Mówi się, że jazz to muzyka elitarna. Ale całkiem miło jest zobaczyć salę kina Kryterium wypełnioną bo brzegi elitą. Być może dlatego, że takich koncertów mamy stosunkowo mało w ciągu roku, a Adam Wendt to sprawdzona firma.
Fani jazzu dobrze znają Wendta, który od wielu lat uczy młodych adeptów synkopowanej muzyki na festiwalu Hanza Jazz Festiwal, i wiedzą że saksofonista dobrze się czuję niemal w każdym gatunku muzyki. Wystarczy podać dwa skrajne przypadki – elektryczną formację Walk Away czy popowe Leszcze. Tym razem pokazał nam klasyczne, akustyczne oblicze.
Drugim liderem kwartetu był pianista Artur Dutkiewcz, także kilkukrotnie goszczący w Koszalinie na Hanzie i nie tylko. Obu muzykom towarzyszyła sekcja rytmiczna, którą Wendt określił jako młodą nadzieję jazzu. Na kontrabasie Andrzej Święs, a na perkusji Łukasz Żyta. Cała czwórka to wytrawni instrumentaliści, i każdy z nich posługiwał się własnym stylem, dla znawców szybko rozpoznawalnym. Na występ złożyły się niemal wyłącznie kompozycje Wendta, z wyjątkiem dwóch, a właściwie wszystkie były jego autorstwa. W ten właśnie przewrotny i pełen humoru sposób, saksofonista zapowiadał kolejne utwory. Każdy z muzyków pokazał się koszalińskiej widowni od jak najlepszej strony, choć muszę przyznać, że bywałem na bardziej porywających koncertach. W sumie trudno cokolwiek zarzucić wykonawcom, widownia reagowała żywiołowo, a jednak miałem wrażenie, że dość trudne kompozycje, odgrywane z nut, nie pozwalają mi się wciągnąć na sto procent w propozycje kwartetu.