Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
wydarzenia

Julek nie jest autobusem. Jest symbolem. Zmieniamy Koszalin z głową i sercem

Autor eWok, fot. archiwum 24 Kwietnia 2025 godz. 4:39
Przez lata „Julek” – statek kursujący po jeziorze Jamno między Koszalinem a Mielnem – był traktowany jak wodny tramwaj, element miejskiej komunikacji. Bilet kosztował niemal tyle, co przejazd autobusem, obowiązywały wszystkie ulgi, a nawet całodniowe darmowe przejazdy. Brzmiało jak raj? Niestety, dla miejskiego budżetu – jak kosztowna utopia. W samym tylko 2024 roku utrzymanie Julka kosztowało podatników blisko 800 tysięcy złotych. Dziś o zmianach zdecydują miejscy radni.

Dziś Koszalin się zmienia, a z nim – sposób myślenia o Julku. Nowy prezydent miasta, Tomasz Sobieraj, podjął decyzję, by przywrócić Julkowi to, czym tak naprawdę zawsze był – turystyczną atrakcją. Nie środkiem masowego transportu, a czymś znacznie więcej: doświadczeniem, przyjemnością, przeżyciem.

Bo nigdzie na świecie nie traktuje się rejsów po jeziorze czy rzece jak podstawowej usługi komunalnej. Atrakcji się nie dotuje – na atrakcje się płaci. I ci, którzy naprawdę chcą z nich skorzystać, zapłacą. Od 1 czerwca 2025 roku bilet normalny na rejs Julkiem będzie kosztował 30 zł, ulgowy 15 zł. Znikają darmowe przejazdy, kończy się czas „komunikacyjnego luksusu”. Zamiast tego pojawia się wartość.

 

Nie wszyscy są zadowoleni

Poprzedni prezydent Piotr Jedliński skrytykował zmiany. W emocjonalnym wpisie w mediach społecznościowych pisał o wzroście cen, braku transparentności i niepokojącej „wrzutce” na sesji rady miejskiej. „Tanio to już było” – komentował z goryczą. Podawał przykład rodziny 2+2, dla której rejs w obie strony to wydatek 180 zł. Zastanawiał się, ilu zdecyduje się na taką podróż...

Ale prawda jest bardziej złożona. Bo nie chodzi o to, by wszyscy musieli pływać Julkiem. Chodzi o to, by ci, którzy chcą tego naprawdę – płacili za realne doświadczenie. Za jakość. Za coś więcej niż tani przejazd. Turystyka nie może być dotowana kosztem podstawowych potrzeb miasta.

 

Zamiast sentymentu – pomysł

Zamiast starego myślenia, pojawiają się konkretne rozwiązania. Statek Koszałek, dawniej pływający poprzednik Julka, nie zostanie sprzedany – choć jedna oferta już się pojawiła. Prezydent Sobieraj zaproponował coś znacznie ciekawszego: pływającą restaurację. Stacjonującą na przystani w Jamnie, działającą sezonowo lub całorocznie – zależnie od przedsiębiorcy, który podejmie się wyzwania.

To nie jest pomysł z kosmosu. W Szczecinie statek Ładoga stał się restauracją i hotelem. Podobne pływające lokale działają z powodzeniem w Krakowie, Wrocławiu, na Mazurach. Goście jedzą kolację z widokiem na rzekę, słuchają koncertów, a dzieci bawią się w strefach rodzinnych. Restauracja na wodzie staje się częścią miejskiego krajobrazu – nową atrakcją, a nie obciążeniem.

 

Zmieniamy Koszalin. I dobrze

Zmiany, które dziś wzbudzają kontrowersje, jutro mogą stać się standardem, z którego będziemy dumni. Wymagają odwagi – bo łatwiej jest utrzymywać fikcję taniej dostępności niż budować nową jakość na uczciwych zasadach.

Ale Koszalin to już nie jest miasto sprzed dekady. To miejsce, które aspiruje, rozwija się i otwiera na przyszłość. A Julek? Julek ma w tej przyszłości swoje miejsce. Już nie jako środek komunikacji, ale jako powód, by tu przyjechać, wsiąść na pokład i zobaczyć Pomorze z zupełnie innej perspektywy.