Wystawa „Fotoprzestrzeń – autoportrety”, to zadziwiająco poruszający zbiór zdjęć, na których autorka prezentuje siebie w najróżniejszych odsłonach. Proste i wycyzelowane w każdym calu fotografie, przejmują w równym stopniu nastrojem, kolorystyką i kompozycją. Mistrzowski warsztat zdaje się być jednak przyćmiony tematem. Autoportret jest sztuką niezwykle trudną, gdyż jawi się jako objaw, jakże typowej tendencji artystów wszelkiej maści – narcyzmu. Temat na pierwszy „rzut oka” trąci sztampą. Wykonanie ze studyjnym sznytem może kojarzyć się ze szkolnymi ćwiczeniami dotyczącymi oświetlenia i ekspozycji obiektu. Po krótkim czasie okazuje się jednak, że Kalkowska potraktowała jakże wyświechtany motyw w sposób bardzo odważny. Nie chodzi tu o kontrowersyjność, czy nachalny ekshibicjonizm, a raczej o próbę zmierzenia się z osobistym wizerunkiem.
Autokreacja stylizowana na dziewczęcą zabawę w przebieranki uzyskała efekt bardzo intrygujący. Autorka raz występuje jako uczennica, innym razem jako zmysłowa kobieta. Zobaczyć można Monikę bawiącą się pierzem i hipnotyzującą femme fatale. Być może zabrzmi to jak nadinterpretacja, ale wydaje się jakby była to opowieść w większym stopniu o samej kobiecości, a nie tylko o autorce.
Fotografie to poruszające studium coraz to innych wcieleń odwołujących się w mniejszym lub większym stopniu do symboliki zaczerpniętej z przekazów medialnych, czy popkultury.
Najbardziej poruszające jest jednak to, że każda postać wykreowana przez Kalkowską, to kobieta niezmiennie silna. Bez względu na to czy bohaterka jest w makijażu, czy „sauté”, czy w kolorowych perukach, czy w naśladującej burkę chuście. Przedstawiona kobieta patrzy tym samym, odważnym spojrzeniem.
Wernisaż odbył się w niezwykłej atmosferze, gdyż wystawa została zorganizowana jako zaznaczenie 40 urodzin artystki. Na II pietrze Galerii Ratusz zebrało się wielu gości. Przyjaciele i rodzina przyszli nie tylko zobaczyć prace, ale także wesprzeć Kalkowską, gdyż to był jej pierwszy autorski wernisaż. Podczas przywitania artystka przyznała się do ogromnej tremy. „Otwierałam wiele wystaw, ale swojej jeszcze nigdy.”
Prace Kalkowskiej z jednej strony wydają się być po prostu zdjęciami jakie już wielu zrobiło przed nią, a z drugiej strony zachwycają głębią, nastrojem i wspomnianą wcześniej odwagą. Sztuka niejednoznaczna, a określenie „dwubiegunowości” zdaje się najtrafniej opisywać ekspozycję. Warto się wybrać i znaleźć swoje miejsce. Sprawdźcie czy znajdziecie je bliżej plusa, a może jednak minusa? Przekonajcie się sami, macie niespełna miesiąc na to, aby zapoznać się z twórczością Kalkowskiej.