Publiczność dopisała i przyjęła zespół niebywale ciepło. Rzadko się zdarza, aby muzyka instrumentalna odgrywana w innym miejscu niż kluby jazzowe, czy filharmonia aż tak zachwyciła słuchaczy. Kwartet zaprezentował głównie premierowy materiał obfitujący w transowe pasaże i bardzo klarowne brzmienie.
Jazzu w twórczości zespołu jest niewiele, a właściwie wcale, ale nie zniechęciło to tych , którzy zetknęli się z muzyką grupy po raz pierwszy. Jazzpospolita to nic innego jak bardzo typowy post rock odwołujący się przede wszystkim do Tortoise i dokonań szkockiej formacji Mogwai. Zdawać by się mogło, że to inspiracje bardzo wysublimowane świadczące o erudycji muzycznej. Nic bardziej mylnego.
Muzycy niestety zabrzmieli tak jak milion innych tego typu składów, nie wykraczając ani na milisekundę poza ograne, sztampowe schematy. Właściwie pierwszy utwór zademonstrował jak budowana będzie dramaturgia kolejnych. Zagrywki zaczerpnięte z wyżej wymienionych dwóch największych przedstawicieli post rocka, odbiegały od finezji pierwowzoru w stopniu
niebywale druzgocącym.
Muzyczna pustynia wiejąca nudą. Słyszalne były muzyczne „hamulce”. Choć instrumentaliści wysili się na żywiołowe improwizacje, całość sprowadzała się do wystudiowanego spektaklu scenicznego, który publiczność chłonęła z niebywałą łapczywością.
Po raz kolejny powtarza się sytuacja , która miała miejsce podczas występu grupy Bokka z cyklu Pure Young Stage. Wszystko idealnie ograne, zagrane tylko nie autorskie a czyjeś. Bez odrobiny polotu, żywiołu, energii i pazura. Dla muzycznych patriotów to zapewne powód do dumy: „Cieszmy się, że w Polsce ktoś w końcu
gra na poziomie światowym”. Tak właśnie zareagowała publiczność - radością, ciepłem i uznaniem co spowodowało, że muzycy zagrali bisy.
Wybrzmiał utwór „Balkony”, który muzycy wykonali wymieniając się instrumentami oraz balladka w pełnej krasie obnażająca wpływy Mogwai.