AZS zaczął podobnie, jak w nieudanym meczu z Jeziorem Tarnobrzeg. Akademicy mieli wyraźny problem ze zdobywaniem punktów. Po pięciu minutach meczu po stronie koszalińskiej drużyny były tylko dwa punkty. Rywale wykorzystywali niemoc gości. Świadczyć może o tym aż 9 zdobytych punktów z szybkiego ataku przy stanie 13:2. Na domiar złego, AZS swoje punkty zdobył z linii rzutów wolnych. Pierwsze punkty z gry padły dopiero po 8 minutach meczu…
Kiedy drużynie wyraźnie nie szło, ciężar gry na siebie wziął LaceDarius Dunn. Amerykanin zdobywał punkt za punktem, dzięki czemu AZS utrzymał kilkupunktowy dystans do rywala. Do pomocy w pogoni przeciwnika włączył się także Raymond Sykes i w połowie drugiej różnica wynosiła już tylko dwa oczka (28:26).
Przerwa wyraźnie wpłynęła na grę AZS. Po zmianie stron Akademicy dominowali, o czym świadczyć może 11 zdobytych punktów w pierwszych trzech minutach, dzięki czemu wyszli na prowadzenie 41:43. Od tego momentu toczyła się rywalizacja kosz za kosz. Żaden z zespołów nie był w stanie odskoczyć rywalowi na więcej niż 4 punkty.
Przebieg meczu zapowiadał emocjonującą końcówkę i tak też było. Na 3 minuty przed końcową syreną był remis. Wówczas jednak faulem technicznym ukarany został Dunn, po czym Paweł Kikowski dwukrotnie trafił z linii rzutów wolnych. Po wznowieniu akcji Śląsk nie wykorzystał jednak szansy na zwiększenie przewagi. W kluczowych momentach spotkania więcej zimnej krwi zachował Śląsk. Na dodatek AZS ukarano kolejnym faulem technicznym, a Kikowski nie zwykł mylić się w takich sytuacjach powiększając przewagę Wrocławian do 4 punktów. Ten sam gracz trafił chwile później za dwa i było jasne, że AZS nie odrobi już straty do przeciwnika. Ostatecznie spotkanie zakończyło się wynikiem 74:69. Mecz rewanżowy odbędzie się 21 grudnia w Koszalinie.