Film
Ala za TOZ Koszalin - 30 Czerwca 2017 godz. 6:59
"Tę energię poświęcaną na wypisywanie bzdur w Internecie, naprawdę warto spożytkować na ratowanie zwierząt z pseudo hodowli, hodowli futerkowych, czy z łańcuchów" napisała w swoim oświadczeniu Elżbieta Miklis, prezes TOZ Koszalin.
Oto cała treść oświadczenia:
"Szanowni Państwo
Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Polsce Oddział w Koszalinie (dalej TOZ) prowadzi schronisko od 2009 roku. Przez ten czas napotykaliśmy na różne problemy. Przede wszystkim od czasu przeprowadzki do nowego obiektu na Mieszka I - główny problem stanowiły pieniądze. Wiele razy mówiliśmy o tym, że kwota 700 tys. rocznie nie jest wystarczająca na prowadzenie tak dużego schroniska. Wiecznie brakowało środków na podniesienie pensji pracownikom, na odpowiedni samochód. Jako TOZ dokładaliśmy wszystkie pieniądze pozyskane z jednego procenta na funkcjonowanie schroniska, mimo że to zadanie własne Gminy, a TOZ ma też inne cele statutowe. W ostatnich latach, w każdym roku, TOZ dokładał ponad 100 tysięcy złotych w gotówce. Nasze prośby skierowane do Gminy Miasta Koszalin o zwiększenie dotacji niestety nie przynosiły efektu. Już w grudniu 2015 roku planowaliśmy, aby nie przystępować do konkursu. Szkoda nam było jednak pracowników i zwierzaków - przystąpiliśmy jako jedyna organizacja, wówczas żadna z obecnie atakujących nas grup nie złożyła swojej oferty. Borykając się z wieloma problemami dokładaliśmy wszelkich starań, aby nasi podopieczni byli otoczeni należytą opieką. Odpierając systematyczne ataki wymierzane w TOZ przez takie osoby jak prezes stowarzyszenia Reks z Kołobrzegu, byliśmy pełni nadziei i wiary, że to kiedyś przeminie. Borykaliśmy się z problemami kadrowymi (nie mieliśmy między innymi szczęścia do dobrych kierowników). Ostatnia kierowniczka wydawała się „trafiona”, Niestety, osoba ta nie współpracowała z zarządem, nie informowała o problemach - mając zamiar zrealizowania własnego planu, polegającego na skłóceniu kadry z zarządem. Ogniskiem zapalnym stało się ratowanie zwierząt dzikich - co robiliśmy od wielu lat, na podstawie zawartej z Gminą Miasto Koszalin umowy. Fakt zawarcia tej umowy był jawny i nikt wcześniej (w tym pracownicy schroniska, kierowniczka) nie zgłaszał jakichkolwiek zastrzeżeń w tym zakresie. Zarzuca się nam, że pracownicy nie mieli dodatkowej oceny ryzyka bhp w zakresie interwencji do dzikich zwierząt - czego powinna dopilnować kierownik. Interwencje w sprawie dzikich zwierząt polegały na umieszczeniu ptaka, jeża czy innego, do transportera i zawiezieniu do lekarza lub w przypadku większych rannych na wezwaniu weterynarza na miejsce. Czy to większe, inne ryzyko niż łapanie agresywnego, zdziczałego psa czy kota? Nigdy nie zdarzyło, aby pracownik został poszkodowany przez zwierzę dzikie w czasie interwencji, najczęściej wypadki w pracy dotyczyły pogryzienia przez psy. Dzikie zwierzęta to nie znaczy groźne. To nie wilki, rysie czy tygrysy. To najczęściej małe ssaki takie jak jeże, zajączki czy ptaki. Wiele razy do momentu przyjazdu naszych pracowników, tymi zwierzakami opiekowali się dobrzy ludzie - prawdziwi przyjaciele zwierząt. Pamiętam nawet przypadek gdy jeden z mieszkańców Koszalina wiózł w nocy potrąconego przez siebie lisa i prosił nas telefonicznie o wskazanie lekarza weterynarii. Interwencje podejmowaliśmy do zwierząt najczęściej wypadkowych, osłabionych takich jak potrącone sarny, czy ptaki ze złamanymi skrzydłami. Nagle okazało się, że ratowanie zwierząt stanowi problem dla pracowników Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami oraz dla Powiatowej Inspekcji Weterynarii. Pieniądze z umowy z Gminą Miastem Koszalin na ratowanie dzikich, były przeznaczane na opłacanie weterynarza i jego całodobowej gotowości do tych zwierząt, a to co pozostało na funkcjonowanie schroniska. Dzięki temu mogliśmy pracownikom dać premie, których wcześniej nie mieli. Dopiero w lutym tego roku na ręce zarządu, kierowniczka złożyła pismo mówiące o braku zgody ze strony pracowników co do wyjazdów z udziałem wszystkich zwierząt chorych jak i dzikich. Pismo podpisała pani kierownik. Nie czekając na ustosunkowanie się zarządu do tego pisma, pracownicy rozpoczęli ataki medialne i zrobili aferę z czegoś, czym zajmowali się od lat, czyli z ratowania chorych, słabych, potrąconych zwierząt, a przecież po to zostali zatrudniani w schronisku, a niektórzy z nich po to zostali członkami TOZ-u. Według naszej wiedzy, pomagał im w tym jeden z urzędników instruując co mają robić, aby TOZ stracił schronisko. Otóż TOZ naprawdę nie musi prowadzić schroniska, mamy szeroką działalność statutową. Działamy społecznie, zarówno zarząd jaki i inspektorzy TOZ-u, jeżdżą w wolnym czasie za własne pieniądze po terenach wiejskich edukując mieszkańców czy interweniując gdy zwierzętom dzieje się krzywda. Do całej afery dołączył nieprzychylny nam powiatowy lekarz weterynarii, który od 2015 roku stara się za wszelką cenę wlepić nam jakąś karę za rzeczy czasami absurdalne - jak podarowanie nadwyżki mięsa innemu schronisku. To powiatowy lekarz weterynarii żąda, aby organizacja utrzymująca się z darowizn miała kilka samochodów. Powiatowy nie wyraził zgody na przewożenie z koszalińskich sklepów mięsa dla psów w pojemnikach, a na wymagany samochód typu chłodnia zwyczajnie nas nie stać. Zabronił prowadzenia hotelu dla zwierząt w schronisku, co kiedyś też dawało dochód przeznaczany na wsparcie budżetu schroniska. Relacje z powiatowym lekarzem weterynarii przypominają walkę. Odpowiedź naszego radcy prawnego, często skutkuje kolejnym atakiem, kontrolą, fotografowaniem jednej kupy na trawniku, czy ostatnio nawet podważaniu naszych umów dotyczących wolontariatu, co, w ocenie TOZ-u, jest ewidentnym przekroczeniem kompetencji. Najczęściej na ustosunkowanie się do zarzutów i zapoznanie się z aktami sprawy otrzymujemy termin 3 dni. Aby znać wszystkie przepisy i rozporządzenia unijne, których interpretacja zależy od woli powiatowego lekarza weterynarii, musielibyśmy zatrudnić specjalistę w tej dziedzinie. Mamy wrażenie, że ta nagonka ma również charakter polityczny. W związku z powtarzającymi się atakami byłych już pracowników lub tych przebywających na zwolnieniu lekarskim L4, którzy zapewne nie poprzestaną swoich działań, różnych instytucji, a ostatnio nawet zawiadomieniem do prokuratury w związku z chorobą wirusową, która zdarza się w schroniskach, nie mamy już ani sił, ani chęci, aby dalej zarządzać schroniskiem. Pragnę jeszcze raz podkreślić że działalność zarządu i inspektorów jest społeczna (z tego tytułu nie otrzymujemy żadnych wynagrodzeń). Na forach społecznościowych jesteśmy „hejtowani” w obrzydliwy sposób przez grupę ludzi, która tylko tak potrafi działać. To nie sztuka obrażać i pisać kłamliwe teksty.
Sztuką jest szukanie rozwiązania, pomocy i merytoryczna rozmowa, czego niestety, jak widać, nie tylko w polityce brakuje. Schronisko to ogromne przedsięwzięcie, które społecznie jest trudno realizować. Byłoby to możliwe przy wsparciu okazanym przez instytucje, jak i samych pracowników. Umęczeni atakami, za nasze dobre serca i intencje, złożyliśmy w poniedziałek na ręce Pana Prezydenta prośbę o rozwiązanie umowy na prowadzanie schroniska. Mam nadzieje, ze Pan Prezydent doceni nasz wkład finansowy, rzeczowy i osobowy w funkcjonowanie miejskiego schroniska dla bezdomnych zwierząt przez ostatnie 8 lat. Mam też nadzieje, że Pan Prezydent nie pozwoli organizacji społecznej zostać z długami i otrzymamy pieniądze na rozliczenie się z gabinetami weterynarii, oraz innymi instytucjami, które świadczyły usługi na rzecz schroniska, a którym w tym momencie zalegamy z płatnościami. Na zakończenie pragnę z całego serca podziękować Pani Dyrektor Bożenie Bajdalskiej - Kurlandzie, która nigdy nie pozostawała obojętna na nasze schroniskowe problemy. Dziękuję też koleżance Karolinie Cedro, która trwała ze mną w zarządzie od lat, a jej łagodny charakter i wiara w człowieka napawały optymizmem, która tworzyła też dom tymczasowy dla schroniskowych maluchów. Dziękuję koleżance Bogumile Tiece - radnej, która zawsze pomagała, wspierała, woziła zwierzaki do specjalistycznych klinik, ośrodków rehabilitacji czy też podejmowała interwencje do zwierząt domowych, jak i dzikich i to bez BHP.
Dziękuję bardzo wszystkim mieszkańcom Koszalina, którzy wspierali nas karmą dla zwierzaków i innymi potrzebnymi akcesoriami, dziękuję inspektorom robiącym kontrole przed i po adopcyjne, wolontariuszom, którzy, bez względu na pogodę, wyprowadzali psiaki i wszystkim osobom zaangażowanym w pomoc schronisku. Zwracam się z apelem do atakujących nas - tę energię poświęcaną na wypisywanie bzdur w Internecie, naprawdę warto spożytkować na ratowanie zwierząt z pseudo hodowli, hodowli futerkowych, czy z łańcuchów. W imieniu TOZ życzę nowemu zarządcy powodzenia i deklaruję pomoc w zakresie naszej działalności.
Prezes TOZ Koszalin Elżbieta Miklis