Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
sport

Polakowski: Lubię wyzwania

Autor Artur Rutkowski 4 Grudnia 2014 godz. 7:07
Bałtyk Koszalin ma nowego-starego trenera. Po odejściu Łukasza Korszańskiego, drużynę przejął Wojciech Polakowski, który nie tak dawno świętował z koszalińskim klubem wicemistrzostwo Bałtyckiej Trzeciej Ligi. Teraz "Polak" powraca, by ratować zespół przed degradacją do niższej ligi.

Przez ostatnie pół roku nie trenował Pan żadnej drużyny, czy w tym czasie podnosił Pan swoje kwalifikacje?

- Pierwszy raz od parunastu lat miałem możliwość spojrzenia na pewne sprawy z boku i spokojnego podglądania innych. Przebywałem trochę  w Londynie, byłem na paru meczach Premier Leaque  oraz podglądałem treningi w Fulham. Bywałem też na meczach i treningach w klubach z ekstraklasy, więc całkowitego rozbratu z futbolem nie było. Z piłką młodzieżową też się nie rozstałem, mamy w Darłowie UKS Orlik w którym trenuje już ponad 150 dzieci, a przy współpracy z polskimi rodzinami mieszkającymi na stałe w Londynie utworzyliśmy szkółkę piłkarską FA Orlik London

 

Dlaczego zdecydował się Pan na powrót do Bałtyku?
- Zdecydował sentyment i szacunek do prezesa Zenka Bednarka. Przecież  już raz wracałem do III ligi po spadku,  a teraz może da się tego uniknąć. Zadanie do łatwych jednak nie należy. Poza tym lubię wyzwania, jako zawodnik często grałem o awans lub utrzymanie i jako trener podobnie, nie lubię  marazmu. Hasła typu budujemy zespół na następny sezon są fajne  jak się ma po pierwszej rundzie dwadzieścia dwa punkty.

 

Jaki ma Pan pomysł na poprawę gry zespołu?
- Za wcześnie na konkretne  rozwiązania. Najpierw trzeba zobaczyć kto zostanie i będzie z nami walczył podczas wiosennych pojedynków. Zostawię tych, którym będzie zależało na walce o pozostanie w III lidze. Przed nikim drogi nie zamykam. Kilka wzmocnień pozwoli zwiększyć rywalizację. Ponadto ciężka praca i wiara w utrzymanie.

 

Czy ma Pan już "w głowie" plan przygotowań do rundy wiosennej?
- W głowie tak, na razie dogrywamy sparingi i pracujemy nad kadrą nad przyszły sezon.

 

Dziękuje za rozmowę.

Poprzedni artykuł

Czytaj też

Wojciech Polakowski trenerem Świtu Skolwin

Art za KKPN Bałtyk Koszalin - 26 Października 2018 godz. 6:52
Doskonale znany w naszym regionie, obecnie trener juniorów młodszych Bałtyku Koszalin, Wojciech Polakowski został trenerem III ligowego Świtu Skolwin. Zespół ze Szczecina, podobnie jak Bałtyk, zgromadził dotychczas 12 punktów. Biorąc pod uwagę fakt, że w ubiegłym sezonie do końca walczył o awans do II ligi, obecna pozycja w tabeli jest wielkim rozczarowaniem. Trener Wojciech Polakowski związał się z klubem ze Skolwina na ostatnie pięć meczów rundy jesiennej. Trener uzyskał zgodę władz koszalińskiego klubu, jednocześnie do końca tej rundy prowadzić będzie  drużynę Bałtyku juniorów młodszych, która obecnie zajmuje 5 miejsce w lidze wojewódzkiej.

Polakowski prezesem Darłovii

Artur Rutkowski - 9 Lutego 2015 godz. 9:07
Darłovia Darłowo na walnym zebraniu wybrała nowego prezesa klubu, a został nim obecny szkoleniowiec koszalińskiego Bałtyku - Wojciech Polakowski. Na stanowisku prezesa "Polak"zastąpił Tadeusza Jędrzejczyka Wojciech Polakowski rozpoczynał swoją karierę piłkarską w darłowskiej Darlovii. Został szybko wypatrzony przez działaczy Gwardii i już jako osiemnastolatek trafił do koszalińskiego klubu. Później grał w Kotwicy Kołobrzeg, skąd trafił do Amiki Wronki, która grała w ekstraklasie. Bronił również barw drugoligowych klubów: Groclin Dyskobolia Grodzisk Wlkp., Varta Namysłów, Lechia Zielona Góra, Śląsk Wrocław, Odra Opole i Ceramika Opoczno. Przed dziesięcioma laty rozpoczął występy w drużynach z niższych klas, a w 2006 roku jako grający trener Regi Trzebiatów wprowadził ten zespół do III ligi. W ostatnich latach prowadził trzecioligowe drużyny  Gryfa Słupsk, Kotwicę Kołobrzeg czy Bałtyk Koszalin.   Nowy zarząd Darłovii Darłowo: Prezes: Wojciech Polakowski Wiceprezesi: Piotr Słupski, Marcin Witkowski Sekretarz: Konrad Piotrowski Członkami zarządu zostali: Daniel Ryfa, Andrzej Siarnecki, Artur Romańczuk, Tomasz Szkatulski, Tomasz Szopiński, Maciej Zarębski, Paweł Jarosz Komisja rewizyjna: Krzysztof Jasiewicz, Artur Maciąg, Jerzy Łańko (przewodniczący)  

Wojciech Megier trenerem Leśnika

Artur Rutkowski - 5 Grudnia 2014 godz. 12:02
Manowski Leśnik ma nowego szkoleniowca. Dotychczasowego trenera Tomasza Chrupałłę na ławce trenerskiej zastąpił Wojciech Megier. Nowy trener do Leśnika powraca do Manowa po dziesięciu latach. Głównym powodem decyzji zarządu jest fakt, że w rundzie jesiennej podopieczni Chrupałły wywalczyli zaledwie 11 punkty. Dotychczasowy trener Tomasz Chłupałła w Leśniku pracował od października 2011. W sezonie 2012/2013 osiągnął swój dotychczas największy sukces w karierze trenerskiej, wówczas wywalczył z zespołem awans do III ligi. Jednocześnie był to największy sukces w historii klubu z Manowa. W III lidze nie było już tak łatwo, ale ostatecznie manowianie z dorobkiem 39 punktów zajęli jedenaste miejsce, które dawało utrzymanie. Niestety obecny sezon była w wykonaniu jego podopiecznych po prostu słaba i stąd decyzja o zmianie trenera.   Zarząd postawił przed Megierem zadanie utrzymanie zespołu w Bałtyckiej Trzeciej Lidze.   Wojciech Megier jest absolwentem AWF Warszawa i posiada licencję trenera II klasy. Jako zawodnik występował w klubach: Gwardia Koszalin, Gwardia Warszawa, Błękitni Kielce. W karierze szkoleniowej pracował z zespołami Bałtyku Koszalin, Gwardii Koszalin, Leśnika Manowo, Sławy Sławno czy Darzboru Szczecinek. 

Polakowski: Piłka nożna moim życiem

Patryk Pietrzala / fot. http://www.obozysportowe.info - 6 Czerwca 2014 godz. 11:47
Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Wojciechem Polakowskim, który kończy swoją bogatą w sukcesy piłkarską karierę. Patryk Pietrzala: Na początku nie mogłoby zabraknąć pytania, jak zaczęła się pańska przygoda z piłką nożną?   Wojciech Polakowski: Wszystko zaczęło się w Darłowie. Cała moja rodzina zajmowała się rybactwem, włącznie z bratem i kuzynami. Mnie do morza nigdy nie ciągnęło. Każdą wolną chwilę starałem się spędzać na boisku, kopiąc piłkę.   Pierwszy piłkarski idol?   - To były czasy Grzegorza Lato, czyli 1982 rok, miałem wtedy osiem lat. Wówczas każdy chciał być jak Lato, Smolarek czy Boniek. Pamiętam te czasy, jakby to było wczoraj.   W swojej karierze grał Pan dla Gwardii Koszalin. Jak wspomina Pan występy w barwach trójkolorowych?   - Tak naprawdę w koszalińskiej Gwardii grałem najdłużej w swojej karierze. Tamte czasy wspominam z uśmiechem na twarzy. Uczęszczałem wówczas do szkoły średniej. To był trudny wiek, okres dojrzewania. Przeszedłem wtedy ze szczeblu juniorskiego na seniorski. Otrzymałem sporo nauki sportowej, jak i tej czysto życiowej. Zdarzały się awanse oraz spadki, doświadczyliśmy wielu świetnych momentów, dlatego chętnie wracam do tamtych czasów.   Nie miał Pan żadnych oporów by zostać trenerem Bałtyku?   - W dzisiejszych czasach trener pracuje tam, gdzie go chcą. Bałtyk Koszalin, z Zenkiem Bednarkiem na czele, złożyli mi ofertę i doszliśmy do porozumienia. Nie miałem propozycji pracy w Gwardii. Miałbym siedzieć bezczynnie przez kilkanaście lat i czekać na telefon? Ta opcja nie wchodziła w grę. Nie widzę więc żadnego powiązania.   Jaki jest pański największy sukces w długiej sportowej karierze?   - Prawdę powiedziawszy, muszę przyznać, że mój największy sukces osiągnąłem grając w „plażówce”, wówczas awansowaliśmy z Dyskobolią do ekstraklasy. Na wyróżnienie zasługuje także epizod w ekstraklasie u trenera Laty, w profesjonalnym zespole, czyli Amice Wronki. Czerpałem także przyjemność z gry w takich klubach jak Odra Opole czy Śląsk Wrocław. To drużyny z piękną tradycją.   Wojciech Polakowski był także szkoleniowcem kadry Polski beach soccera Co spowodowało, że zaczął Pan grać na piaszczystych boiskach?   - Kompletny przypadek. Namówił mnie do tego kolega, miałem przyjechać na turniej do Ustki. To był 2005 rok. Myślałem, że to nie dla mnie, ponieważ nigdy nie grałem na plaży. Usłyszałem jednak, że powinienem dać sobie radę, bo w końcu pochodzę znad morza. Efekt? Zostałem królem strzelców tamtej imprezy. Tak właśnie wszystko się zaczęło.   Gdyby miał Pan możliwość obrania innej ścieżki w swojej sportowej karierze, co by Pan zmienił?   - Jeżeli chodzi o sportową ścieżkę, to obrałbym nieco inną drogę. Po dostaniu się do ekstraklasy i byciu pierwszym wchodzącym z ławki, złapałem kontuzję. Byłem strasznie niecierpliwy i chciałem grać, więc przeniosłem się do drugiej ligi, by utrzymać formę i spędzać więcej czasu na boisku. To nie gwarantowało mi jednak większej ilości minut. To ma związek z drogą życiową, bo gdyby to wszystko nie potoczyło się w ten sposób, to nie poznałbym mojej żony.   Jak to się stało, że został Pan szkoleniowcem?   - Tak naprawdę nie czekałem na zakończenie mojej piłkarskiej kariery. Duży wpływ na to, że zostałem trenerem, miały...częste kontuzje, które przydarzały mi się dosyć często. Jeden z moich szkoleniowców wychwycił to, że interesuje mnie wszystko co się dzieje wokół drużyny. Zaproponowano mi, bym wpisał w kontrakt „grający asystent”. Miałem wówczas 26 lat. Cała przyszłość była przede mną, jednak już wtedy myślałem o pracy trenera. Pomógł mi też fakt, że przez całą karierę zwiedziłem wiele klubów i miałem do czynienia z różnymi szkoleniowcami, którzy pracowali na każdym poziomie, od ekstraklasy do A klasy. Od każdego mogłem się czegoś nauczyć.   Do poprawy warsztatu szkoleniowego, jeździł Pan na różne zagraniczne szkolenia. Wojciech Polakowski z Tomaszem Iwanem   - Szkolenia, nazwijmy to „mniej oficjalne”, były znacznie lepsze. Szczególnie miło wspominam pobyt w Madrycie u Jurka Dudka, a wszystko załatwił mi wówczas Paweł Kryszałowicz. Miałem wówczas możliwość oglądania najlepszych piłkarzy podczas treningów. Wszystko miałem jak na tacy. Oficjalne szkolenia przeważnie wyglądały tak, że zainteresowani trenerzy oglądają zajęcia zza płotu, tak jak kibice. Wiele mi dały staże u Czesia Michniewicza, gdy był szkoleniowcem Zagłębia Lubin. Byłem wówczas 24 godziny na dobę z drużyną. Analizowałem i wyrabiałem swoje zdanie. Podczas szkolenia w Feyenoordzie Rotterdam doceniłem mniej oficjalne szkolenia. Nie lubię się jednak tym chwalić.   Co pana łączyło z Ryszardem Forbichem (domniemany szef gangu działającego w polskiej piłce nożnej – przyp.red.)?   - Z Ryszardem Forbichem łączyło mnie to samo, co wszystkich trenerów i zawodników Amici Wronki. Tyczyło się to piłkarzy, którzy przeszli przez ten klub. Jak ja grałem we Wronkach, to Ryszard Forbich był Podczas gry w Amice Wronki. dyrektorem sportowym lub menadżerem. Trudno było przecież uniknąć jakiegokolwiek kontaktu, skoro ta osoba była odpowiedzialna za transfery i wypożyczenia w drużynie. Można więc powiedzieć, że byłem jego pracownikiem, bo to z Ryszardem Forbichem prowadziłem rozmowy, gdy podopisywałem kontrakt z Amicą.   Na przestrzeni całej pańskiej kariery, który z zawodników jakich miał Pan okazję trenować lub grać w jednej drużynie, zrobił na Panu największe wrażenie?   - Mam to szczęście, że przez moją karierę piłkarską przewijało się wielu znakomitych piłkarzy. Grałem nawet z Mirkiem Okońskim, następnie z Pawłem Kryszałowiczem. Był także kiedyś taki zawodnik w Darłovii Darłowo, mój idol z lat młodzieńczych – Jerzy Suwalski, piłkarz kompletny.   Czym jest dla Pana piłka nożna?   - Życiem. To w zasadzie pasja, ponieważ jako zawodnik nie dorobiłem się nie wiadomo jakiej fortuny. Wróciłem z żoną do Darłowa, ale nie miałem na koncie miliona złotych. Musiałem sobie znaleźć sposób na życie. Mam wspaniałą żonę i cudowną rodzinę, która pozwala mi się realizować. Jak wiadomo nie da się do końca wyżyć z trenowania na tym poziomie, więc nazywam to moją pasją. Robię to, co kocham. Póki mam chęci, siłę i zdrowie, to będę chciał przy tym zostać i wciąż trenować.   Żyjemy w niemal czterdziestomilionowym kraju, który wciąż ma problemy z wygrywaniem meczów na poziomie reprezentacyjnym. Na czym polega największy problem polskiej piłki?   - Szczerze powiedziawszy, codziennie zadaję sobie to samo pytanie. Mam to szczęście, że mogę porównywać wszystko do lig zagranicznych. Bywałem na stażach we Francji, Hiszpanii, Holandii. Miałem styczność z zawodnikami, którzy grają poza krajem. Porównując poziomy organizacyjne, to, przepraszam za wyrażenie, jesteśmy w „czarnej dupie”. Mogę podać nawet konkretny przykład. Na zgrupowaniu reprezentacji Polski beach soccera, zobaczyliśmy autobus, który był wypełniony nie tylko sprzętem piłkarskim, ale i rowerami i innymi potrzebnymi przyrządami. Z autobusu wysiadło wówczas czterech trenerów, trzech masażystów i dwóch kierowników. Zapytałem: „Czy to jest zespół z ekstraklasy?!” Okazało się, że to byli juniorzy... W ostatnim czasie zepsuła nam się także mentalność, nasza młodzież jest niecierpliwa i po dwóch tygodniach treningów chciałaby strzelać piękne bramki. Na koniec apel do trenerów drużyn młodzieżowych: Przestańmy trenować, a zacznijmy szkolić! Nie zwracajmy uwagi na wyniki, a przywiążmy większą wagę do rozwoju młodzieży!      

Polakowski: Głód gry

Patryk Pietrzala - 14 Marca 2014 godz. 11:41
Piłkarze Bałtyku Koszalin już jutro rozegrają pierwszy mecz w rundzie wiosennej. Zapraszamy do przeczytania wywiadu z trenerem drużyny, Wojciechem Polakowskim.   Patryk Pietrzala: Okres przygotowawczy do drugiej rundy rozgrywek jest już za Wami. Gdyby zależało to od Pana, to przepracowalibyście jeszcze jakiś czas czy może jesteście już w pełni gotowi do walki o ligowe punkty?   Wojciech Polakowski: Tak naprawdę jesteśmy gotowi do gry od co najmniej dwóch tygodni. W Polsce przerwa pomiędzy rundą jesienną i wiosenną jest zbyt długa. Mecze mogłyby być szybciej, pogoda nam sprzyjała, ale nie byliśmy w stanie tego wcześniej przewidzieć. Wszyscy od nas oczekują meczu, mamy głód gry.   Przed rundą wiosenną zajmujecie drugie miejsce w tabeli. Czy cele przedsezonowe uległy zmianie?   - Cele przedsezonowe nie uległy zmianie, stąpamy twardo po ziemi. Trzeba zwrócić uwagę, że nad siódmą Gwardią mamy pięć punktów przewagi. Tabela jest spłaszczona i wyrównana, po jednym przegranym meczu możemy spaść na szóste miejsce, a po jednym wygranym możemy wskoczyć na pozycję lidera. Nie zmienia to faktu, że chcemy się spokojnie utrzymać w lidze. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, ale co będzie dalej? Zobaczymy.   Czy jest jakiś element, nad którym skupiliście się najbardziej podczas tej przerwy?   - Chcieliśmy zmienić system gry na napastników. Szukaliśmy atakujących, bo brakowało nam ich w pierwszej rundzie. Odszedł Mateusz Wiśniewski, doszedł Barbosa, który jest skrzydłowym. Próbowaliśmy gry na dwóch napastników, zobaczymy jak to nam wyjdzie.   W zespole doszło do kilku zmian, jak Pan ocenia siłę zespołu w porównaniu z pierwszą rundą?   - Nie ma się co oszukiwać. Osłabiliśmy się przed drugą rundą. Odeszli ci zawodnicy, którzy w pewien sposób zagwarantowali nam to drugie miejsce. Ci, którzy do nas dołączyli są w pewnym sensie niewiadomą. Mateusz Bany dołączył do nas tydzień temu. To wychowanek Bałtyku, więc szybko znaleźliśmy wspólny język. Bany będzie u nas grał przez dwa-trzy miesiące, by odbudować formę. Doszedł także Barbosa, który w końcu się ożenił i może skupić się na piłce. To była w pewnym sensie wymiana. Barbosa trafił do nas, a Wiśniewski do Gwardii. Na chwilę obecną, temat wzmocnień jest już skończony. Osłabień było sporo, jak chociażby Fijołek czy Waleszczyk. Maciej Dulewicz złamał rękę i w jego miejsce ściągnęliśmy Michała Kołbę z SMS Łódź. Zrobiliśmy kilka zamian, a czy wyjdzie to nam na dobre lub na złe, to zweryfikuje liga. Na tym poziomie nie ma wielkich różnic pomiędzy zawodnikami. Nasza kadra liczy 16 piłkarzy plus juniorzy.              

Polakowski: Sport nie lubi próżni

Patryk Pietrzala - 7 Sierpnia 2013 godz. 17:55
- Pierwszym głównym celem jest utrzymanie się, jeżeli uda się wygrać coś więcej, to pozostanie nam się tylko cieszyć. Mamy bardzo młody zespół, a jego średnia wiekowa to 22 lata - mówi w wywiadzie Wojciech Polakowski, trener Bałtyku Koszalin. Patryk Pietrzala: Straciliście lidera zespołu, mam na myśli Łukasza Szymańskiego. Czy będzie ciężko załatać dziurę po wychowanku Bałtyku?   Wojciech Polakowski: My nie straciliśmy Łukasza Szymańskiego, jemu po prostu skończył się kontrakt. W jednym z wywiadów Łukasz stwierdził, że reprezentował barwy Bałtyku przez piętnaście lat i potrzebował zmiany. My życzymy mu jak najlepszych wyników sportowych, bo wszyscy dobrze wiemy, że zostawił trochę zdrowia w tym klubie, nawet pod moją wodzą, gdy w poprzednim sezonie graliśmy w czwartej lidze. Teraz nie ma ludzi niezastąpionych.   W swoich sparingach graliście w kratkę, czy jest Pan zadowolony z formy swojego zespołu w meczach przedsezonowych?   - Odpowiem frazesem. Sparingi są po to, by jak najlepiej przygotować drużynę do rozgrywek. Wprowadziliśmy w zespole kilka zmian, wszystkim chcieliśmy dać szansę, aczkolwiek krótka przerwa spowodowała to, że nie mogliśmy bardziej się zgrać. Sądzę jednak, że każdy klub ma taki problem, my zajmujemy się sobą. Porażka 5:0 w Kołobrzegu nie powinna nam się przytrafić, szacunek trzeba do siebie mieć.  Takie sparingi powodują, że zawodnicy wraz z trenerem uczą się pokory i schodzą na ziemię. Najważniejsza jest liga, która wszystko zweryfikuje. Za mecze towarzyskie nie ma punktów.   Jakie stawiacie sobie cele na ten sezon?   - Cel jest zawsze jeden, wygrać następny mecz. Tak jak mówiłem wcześniej, liga zweryfikuje. Jako klub, jeśli mogą mówić w imieniu wszystkich związanych z Bałtykiem, nie chcemy popełnić tych samych błędów, jakich się dopuściliśmy dwa lata temu. Wówczas po awansie do trzeciej ligi, drużyna Bałtyku spadła ponownie do czwartej klasy rozgrywkowej. Zatem pierwszym głównym celem jest utrzymanie się, jeżeli uda się wygrać coś więcej, to pozostanie nam się tylko cieszyć. Mamy bardzo młody zespół, a jego średnia wiekowa to 22 lata. Chcemy ograć na tym szczeblu naszych juniorów. Muszę przyznać, że mamy tutaj dużą rotację. Ostatnio Poczobut trafił do Gwardii, a teraz gra w Błękitnych. Proszę pamiętać, że jest on wychowankiem Bałtyku, a nie Gwardii. Nie jesteśmy faworytem rozgrywek, weszliśmy z pierwszego miejsca w czwartej lidze, można powiedzieć, że byliśmy pewni awansu. W związku z nową reorganizacją ligi, może się okazać, że pięć lub więcej zespołów będzie zagrożonych spadkiem, więc odpowiedź nasuwa się sama - musimy skończyć sezon mniej więcej w środku tabeli.   Już w sobotę zmierzycie się z Cartusią Kartuzy. Jak Pan ocenia szanse swojego zespołu w inauguracyjnym meczu trzeciej ligi?   - Zawsze będziemy chcieli wygrać każdy kolejny mecz. Nie zapominajmy, że Cartusia to bardzo doświadczony zespół, można wręcz powiedzieć, że to stary wyjadacz trzeciej ligi. To drużyna niezwykle solidna, która nie przegrywa na wyjazdach. Ostatnio zawodnicy z Kartuz wygrali z rezerwami Lechii Gdańsk, gdzie nie grali zawodnicy z pierwszego zespołu. My się jednak tym nie przejmujemy i postaramy się wgrać.   Przewidujecie jeszcze jakieś wzmocnienia zespołu?   - Myślę, że raczej nie. Chcemy oprzeć skład o młodych zawodników. To oczywiste, że kilku nowych piłkarzy do nas dołączyło, jednak taka jest kolej rzeczy, ktoś odchodzi, ktoś przychodzi. Sport nie lubi próżni. Na chwilę obecną zamykamy sprawy transferowe, jeżeli zajdzie taka potrzeba, to będziemy posiłkować się młodzieżą z zespołu trenerów Mariusza Lenartowicza i Mateusza Kazimierczaka.   Co jest największą siłą Bałtyku?   - Zespół. Nie mam w drużynie gwiazdy. Mam już trochę doświadczenia w trzeciej lidze, ponieważ już osiem lat, z roczną przerwą, będę trenował zespół na tym szczeblu rozgrywek. Mamy solidną drużynę, w każdej formacji mamy "po półtora" zawodnika.   W takim razie wychodzi na to, że brak doświadczenia może okazać się największą słabością pańskiej drużyny.   - Na to wychodzi. Średnia wieku mówi sama za siebie. Mamy oczywiście kilku graczy doświadczonych, Fijołek, Miklasiński, Rudziński, Chyła. Są to zawodnicy dwudziestokilkuletni. Poza Chyłą, Fijołkiem i Walszczykiem, mało który gracz jest ograny w trzeciej lidze. Nie mamy lidera z przeszłością w ekstraklasie bądź nawet w drugiej lidze. Mam nadzieję, że naszą siłą będzie po prostu zespół i młodość.