Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Na dziewiątej „Fali”

Autor Robert Kuliński 22 Listopada 2014 godz. 7:27
Po raz dziewiąty w Bałtyckiej Galerii Sztuki Centrum Kultury 105 można podziwiać wystawę interdyscyplinarną „Fala”. Przedsięwzięcie mające na celu demonstrację nowych trendów w sztuce współczesnej, tradycyjnie nie ma zbyt wiele do zaoferowania.

Zadziwiającym jest fakt, że doroczna wystawa, która stała się niejako sztandarowym wydarzeniem Bałtyckiej Galerii Sztuki, rok w rok prezentuje w sumie ten sam poziom. Obok zaledwie kilku dzieł interesujących,  góruje nicość. Zdawać by się mogło, że nazwa ekspozycji zobowiązuje. „Fala” to przecież żywioł, który z biegiem czasu narasta i zyskuje na sile. W końcu rozbija się  z impetem o brzeg, niekiedy siejąc spustoszenie. Niestety, koszalińska „Fala” przybiera kształt zmarszczki na tafli jeziora, która absolutnie nie jest spektakularna.

Najmocniejszą stroną wystawy zdecydowanie jest okładka katalogu i oprawa graficzna materiałów promocyjnych. Tu widać choć cień pazura, który oddaje dynamikę samego hasła. Grzegorz Otulakowski w bardzo finezyjny sposób wykorzystał możliwości grafiki komputerowej nakreślając ideowy wydźwięk kolejnej edycji wystawy. Graficzne, warsztatowe „brudy” sprawiają,  że chce się do albumu zajrzeć. Sama wystawa jest jednak festiwalem „koszalińskiej nijakości”, choć owa „koszalińska nijakość” zdaje się mieszkać nawet w innych rejonach kraju.

Ekspozycję wypełniają prace artystów, którzy ukończyli swoją edukację w takich  miejscach jak Gdańsk, Wrocław, Toruń, czy Poznań. Nic to jednak nie zmienia. Są to dzieła bezpieczne, typowe i nie wnoszące zbyt wiele. Poza niewątpliwym dopracowaniem warsztatowym, nie prezentują zupełnie nic. Czy jedynie kunszt formalny dzieła ma odróżniać artystę od pospolitego twórcy? Sztuka współczesna opiera się chyba na czymś więcej.

Na wystawie można także dopatrzeć się jakże prowincjonalnych zabiegów,  nie tyle towarzyskich, co kurtuazyjnych. Odwołując się do założeń ekspozycji, „Fala” ma na celu prezentację bieżących i nowych trendów w sztuce. Jak więc inaczej, niż  kurtuazją wyjaśnić to, że Edward Grzegorz Funke i Andrzej Słowik zasilają grono artystów prezentujących swoje dzieła. Czy nadawanie pretensjonalnych tytułów typu „Róż fiolet” przez Danutę Tworke, nadają nowego wydźwięku mdłej twórczości ? A może to fotograficzna dokumentacja wycieczki górskiej, zamknięta w kadrach Marty Adamczak pokazuje świeże spojrzenie na fotografię?

Pytań tego rodzaju można by mnożyć. Docenić jednak należy to, że przynajmniej zostały podjęte próby maskujące owo „kółko wzajemnej adoracji”. W zbiorze prac można zobaczyć dwa dzieła Cukina, przedstawiciela młodego pokolenia, który świetnie radzi sobie jako rzemieślnik komercyjny oraz artysta wyrosły na street arcie. Niezrozumiałym jest jednak to, że zaprezentował się na wystawie jako jeden z wielu. Na co dzień tworzy prace poruszające jednocześnie rozmachem i uliczną prostotą. Na „Fali” jego grafika ni jak nie oddaje cukinowksiego pazura, a raczej wpasowuje się w pustkę całej wystawy.

Spośród 35 artystów wyróżnić należy  Iwonę Ostrowską, której obraz „Ty wiesz” uderza  mocą  depresyjnego ciężaru oraz Hannę  Karsińską – Eberhardt i jej  dość ostrą w wymowie pracę fotograficzną. Jednak i tak trudno dopatrzeć się u tych artystek czegoś świeżego.

Wystawę można określić mianem powtórki artystycznego „chocholego tańca”. Kto lubi powtórki powinien niezwłocznie udać się do Galerii Bałtyckiej. Wystawa Interdyscyplinarna „Fala” potrwa do 5 stycznia przyszłego roku.

 

Poprzedni artykuł

Czytaj też

Muzyczna kolaboracja w Graalu

Robert Kuliński/ fot. gł. Przemysław Thiele i Kolaboranci - 22 Listopada 2014 godz. 11:42
Piątkowy wieczór w pubie Graal uświetnił występ jednej z legendarnych formacji polskiej sceny punkowej – Kolaboranci. Publiczność wypełniała wnętrze lokalu powoli co sprawiło, że support, czyli zespół 747 wystąpił dla około 20 osób. Zdawało się, że koncert przejdzie do historii, jako jedna z bardziej nieudanych imprez muzycznych zasłużonego dla rodzimej sceny rockowej pubu. Sytuacja jednak zmieniła się, kiedy pod sceną pomału zaczynało się „kotłować”. Młodzi, pełni energii słuchacze wspierali muzyków supportującej kapeli mniej support - 747 więcej od połowy występu. Starsi najwyraźniej oszczędzali siły przed występem gwiazdy. Sytuacja była dość dziwna, bo zespół 747 to istna petarda. Muzycy  w swoich kompozycjach łączą zarówno melodykę street punka z hc punkową werwą. Mieszanka bardzo wybuchowa i z reguły porywająca tłumy. Jeszcze w przerwie technicznej niewielu uczestników snuło się po graalowych salach leniwie popijając złoty napój, czy gaworząc przy popalaniu wyrobów tytoniowych. Nagle, kiedy Kolaboranci rozpoczęli swój set, pod maleńką sceną zebrał się tłum z wolna okazujący coraz więcej oznak aprobaty. Drzwi lokalu zaczęły trzaskać coraz częściej. Już przy drugim utworze publiczność rozrosła się do liczby około 70 osób.Większość starszych „załogantów” znała teksty na pamięć. Piosenka „Braterska krew” zadudniła nie tylko głosem Przemysława Thiele, ale także chropowatym chórem fanów. Wielkie poruszenie także wśród młodszej publiczności wywołał utwór „Miłość”, który niegdyś znalazł się na składance dodanej do słynnego zina „Garaż”. Od tego momentu entuzjazm pogującej młodzieży oraz nobliwych, „wyjadaczy tańca” wyczarował jedną, wielką imprezę. Graal słynie z tego, że często usłyszeć można prawdziwe legendy lub gwiazdy polskiej sceny niezależnej, ale miniony koncert Kolaborantów był wyjątkowy. Grupa istnieje, z małymi przerwami od niemal 30 lat i po raz pierwszy zdarzyło się szczecińskim muzykom zawitać w naszym mieście. W pewnym sensie był to debiut zespołu na koszalińskiej scenie i to całkiem udany. Kolaboranci zawsze wyróżniali się na scenie punkowej,  nie tylko odważnie przekraczając ramy stylistyki, ale także niebanalnymi tekstami. Wcale nie było  oczywistym, że Graal wypełni się słuchaczami w ilości znacznej, bo legenda legendą, ale na kasetach, czy studyjnych płytach grupa prezentowała się bardziej jako zespół  poszukujący niż „czaderski”. Nie każdemu ta stylistyka odpowiada. Oblicze Kolaborantów live jest jednak na tyle drapieżne, że wieczór można zaliczyć do bardzo  udanych pod względem zarówno artystycznym, jak  i energetycznym.

Portret ulicy według Krawczykiewicz

ekoszalin POLECA Robert Kuliński - 15 Listopada 2014 godz. 10:49
Do 12 grudnia w Galerii Fotografii koszalińskiego Pałacu Młodzieży, można oglądać niezwykłą wystawę prac Filipiny Krawczykiewicz. Młoda artystka zaprezentowała zdjęcia o zaskakująco dojrzałym przekazie. Fotografia uliczna obecnie nieczęsto staje się przedmiotem wystaw, a jeszcze rzadziej  spotyka się artystów, którzy poświęcili się głównie tego rodzaju sztuce. Tytuł wystawy „Odczucia, uczucia, przeczucia” doskonale obrazuje to co można zobaczyć. W centrum zainteresowania Krawczykiewicz jest człowiek. Ulica to idealny plan zdjęciowy, gdzie co krok napotkać można ujęcia i postacie warte sfotografowania. Artystka obdarzona jest  fantastycznym wyczuciem chwili, wrażliwością i doskonałym warsztatem. Ta kombinacja  sprawia, że  zdjęcia  „tańczą”  w żywiołowym rytmie. To jest właśnie sedno ujęć, jakie artystka zaprezentowała na  wystawie. Choć są to fotografie, czyli zatrzymana chwila - jedna klatka, to wydaje się jakby dana sytuacja odgrywała się przed oczyma widza tu i teraz. Portrety zachwycają naturalnością. Nie są to pozowane ujęcia, ale obraz konkretnych, choć bezimiennych ludzi. Nie ma tu silenia się na zaprezentowanie egzotyki, czy „wymalowania” studyjnej precyzji na twarzach bohaterów. To żywe  postacie, mówiące do widza.  Prowadzą niemy dyskurs jedną emocją, chwilą, którą zatrzymała w kadrze Krawczykiewicz. Wystawa obowiązkowa dla wszystkich miłośników sztuki w ogóle, nie tylko fotografii. Wernisaż swoją obecnością zaszczycili  Ryszard Tarnowski oraz Edward Grzegorz Funke. Można by się spodziewać, że przemówienia E.G. Funke wręczył Krawczykiewicz album ze swoimi zdjęciami. nie będą miały końca, ze względu na obecną atmosferę w mieście, jednak było inaczej. Niedługo trzeba było czekać na  hasło: „Wystawę uważam za otwartą.”. Młoda artystka nie została co prawda odznaczona  orderem Piłsudczyków, ale za to Funke - jako nestor koszalińskiej fotografii, odznaczony  orderem Gloria Artis -  wręczył Krawczykiewicz album ze swoimi zdjęciami „Moja podróż – przez sześć kontynentów do Świsłoczy”, wydany z okazji 70 - tych urodzin twórcy.  Artystka bardzo skromnie i z klasą  zaprosiła do obejrzenia wystawy.