Poszukiwania nie trwały długo. Okazało się, że twórców przybyło. Tym razem jednak prym wiedzie stara i bardzo popularna sztuka „ludzkich pomników”. Artyści działający na pograniczu teatru i pantomimy, potrafią tkwić w jednej, niezmienionej pozycji do czasu kiedy zabrzęczy moneta w puszcze. Wtedy pomnik ożywa. Można zrobić sobie z nim zdjęcie lub otrzymać ukłon wdzięczności.
Na samym początku deptaku prowadzącego do głównego wejścia, można spotkać postać niezwykle przerażającą. To Ponury Żniwiarz, mityczne ucieleśnienie śmierci. Kontynuuję tradycję zapoczątkowaną przez mojego kolegę – mówi Mateusz Brewczyński, śmierć mieleńskiego deptaku. - Pracował tutaj w ubiegłym roku, ale teraz pozmieniały się jego plany. Ma stałą pracę i nie mógł się tym już zająć. Żal jednak było pozostawić Mielno bez postaci śmierci, więc zaproponował, abym spróbował swoich sił.
To przede wszystkim ubarwienie deptaku, ale także przestroga, aby uważać na wakacjach, tym bardziej nad morzem, które bywa zdradliwe. Względy finansowe są ważne, ale najważniejsza jest zabawa. Najfajniejsze sytuacje są wtedy, kiedy ludzie autentycznie się przestraszą – dodaje. - Wbrew pozorom nie tylko dzieci się boją, ale także dorośli. Widząc mnie z daleka, pewnie myślą, że to jakaś figura woskowa, a kiedy się poruszę to nagle jest krzyk i uciekają.(śmiech)
Drugą postacią jaką można spotkać zmierzając ku głównemu wejściu na plażę, jest piracka Złota Dama, w którą wciela się młoda dziewczyna przedstawiająca się jako Maria R. Pomysł pojawił się dzięki moim znajomym – mówi. - Mam opinię osoby o tysiącu twarzach. Pomyślałam, że mogę wykorzystać swoje umiejętności pantomimiczne, żeby pokolorować naszą szarą, polską codzienność moim uśmiechem lub innym zabawnym grymasem. Widzę, że ludziom się to podoba. Cieszą się i uśmiechają do mnie. Nie miałam żadnych negatywnych zdarzeń.
Oczywiście, oprócz zabawy chodzi też o pieniądze, przecież nie będę tutaj stała cały dzień i nic z tego nie miała, to taki plusik mojej pracy na deptaku. Zbieram pieniądze na drukarkę 3D. Mam nadzieję, że mi się uda. Jednak więcej satysfakcji sprawia mi to, że nie czuję, abym marnowała czas – dodaje Maria R.- Dzięki mnie ludzie są bardziej uśmiechnięci. Nie jest to łatwe zajęcie i choć pracuję już od miesiąca, to jeszcze się nie przyzwyczaiłam. Najtrudniej jest opanować trzęsienie nóg. Kiedy stoi się w jednym miejscu bez ruchu, to odczuwa się ciężar całego ciała, ale daję radę.
Nie tylko uliczna pantomima znalazła swoje miejsce w niedzielnym repertuarze mieleńskiego deptaku. Tuż obok pierwszych stopni wejścia na plażę można było usłyszeć znane przeboje polskiego rocka w wersji akustycznej. Zaczęłam grać na ulicy dziewięć lat temu – mówi Miłosława Sadowska.- Najpierw zaczęło się od sezonowych występów, a od roku jest to moje stałe zajęcie. Mieszkam w Trójmieście więc grywam głównie w Gdyni i Sopocie, rzadziej w Gdańsku. Przyjechałam do Mielna na zaproszenie koleżanki – dodaje. - Ponieważ jest to po drodze na Woodstock, gdzie jadę jutro, postanowiłam skorzystać z okazji i dorobić trochę na atrakcje, które ten festiwal oferuje.
Generalnie zbieram pieniądze na dwa cele: wydatki typu czynsz i jedzenie - wtedy gram kawałki typowo „szlagierowate” i nie wydaję prawie nic – albo tak jak teraz, czyli na imprezę i zabawę – czyli kupuję to na co mam ochotę. Repertuar mam bardzo szeroki. Poza sezonem bardzo często gram Stare Dobre Małżeństwo, kawałki bardziej poetyckie i wolne, ale kiedy przychodzą wakacje to już mi się te piosenki z reguły przejadają, więc sięgam po perfecty, dżemy i inne szlagiery. Czasem też gram kawałki punkowe.
Kolejna odsłona wyprawy w poszukiwaniu artystów na ulicach Mielna pozwoliła spotkać przedstawicieli różnych dziedzin sztuki. Dla wielu pieniądze są jedynie dodatkiem, dla innych głównym celem, ale każdy robi coś swojego wychodząc do ludzi na ulicę. Choć to twórczość i odtwórczość skierowana ku uciesze mas, to trzeba przyznać, że każdy z bohaterów jest osobą otwartą i pełną pasji, niekiedy większej niż można to zobaczyć na wielkich estradach.