje się być adaptacją wielce siłową i posklejaną według zakurzonego szablonu  dramatycznego.

Urozmaicenia wizualne w postaci tańca  zupełnie nie mają  sensu. Erotyczne  zabawy sceniczne   swoją finezją  nie odróżniały się niczym od występów współczesnych grup kabaretowych. Pomimo odważnego tematu, czyli perypetii kurtyzan, sztuka jest niebywale grzeczna. Adaptacja sceniczna jawi się jako rubaszne świntuszenie reżysera z wykorzystaniem aktorów.

Jednak nie miałkość  rozrywkowej części sztuki razi najbardziej. Finałowe moralizatorstwo oparte na fragmencie „Boskiej Komedii” Dantego poraża „artystowskim” zacięciem. Można odnieść wrażenie, że  widz jest traktowany jako odbiorca  pozbawiony wyobraźni. Koszmarna wizualizacja  Maleparty, części piekła gdzie pokutują  rozpustnicy, uderzyła literalnym przedstawieniem. Natomiast finalny taniec aktorów z afirmacyjnym hasłem na ustach „Żyjmy!”  to zupełna porażka i nieudana próba zamknięcia fabularnej klamry.

Arentino zapewne obraca się teraz w grobie  z prędkością śruby napędowej wyścigowej motorówki.  Banał jest tak potwornie uwierający, że pomimo zwięzłej formy przedstawienie zapada w pamięć jako męczarnia.

Premiera „Rozpusty” uświetniła także  jubileusz Piotra Krótkiego, aktora od trzydziestu lat związanego z koszalińskim teatrem.

Następny artykuł