Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Klimat i siła

Autor ArtRut 16 Lutego 2013 godz. 11:23
Było o wojnie, trudnej miłości i przydrożnych dziwkach. Na piątkowym koncercie w Inferno energetycznie, ale nastrojowo zagrało gorzowskie RWA.
Koszalińscy metalowcy zdążyli już wszystkich przyzwyczaić, że właściwie metal jako taki na koncertach ich nie interesuje. Szkoda, bo w Inferno wystąpiła kapela, która zadaje kłam obiegowej opinii, że metalowo znaczy głośno i niezrozumiale.

Panowie przyjechali do nas z niezbyt odległego Gorzowa Wielkopolskiego, gdzie wspólnie tworzą od 2010 roku. Grają bardzo melodyjnie, miejscami wręcz balladowo. Wydali właśnie swoją pierwszą EP-kę, na której znalazły się tylko 4 kawałki, za to na koncercie przedstawili lekko licząc pięć razy tyle materiału.

Co grają? Właściwie powermetal, choć właściwszym będzie określenie power-rock. Po pierwszych kilku kawałkach z uporem maniaka przychodził na myśl szwedzki Sabaton. Muzycy, do świetnie brzmiących gitar dorzucili klawisze, co jest dosyć karkołomnym pomysłem w tego typu muzie. Efekt był zadziwiający – nastrój stał się bardziej podniosły, miejscami wręcz patetyczny, co wzmagało przekaz. Natomiast gitarowe solówki w oldschoolowym, choć bardzo odświeżonym stylu, dawały jeszcze większego „kopa”.



Spory ukłon należy się basiście. Cieszył uszy równie dobrze jak oczy. Nie często widuje się muzyków radzących sobie tak samo dobrze z instrumentem jak i ze scenicznym wizerunkiem. Zagadnięty o to po koncercie odpowiedział żartobliwie, że „naukę gry na gitarze rozpoczął od… nauki poruszania się po scenie”… coś w tym chyba jest.

Jednym słowem, zespół zrobił swoje. Strona techniczna też była bez zarzutu, niestety jedynym kulejącym elementem była publiczność, której właściwie nie było. Bo trudno za kasowy sukces uznać dwudziestoosobową garstkę, choćby najlepiej bawiących się słuchaczy . Dziwne czasy nastały. Smutne.



Następna impreza