Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
KATEGORIA

Wideo

Polacy coraz częściej pracują po godzinach. Podejście młodego pokolenia może to zmienić

Film Alaza Newseria.pl - 22 Sierpnia 2022 godz. 12:17
Polacy od lat są w czołówce najbardziej zapracowanych społeczeństw. Nowy raport ADP wskazuje, że coraz częściej pracownicy zostają po godzinach. Co czwarty zatrudniony pracuje za darmo od sześciu do dziesięciu godzin tygodniowo. To o 6 pkt proc. więcej niż rok wcześniej. Wraz z coraz większym udziałem młodego pokolenia na rynku pracy będzie się jednak zmieniać podejście do pracy i równowagi między życiem zawodowym a prywatnym. – Jeżeli Polacy nie zadbają o siebie, swój dobrostan, to grozi im po prostu wypalenie i spadek zaangażowania i efektywności, wbrew temu, do czego dążą – mówi Ewa Stelmasiak, ekspertka ds. strategii i kultury dobrostanu. – Polacy są bardzo zmęczeni presją pracy, również pandemią, ale ten pracoholizm może wynikać też z dużej ambicji, z presji wewnętrznej, którą sami sobie stwarzają – mówi agencji Newseria Biznes Ewa Stelmasiak. Praca po godzinach może mieć różne przyczyny. Część zatrudnionych pracuje w nadmiarowym czasie w obawie o utratę miejsca pracy, część robi to ze względu na presję przełożonych czy własne ambicje, inni dla dodatkowych pieniędzy. Wyniki badania ADP „People at Work 2022: A Global Workforce View” wskazują, że Polacy są skłonni pracować więcej godzin i dni w tygodniu, jeżeli będzie się to wiązać z dodatkowym wynagrodzeniem. Takiego zdania jest ponad jedna trzecia badanych. W Polsce pracownicy średnio wykonują każdego tygodnia blisko sześć godzin dodatkowej pracy. Częste nadgodziny mogą prowadzić wprost do pracoholizmu, a to może mieć negatywne konsekwencje na różnych polach. – W wyniku pracoholizmu możemy obserwować osłabienie naszych relacji rodzinnych, nawet widywałam rozpady związków. Dzieci nas nie spotykają, nie jesteśmy dla nich obecni, bo jesteśmy tak wyczerpani, że nie możemy się skoncentrować na tym, co mają do powiedzenia – mówi autorka pierwszej w Polsce książki o kulturze dobrostanu. – Może to też powodować uszczerbek na zdrowiu. Jak wyjaśnia, tak mocne zaangażowanie w pracę początkowo napędza pracownika: często bowiem przynosi satysfakcję z osiągniętego celu, również przyjemność, jakąś gratyfikację ze strony pracodawcy. W takim momencie trudno jednak się zatrzymać i wziąć poprawkę na to, że konieczne jest zrównoważenie pracy i innych dziedzin życia. Jeśli pracownik nie podejmie takiej decyzji, po początkowym zaangażowaniu może przyjść wypalenie zawodowe, bo nadmiarowa praca często prowadzi do chronicznego zmęczenia, stresu czy niechęci do wykonywania swoich obowiązków. Badanie Human Power z 2021 roku wskazuje, że częściej niż co drugi pracownik odczuwa wysoki lub bardzo wysoki poziom zmęczenia. Skarżą się najczęściej na brak energii, gorszy nastrój, mniejszą motywację i problemy z koncentracją. Wpłynęły na to m.in. wydarzenia dwóch ostatnich lat. – W interesie pracodawców jest to, żeby ludzie byli zaangażowani i żeby pracowali efektywnie. Więc jeżeli patrzymy na efektywność jako na sprint, to pracownik w krótkim okresie kosztem siebie, swojej kondycji psychofizycznej i swoich relacji może dowieźć wynik. Ale w perspektywie długoterminowej nie może być o tym mowy. Czyli nie ma efektywności, nie ma długoterminowego zaangażowania bez pewnego poziomu dobrostanu. Pracodawcy to coraz częściej rozumieją – mówi Ewa Stelmasiak. Jak podkreśla, do lamusa odchodzi dylemat: ludzie czy wyniki. – Można realizować ambitne strategie i cele, dbając o ludzi, dając im taką kulturę organizacyjną, w której dobrostan jest wartością. Taka jest właśnie definicja przywództwa wspierającego dobrostan – podkreśla ekspertka. – Ale odpowiedzialność za dobrostan leży na obu stronach. To powinna być relacja win–win. Czyli z jednej strony pracownik, który potrafi stawiać granice i zobaczyć, że nie może się po prostu wyczerpać, bo grozi to wypaleniem, co ma konsekwencje zarówno osobiste, jak i zawodowe. Z drugiej strony mamy odpowiednie środowisko pracy i pracodawcę, który mówi pracownikowi: ja ci dam narzędzia, wsparcie psychologa, webinar, psychoedukację, a ty zadbaj o siebie. Zdaniem ekspertki coraz większy udział młodego pokolenia w rynku pracy może zmienić tę sytuację. Jak wskazuje raport przygotowany przez PwC Polska, Well.hr i Absolvent Consulting, młodzi wysoko cenią swój dobrostan, zwłaszcza psychiczny i społeczny. Ponad połowa z nich woli work–life balance od wysokich zarobków, a 36,5 proc. uważa, że ta równowaga jest jednym z najważniejszych aspektów pracy. Ważne są dla nich także dobra atmosfera w pracy, brak konfliktów oraz wspierający szef. Ponad 37 proc. badanych pracowników młodego pokolenia wskazało elastyczne godziny pracy jako obowiązkowy benefit. Dla 41,5 proc. jest to możliwość pracy zdalnej. Brak tych opcji jest nie do zaakceptowania przez odpowiednio 8,4 proc. oraz 10,3 proc. badanych. Młodzi podkreślają, że benefitami, które wyróżniłyby danego pracodawcę spośród innych ofert, są krótszy tydzień pracy i dodatkowe dni płatnego urlopu. – Bardzo cenię ten głos młodego pokolenia, te wartości, potrzebę definicji sukcesu jako coś więcej niż tylko status i wysokość konta, jako też potrzeba samorealizacji w innych rolach niż tylko zawodowe. Jest tak duży napływ młodych pracowników, organizacje, z którymi pracuję, często ich zatrudniają, że tego głosu nie można już ignorować – mówi Ewa Stelmasiak. – Cieszę się z tego, że jest debata o tych wartościach, o redefinicji roli pracy na rynku, na którym pracuje się jednak bardzo dużo, bo według danych OECD mamy czterysta ileś godzin rocznie więcej niż np. w Niemczech, pracujemy też godzinowo dłużej niż w Stanach Zjednoczonych. Więc jest to rynek obciążony, prawdopodobnie jeszcze na dorobku, rynek, w którym wynagrodzenia są jednak niższe niż w krajach zachodnioeuropejskich. A nam Polakom tak bardzo zależy na dobrym życiu, również na dobrobycie, nie tylko na dobrostanie, więc szukamy rozwiązań, żeby to osiągnąć.  

Jedliński zdecydował o tym, że Rodzinny Plac Zabaw na Górze Chełmskiej jest inwestycją strategiczną Koszalina

Film Ala, film: UM Koszalin - 22 Sierpnia 2022 godz. 7:24
- To ja dokonałem wyboru tego zadania i biorę za nie pełną odpowiedzialność - przyznał podczas dyskusji na ostatniej, nadzwyczajnej sesji Rady Miejskiej, Piotr Jedliński, prezydent Koszalina. Radni Koalicji Obywatelskiej sprzeciwiają się budowie Rodzinnego Placu Zabaw na Górze Chełmskiej. Na dodatek dowiedzieliśmy się, że Zarząd Dróg i Transportu wydał w tym roku na utrzymanie w mieście placów zabaw zaledwie 132 tysiące złotych. A na ich utrzymanie ma aż 430 tysięcy zł. Ostatnią sesję zdominowała dyskusja o celowości miejskich inwestycji - Rodzinnego Placu Zabaw i drogi prowadzącej do niego - na Górze Chełmskiej. Radni opozycyjni sprzeciwiają się tym obu projektom. Jedliński przyznał, że samodzielnie dokonał wyboru projektu Rodzinnego Placu Zabaw na Górze Chełmskiej, i że bierze za tą decyzję pełną odpowiedzialność. - Rodzinny Plac Zabaw zyskał dofinansowanie w wysokości dwóch milionów złotych. To są pozyskane przez miasto środki z zewnątrz. Chyba wszystkim nam zależy na tych pieniądzach - bronił swojego stanowiska Jedliński. - Panie prezydencie, my się w ogóle rozumiemy - kontrowała Barbara Grygorcewicz z klubu radnych KO. - My tej inwestycji po prostu nie chcemy. Wystarczy zerknąć na internetowe fora, by przekonać się, że nie chcą jej także koszalinianie - dodała. - To nie jest inwestycja strategiczna dla Koszalina - stwierdziła z kolei Dorota Chałat, klubowa koleżanka Grygorcewicz. - Przed podjęciem decyzji powinien pan zapytać mieszkańców, czy ją chcą. Zamiast niej można byłoby dokonać zmian na przykład na Rynku Staromiejskim, tak, by stał się on rzeczywiście "pełnią życia" miejskiego. Zamiast inwestować i tworzyć kolejne miejsce do utrzymania należy zadbać o te, które już mamy - dodała. Z kolei radny Tomasz Bernacki zaproponował Piotrowi Jedlińskiemu oraz pozostałym radnym wspólną "wycieczkę" po koszalińskich placach zabaw. Zarówno Bernacki jak i Sebastian Tałaj zabiegali, aby zaoszczędzone w miejskim budżecie pieniądze zostały przeznaczone na place zabaw i kulturę fizyczną. - Dwieście tysięcy musimy przeznaczyć na projekt Rodzinnego Placu Zabaw, bo to jest wkład własny tej naszej inwestycji. Nie będzie dwustu tysięcy, to nie będzie dwóch milionów złotych - stwierdził Jedliński.  W czasie dyskusji okazało się, że Zarząd Dróg i Transportu ma w swoich tegorocznych planach finansowych kwotę aż 430 tysięcy złotych na utrzymanie i remonty miejskich placów zabaw. Jak poinformowała skarbniczka, z tej kwoty zdołał wydać zaledwie nieco ponad 30% czyli 132 tysiące złotych. To dość zaskakująca opieszałość miejskiej spółki, w szczególności, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że właśnie kończy nam się już ósmy miesiąc tego roku i praktycznie czas zabaw na świeżym powietrzu... 

Senat: Komisja Nadzwyczajna ds. Klimatu wystąpiła z wnioskiem do NIK

Film Ala za Senat RP, film: WZP - 19 Sierpnia 2022 godz. 12:11
Komisja Nadzwyczajna ds. spraw Klimatu wystąpiła do Najwyższej Izby Kontroli z wnioskiem o przeprowadzenie kontroli doraźnej w Kancelarii Premiera oraz ministerstwach klimatu i infrastruktury, podległych im instytucjach oraz w urzędach wojewódzkich w związku z katastrofą ekologiczną na Odrze. Na posiedzeniu, które poświęcone było sytuacji wokół Odry i odbyło się z udziałem przedstawicieli samorządu i organizacji pozarządowych oraz ekspertów, komisja przyjęła uchwałę w sprawie katastrofy ekologicznej na rzece Odrze. Uchwałę komisji przekazujemy w załączeniu. Senatorowie uznali w uchwale, że są przesłanki do złożenia zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa z art. 231 § 1 Kodeksu karnego, polegającego na niedopełnieniu obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych, w szczególności ministrów odpowiedzialnych za ochronę środowiska oraz nadzór nad Wodami Polskimi, właściwych wojewodów, głównego inspektora ochrony środowiska i prezesa Wód Polskich. Komisja przyjęła też wniosek do prezesa Najwyższej Izby Kontroli o natychmiastowe przeprowadzenie kontroli doraźnej w resortach i instytucjach odpowiedzialnych za ochronę środowiska w zakresie, który obejmuje m.in. realizację ustawowych obowiązków informowania o zagrożeniu w związku z sytuacją na Odrze. W uchwale komisja poparła wniosek Polskiego Związku Wędkarskiego o ustanowienie Krajowego Planu Rewitalizacji Odry i zapewnienie na jego realizację odpowiednich środków finansowych w ustawie budżetowej na rok 2023. Apeluje też do Rady Ministrów o niezwłoczne przygotowanie rozwiązań prawnych, które pozwolą na zrekompensowanie strat poniesionych przez mieszkańców i przedsiębiorców w wyniku tej katastrofy ekologicznej. W posiedzeniu komisji nie uczestniczyli zaproszeni przedstawiciele resortów i instytucji rządowych odpowiedzialnych za ochronę środowiska. Wiceprzewodnicząca komisji ds. klimatu senator Magdalena Kochan uznała to za „absolutne lekceważenie takiego organu państwa jakim jest Senat RP i niezgodne z konstytucją, która nakłada obowiązek współdziałania wszystkich organów państwa”. Podczas posiedzenia na konieczność wprowadzenia zmian w prawie wskazywała m.in. prezes Zarządu Głównego Polskiego Związku Wędkarstwa Beata Olejarz. „Gdyby procedury pozwalały nam, jako użytkownikowi rybackiemu, zebrać ryby i pobrać próbki wody, to może dzisiaj mielibyśmy zdecydowanie więcej informacji o tym, dlaczego została zatruta Odra, a być może także przez kogo” – przekonywała. Postulowała też opracowanie procedury zbierania śniętych ryb. „Wody Polskie mówią, że zbieranie śniętych ryb jest naszym obowiązkiem, ale z drugiej strony takie ryby są traktowane jako odpad niebezpieczny, czyli nie my powinniśmy się tym zajmować” – wyjaśniła Beata Olejarz. Stwierdziła też, że po wykryciu skażenia Odry „praktycznie przez 17 dni zostaliśmy zostawieni sami sobie”. Jak dodała, „rząd obudził się” dopiero po spotkaniu zorganizowanym przez marszałek województwa lubuskiego Elżbietę Polak. „Polskie Wody zostawiły wędkarzy samych sobie. My postanowiliśmy im pomóc” – mówiła marszałek województwa lubuskiego Elżbieta Polak. Przypomniała, że zarząd województwa lubuskiego złożył do premiera wniosek o ogłoszenie stanu klęski żywiołowej, ale do dzisiaj nie otrzymał odpowiedzi. Poinformowała też, że marszałkowie zachodniej Polski postanowili współpracować ponadregionalnie. Celem jest przygotowanie programu ratunkowego dla Odry. Planowane jest powołanie eksperckiego zespołu, który miałby ustalić przyczyny zatrucia Odry. „Chcemy prowadzić bieżący monitoring jakości wody, szacować szkody (…) Żądamy kontroli ewidencji pozwoleń wodnoprawnych i monitoringu tych pozwoleń, a także kontroli zrzutów wód pokopalnianych” – wyliczała marszałek. „Nie pozwólmy zapomnieć o odrzańskiej katastrofie ekologicznej, nie pozwólmy na rozmycie tego tematu” – apelował marszałek województwa zachodniopomorskiego Olgierd Geblewicz. „Ta katastrofa wróci z podwójną siłą. Jeśli nie podejmiemy działań realnie ratujących Odrę, to zabijemy ją do końca” – dodał. Zwrócił uwagę na możliwość wtórnego zatrucia rzeki przez rozkładające się ryby. Alicja Pawelec, ekspertka z WWF Polska, apelowała o zaprzestanie prac regulacyjnych na Odrze co najmniej do czasu wyjaśnienia przyczyn katastrofy, zwolnienie PZW z obowiązku zarybiania Odry jesienią tego roku, a także powrót Wód Polskich do resortu klimatu. Podczas dyskusji senatorowie zwracali uwagę m.in. na brak przepływu informacji o katastrofie ekologicznej na Odrze. W ich ocenie system powiadamiania o zagrożeniach zanieczyszczeń wód zawiódł, a odpowiedzialna jest za to administracja rządowa. Postulowali też zmiany prawa wodnego, w szczególności w zakresie wprowadzania ścieków do wód. Senatorowie podziękowali Polskiemu Związkowi Wędkarskiemu, wędkarzom, społecznej straży rybackiej i społecznikom za ich pracę. „Dziękujemy za pracę, którą wykonujecie od wielu dni nad Odrą, w interesie nas wszystkich” – mówił senator Krzysztof Kwiatkowski. Z kolei przewodnicząca Komisji Zdrowia senator Beata Małecka-Libera zapowiedziała, że najbliższe posiedzenie komisji 5 września br. zostanie poświęcone bezpieczeństwu zdrowotnemu w związku z katastrofą ekologiczną na Odrze.

Politechnika Koszalińska wśród najlepszych uczelni akademickich w Polsce

Film Ala za PK, fot. Adam Paczkowski, film: Studio HD Platon / Politechnika Koszalińska - 18 Sierpnia 2022 godz. 7:28
Na Politechnice Koszalińskiej zakończyła się, realizowana przez Ministerstwo Edukacji i Nauki, ewaluacja działalności naukowej za lata 2017-2021. Ocena przyniosła uczelni ogromny sukces. Sześć dyscyplin do oceny Politechnika zgłosiła do ewaluacji sześć dyscyplin z zakresu nauk inżynieryjno-technicznych, społecznych i w dziedzinie sztuki. Oto one: Automatyka, elektronika i elektrotechnika; Ekonomia i finanse; Inżynieria lądowa i transport; Inżynieria mechaniczna; Nauki o polityce i administracji; Sztuki plastyczne i konserwacja dzieł sztuki. Dyscypliny, które zostały poddane ocenie, reprezentowane są przez 280 pracowników naukowych. W trzech ewaluowanych kryteriach zgłoszono łącznie ponad 2.300 osiągnięć, w skład których weszły artykuły naukowe, monografie, patenty, projekty, granty zewnętrzne, usługi badawcze i przychody z komercjalizacji. Inżynieria mechaniczna uzyskała kategorię A, przy jednocześnie najwyższej nocie w kryterium pierwszym (poziom naukowy prowadzonej działalności) w całym kraju ze wszystkich ocenianych jednostek. Potwierdza to ogromny potencjał w tej dyscyplinie i daje szanse na dalszy dynamiczny jej rozwój. Automatyka, elektronika i elektrotechnika; Ekonomia i finanse; Nauki o polityce i administracji uzyskały kategorię B+, dzięki czemu uczelnia zdobyła nowe uprawnienia na nadawania stopnia doktora i doktora habilitowanego oraz możliwość kształcenia doktorantów w Szkole Doktorskiej. Pierwszy raz w historii Politechniki Koszalińskiej uczelnia będzie mogła nadawać stopnie naukowe w dyscyplinach z dziedziny nauk społecznych.   Ważny ośrodek naukowy w kraju Wyniki ewaluacji potwierdzają, że Politechnika Koszalińska jest ważnym ośrodkiem naukowym na mapie Polski, realizującym nowoczesne badania naukowe, dostosowane do potrzeb rozwoju regionu. Uczelnia zapewnia kształcenie kadr na najwyższym światowym poziomie. Kategorie A oraz B+ uprawniają do nadawania stopni doktora i doktora habilitowanego w kolejnych dyscyplinach. Rekrutacja do Szkoły Doktorskiej rozpocznie się 1 września. Ewaluacja działalności naukowej to kolejny sukces uczelni w ostatnim czasie. Pod koniec lipca br., Politechnika Koszalińska dołączyła do elitarnego grona 21 polskich szkół wyższych, które działają w ramach uniwersytetów europejskich. W ostatnim naborze, nasza uczelnia była zaledwie jedną z trzech, które współtworzyły nowe uniwersytety europejskie, a nie przystąpiły do już funkcjonujących. EU4DUAL, bo tak nazywa się konsorcjum, w którym jednym z partnerów jest uczelnia, będzie koncentrować się na kształceniu praktycznym i łączeniu nauki z biznesem.   Element prestiżu szkoły wyższej Czym jest ewaluacja naukowa? To ocena jakości działalności naukowej przeprowadzana w ramach dyscyplin uprawianych w uczelni. Co ważne, w obrębie dyscyplin, nie zaś wydziałów, jak było dotąd. Określona dyscyplina, np. Inżynieria mechaniczna lub Ekonomia i finanse, może zostać poddana ewaluacji, jeżeli zatrudnia co najmniej 12. pracowników prowadzących działalność naukową w tej dyscyplinie. W wyniku ewaluacji, dyscyplinom przyznawane są kategorie naukowe: A+, A, B+, B albo C. Od nich zależą uprawnienia do prowadzenia studiów, szkół doktorskich, nadawania stopni i tytułów. A także kwota dotacji z budżetu państwa. Dla studentów to również element prestiżu szkoły wyższej, dyscypliny nauki i kierunku, który zgłębiają. Dodatkowo, w wyniku oceny eksperckiej możliwa jest do uzyskania kategoria A+, przyznawana tylko wyróżniającym się dyscyplinom na arenie międzynarodowej.   Dużo więcej niż zakładaliśmy! W dotyczącej wyników ewaluacji konferencji prasowej, która 17 sierpnia br. odbyła się w kampusie uczelni przy ulicy Śniadeckich uczelnię reprezentowali: dr hab. Danuta Zawadzka, prof. PK, rektor Politechniki Koszalińskiej, dr hab. inż. Błażej Bałasz, prof. PK, prorektor ds. nauki, dr hab. Krzysztof Wasilewski, prof. PK, prorektor ds. kształcenia, prof. dr hab. inż. Waldemar Kuczyński, dziekan Wydziału Mechanicznego i dr inż. Artur Wezgraj, kanclerz Politechniki Koszalińskiej. Prof. Danuta Zawadzka na wstępie podkreśliła: – W wyniku ewaluacji, czyli oceny działalności naszych badaczy, uczelnia otrzymała nowe uprawnienia akademickie. Badania rozwojowe i prace naukowe prowadzimy w dyscyplinach ocenianych przez Komitet Ewaluacji Nauki. Minister edukacji i nauki, na podstawie prac komitetu, nadaje dyscyplinom kategorie. W przypadku naszej ewaluacji możemy mówić o ogromnym sukcesie, który przełoży się na inne obszary działalności uczelni. Kiedy w 2018 roku wchodziły zmiany systemowe i organizacyjne, zakładaliśmy, że otrzymamy dwie kategorie B+. Teraz możemy powiedzieć, że wykonaliśmy nasz plan w 250 procentach!   Kolejny impuls do rozwoju Prof. Błażej Bałasz przedstawił w szczegółach charakter trzech kryteriów zastosowanych w ewaluacji, zwracając uwagę, że ocena została przeprowadzona według nowych kategorii i zasad. – Ministerstwo od lat zwraca uwagę, że pieniądze, które w ramach subwencji otrzymuje uczelnia mają również pracować na rzecz jej otoczenia społeczno-gospodarczego – przypomniał. – Dokładnie tak dzieje się w przypadku Politechniki Koszalińskiej. Współpraca nasza z otoczeniem jest coraz bardziej efektywna, co przekłada się na konkretne osiągnięcia naukowców. Warto przypomnieć, że w 2022 r., drugi rok z rzędu, badacze z Politechniki Koszalińskiej otrzymali prestiżową nagrodę – Zachodniopomorskiego Nobla za sukcesy naukowe. – Bardzo wysoka nota, którą uzyskała Inżynieria Mechaniczna daje nowe możliwości naszym pracownikom naukowym, zwłaszcza młodej kadrze, a samej uczelni kolejny impuls do rozwoju – przyznał prof. Waldemar Kuczyński. – Wyspy doskonałości [dyscypliny najwyżej oceniane - dop. red.] są bardzo dużą szansą, szczególnie dla młodych osób, do aktywizacji w obszarze badawczym i poszukiwania rozwiązań innowacyjnych, Właśnie dzięki innowacyjności, a co za tym idzie bardzo dużej liczbie zgłoszonych i przyjętych patentów, otrzymaliśmy tak dobry wynik.   Wzrost wysokości subwencji Dr inż. Artur Wezgraj opowiedział o tym, w jaki sposób rezultaty ewaluacji przełożą się na wysokość subwencji dla uczelni. – Za tym wszystkim oczywiście stoją pieniądze z przeznaczeniem na badania naukowe – oznajmił kanclerz Politechniki Koszalińskiej. – Pani rektor od początku kadencji wprowadziła nowy system finansowania badań naukowych, tworząc wewnątrz uczelni mechanizm preferencyjny dla aktywnych naukowców. Stał się on uzupełnieniem systemu zewnętrznego. Wszystko to razem dało podstawę ekonomiczną do sukcesów, którymi od kilku lat może poszczycić się Politechnika Koszalińska. To gwałtowne przyspieszenie ma jeszcze jeden wymiar. Wysoka ocena działalności naukowej przełoży się na przyszły poziom finansowania badań realizowanych na uczelni. Skali wzrostu na razie nie znamy, on wynika z wielu czynników, ale już dzisiaj możemy mówić o naprawdę dużym sukcesie, który jest potwierdzeniem atrakcyjności uczelni dla przedsiębiorstw, podmiotów zewnętrznych. Prof. Krzysztof Wasilewski mówił natomiast o pozytywnym oddziaływaniu wyników ewaluacji na działalność Szkoły Doktorskiej Politechniki Koszalińskiej. – Dotychczas oferta szkoły obejmowała możliwość doktoryzowania się w trzech dyscyplinach, od nowego roku akademickiego do tego grona dołączą dwie kolejne dyscypliny z dziedziny nauk społecznych, czyli nauki ekonomiczne i finanse oraz nauki o polityce i administracji – wyjaśnił.

Ponad 520 błędów medycznych i zdarzeń niepożądanych zgłoszono do rejestru Rzecznika Praw Pacjenta. Raportowanie takich danych będzie niedługo obowiązkowe

Film Ala za Newseria.pl - 16 Sierpnia 2022 godz. 7:47
– Dane zarówno z Polski, jak i z badań międzynarodowych pokazują, że ok. 10 proc. pacjentów hospitalizowanych w placówkach medycznych doznaje zdarzeń niepożądanych – mówi Bartłomiej Chmielowiec, Rzecznik Praw Pacjenta. Jak podkreśla, błędy medyczne to problem o dużej skali, do którego rozwiązania ma się przyczynić procedowany właśnie projekt ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta. Zakłada on m.in. utworzenie tzw. Rejestru Zdarzeń Niepożądanych, czyli ogólnokrajowej niejawnej bazy danych o błędach medycznych. Nie czekając na ustawę, RPP prowadzi taki rejestr od początku tego roku. Do tej pory wpłynęło do niego ponad 520 zgłoszeń. – Podzieliliśmy te zgłoszenia na trzy kategorie. Po pierwsze, te, które dotyczą kwestii klinicznych, czyli szeroko rozumianego procesu terapeutycznego, po drugie, kwestii organizacyjnych i po trzecie – spraw pozostałych – mówi agencji Newseria Biznes Bartłomiej Chmielowiec, Rzecznik Praw Pacjenta. – Wśród sygnałów, które do nas trafiają, są właśnie te dotyczące np. pozostawienia ciała obcego w polu operacyjnym, błędów diagnostycznych czy opóźnienia w postawieniu diagnozy. Dotyczy to zwłaszcza szpitalnych oddziałów ratunkowych. Są również kwestie związane z samowolnym opuszczeniem placówki medycznej przez pacjenta, kwestie samobójstw. Mieliśmy również takie zgłoszenia, które zakwalifikowaliśmy do kategorii „pozostałe”, związane np. z molestowaniem czy mobbingiem. Takich zdarzeń mieliśmy do tej pory dziewięć. Biuro Rzecznika Praw Pacjenta prowadzi rejestr zdarzeń niepożądanych od początku tego roku. Jak podkreśla Bartłomiej Chmielowiec, wdrożenie kompleksowego systemu rejestrowania i oceny zdarzeń niepożądanych jest istotne dla poprawy standardów bezpieczeństwa i w przyszłości pozwoli na wdrożenie właściwych działań naprawczych. To o tyle istotne, że już wkrótce prowadzenie rejestru takich zdarzeń może być obowiązkowe. – Projekt ustawy o jakości i bezpieczeństwie pacjenta zakłada, że Rejestr Zdarzeń Niepożądanych będzie prowadzony dwutorowo. Z jednej strony będzie to rejestr zdarzeń zgłaszanych przez placówki medyczne, a z drugiej zgłaszanych przez samych pacjentów – mówi Rzecznik Praw Pacjenta. Jak wyjaśniono w ocenie skutków wspomnianego projektu, dziś szpitale mogą prowadzić takie rejestry na zasadzie dobrowolności – w ramach celu, jakim jest uczenie się na błędach. To jednak powoduje, że nie wszystkie placówki je wdrażają. Poza tym brak nadzoru nad tym systemem sprawia, że prawdopodobnie znaczna część zdarzeń nie jest zgłaszana w obawie przed konsekwencjami prawnymi. Ze względu na brak dostatecznej ochrony prawnej często zgłaszane są zdarzenia, które w większości nie stanowiły zagrożenia dla pacjenta oraz w których personel medyczny nie miał bezpośredniego udziału. Rejestr Zdarzeń Niepożądanych, prowadzony przez ministra zdrowia, ma być obowiązkowy i niejawny. Wprowadzenie takiego obowiązku wymaga także wdrożenia nadzoru nad tym systemem, co czyni go systemem dwupoziomowym. – Na podstawie zgłoszonych zdarzeń niepożądanych będzie można ukierunkować pewne działania Ministerstwa Zdrowia, Rzecznika Praw Pacjenta i placówek medycznych oraz wydać rekomendacje w zakresie bezpieczeństwa pacjentów. To ma służyć temu, aby wyciągać wnioski, zastanowić się i wskazać konkretnej placówce medycznej, co ma poprawić w swoich działaniach, co było wykonane źle, co należy zmienić, żeby do takich sytuacji nie dochodziło w przyszłości. Trzeba też się zastanowić, czy być może coś źle działa w systemie, być może pewne rozwiązania prawne sprzyjają temu, aby powstały zdarzenia niepożądane, i być może coś należy poprawić na przyszłość – podkreśla ekspert. To właśnie na skutek zgłaszanych pomyłek podczas operacji w 2010 roku wprowadzono do szpitali okołooperacyjną kartę kontrolną, która gromadzi wszystkie informacje na temat pacjenta, jego badań, planowanej operacji. Innym przykładem jest wdrożenie w 2015 roku systemu Triage na szpitalnych oddziałach ratunkowych, który polega na tym, że pacjenci są badani niezwłocznie i oznaczani kolorami pod względem najpilniejszych potrzeb. W ten sposób nie powinno dochodzić do sytuacji, w której pacjent najbardziej potrzebujący pomocy czeka w długiej kolejce na konsultacje z lekarzem. Jak wskazuje Rzecznik Praw Pacjenta, zdarzenia niepożądane dotyczą średnio co 10. pacjenta hospitalizowanego w placówce medycznej. W Polsce skalę tego problemu obrazują też dane przytaczane przez Ministerstwo Zdrowia, z których wynika, że w 2019 roku do wojewódzkich komisji do spraw orzekania o zdarzeniach medycznych skierowano 861 wniosków, z czego 1/5 dotyczyła śmierci pacjenta. Natomiast w 2018 roku polska prokuratura wszczęła 2217 spraw o błędy medyczne, a do sądów cywilnych wpłynęło 857 pozwów w sprawach o naprawienie szkody wyrządzonej przez służbę zdrowia. – Jako kraj zaczynamy podchodzić do tego na poważnie – mówi Bartłomiej Chmielowiec. – Dane amerykańskie wskazują, że w tamtejszych szpitalach z powodu błędów medycznych umiera przedwcześnie między 44 a 100 tys. pacjentów rocznie. To pokazuje skalę zjawiska. W krajach Europy Zachodniej już dawno się zorientowano, że to jest bardzo poważny problem, bo zdarzenia niepożądane generują przedwczesne zgony. Dlatego w tej chwili w całej Europie Zachodniej mówi się o budowaniu kultury bezpieczeństwa. Na to składa się m.in. rejestrowanie zdarzeń niepożądanych oraz wprowadzanie rozwiązań nakłaniających personel medyczny do tego, żeby te zdarzenia niepożądane zgłaszać. Kolejną kwestią, którą zajmuje się procedowany projekt ustawy, jest wprowadzenie systemu no-fault. Zakłada on, że po zdarzeniu niepożądanym i jego zgłoszeniu przez pacjenta nie skupiamy się na szukaniu winnego, tylko na określeniu, czy do takiego zdarzenia rzeczywiście doszło, a jeśli tak, to bez zbędnej zwłoki pacjentowi wypłacane jest odszkodowanie. – Obecnie w Polsce, aby móc dochodzić roszczeń, trzeba skierować sprawę na drogę postępowania cywilnego. Jest to proces żmudny, długotrwały, bardzo kosztowny, bardzo niepewny, bo mniej więcej procent wygranych ze strony pacjentów oscyluje około 45–50 proc., w zależności od tego, gdzie zostanie skierowane powództwo, czy do sądu rejonowego, czy do sądu okręgowego. Jest to także proces trudny, bo proces cywilny jest elementem sporu, pozywa się drugą stronę, w tym przypadku placówkę medyczną bądź też konkretnego lekarza. Trzeba przedstawić świadków, trzeba przedstawić opinie i dowody potwierdzające zasadność roszczeń. System no-fault od tego odchodzi – wyjaśnia rzecznik. Ustawa zakłada, że pacjent będzie mógł się zgłosić do Rzecznika Praw Pacjenta, przedstawić tam swoje roszczenie i opisać sytuację, a to rolą rzecznika przy wsparciu zespołu ekspertów, biegłych, specjalistów z zakresu różnych dziedzin medycyny będzie ustalenie, czy faktycznie w danej placówce doszło do zdarzenia medycznego. Jeśli postępowanie to potwierdzi, rzecznik przedstawi propozycję wypłaty odszkodowania. Wszystko to ma nastąpić w ciągu trzech miesięcy. Projekt ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta jest na etapie prac w KPRM. Jak poinformował niedawno minister zdrowia Adam Niedzielski, po uzyskaniu rządowej akceptacji ma trafić do Sejmu we wrześniu.  

S6: Cofanie i jazda pod prąd

Film Ala za Twitter/GDDKiA - 7 Sierpnia 2022 godz. 11:36
Wielu kierowców przedkładało chęć szybkiego wydostania się z zatoru na #S6 w rejonie węzła #Wicimice ponad bezpieczeństwo własne i innych. Mogło to zakończyć się kolejnymi wypadkami. Nagrania, na których są widoczne numery rejestracyjne zostały przekazane policji.