Zdawało się, że koncert przejdzie do historii, jako jedna z bardziej nieudanych imprez muzycznych zasłużonego dla rodzimej sceny rockowej pubu. Sytuacja jednak zmieniła się, kiedy pod sceną pomału zaczynało się „kotłować”. Młodzi, pełni energii słuchacze wspierali muzyków supportującej kapeli mniej
więcej od połowy występu. Starsi najwyraźniej oszczędzali siły przed występem gwiazdy. Sytuacja była dość dziwna, bo zespół 747 to istna petarda. Muzycy w swoich kompozycjach łączą zarówno melodykę street punka z hc punkową werwą. Mieszanka bardzo wybuchowa i z reguły porywająca tłumy.
Jeszcze w przerwie technicznej niewielu uczestników snuło się po graalowych salach leniwie popijając złoty napój, czy gaworząc przy popalaniu wyrobów tytoniowych. Nagle, kiedy Kolaboranci rozpoczęli swój set, pod maleńką sceną zebrał się tłum z wolna
okazujący coraz więcej oznak aprobaty. Drzwi lokalu zaczęły trzaskać coraz częściej. Już przy drugim utworze publiczność rozrosła się do liczby około 70 osób.
Większość starszych „załogantów” znała teksty na pamięć. Piosenka „Braterska krew” zadudniła nie tylko głosem Przemysława Thiele, ale także chropowatym chórem fanów. Wielkie poruszenie także wśród młodszej publiczności wywołał utwór „Miłość”, który niegdyś znalazł się na składance dodanej
do słynnego zina „Garaż”. Od tego momentu entuzjazm pogującej młodzieży oraz nobliwych, „wyjadaczy tańca” wyczarował jedną, wielką imprezę.
Graal słynie z tego, że często usłyszeć można prawdziwe legendy lub gwiazdy polskiej sceny niezależnej, ale miniony koncert Kolaborantów był wyjątkowy. Grupa istnieje, z małymi przerwami od niemal 30 lat i po raz pierwszy zdarzyło się szczecińskim muzykom zawitać w naszym mieście. W pewnym sensie był to debiut zespołu na koszalińskiej scenie i to całkiem
udany.
Kolaboranci zawsze wyróżniali się na scenie punkowej, nie tylko odważnie przekraczając ramy stylistyki, ale także niebanalnymi tekstami. Wcale nie było oczywistym, że Graal wypełni się słuchaczami w ilości znacznej, bo legenda legendą, ale na kasetach, czy studyjnych płytach grupa prezentowała się bardziej jako zespół poszukujący niż „czaderski”. Nie każdemu ta stylistyka odpowiada. Oblicze Kolaborantów live jest jednak na tyle drapieżne, że wieczór można zaliczyć do bardzo udanych pod względem zarówno artystycznym, jak i energetycznym.