Formacja The Dumplings wystąpiła w ramach ostatniej odsłony cyklu Pure Young Stage, organizowanego przez Centrum Kultury 105 wspólnie z siecią salonów fitness Pure Jatomi. Każdy z czterech koncertów prezentował muzykę młodą, świeżą i co najważniejsze inną. Głównie wybrzmiały dźwięki elektroniczne, ale nie zabrakło także nietypowego podejścia do stylistyki gitarowej. Czy cykl będzie kontynuowany w przyszłym roku? Na dzisiaj trudno powiedzieć, ale pewnym jest to, że jeśli zabraknie takich propozycji muzycznych, to oferta koncertowa Koszalina straci na atrakcyjności krzepnąc w marazmie.
Zespół The Dumplings tworzą bardzo młodzi ludzie, ale obdarzeni nieziemskim wyczuciem. Od niedawna formacja występuje jako trio, gdyż do podstawowego duetu założycieli, czyli 17 – letniej Justyny Święs i 18 – letniego Kuby Karasia dołączył perkusista. Podczas minionego wieczoru utwory wybrzmiały lekko, gustownie i bardzo delikatnie. Muzykom udało się ominąć bolączkę tego typu wykonawców, czyli
przesłodzenie. Główną zaletą koncertu było świetne brzmienie - to na tym bazuje cały urok muzyki The Dumplings.
Trudno mówić o niesłychanych i zaskakujących kompozycjach, bo te są wręcz banalnie proste, ale to właśnie oprawa brzmieniowa uwiodła publiczność. Swobodne i niewymóżdżone balansowanie pomiędzy alternatywą i popem, było popisem niezwykłego wysmakowania, jakie rzadko można spotkać u tak młodych ludzi. Od dream popowych sennych piosenek, sięgających klimatem do pierwszych wypustów Juliee Cruise po lekko taneczne kawałki w oprawie delikatnego disco oraz new romantic.
Gdzieś ponad sceną unosił się duch Cocteaou Twins, ale główną rolę odgrywały syntezatory, imitujące lata 80 – te, jak i mocno basowe pomruki współczesnej muzyki klubowej. Maniera wokalna Justyny Święs z kolei czerpie z bardzo klasycznego repertuaru, a wymieszanie tych wpływów z odważnymi aranżami, niekiedy wyczarowało klimat podobny do Cocorosie, z płyty „Noah's ark”.
Reakcja publiczności nie była żadnym zaskoczeniem. Słuchaczom było mało. Muzycy po zakończeniu koncertu trzykrotnie wchodzili na scenę, grając kolejne utwory wśród nich nawet te, które już rzekomo miały więcej nie zabrzmieć na żywo, jak np. „Nie słucham”. Wieczór był pełen muzycznego uroku.