Informacja dotycząca polityki plików cookies:
Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
- Źle się zaczęło i źle się skończyło - stwierdził tuż po zakończeniu niedzielnego meczu z Rosą Radom zawodnik AZS Koszalin, Piotr Dąbrowski. - Celem była ósemka, jesteśmy w szóstce - kwitował Kamil Łączyński, gracz zwycięskiego zespołu.
Rozmowa z Piotrem Dąbrowskim, zawodnikiem AZS Koszalin:
Rozmowa z Kamilem Łączyńskim, zawodnikiem Rosy Radom:
Akademicy ulegli we własnej hali drużynie Rosy Radom 67:72. Tym samym wizja awansu do TOP 6 po pierwszej rundzie oddala się od podopiecznych Gaspera Okorna.
Spotkaniu towarzyszyła ogromna presja. AZS w przypadku zwycięstwa różnicą 5 punktów mógł awansować nawet na piąte miejsce w Tauron Basket Lidze. Trener Gasper Okorn podkreślał przed spotkaniem, że nie ma zamiaru kalkulować, liczy się tylko zwycięstwo. W wygraną wierzyli także kibice, którzy mimo późnej pory (mecz rozgrywany był o godzinie 20:00 – red.) licznie stawili się w Hali Widowiskowo-Sportowej. Mecz rozpoczął się jednak nie po myśli gospodarzy. Akademicy mieli wyraźne problemy z zatrzymaniem Kirka Archibueque’a, który po raz kolejny udowodnił, że jest jednym z lepszych graczy podkoszowych w lidze. Po trójce Łukasza Majewskiego przewaga gości wynosiła już 7 punktów. W międzyczasie na parkiecie pojawił się Krzysztof Szubarga powitany wielkimi owacjami w barwach koszalińskiej drużyny. Trener Okorn w pewnym momencie drugiej kwarty zdecydował się desygnować do gry w jednym czasie Krzysztofa Szubargę i Odeda Brandweina. Mało tego. W tym samym momencie na parkiecie przebywali sami polscy zawodnicy (Szubarga, Brandwein, Wołoszyn, Mielczarek, Trybański – red.). To właśnie Polacy rzucili sygnał do ataku. To oni walczyli w obronie o każdą piłkę, co przyniosło oczekiwany rezultat. Radomianie mieli wyraźny problem z konstruowaniem akcji, a ich przewaga po celnych rzutach osobistych Brandweina wynosiła już tylko 2 punkty. Chwile później na parkiecie pojawił się Darrell Harris, po którego punktach był remis 31:31. Wynik ten jednak nie utrzymał się długo. Rosa wróciła na właściwy dla siebie tor i zdobyła 10 punktów, przy zaledwie 2 oczkach Akademików. Przewaga drużyny Wojciecha Kamińskiego znów wzrosła, tym razem do 8 oczek.
Przy stanie 41:49 wszyscy kibice na stojąco dopingowali koszalińską drużynę. Zdawali sobie sprawę z tego, że ich wsparcie dla drużyny jest niezwykle ważne. Wsparcie fanów się opłaciło. Najpierw za 2 trafił Dąbrowski, chwile później Akademicy zmusili do straty Koriego Louciousa po czym punkty zdobył Mielczarek i było już 47:51. Tak gorąco w koszalińskim obiekcie nie było od dawna. Sympatyków gospodarzy uciszył Jakub Dłoniak, który popisał się świetną akcją 2+1, a przewaga Rosy znów wzrosła do sześciu punktów.
Akademicy mieli wyraźny problem ze zbliżeniem się do rywala. Na domiar złego po trójce Luciousa było już 55:64. Zawodzili Brandwein oraz Dunn. Obaj gracze w połowie czwartej kwarty mieli w sumie 4 celne rzuty na 23 próby. Rosa wykorzystywała każdy błąd w obronie przeciwnika. Problemy z przekazywaniem krycia przy zasłonach widoczne były gołym okiem. AZS nie miał zamiaru odpuszczać. Koszalinianie zdobyli 5 punktów z rzędu i na 99 sekund przed końcową syreną było 67:70. Taki sam wynik utrzymał się do ostatniej akcji meczu. Akademicy mieli piłkę po swojej stronie i 17 sekund do końca końca regulaminowego czasu gry. Szansy na punkty nie wykorzystał jednak Robinson, a mecz po punktach Majewskiego zakończył się ostatecznie wynikiem 67:72.