Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Żarskiego humor w sztuce

Autor Robert Kuliński 16 Października 2014 godz. 23:33
Rafał Żarski student szczecińskiej Akademii Sztuki gościł w Koszalinie przez dwa dni, prezentując nowe i bardzo świeże spojrzenie na sztukę nowoczesną. Jego działania performatywne i filmy wyróżnia humor oraz wnikliwa obserwacja codziennego życia.

Jeszcze niedawno sztuka  powstająca obecnie cechowała się wielkim krytycyzmem. Stylistyka szoku, totalna ekspresja i niełatwe tematy  poruszały, niekiedy obrażały łamiąc wszelkiego rodzaju tabu. Jakże inna wydaje się sztuka młodych  twórców, którzy złość zamienili na ironię, a dosadność na niedopowiedzenie.

Żarski przygotował performance o mocnym tytule „Fuck comfort”. Akcja zaprezentowana na deskach koszalińskiego amfiteatru, niestety nie przyciągnęła zbyt wielu widzów. Tłumaczyć to można  niesprzyjającą aurą, ale także nazwisko młodego twórcy nie jest jeszcze zbyt znane. Jeszcze, bo Żarski zachwyca z jednej strony niewinnością, z drugiej zaś podskórnie odczuwalnym  rechotem szydery.

„Fuck comfort” polegał na pełnym brutalności zmasakrowaniu za pomocą bejsbolowego kija najbardziej banalnego symbolu wygody, czyli poduszki. Wielka scena amfiteatru, szczupły młody chłopak z pełnym zaangażowaniem wymierzający razy bezbronnej poduszce wyglądał, jak autoironiczny pomnik.

Oczywiście,  gdyby pokusić się o głębsze przemyślenia można by dopatrzeć się  wielkiej złości na konsumpcjonizm. Odcięcie się od  potrzeby ułatwiania sobie życia, która zapędziła ludzką cywilizację na skraj ruiny emocjonalnej, czy ekologicznej. Co stało się przyczyną wielkich kryzysów także ekonomicznych i nieuchronnie prowadzi do wojen oraz cierpienia milionów.

Można by w ten sposób rozpracować miniony performance, gdyby nie  pobrzmiewa ta nutka ironii wymierzonej w siebie i sztukę jako taką. Dystans wobec wielkich dzieł, zaangażowanych wypowiedzi  i kontestacji, zdaje się determinować działania artysty bardziej niż cokolwiek innego. Dwudniowe spotkanie z Żarskim upłynęło na studium błahostek. Obserwacji banalnych, życiowych sytuacji, które przekute zostały na  język nowych mediów i działań performerskich.

Drugi dzień  spotkania z Żarskim pod egidą Galerii Scena upłynął na projekcji filmów prezentowanych jako cykl "Proste historie". Można było także zobaczyć  kilka dzieł plastycznych. W sali klubowej Centrum Kultury 105 niestety znów  nie było tłumów, a szkoda.

Prace plastyczne młodego twórcy to jakże  charakterystyczna reinterpretacja, która  odznacza się w sztuce najnowszej,  jako główny element wypowiedzi. Zabawy  formą  przy użyciu najprostszych rozwiązań z wykorzystaniem znalezionych przedmiotów, takich jak: stary obraz w zrujnowanym hotelu, czy niepotrzebne zdjęcia wyrzucone na śmietnik, pokazały wielką wrażliwość  Żarskiego. Subtelna ingerencja  i wyczucie kompozycji. Natomiast nadanie nowego kontekstu, mechanicznym „bazgrołkom”  z marginesów studenckiego zeszytu i zaprezentowanie ich, jako dzieło sztuki, zachwyciło uporem i odwagą. 

Nadanie nowego kontekstu,
mechanicznym „bazgrołkom”
z marginesów studenckiego zeszytu
i zaprezentowanie ich,
jako dzieło sztuki, zachwyciło uporem i odwagą.

Filmy artysty już tylko utwierdziły, że jest osobą  pełną pomysłów, jak i świetnym satyrykiem. Obok wspaniałego „Idę do tyłu”, czy hipnotyzującego „The way”, można było zobaczyć przezabawną miniaturę „Czy ponudzisz się ze mną”, która przywołała skojarzenia z filmografią warholowską, ale w zdecydowanie bardziej skondensowanej formie. Jak powiedział sam twórca  była to także próba  zwrócenia uwagi na to, że w dzisiejszym świecie nuda jest czym skrajnie niepożądanym. Postanowił więc na przekór trendom uwiecznić, jak w towarzystwie znajomych się nudzi.

Oto „Proste historie” przez swoją  lekkość i świetny warsztat, obrazują życie normalne, zwykłe, pozbawione blizn, czy dramatów. Może puste, a może bezsensowne, jak zachowania  chorych na nerwicę natręctw. Jednak przede wszystkim był to powiew świeżości w Galerii Scena. Nieobecni mają poważne powody do odczucia żalu.

Czytaj też

Minął rok z kulturą

Robert Kuliński - 28 Grudnia 2014 godz. 20:17
Kończący się rok wypełniły rozmaite wydarzenia kulturalne. Niestety, większości z nich nie warto nawet przypominać. Przyjrzyjmy się kulturze 2014 roku w Koszalinie, szukając ważnych i wartościowych eventów. Na niewątpliwą pochwałę zasługuje działalność Centrum Kultury 105, które  w minionym roku przygotowało szereg imprez na dobrym poziomie. Choć zdarzały się wpadki  to  przynajmniej miłośnicy muzyki mieli okazję zapoznać się z młodymi artystami choćby w cyklu Pure Young Stage, czy serii koncertów jak: Domowe Melodie, UL/KR i Dawida Podsiadły. Jeszcze dwa lata temu wielkimi wydarzeniami Raggafaya w CK 105  były występy artystów pokroju Ryszarda Rynkowskiego. Nowe pomysły, cykle tematyczne i dużo zmian. Powstał Club 105, gdzie można było posłuchać najróżniejszych brzmień, czy spotkać się w ramach wydarzeń Galerii Scena, która od września funkcjonuje w budynku przy ul. Zwycięstwa 105. W końcu amfiteatr latem  został wykorzystany, choćby na marny koncert zwiędłej gwiazdy -  Budki Suflera, czy świetnie prosperującego Kombii. Obok typowej rozrywki zawitała do Koszalina także Brodka, a Raggafaya mogła wystąpić przed własną publicznością na dużej scenie bez obaw, że rozbrykany basista Les Faroosh będzie miał zbyt Takuja Kuroda mało miejsca. Zmienił się też festiwal Hanza, który w końcu nabrał wyrazu międzynarodowego. Występ japońskiego trębacza Takuji Kurody był wydarzeniem wyjątkowym, choć muzycznie nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia.Jeśli chodzi o muzykę trudno pominąć rodzimą Filharmonię. Choć w większości repertuar oparł się o muzykę  romantyczną i barokową to zdarzały się prawdziwie przejmujące koncerty. Moim zdaniem wyróżnić i przypomnieć należy koncert z okazji świąt Wielkiej Nocy. Orkiestra pod batutą Franka Zachera Frank Zacher wykonała niebywałe dzieło Mikołaja Góreckiego III symfonię „Pieśni żałosnych”. W roli solistki wspaniała Bożena Harasimowicz (sopran), która arcypięknie wydobyła  specyficzną aurę zawartą w dziele mistrza. Także podczas 48. Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Organowej w koszalińskiej katedrze NMP wystąpił porażający zespół Bornus Consort. To była prawdziwa uczta dla miłośników muzyki z okresu średniowiecza. Les Faroosh Wspomniany wcześniej Les Faroosh, basista grupy Raggafaya pokazał się jako świetny kompozytor i wykonawca podczas wyjątkowego koncertu, gdzie wcielił się w rolę tapera. Stworzył autorską muzykę do filmu „Nosferatu – symfonia grozy”, gdzie  fantastycznie  połączył folkową narrację z syntetyczną kolorystyką rodem z wczesnych lat 80- tych ubiegłego wieku. Ponad wszystkim pobrzmiewała rockowa  drapieżność. Wieczór był elektryzujący. Kończąc podsumowanie muzyczne należy wspomnieć o działalności nieinstytucjonalnej. Pub Z Innej Beczki zaprezentował w minionym roku prawdziwe perły. Sławek Jaskułke grający na niedużym pianinie i fantastyczna atmosfera Espen Leite Skarpenland koncertu tria z udziałem  Espena Leite Skarpenglanda zapadły w pamięć. Natomiast w Kawałku Podłogi ogromna ilość wydarzeń zaskakiwała bardzo ciekawą muzyką, jak choćby wirtuozerskie popisy góralskiego „power bandu” Jazgot albo przezabawny wieczór z CeZikiem. Absolutnym cudem improwizatorskim był występ Olbrzyma i Kurdupla z udziałem niezrównoważonego muzycznie perkusisty Williego Hanne. Było też kilka debiutów na rodzimej scenie rockowej, a zdecydowanie najciekawszym nowym składem w Koszalinie okazał się punkowy zespół Que Pasa? od lewej: R. Ziarkiewicz, A. Zbylut, K. Kuskowski Jeśli chodzi o sztuki plastyczne, czy wizualne nie można powiedzieć, aby Koszalin miał się czym pochwalić w  2014 roku. Jedynie w Galerii Scena konsekwentnie  prezentowana była sztuka świeża i pełna energii. W marcu, jeszcze w starej siedzibie Sceny przy Koszalińskiej Bibliotece Publicznej, można było obejrzeć wystawę prac studentów szczecińskiej Akademii Sztuki. Od instalacji, rzeźb i nietypowego malarstwa po wideoart. Ta wystawa zaowocowała współpracą pomiędzy Galerią a uczelnią, dzięki czemu już w nowych warunkach Sceny w CK 105, można było  zapoznać się z humorystyczną sztuką Rafała Żarskiego, czy Mikołaja Tkacza. Pozostałe instytucje propagujące twórczość plastyczną, czy około plastyczną utrwalały w 2014 roku tradycję koszalińską, czyli przygotowywały ekspozycje nie ze względu wartości prezentowanych dzieł, a raczej z uwagi na wzajemne koligacje towarzyskie zarządzających i artystów. "Kali babki" fot. I. Rogowska Na koniec należy przypomnieć wstrząsającą premierę  w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym. Spektakl „Kali babki” w reżyserii Michała Siegoczyńskiego to nie tylko powiew świeżości pod względem formalnym ,ale przede wszystkim opowieść traktująca  dawnego „Tulipana” jako wytrych do zobrazowania emocjonalnej i intelektualnej pustki dzisiejszego społeczeństwa.  Sztuka warta polecenia. Miniony rok nie należał do wybitnych, ale być może rozpoczęły się zmiany, które zaprocentują w nadchodzącym 2015. Życzę tego Wam - Drodzy Czytelnicy - jak i sobie.