Słynna powieść Jonathana Swifta „Podróże Guliwera” została wystawiona na scenie BTD w całkiem nowej odsłonie. Reżyser Zdzisław Derebecki sięgnął po najnowsze zdobycze techniki, proponując widzom multimedialny spektakl, którego akcja toczy się na kilku płaszczyznach.
Jak pokazać na jednej scenie Guliwera w świecie Liliputów, a za chwilę – wśród Gigantów? Reżyser wykorzystał technikę cyfrową, ukazując bohaterów nie tylko na żywo, na scenie, ale także na dużym ekranie stanowiącym tło. Bohaterowie na ekranie i na scenie prowadzili ze sobą dialogi tak, jakby wszystko odbywało się w tym samym czasie i miejscu. Wypadło znakomicie.
W pierwszej części to Guliwer przebywający w świecie Liliputów był ukazany na ekranie w monstrualnym rozmiarze. Po przerwie role się odwróciły. Guliwer na scenie był naprawdę malutki w konfrontacji z ogromnymi Gigantami widocznymi na ekranie.
Pierwsza cześć spektaklu wydawała się nieco przydługa (świadczyło o tym lekkie zniecierpliwienie najmłodszych widzów, nieco już zmęczonych opowieściami o perypetiach Guliwera). Druga część okazała się bardziej wartka, zwarta, treściwa. Giganci na ekranie wypadli rewelacyjnie – byli wyraziści, przekonujący, zabawni. Kiedy pewien kilkulatek zobaczył ich na ekranie, wyszeptał: wcale się nie boję Bo Giganci, choć wielcy, nie byli groźni.
Przedstawienie (wraz z przerwą) trwa prawie dwie godziny. To w sam raz na spektakl adresowany zarówno do dzieci, jak i do widzów dorosłych ( z myślą o najmłodszych można by nieco skrócić pierwszą część). Całość dopełniają piękne stroje (dzieło Beaty Jasionek), a przede wszystkim fantastyczna muzyka, której autorem jest Maciej Osada-Sobczyński.
Aktorzy w tym spektaklu śpiewają, tańczą, wciągając publiczność do wspólnej zabawy. To dobrze, bo taki teatr jest ulubieńcem widzów. Kiedy na widowni zasiadają dzieci, na aktorach spoczywa wielka odpowiedzialność. Muszą przekonać najmłodszych do teatru. Czy udało im się to poprzez najnowszy spektakl o podróżach Guliwera? Wierzę, że tak.
Ten spektakl bawi, a jednocześnie uczy. Przypomina, że to, co najpiękniejsze, najlepsze, wcale nie musi być gdzieś daleko. To piękno jest blisko nas, wystarczy je tylko dostrzec. Warto wybrać się na koszalińską wersję „Podróży Guliwera”, by miło spędzić czas. Jeśli pójdziecie tam z dziećmi, korzyść będzie podwójna. Skorzystacie nie tylko wy, ale także wasze pociechy. Wcześniej opowiedzcie dzieciom o Guliwerze, będzie wam łatwiej wspólnie przeżywać spektakl.
Czwartkowa premiera „Podróży Guliwera” została wzbogacona o dodatkowe atrakcje. W przerwie przedstawienia pojawił się Mikołaj z siwą brodą i ogromnym brzuchem (mamy nadzieję, że wypchanym) Gość w czerwonym płaszczu częstował grzeczne dzieci cukierkami. Ależ było radości…