Na ulicach Mielna można spotkać wielu przedstawicieli twórczego rzemiosła. Niektórzy prezentują swoje umiejętności tylko po to, żeby zabawić widzów, inni traktują swoje zajęcie bardzo poważnie- jako pracę zarobkową.
Podążając w stronę głównego wejścia na plażę, trudno nie usłyszeć oklasków i okrzyków przywodzących na myśl polskie kabarety. Tuż obok dumnego Pomnika Morsa prezentują się tancerze z koszalińskiej grupy N.A.S.A. BBoye i jedna BGirl występują w swego rodzaju spektaklu,
gdzie taniec jest tylko jedną ze składowych. Gagi i dowcipy przyciągają tłumy widzów. Podczas 20 minutowego show jest czas dla publiczności, która ochoczo zasila artystów darowizną. Widzowie wrzucają do tradycyjnej czapki nie tylko monety, ale także banknoty o zróżnicowanym nominale.
Spośród wielu tytułów N.A.S.A można wyliczyć, zdobyte czterokrotnie, mistrzostwo Polski w tańcu ulicznym oraz nagrody Prezydenta Miasta Koszalina za osiągnięcia artystyczne. Pytane nasuwa się samo. Dlaczego tancerze występują na ulicy?
Nie chodzi o pieniądze - mówi Marcin Grzybowski reprezentant grupy N.A.S.A czterokrotny mistrz Polski.- Po prostu kochamy to, co robimy. Mielno to także miejsce, w którym zaczynaliśmy tańczyć 16 lat temu. Zależy nam na propagowaniu takiego spędzania czasu. Chcemy zarazić ludzi naszą pasją do breaka. Nie chcieliśmy jednak skupiać się tylko na samym tańcu, a wprowadzić elementy kabaretowego show – dodaje. - Zainspirowaly nas podróże po całej Europie. Widzieliśmy wiele fajnych pokazów, które były podane w formie typowo rozrywkowej. Jest także inny powód. Jesteśmy weteranami breaka w Polsce. Wiadomo, że zdrowie już trochę nie dopisuje. Staramy się te elementy, których nie jesteśmy w stanie wykonać, zastąpić czymś śmiesznym. Na tym właśnie polega show. Nie koniecznie trzeba pokazać rzeczy strasznie trudne, ale przede wszystkim dać ludziom dobrą zabawę.
Symboliczne zbieranie pieniędzy do czapki nie jest dyktowane chęcią zarobku- wyjaśnia. - Jesteśmy artystami i dajemy ludziom możliwość odwdzięczenia się za show. Jednak jest to tylko decyzja widza. Jeśli uzna, że nasz pokaz wart jest jakiś pieniędzy może się dorzucić, ale nie musi. Uważam, że jest to uczciwe.
Członkowie grupy N.A.S.A. prowadzą zajęcia z gimnastyki i akrobatyki w Hali Sportów Walki przy stadionie Gwardii. Zapisy zaczną się już od 15 września.
Nieopodal miejsca, gdzie występują koszalińscy Bboye, można skorzystać z usług jednego z najsłynniejszych artystów letniego deptaku, który zajmuje się zupełnie inną dziedziną sztuki. Rysownik, Krzysztof Urbanowicz za odpowiednią opłatą oferuje sporządzenie portretu lub karykatury.
Właśnie mija już dwudziesty piąty rok mojej pracy tutaj – mówi artysta. - Wiele osób wita mnie co roku z radością i twierdzi, że nie wyobraża sobie deptaku beze mnie. Natomiast dla mnie jest to po prostu kolejny sezon. Pracuję głównie z powodów finansowych, ale rysowanie karykatur sprawia mi też dużą frajdę. Poza sezonem również dużo ich rysuję u siebie w pracowni.Zamawiane są jako prezenty np. dla szefów, czy z okazji rocznicy ślubu. Tutaj na deptaku sprzedaję zdecydowanie mniej portretów, co wynika zapewne z różnicy w cenie, ale także dlatego, że karykatura zajmuje mniej czasu - dodaje. - Choć ludzie są na wakacjach to ciągle gdzieś się spieszą. Nie mają cierpliwości na dłuższe posiedzenia u mnie.
Miłośnicy malarstwa również znajdą coś dla siebie. Blisko centrum, można napotkać na stoisko z obrazami artystów z całej Polski. W ofercie są głównie obrazy olejne prezentujące pejzaże. Można znaleźć też parę portretów oraz martwe natury.
Sprzedaje obrazy swoich znajomych – mówi Sebastian Klonowski. - Można u mnie kupić obrazy Jerzego Frańczaka ze Strzyżowa, Ryszarda Tyszkiewicza, który uczył się u Dudy Gracza. Jest kilka dzieł Piotra Olbrychowskiego z Katowic, Tomasza Owczarskiego oraz dość sporo prac świeżych absolwentów akademii. W tym roku ludzie chętnie kupują obrazy. Od trzech dni sprzedało się aż siedem. W ubiegłym sezonie przez całe wakacje sprzedałem tylko trzy. Ceny zaczynają się od 120 zł, a najdroższy obraz kosztuje 2 tys. zł. Zauważyłem ciekawą zależność, że klienci są zainteresowani głównie pracami olejnymi, gdyż uważają, że to jest malarstwo „prawdziwsze”. Gorzej na tym tle wypada np. akwarela. Znaczenie też ma rozmiar, ale tu chyba w grę wchodzi już psychoanaliza, a nie jestem specjalistą w tej dziedzinie.
Sztuka choć, dla nisepecjalie wymagającego odbiorcy, znalazła swoje miejsce w nadmorskim kurorcie. Niebawem kolejna relacja z poszukiwania artystów na mieleńskim deptaku.