Patryk Pietrzala: Ostatnio, jako trener, awansował Pan z drużyną MKKS Żaka do ćwierćfinałów Mistrzostw Polski, a parę dni temu zespół MKK Basket wygrał pod pańską wodzą turniej w Elblągu. Czy są to jak do tej pory największe sukcesy w pańskiej karierze trenerskiej?
Bartłomiej Siewruk: To prawda, awansowałem do ćwierćfinałów Mistrzostw Polski, jednak to nie jest pierwszy raz, gdy udało mi się osiągnąć taki wynik. Nieco wcześniej dokonaliśmy tego z rocznikiem 94, który w kategorii u-14 był czwarty w naszym kraju. Z kolei z rocznikiem Pawła Śpicy, awansowaliśmy do 1/4 MP. Jako trener wygrałem wiele turniejów, w prawie wszystkich kategoriach wiekowych, jednak chciałem zaznaczyć, iż jeszcze nie zdobyłem upragnionego medalu Mistrzostw Polski.
Ma Pan do czynienia z młodymi koszykarzami od paru lat. Czy poziom koszykówki wśród młodzieży poprawił się czy może notuje tendencję spadkową?
- Nasza dyscyplina notuje niestety tendencję spadkową. Reprezentacje młodzieżowe „nie podarowały” większej ilości chłopców, którzy mogliby się wybić za parę lat. Seniorska reprezentacja również nie zdaje egzaminu, a sam Marcin Gortat nie pchnie młodych do uprawiania tego sportu. To są fakty, o których wszyscy wiedzą. Mimo to, można zauważyć postęp w szkoleniu. Jest kilku zdolnych i perspektywicznych zawodników, nawet na naszym podwórku. Mówię tutaj o Szymonie Kiwilszy, Damianie Kropiszu, Adamie Kadeju, a ostatnio w pamięci zapadł mi chłopak z Poznania – Michał Marek.
Tak jak wspomniałem wcześniej, awansował Pan z ekipą Żaka do ćwierćfinałów. Na co stać ten zespół? Czy celujecie w jakieś konkretne miejsce?
- Żak jest nowym zespołem. Po dojściu dwóch młodych zawodników z rocznika 97, zaczęliśmy wszystko od początku. Sztab trenerski to dwóch trenerów oraz masażysta. Podeszliśmy do tego bardzo profesjonalnie. Udało nam się poukładać role w drużynie oraz systemy gry. Okazało się, że zespół może wygrać z każdym przeciwnikiem, nawet tak mocnym jak PBG Basket Poznań. Wciąż jednak uważam, że są to tylko zrywy, bo zdarzają nam się słabsze spotkania. Psychika chłopców odgrywa tutaj bardzo ważną rolę. Gdy są uskrzydleni to w głowach rodzi się przeświadczenie, że są najlepsi i wówczas miewamy przestoje. Ja, jako trener, mierzę wysoko. Nasz cel jest podobny i mam nadzieję, że będziemy zadowoleni ze swojego wyniku.
Wyróżniającą się postacią drużyny Żaka jest Szymon Kiwilsza, który oprócz świetnych warunków fizycznych dysponuje także bardzo dobrą techniką użytkową. Czy sądzi Pan, że ten zawodnik ma szansę wybić się ponad przeciętność i za kilka lat stanowić o sile drużyny grającej w Polsce lub w Europie?
- Szymon Kiwilsza to bardzo zdolny i ambitny młody chłopak o niezłomnym charakterze. To cechy potrzebne do tego, by dojść naprawdę wysoko. Pytanie nie brzmi „Czy będzie grał?”, tylko bardziej „Gdzie i na jakiej pozycji?”. Szymon świetnie czuje się pod koszem, ma 202 cm wzrostu, a na pozycję podkoszowego to raczej za mało. Dlatego Szymon powinien rozwijać swoje umiejętności obwodowe. Oceniając go w kategorii młodzieżowej, to jest to zawodnik kompletny. Życzę mu udanej kariery i dużo zdrowia.
Kilka lat temu koszykarze z rocznika 93 zdobyli wicemistrzostwo świata. Ze „srebrnego” składu wybiło się tylko kilku zawodników. W czym tkwi problem?
- Tutaj się z Panem nie zgodzę. Załóżmy, że z każdej reprezentacji przebiłoby się siedmiu do dziewięciu graczy rokrocznie. To byłby niezły wynik... A teraz mówiąc już całkiem poważnie: Tomasz Gielo gra w Stanach i myślę, że prędzej czy później wróci do Polski i zagra w Tauron Basket Lidze; Przemek Karnowski chce zagrać w NBA i myślę, że gdy Marcin Gortat utoruje mu drogę, to wszystko może się zdarzyć; Michał Michalak świetnie spisuje się w Treflu i niedługo będzie stanowił o sile każdego zespołu; Filip Matczak poczyna sobie coraz lepiej; Mateusz Ponitka również rozwija się bardzo szybko i zaliczył już występy na parkietach Euroligi; Grzegorz Grochowski występuje w pierwszej lidze; Kacper Borowski świetnie rozpoczął ten sezon w TBL. Uważam, że to ogromny sukces tej generacji i chciałbym, żeby kolejne roczniki szły w ślady zawodników urodzonych w 1993 roku.
Jako trener, jest Pan za tym, by młodzi koszykarze wyjeżdżali do Stanów (np. Przemek Karnowski, uniwersytet Gonzaga – red.), czy może żeby ogrywali się w niższych ligach (przykład Pawła Śpicy – red.)?
- Każdy z zawodników wybiera własną drogę rozwoju. W przypadku Przemka Karnowskiego to było idealne rozwiązanie. W końcu nasz rodak był zmiennikiem Kelly'ego Olynyka, występującego aktualnie w drużynie bostońskich Celtów. Sporo mówi się o tym, że Przemek będzie drugim Polakiem, obok Marcina Gortata, w NBA. Decyzje, gdy młody zawodnik postanawia ogrywać się w niższych ligach, też są słuszne. Proszę przypomnieć sobie Kamila Łączyńskiego, który po dobrym sezonie w AZS, trafił do I ligi, gdzie poradził sobie znakomicie. Myślę, że w przypadku Pawła Śpicy będzie podobnie.
Kto więc zagra u boku Marcina Gortata w lidze NBA?
- Krótka odpowiedź: stawiam na Przemka Karnowskiego i mocno mu kibicuję!