Ale to oczywiście na takim festiwalu wręcz musi się zdarzyć, nawet jeśli w konkursie startuje zaledwie 11 filmów. Przecież każdy reżyser ma prawo do nie najlepszego debiutu. Gorzej jeśli słabe są kolejne jego prace. Ale n razie tego nie wiemy. Jak mówi Janusz Kijowski, dyrektor programowy imprezy, MiF jest takim wyjątkowym festiwalem, na którym można zobaczyć, jak polskie kino będzie wyglądało za kilka lat.
Podobnie jak wiele innych tego typu spotkań, są imprezy które się pokrywają, nie sposób zatem obejrzeć wszystkiego. Szczególnie dotyczy to krótkiego metrażu i dyskusji po projekcjach, ponieważ autorzy stawili się w Koszalinie licznie, i dyskusje trwają dość długo. To oczywiście wcale nie jest zarzut, skoro są widzowie, którzy chcą rozmawiać.
Wracając do dzisiejszych debiutów pełnometrażowych. „Od pełni do pełni” Tomasza Szafrańskiego i „Tajemnica Westerplatte” Pawła Chochlewa. Oba rodziły się w bólach, pierwszy zaczął powstawać ok. czterech lat temu, drugi pięć.
Film Szafrańskiego w założeniu ma być zabawną komedią, której zasadą jest qui pro quo – każdy udaje kogoś innego. Intryga mająca doprowadzić do spotkania się jej z nim, gmatwa się niemiłosiernie , pojawiają się czary, tytułowa pełnia księżyca, trudne przygody a la Indiana Jones, ale wszystko bardzo nie przekonuje, aktorzy nie chcą dać się polubić ( może w wyjątkiem Jerzego Bończaka), a fabuła pełna jest irracjonalnych zwrotów. I do tego jeszcze niezbyt porywająca muzyka autorstwa naszego ulubionego Adama Sztaby. Jak mówił podczas spotkania po filmie Jerzy Bończak, intencje reżysera i producenta rozjechały się w przeciwnych kierunkach. Było to widać na ekranie.
Trochę inna historia dotyczy filmu o Westerplatte. Problemy z jego powstawaniem dotyczyły pieniędzy, których nie wypłacono autorom, obsadą – pierwotnie Sucharskiego miał zagrać Bogusław Linda i z niefrasobliwym potraktowaniem narodowego mitu bohaterskich żołnierzy broniących ojczyzny. Film jest źle zagrany (Adamczyk, Szyc, Żołędziewski, Żebrowski) , za dużo w nim batalistyki, a za mało portretu psychologicznego bohaterów, wygląda jak ściąga z historii dla gimnazjalistów. No i nie rozwiązuje żadnej tajemnicy, choć być może jest nią padaczka na którą choruje major Sucharski. I czy naprawdę takie odkrywcze i obrazoburcze są owe dylematy: walczyć czy się poddać?
Film miał już swoja ekranową premierę, więc pewnie będzie go można zobaczyć wkrótce w którymś z kanałów filmowych. I jeszcze jedno: filmu nie ratuje nawet obecność dwóch zdobyców nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej: Allana Starskiego i Jana A.P. Kaczmarka.
Wobec braku satysfakcji z produkcji polskiej, można było obejrzeć jeden z czterech debiutów zagranicznych. Był to film belgijsko – francuski „Ombline” Stéphane Cazesa. Podczas projekcji w kinie Alternatywa sala pękała w szwach. Obejrzeliśmy prostą, choć dramatyczną historię młodej dziewczyny, która dostaje się do więzienia, rodzi tam dziecko i walczy o to żeby je przy sobie utrzymać. Film optymistyczny, wzruszający, z bardzo przekonywującą Mélanie Thierry w roli tytułowej. Trochę naiwny i bajkowy, ale bardzo dobrze się oglądający.
Dzień zakończył się w Klubie Festiwalowym przy Morskiej 9. Najpierw przez kilkadziesiąt minut Maciej Buchwald przepytywał Jerzego Bończka, a potem zagrała Julia Marcell. Świetne nagłośnienie, atrakcyjne oświetlenie, i bardzo wyrafinowana muzyka, zagrana przez dwie dziewczyny i dwóch facetów. Mnie trochę się kojarzyła z Bjork i z powodu wokalu liderki z Everything But The Girl. Widownia dopisała i była bardzo zadowolna.
Dzisiaj w tym samym miejscu szalony Mitch and Mitch :)