Czy rywal Pana zaskoczył?
- Nie, nie zaskoczył. Przegrałem bo był ode mnie lepszy.
Walka nie przyniosła zwycięstwa. Czego zabrakło?
- Ponownie źle rozpocząłem walkę, byłem za mało agresywny i zdecydowany. Agresja we mnie gdzieś zniknęła i jej nie wykorzystałem. Niestety nie zrobiłem użytku z moich atutów, których przez ostatnie dwa miesiące uczył mnie znakomity koszaliński trener Sylwester Dziekanowski, wychowawca wielu mistrzów. Trenowanie z nim było dla mnie wielkim zaszczytem. Lekcje po przegranej z Dylewskim odrobiłem , ale nie w pełni. Faktem jest, że mało trenowałem obrony przed duszeniem gilotynowym. Całe szczęście, że nie zostałem uszkodzony i poturbowanym, a istniało takie ryzyko.
Co teraz? Jakie są Pańskie cele na najbliższe miesiące?
- Trenuję MMA, bo sprawia mi to przyjemność . Bawię się tym na stare lata. W tej dyscyplinie mieszają się wszystkie sztuki walki, co dla mnie jest wyzwaniem i ogromną motywacją. Mam jeszcze chęci pokazania się w czynnym sporcie. Legenda moja nadal żyje - 31 lat "na topie". Trzy walki, 1 wygrana i 2 przegrane daje mi czytelny obraz tego co dalej.
Czyżby sobotnia walka była Pana ostatnią walką w karierze?
- Jestem nadal zdolny na następne pojedynki. Mimo 50 lat, dałem świadectwo, że można w tym wieku stoczyć trzy walki w formule MMA. W dalszym ciągu brakuje mi jednak doświadczenia i większych umiejętności w tym sporcie.
Czy jest szansa na rewanż z Dylewskim?
- Na rewanż z Dylewskim zapraszam już wkrótce, bo 24 maja do Iławy. Zmierzę się z nim w walce wieczoru w jego rodzinnym mieście. Nie pękam - jestem samurajem.
Na koniec chciałbym powiedzieć, że cieszę się bardzo, iż po dwóch walkach mogłem wystąpić w Koszalinie. Dziękuję Mirkowi Oknińskiemu za pomoc w przełamaniu trudności finansowe i przygotowaniu Gali PLMMA 31 na żywo z telewizją Orange Sport.