Zadziwiającym jest fakt, że doroczna wystawa, która stała się niejako sztandarowym wydarzeniem Bałtyckiej Galerii Sztuki, rok w rok prezentuje w sumie ten sam poziom. Obok zaledwie kilku dzieł interesujących, góruje nicość. Zdawać by się mogło, że nazwa ekspozycji zobowiązuje. „Fala” to przecież żywioł, który z biegiem czasu narasta i zyskuje na sile. W końcu rozbija się z impetem o brzeg, niekiedy siejąc spustoszenie. Niestety, koszalińska „Fala” przybiera kształt zmarszczki na tafli jeziora, która absolutnie nie jest spektakularna.
Najmocniejszą stroną wystawy zdecydowanie jest okładka katalogu i oprawa graficzna materiałów promocyjnych. Tu widać choć cień pazura, który oddaje dynamikę samego hasła. Grzegorz Otulakowski w bardzo finezyjny sposób wykorzystał możliwości grafiki komputerowej nakreślając ideowy wydźwięk kolejnej edycji wystawy. Graficzne, warsztatowe „brudy” sprawiają, że chce się do albumu zajrzeć. Sama wystawa jest jednak festiwalem „koszalińskiej nijakości”, choć owa „koszalińska nijakość” zdaje się mieszkać nawet w innych rejonach kraju.
Ekspozycję wypełniają prace artystów, którzy ukończyli swoją edukację w takich miejscach jak Gdańsk, Wrocław, Toruń, czy Poznań. Nic to jednak nie zmienia. Są to dzieła bezpieczne, typowe i nie wnoszące zbyt wiele. Poza niewątpliwym dopracowaniem warsztatowym, nie prezentują zupełnie nic. Czy jedynie kunszt formalny dzieła ma odróżniać artystę od pospolitego twórcy? Sztuka współczesna opiera się chyba na czymś więcej.
Na wystawie można także dopatrzeć się jakże prowincjonalnych zabiegów, nie tyle towarzyskich, co kurtuazyjnych. Odwołując się do założeń ekspozycji, „Fala” ma na celu prezentację bieżących i nowych trendów w sztuce. Jak więc inaczej, niż kurtuazją wyjaśnić to, że Edward Grzegorz Funke i Andrzej Słowik zasilają grono artystów prezentujących swoje dzieła. Czy nadawanie pretensjonalnych tytułów typu „Róż fiolet” przez Danutę Tworke, nadają nowego wydźwięku mdłej twórczości ? A może to fotograficzna dokumentacja wycieczki górskiej, zamknięta w kadrach Marty Adamczak pokazuje świeże spojrzenie na fotografię?
Pytań tego rodzaju można by mnożyć. Docenić jednak należy to, że przynajmniej zostały podjęte próby maskujące owo „kółko wzajemnej adoracji”. W zbiorze prac można zobaczyć dwa dzieła Cukina, przedstawiciela młodego pokolenia, który świetnie radzi sobie jako rzemieślnik komercyjny oraz artysta wyrosły na street arcie. Niezrozumiałym jest jednak to, że zaprezentował się na wystawie jako jeden z wielu. Na co dzień tworzy prace poruszające jednocześnie rozmachem i uliczną prostotą. Na „Fali” jego grafika ni jak nie oddaje cukinowksiego pazura, a raczej wpasowuje się w pustkę całej wystawy.
Spośród 35 artystów wyróżnić należy Iwonę Ostrowską, której obraz „Ty wiesz” uderza mocą depresyjnego ciężaru oraz Hannę Karsińską – Eberhardt i jej dość ostrą w wymowie pracę fotograficzną. Jednak i tak trudno dopatrzeć się u tych artystek czegoś świeżego.
Wystawę można określić mianem powtórki artystycznego „chocholego tańca”. Kto lubi powtórki powinien niezwłocznie udać się do Galerii Bałtyckiej. Wystawa Interdyscyplinarna „Fala” potrwa do 5 stycznia przyszłego roku.