Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
KATEGORIA

Wideo

Przedłużający się stres destrukcyjny dla organizmu. Na ciągły lęk i zdenerwowanie skarży się ok. 80 proc. Polaków

Film Ala za newseria.pl - 28 Października 2019 godz. 14:52
Ponad 80 proc. Polaków dotyka stres. Dotyczy on także studentów. Nawet 87 proc. z nich odczuwa stres, 77 proc. – lęk, a 48 proc. – panikę. Za stres odpowiadają przede wszystkim obciążenie obowiązkami, liczne zobowiązania, także te związane z dodatkową pracą i wynikami w nauce. Stres, choć w początkowej fazie mobilizuje organizm, w dłuższej perspektywie czasu może się okazać zabójczy. Ze stresem można jednak walczyć, np. poprzez aktywność fizyczną, zmianę nastawienia i wyciszanie organizmu za pomocą oddechu. – Stres występuje z nami od zarania dziejów. To, co powodują czynniki wewnętrzne w organizmie, czyli wyrzut adrenaliny, sprawia, że nasz organizm zaczyna się przygotowywać do tego, co będzie przed nim postawione – rozszerzają się naczynia krwionośne, które dokrwiają mięśnie, rozszerzają się płuca, w związku z tym mamy lepsze dotlenienie mięśni, wyostrzają się nasze zmysły: słuch, wzrok, czyli potrafimy lepiej postrzegać to, co się wokół nas dzieje. Czynniki stresowe, które wynikają ze zrzutu adrenaliny pomagają nam w życiu – podkreśla w rozmowie z agencją Newseria Biznes Bartłomiej Pater, wykładowca w Wyższej Szkole Bankowej w Opolu. Stres dotyka niemal wszystkich. Hormony wówczas wydzielane przez organizm mobilizują do radzenia sobie w trudnych sytuacjach, sprawiają, że organizm wchodzi na optymalny poziom funkcjonowania. Poprawia się ukrwienie mięśni i mózgu, podnosi się sprawność umysłowa i fizyczna. Przedłużający się stres może mieć jednak negatywny wpływ na organizm i stopniowo go wyniszczać. – Nie da się funkcjonować tak, żeby nie odczuwać stresu, ten stres jest wszechobecny. W tym pierwszym etapie pomaga nam, kolejne przedłużające się etapy będą już niestety destrukcyjne dla organizmu – wskazuje Bartłomiej Pater. Tymczasem, jak wynika z badań, zdecydowana większość dorosłych na co dzień boryka się z silnym stresem. „Polacy a stres w pracy i w życiu”, badanie zrealizowane przez serwis Prezentmarzeń wskazuje, że 80 proc. osób się stresuje, przede wszystkim ze względu na pracę i problemy rodzinne. Codzienny stres odczuwa 87 proc. studentów (dane National Union of Students), tylko nieco mniej cierpi z powodu lęku. Według organizacji charytatywnej Mind, bycie studentem zwiększa ryzyko wystąpienia problemów ze zdrowiem psychicznym z powodu stresu związanego z nauką, wiekiem i brakiem wsparcia. – Drugi etap, nasilający się stres, powoduje, że układ immunologiczny organizmu zaczyna słabnąć, zaczynamy chorować, cierpimy na depresję, a choroby nabyte, np. Hashimoto, będą zaostrzały objawy. trudno jest żyć dzisiaj bez stresu, natomiast utrzymanie jego odpowiedniego poziomu jest dla nas bardzo istotne. Ten ostatni etap, który już doprowadza do depresji, wymaga interwencji z zewnątrz, m.in. pomocy psychologów. Przedłużający się permanentny stres może doprowadzić do zgonu – tłumaczy ekspert. National Health Service podaje, że ​​gdy stres staje się przytłaczający, trwa długo lub wpływa na nasze codzienne życie, może stać się problemem zdrowia psychicznego. Można jednak próbować sobie z nim radzić, np. poprzez aktywność fizyczną, która pobudza organizm do produkcji serotoniny, tzw. hormonu szczęścia. Także zmianę nastawienia, która polega na traktowaniu problemu nie jako przeszkody, ale wyzwania. – Także poprzez oddychanie możemy w sposób spokojny, łagodny wyciszać swój organizm. Jeżeli zatrzymamy na chwilę oddech, wytrzymamy 7 sekund, to następuje rozluźnienie organizmu, czyli zmniejszymy napięcie mięśniowe, wyciszymy serce, umysł. Jeśli planowane są jakieś trudne działania i to nas będzie stresowało, spróbujmy wcześniej wywołać takie zachowanie, spróbujmy czegoś ekstremalnego, czegoś, na co wcześniej nie byliśmy przygotowani. Może oswoimy się z tym zdarzeniem, zobaczymy, jak nasz organizm reaguje na stres – przekonuje Bartłomiej Pater.

Co czwarty Polak uważa, że zachoruje na raka.

Film Newseria - 28 Października 2019 godz. 12:12
Zachorowanie na chorobą nowotworową jest prawdopodobne dla co czwartego Polaka. Niemal 40 proc. przyznaje, że ciężka choroba ich lub bliskich zmusiła do nieobecności w pracy. Co więcej poważna choroba, zwłaszcza onkologiczna, generuje dodatkowe koszty. Blisko połowa rekomendowanych terapii lekowych jest niedostępna dla polskich pacjentów. Popularne stają się więc ubezpieczenia na wypadek choroby nowotworowej, które zapewniają nie tylko świadczenie w wysokości nawet pół miliona złotych, lecz także dodatkowe środki na leczenie specjalistyczne. – Nowotwory złośliwe to druga najczęstsza przyczyna zgonów w Polsce. Nie tylko polskie statystyki potwierdzają rosnącą skalę tych zachorowań, lecz także badania Globacon mówią, że ich skala w 2025 roku wzrośnie z 14 mln do 19 mln rocznie, a w 2035 roku liczba tych zachorowań wyniesie już 25 mln rocznie – podkreśla w rozmowie z agencją Newseria Biznes Małgorzata Morańska, rzecznik prasowy Unum Życie TUiR. Badania Unum Insight wskazują, że Polacy najczęściej martwią się o życie prywatne i rodzinne (26 proc.), stan zdrowia najbliższych (23 proc.), sytuację finansową (22 proc.) i swój stan zdrowia (21 proc.). Co czwarta osoba dostrzega u siebie prawdopodobieństwo choroby nowotworowej. Co więcej, już teraz blisko 40 proc. przyznaje, że poważna choroba zmusiła ich lub ich bliskich do nieobecności w pracy. Z tej grupy co czwarty korzystał ze zwolnienia dłuższego niż pół roku. – Po tym okresie świadczenia z ZUS-u znacznie maleją. Ale, co ważne, poważna choroba generuje dodatkowe koszty w rodzinie, i to nie tylko wynikające z zakupu leków czy dojazdów na badania specjalistyczne, lecz bardzo często są to koszty prywatnej opieki medycznej, drugiej konsultacji czy powtórnej opinii medycznej. Przy chorobach takich jak nowotwór także opieka nad osobą chorą wymaga ograniczenia pracy osoby opiekującej się pacjentem i to też znacznie wpływa na domowy budżet – przekonuje Małgorzata Morańska. Fundacja Alivia podaje, że oncoindex – wskaźnik mierzący poziom dostępności do terapii onkologicznych w Polsce ma wartość -70 (gdzie -100 oznacza zupełny brak dostępu do terapii, a poziom 0 – pełną możliwość leczenia). W 17 najbardziej śmiertelnych grupach chorób nowotworowych, 47 z 102 rekomendowanych terapii lekowych nie jest w ogóle dostępnych dla polskich pacjentów, co oznacza, że NFZ nie zapłaci za leczenie nimi. Tym samym polscy pacjenci często są zmuszeni płacić za leczenie z własnej kieszeni i szukać pomocy za granicą. – Opieka medyczna w Polsce jest powszechna i bezpłatna, ale przy leczeniu onkologicznym bardzo dużo leków w Polsce jest niedostępnych, tak wynika z najnowszej kontroli NIK-u i to często zmusza pacjentów do poszukiwania prywatnej opieki medycznej bądź sięgania po leki z zagranicy, co generuje również dodatkowe koszty – tłumaczy ekspertka. Jak pokazują dane NIK, skuteczność leczenia onkologicznego w Polsce jest gorsza niż w większości pozostałych krajów Unii Europejskiej. Choć liczba zachorowań na nowotwory złośliwe jest w Polsce niższa niż w większości krajów europejskich, to umieralność dużo wyższa. Polska razem z Węgrami i Chorwacją jest w pierwszej trójce krajów Unii z największą umieralnością na nowotwory złośliwe. – Dobrym rozwiązaniem dla osób, które obawiają się rosnących kosztów w obliczu diagnozy nowotworu, jest ubezpieczenie na wypadek choroby nowotworowej. Nie tylko zapewnia świadczenie w wysokości nawet pół miliona złotych, lecz także dodatkowe środki na leczenie specjalistyczne. Ubezpieczenie pomaga również zorganizować nieodpłatnie szereg usług, jak diagnoza nowotworu w rodzinie, druga opinia medyczna poza granicami kraju, organizacja leczenia, organizacja pobytu w sanatorium, pomoc psychologa czy organizacja i pokrycie kosztów transportu na badania specjalistyczne – wymienia Małgorzata Morańska.

Trotyl i broń chemiczna na dnie Bałtyku. Sztuczna inteligencja pomoże naukowcom oszacować zagrożenie

Film Ala za naw seria.pl - 28 Października 2019 godz. 5:45
Naukowcy szacują, że na dnie Bałtyku zalega od 50 do 100 tys. ton broni chemicznej i jeszcze więcej toksycznej broni konwencjonalnej. Znajdują się we wrakach z okresu II wojny światowej albo zostały zatopione po jej zakończeniu. Według NIK tylko w Zatoce Gdańskiej zidentyfikowano dotąd około 100 takich okrętów. Naukowcy z Polski i kilku innych państw, m.in. Niemiec, Szwecji, Finlandii i Litwy prowadzą współfinansowany ze środków europejskich projekt Daimon, który pozwoli oszacować związane z tym ryzyko. Od września pomoże im w tym sztuczna inteligencja, która ułatwi podejmowanie decyzji, np. o wyłączeniu danego rejonu z inwestycji czy rybołówstwa z uwagi na podwyższone ryzyko skażenia. – Jest kilka rodzajów zagrożeń chemicznych na dnie Bałtyku. Powszechnie mówi się o broni chemicznej i ona rzeczywiście jest – wiemy gdzie i znamy dokładne miejsca. Przy czym wpływ tej broni chemicznej na środowisko w tej chwili jest ograniczony, ona jest dziś po części zagłębiona w dnie. Jeżeli jest, to raczej wpływ lokalny. Natomiast niewiele mówi się o zagrożeniach ze strony broni konwencjonalnej. Na przykład w Niemczech, niedaleko wejścia do fiordu Kiel, jest składowisko po II wojnie światowej, gdzie są tysiące ton broni wyelaborowanej trotylem – mówi dr inż. Benedykt Hac, kierownik Zakładu Oceanografii Operacyjnej Instytutu Morskiego w Gdańsku. Jak podkreśla, trotyl w kontakcie z wodą powoduje wydzielanie substancji trujących, które są przez prądy roznoszone wzdłuż brzegu i absorbowane w łańcuchu troficznym przez organizmy morskie. W ten sposób mogą się przedostawać wprost do ludzkiego układu pokarmowego. Naukowcy szacują, że na dnie Bałtyku zalega od 50 do 100 tys. ton broni chemicznej i jeszcze więcej, bo nawet do 500 tys. ton toksycznej broni konwencjonalnej. Znajdują się we wrakach z okresu II wojny światowej albo zostały zatopione po jej zakończeniu (ponieważ był to najtańszy sposób utylizacji). Broń i amunicja były zatapiane głównie w okolicy Głębi Gotlandzkiej i Głębi Bornholmskiej, ale część znajduje się również w Głębi Gdańskiej. Według Najwyższej Izby Kontroli na dnie Bałtyku zidentyfikowano dotąd ok. 300 wraków okrętów, w tym ok. 100 w Zatoce Gdańskiej. – Badamy wraki pod kątem ich wpływu na środowisko, gromadzimy informacje o wszystkich takich obiektach, ponieważ one mogą zawierać nie tylko paliwo, lecz także szkodliwe ładunki czy chemikalia, które pod wpływem działania wody stają się aktywne i niebezpieczne dla środowiska – mówi dr inż. Benedykt Hac. – Ekonomicznie podnoszenie wraków jest nieuzasadnione, to są bardzo drogie operacje. Środowisko wodne wymaga specjalistycznych systemów, nurków, wielkich dźwigów itp. Takie operacje zdarzają się na świecie, natomiast w Polsce ich nie notujemy.  Największe zagrożenie stwarzają w tej chwili wraki statków Stuttgart, zatopionego na redzie w Gdyni, oraz Franken – oba pochodzące z okresu II wojny światowej. Z pierwszego już wydobywa się paliwo do Zatoki Puckiej. Drugi, znajdujący się w pobliżu Helu, z powodu korozji może się zapaść w każdej chwili i spowodować katastrofę ekologiczną. Szacuje się, że w jego zbiornikach znajduje się co najmniej 1,5 mln litrów mazutu i innych paliw. Ponadto, jak podaje NIK, w rejonie Głębi Gdańskiej może spoczywać na dnie co najmniej kilkadziesiąt ton amunicji i bojowych środków trujących (BŚT), w tym jeden z najgroźniejszych – iperyt siarkowy. Od czasów wojny już kilkakrotnie doszło do poparzenia nim rybaków i plażowiczów. Ostatni przypadek skażenia bronią chemiczną z okresu II wojny światowej miał miejsce w 2012 roku, kiedy na plaży między Ustką a Łebą znaleziono grudki fosforu białego, a skażeniu uległo 13 km wybrzeża. Wcześniej, w 1997 roku, niedaleko Władysławowa rybacy znaleźli w sieciach bombę iperytową, a ośmiu z nich zostało poważnie poparzonych. Według szacunków zawartych w Krajowym Planie Zarządzania Kryzysowego uwolnienie zaledwie 1/6 chemikaliów ze zbiorników zalegających na dnie zniszczyłoby życie w Bałtyku, a odbudowa ekosystemu zajęłaby co najmniej 100 lat. Broń i chemikalia zatopione na dnie nie są jednak tylko problemem tego akwenu, lecz także wielu innych w Europie. Przykładowo po II wojnie światowej Amerykanie zatopili również ogromne jej ilości w rejonie Hawajów.   Najwyższa Izba Kontroli ma zbadać, jak polskie służby monitorują i reagują zagrożenia ekologiczne, które wynikają z zatopionych na dnie Bałtyku toksycznych substancji. Polska i kilka innych państw, w tym m.in. Niemcy, Szwecja, Finlandia i Litwa, wspólnie prowadzą też współfinansowany ze środków europejskich projekt Daimon, który koordynuje Instytut Oceanologii PAN. Według naukowców zagrożenie stanowi kilka procent broni zalegającej w morzu, a projekt pozwoli zidentyfikować tą, którą trzeba się pilnie zająć, żeby uniknąć katastrofy ekologicznej.    We wrześniu tego roku projekt Daimon wszedł w nowy etap, którego głównym elementem jest sztuczna inteligencja. AI pomoże naukowcom w podejmowaniu decyzji, np. o wyłączeniu danego rejonu z inwestycji czy rybołówstwa z uwagi na podwyższone ryzyko skażenia. Z badań naukowców wynika, że najszybciej – za około 20 do 30 lat – skorodują pociski artyleryjskie, których na dnie Bałtyku zalega najwięcej. Jak podaje IO PAN – wyciągnięcie wszystkich wraków i broni chemicznej z dna Bałtyku jest niemożliwe. Dlatego naukowcy chcą się skupić na najbardziej niebezpiecznej części amunicji. Pod wodą umieszcza się ją w specjalnych pojemnikach, a następnie niszczy w przygotowanych do tego instalacjach na lądzie. Na razie dwie takie znajdują się w Belgii i Niemczech, ale można je także montować na statkach. – Innym zagrożeniem dla Bałtyku są także ładunki przewożone przez współcześnie pływające statki. Te muszą spełniać określone wymogi, raportować, jakiego rodzaju środki chemiczne przewożą i na ile są one są niebezpieczne, służy do tego specjalna skala – mówi dr inż. Benedykt Hac, kierownik Zakładu Oceanografii Operacyjnej Instytutu Morskiego w Gdańsku –Oczywiście tych zagrożeń nie jest aż tak wiele i one nie stwarzają wielkiego, bezpośredniego ryzyka, niemniej są istotne i trzeba mieć je na uwadze – podkreśla.

Świat bez raka piersi nie istnieje. A mógłby

Film Ala z mat. inf. - 26 Października 2019 godz. 5:40
Pod takim hasłem rozpoczęła się kampania promocyjna profilaktyki raka piersi, celem kampanii jest prewencja nowotworu piersi wśród kobiet, w tym w szczególności kobiet młodych w wieku 16-35 i w przedziale wiekowym 35-50. - W tym roku Lions Club Szczecin oraz Regionalna Fundacja Walki z Rakiem – inicjatorzy kampanii, poprosili www.swiatbezraka.pl nas o nieszablonowe podejście do kampanii o profilaktyce raka piersi. – mówi Piotr Krężel z 24fps, pomysłodawca kampanii. - Nie chcieliśmy epatować strachem przed rakiem, ani tworzyć kampanii stricte informacyjnej. Dlatego zdecydowaliśmy się opowiedzieć w filmie historię idealnego świata, w którym kobiety nie mogą powstrzymać się od samobadania piersi i w którym rak piersi praktycznie nie istnieje. Niemal wszystkie przypadki wcześnie wykrytych zmian w piersiach są uleczalne, nie jest to więc science fiction, ale świat który mógłby istnieć gdyby kobiety rozpoczynały samobadanie od 16 roku życia i kierowały się do lekarza rodzinnego lub przyszpitalnych przychodni po wykryciu jakichkolwiek zmian.- dodaje.       W zachodniopomorskim wyleczalność chorych na raka piersi w ostatnich latach wynosiła 78%., Szacuje się że kobiety które samobadają piersi co miesiąc i kontaktują się z lekarzem przy najmniejszych wątpliwościach mają 95% szans na wyleczenie.    Najpopularniejsze badania piersi służące wykryciu choroby nowotworowej to USG i Mamografia.  Żadna z procedur diagnostycznych nie jest metodą uniwersalną i idealną dla każdej kobiety. Niezwykle ważne jest odpowiednie kojarzenie różnych metod – w zależności od sytuacji i wieku. O doborze optymalnego badania i zalecanej procedury diagnostycznej powinien zadecydować lekarz.    W filmie wystąpiły znane Szczecińskie aktorki – Sylwia Różycka, Sylwia Witkowska,  Adrianna Janowska-Moniuszko.    Kampania została opracowana w ramach miesiąca świadomości raka piersi - Breast Cancer Awareness Month, w ramach którego na całym świecie przypomina się kobietom o profilaktyce raka piersi.    Odwiedź stronę kampanii i dowiedz się jak właściwie samobadać piersi na www.swiatbezraka.pl Kampania została sfinansowana z budżetu Województwa Zachodniopomorskiego oraz środków własnych Zachodniopomorskiego Centrum Onkologii.   

Tęczowy Piątek: Promocja równości u uczniów LGBT czy manipulacja w szkole?

Film Ala za KPH - 25 Października 2019 godz. 7:29
Dzień edukacji w kierunku akceptacji i szacunku wobec młodzieży LGBT, czy raczej ideologiczny atak na konserwatywną wykładnię w szkole, wspieraną przez rząd i kościół? Z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy uznać, że dzień utrwali podziały na tle światopoglądowym. Część szkół angażuje się w kampanię na rzecz równych praw uczniów LGBT. Ideę krytykuje rząd i ortodoksyjna organizacja Ordo Iuris, nazywająca przedsięwzięcie manipulacją.  25 października wszyscy murem za młodzieżą  Po czterech latach od pierwszej edycji można śmiało stwierdzić, że Tęczowy Piątek na dobre zadomowił się w szkolnym kalendarzu. Wyczekiwana przez uczniów i uczennice akcja odbędzie się jak zawsze w ostatni piątek października. O tym, jak będzie wyglądał  Tęczowy Piątek w danej szkole zadecyduje wspólnie kadra szkolna, młodzież i rodzice. W odpowiedzi na prośby płynące ze strony kadry szkolnej, uczniów i uczennic oraz rodziców uczyniliśmy organizację Tęczowego Piątku jeszcze prostszą. Dlatego w tym roku nie prowadzimy listy zgłoszeń. Nie wysyłamy też żadnych materiałów. Wszystko, co potrzebne, czyli zbiór informacji o akcji, proponowane aktywności i plakaty do pobrania znajduje się na stronie www.teczowypiatek.org.pl – wyjaśnia Skonieczna.

Tęczowy Piątek: Promocja równości u uczniów LGBT czy manipulacja w szkole?

Film Ala za KPH - 25 Października 2019 godz. 7:29
Dzień edukacji w kierunku akceptacji i szacunku wobec młodzieży LGBT, czy raczej ideologiczny atak na konserwatywną wykładnię w szkole, wspieraną przez rząd i kościół? Z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy uznać, że dzień utrwali podziały na tle światopoglądowym. Część szkół angażuje się w kampanię na rzecz równych praw uczniów LGBT. Ideę krytykuje rząd i ortodoksyjna organizacja Ordo Iuris, nazywająca przedsięwzięcie manipulacją.  25 października wszyscy murem za młodzieżą  Po czterech latach od pierwszej edycji można śmiało stwierdzić, że Tęczowy Piątek na dobre zadomowił się w szkolnym kalendarzu. Wyczekiwana przez uczniów i uczennice akcja odbędzie się jak zawsze w ostatni piątek października. O tym, jak będzie wyglądał  Tęczowy Piątek w danej szkole zadecyduje wspólnie kadra szkolna, młodzież i rodzice. W odpowiedzi na prośby płynące ze strony kadry szkolnej, uczniów i uczennic oraz rodziców uczyniliśmy organizację Tęczowego Piątku jeszcze prostszą. Dlatego w tym roku nie prowadzimy listy zgłoszeń. Nie wysyłamy też żadnych materiałów. Wszystko, co potrzebne, czyli zbiór informacji o akcji, proponowane aktywności i plakaty do pobrania znajduje się na stronie www.teczowypiatek.org.pl – wyjaśnia Skonieczna.