Patryk Pietrzala: W środę zagracie swoje ostatnie spotkanie w tym roku. Waszym przeciwnikiem będzie zespół z Jeleniej Góry. Co Pani może powiedzieć o tym rywalu?
Joanna Załoga: Zespół z Jeleniej Góry słynie z walki i z ambicji. Zawodniczki nadrabiają swój niski wzrost za pomocą zaangażowania i walki do samego końca. Grają do ostatniego gwizdka i nawet jak przegrywają dziesięcioma lub piętnastoma bramkami, to nie ma mowy o poddaniu się. Z tego zawsze słynęła Jelenia Góra. Wiem coś o tym, ponieważ sama tam długo grałam.
W swoim ostatnim meczu przegrałyście z drużyną z Astrachania. Mimo zaciętej walki, zawodniczki z Rosji były nieco lepsze. Macie sobie coś do zarzucenia?
- Jesteśmy świadome tego, że mimo wszystko popełniłyśmy za dużo błędów w ostatnim spotkaniu, a taki doświadczony zespół jak Astrakhanockha zawsze to wykorzysta. Taka ilość pomyłek zawsze obróci się przeciwko nam. Każdy nasz błąd, piłkarki z Rosji egzekwowały niemal w stu procentach.
Na razie Energa AZS gra w kratkę. Dobre spotkania przeplatacie z nieco gorszymi. Z czego to wynika?
- Szczerze mówiąc, sama nie wiem. Jesteśmy dobrze przygotowane fizycznie. Ostatnio w każdym meczu zdarzają nam się dziesięcio lub piętnastominutowe przestoje. To zdecydowanie za dużo, jeżeli wygrywamy, to rywal nas dochodzi, a jak przegrywamy, to jeszcze bardziej nam odskakuje. Nie wiem z czego to wynika.
Pani jednak jest chyba jedną z najrówniej grających zawodniczek Energi AZS. Czy jest Pani zadowolona ze swojej dyspozycji?
- Nie jestem zadowolona do końca za swojej dyspozycji. Być może jest to spowodowane tym, że jak występowałam w Jeleniej Górze, to cała gra spoczywała na mnie. Brałam odpowiedzialność za cały zespół. Mogłam sobie na więcej pozwolić. Tam byłam rozgrywającą, a na tej pozycji jest nieco prościej, bo gdy sama nie kończyłam, to ściągałam na siebie kilka zawodniczek i podawałam do lepiej ustawionej zawodniczki. W Koszalinie gram na skrzydle, gdzie jestem uzależniona od zespołu. Jeżeli dostanę piłkę raz na 20 – 30 minut, to ciężko jest skończyć akcję, ponieważ ręce są „zimne”.
Jak by mogła Pani podsumować ten rok pod względem sportowym?
- Jak przychodziłam do Koszalina, spodziewałam się większego zespołu. Myślę jednak, że jest to w dużej mierze spowodowane tym, że mamy nową drużynę, chociaż ze starego składu odeszły dwie wartościowe zawodniczki – Asia Dworaczyk i Iwona Szafulska. Ciężko jest je zastąpić. Mamy za mało punktów na koniec rundy. Chcemy walczyć w play-off, a na to liczmy zarówno my, jak i kibice. Im wyższą pozycję zajmiemy w drugiej rundzie, tym lepszą pozycję startową będziemy miały w fazie play-off. Skoro teraz nam nie poszło, to po nowym roku trzeba będzie praktycznie wszystko powygrywać.