Fabuła oparta o tekst Pietra Arentina z puentą w piekle Dantego jest przykładem ludycznego widowiska. Próby nadania głębszego sensu historii kurtyzan paradoksalnie zaprzeczają zasadności scenicznej adaptacji. Przedłużony wstęp prezentujący poetycką przestrogę i ukierunkowujący percepcję widza w stronę refleksji nad życiem doczesnym, ma się nijak do opowieści o
wyuzdaniu głównych bohaterek.
Żanetta Gruszczyńska – Ogonowska i Małgorzata Wiercioch doskonale prezentowały kwiecisty język renesansowych kurtyzan, jednak sztuczność teatralnej oprawy zniweczyła jakikolwiek dowcip sprośnych fragmentów tekstu. Najjaśniejszą i najzabawniejszą postacią parakomediowej części sztuki był Leszek Czerwiński. Wcielał się w role kilku Gachów i kochanków głównych bohaterek. Jego fizjonomia i świetny warsztat przykuwały uwagę widza.
Każda kolejna minuta premiery zbliżała spektakl do totalnej katastrofy jaką przygotował Derebecki na zakończenie. „Rozpusta” wydaje się być adaptacją wielce siłową i posklejaną według zakurzonego szablonu dramatycznego.
Urozmaicenia wizualne w postaci tańca zupełnie nie mają sensu. Erotyczne zabawy sceniczne swoją finezją nie odróżniały się niczym od występów współczesnych grup kabaretowych. Pomimo odważnego tematu, czyli perypetii kurtyzan, sztuka jest niebywale grzeczna. Adaptacja sceniczna jawi się jako rubaszne świntuszenie reżysera z wykorzystaniem aktorów.
Jednak nie miałkość rozrywkowej części sztuki razi najbardziej. Finałowe moralizatorstwo oparte na fragmencie „Boskiej Komedii” Dantego poraża „artystowskim” zacięciem. Można odnieść wrażenie, że widz jest traktowany jako odbiorca pozbawiony wyobraźni. Koszmarna wizualizacja Maleparty, części piekła gdzie pokutują rozpustnicy, uderzyła literalnym przedstawieniem. Natomiast finalny taniec aktorów z afirmacyjnym hasłem na ustach „Żyjmy!” to zupełna porażka i nieudana próba zamknięcia fabularnej klamry.
Arentino zapewne obraca się teraz w grobie z prędkością śruby napędowej wyścigowej motorówki. Banał jest tak potwornie uwierający, że pomimo zwięzłej formy przedstawienie zapada w pamięć jako męczarnia.
Premiera „Rozpusty” uświetniła także jubileusz Piotra Krótkiego, aktora od trzydziestu lat związanego z koszalińskim teatrem.