Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Premiery nie będzie

Autor Robert Kuliński 29 Kwietnia 2014 godz. 17:49
Na 16 maja zapowiadana była premiera nowego spektaklu Bałtyckiego Teatru Dramatycznego „Kali babki” w reżyserii Michała Siegoczyńskiego. Niestety, plany uległy zmianie.

Przedstawienie oparte na historię słynnego „Tulipana”, czyli Jerzego Kalibabki, było niecierpliwie wyczekiwane przez koszalińskich teatromanów. Majowa premiera została przeniesiona na inną datę. Przyczyną takiej sytuacji są bardzo napięte terminy.

Zmuszeni byliśmy przenieść premierę dopiero na październik.- Mówi Izabela Rogowska, specjalistka do spraw promocji BTD.-  Aktorki występują w innych przedstawieniach, do których także muszą się przygotować. Dodatkowo dochodzi do tego jeszcze festiwal M- teatr, to wszystko wymaga czasu, więc najrozsądniej było przenieść premierę na nowy sezon.

Teatromani nie mają, jednak powodu do narzekania. W tym sezonie szykuje się jeszcze jedna premiera. W czerwcu na deskach BTD pojawi się spektakl „Plac Waszyngtona” na motywach prozy Henry'ego Jamesa w reżyserii Marii Kwiecień.

Czytaj też

W tęsknocie za szczęściem

Robert Kuliński - 2 Kwietnia 2014 godz. 13:23
Trwają przygotowania do nowego spektaklu Bałtyckiego Teatru Dramatycznego „Kali Babki”. Przedstawienie będzie oparte na motywach historii słynnego „Tulipana”, czyli Jerzego Kalibabki, najsłynniejszego uwodziciela i oszusta końcówki PRL'u. Z Michałem Siegoczyńskim reżyserem spektaklu rozmawia Robert Kuliński. Standardowo zapytam dlaczego postanowił pan przedstawić właśnie historię Kalibabki i dlaczego akurat w Koszalinie?- Cały pomysł wyniknął spontanicznie. Cztery aktorki, które nie weszły do obsady „Zemsty” zaproponowały, aby wykorzystać ten czas na zrealizowanie spektaklu. Historia Kalibabki jest idealna, to świetny materiał dramatyczny. Przypomina klasyczną postać Don Juana. Ciągła pogoń za szczęściem zatracając w tym wszelkie granice, to bardzo uniwersalny temat poruszany w literaturze od dawna. To też opowieść o kobietach, które skrzywdził, a upatrywały w nim księcia z bajki. Koszalin wydaje się świetnym miejscem do wystawienia takiego spektaklu. Kalibabka pochodził i działał w tym regionie, więc wszystkie elementy współgrają ze sobą idealnie.W jakiej formie opowie pan tę historię? - Na początku wprowadzimy pewną umowność. Cztery aktorki będą prezentować monologi zarówno kobiet, które miały styczność Kalibabką, jak i samego uwodziciela. Całość w stylistyce konferansjerskiej i karaoke. To będzie zarówno komedia i dramat. Zależy mi na tym, aby nie prezentować Kalibabki w sposób bajkowy. W pewnym sensie odwołuję się do klasycznej szekspirowskiej komedii, która na pierwszy rzut oka jest zabawna, ale gdy spojrzy się na nią od drugiej strony, dostrzec można mroczne elementy. Z jednej strony pojawi się narracja Kalibabki przedstawiającego historię w charakterystyczny dla niego sposób, że wszystko przecież jest dobrze i świetnie się bawi. Natomiast, z drugiej strony będą wypowiadać się skrzywdzone kobiety. Chcę uciec od takiego obrazu podrywacza, jaki można zobaczyć np. w filmie z Leonardem Dicaprio „Złap mnie, jeśli potrafisz”, gdzie bohater jest fajny, sympatyzujemy z nim. Jeśli chodzi o Kalibabkę chcę zwrócić uwagę na to, że przecież gwałcił, dopuszczał się pobić i rozbojów.  To nie jest cukierkowy bohater hollywoodzki. Spektakl ma charakter muzyczny. Pojawią się przeboje z lat 80- tych, niekiedy bardzo piękne piosenki np. „Wielka miłość” Seweryna Krajwskiego, jednak w bardzo nietypowym kontekście. Odwołuję się także do serialu „Tulipan”, ale nie zdradzę szczegółów. Co jest głównym założeniem spektaklu? Sama historia, jak sam pan wspomniał, jest bardzo literacka, ale oprócz opowieści sensu stricte ma ona też o czymś mówić, czy się mylę?- Dam taki przykład. Kalibabka w jednym z wielu wywiadów powiedział, że jako młody chłopak zobaczył „Gorączkę sobotniej nocy” z Travoltą i stwierdził, że on też chce być jak Tony Moreno. Pomimo, że historia kończy się źle, bo główny bohater zostaje sam, Kalibabka pominął, czy wyparł  ten element. Chcę zbadać, co takiego siedzi w człowieku, że w tej tęsknocie za szczęściem gotów jest posunąć się bardzo daleko, odrzucić wszelkie złe konsekwencje nie widząc, że tak na prawdę wpada w pułapkę. Jaki jest pana prywatny stosunek do legendy Kalibabki? Wiele osób go podziwia.- Fascynuję się tą historią jako dramaturg. Nie chcę obrażać się na świat takim jakim jest, ale zastanawia mnie dlaczego ta historia opowiadana jest jak „u cioci na imieninach”. Przecież on uwodził, oszukiwał i wykorzystywał kobiety. Zależy mi, aby  na scenie przedstawić tzw. prawdę opowieściową, czyli pokazać relacje każdej ze stron .Nie po raz pierwszy współpracuje pan z BTD. Nie jest to wcale takie oczywiste, bo tworzy pan spektakle, które wyłamują się z klasycznej formy teatralnej.- Teatr, to jest praca. Uważam, że trzeba zmieniać narrację w celu gimnastyki intelektualnej. W BTD jest ku temu świetna atmosfera. Widziałem tu wiele dobrych sztuk jak „Szewcy” Ratajczaka, „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” Pawła Palcata, czy „Kobieta z przeszłości” Eweliny Marciniak. Gdyby zebrać te wszystkie spektakle, to wychodzi naprawdę dobry repertuar, którego mógłby pozazdrościć niejeden warszawski teatr. To bardzo dobry zabieg, aby proponować przedstawienia w dwóch torach: klasycznym i bardziej nowatorskim. Być może jest to najlepsze wyjście.Dziękuję za rozmowę.