Czy długa podróż z Rosji do Polski ma jakiś wpływ na waszą dyspozycję?
- Oczywiście, że tak. Nasze rywalki również miały z tym kłopoty. To jest dla nas normalna sprawa, ale nie możemy się tym usprawiedliwiać, czasem jednak, taka podróż jest prawdziwym problemem. Musimy się przyzwyczaić i z tym żyć, bo taka sytuacja będzie się powtarzać. Trzeba sobie radzić, a czasem potrzeba aż kilku dni, by odzyskać siły i się zregenerować. Dzisiaj mamy trening, i mam nadzieję, że odłożymy te kłopoty na bok, wszystko po to by dobrze się zaprezentować podczas samego spotkania.
Pewnie Pani wie, że zawodniczki z Koszalina będą znacznie cięższe do pokonania na własnym parkiecie?
-Dokładnie, one grają u siebie, to po pierwsze. Po drugie, są bardziej wypoczęte, bo przygotowywały się do tego spotkania u siebie w mieście. Spodziewam się ciężkiego meczu, ale jestem na to gotowa.
Jakie są mocne i słabe stroni drużyny z Astrachanu?
- Tego na pewno Panu nie powiem (śmiech). Nie mogę o tym rozmawiać z powodu sobotniego spotkania. To nie ma znaczenia, że mamy dziewięć bramek przewagi. Wiem, że w piłce ręcznej taka przewaga niczego nie gwarantuje. Mamy dobrą drużynę, a dzięki kolektywowi i charakterowi możemy wygrać jutrzejszy pojedynek.
Rozumiem, że jeżeli przegracie jutro ośmioma bramkami i ostatecznie zapewnicie sobie awans, to nie będzie Pani zadowolona?
- Ja nie będę zadowolona, nie wiem jak będzie to wyglądało u reszty zawodniczek, ale ja nie będę szczęśliwa z tego powodu. Myślę, że jesteśmy lepszą drużyną, nie chcę oczywiście podchodzić bez respektu do koszalińskiej ekipy. Mając w pamięci mecz w Rosji, jestem pewna, że możemy być znacznie lepsze i skuteczniejsze. Jeśli zagramy gorzej, to nie będę usatysfakcjonowana, bo nie tego oczekuję od całej drużyny. Musimy być przecież gotowe na inne rozgrywki. Nawet jak przegramy ośmioma bramkami i zakwalifikujemy się dalej, to nie będę się cieszyć.
Ma Pani na swoim koncie wiele sukcesów, które z nich są dla Pani najważniejsze?
-Jeżeli chodzi Panu o piłkę ręczną, to na pewno złoty medal olimpijski i mistrzostwo w Serbii. Wszystko działo się naprawdę szybko, w jeden rok. Jestem z tego bardzo zadowolona. Teraz wszyscy oczekują od nas najlepszego. Mam nadzieję, że moja gablota z trofeami się jeszcze powiększy. Medal olimpijski jest dla mnie najważniejszy. Gdy byłam dzieckiem, to oglądałam te zmagania w telewizji. To były moje marzenia, które spełniłam.
W takim razie jakie są Pani następne cele?
-Na pewno chcę wygrać mecz w sobotę (śmiech). Następnie wrócę do domu, by przygotować się na spotkania reprezentacji, bo Mistrzostwa Świata zbliżają się wielkimi krokami. Chciałabym być zdrowa, bo problemy, takie jak miałam wcześniej, nie są dla zawodnika zbyt korzystne.
Czy jest to dla Pani pierwsza wizyta w Polsce?
-Oczywiście, że nie. Grałam tutaj wiele razy, z zespołem i z drużyną narodową. Czuję się tutaj niemal jak w domu.
Parę słów o sobotnim meczu. Jak Pani myśli, jaki będzie wynik?
- Spodziewam się od nas wygranej. Oczywiście wiem, że nie będzie łatwo. Gdyby spytał mnie Pan przed tamtym meczem, czy byłabym zadowolona wyniku i dziewięciu bramek na plusie, to odpowiedziałabym twierdząco. Sądzę jednak, że potrafimy grac lepiej. Drużyna musi bawić się tym sportem, potrzebujemy dobrego samopoczucia. Potrzebujemy zwycięstwa. Czasem jest tak, że jeżeli zespół wygrywa dwoma bramkami i jest ten duch drużyny, to w zupełności wystarcza.
Muszę Panią zapytać o Jovović, która znajduje się w naszym zespole na testach. Wiem, że się długo znacie.
-Oczywiście, grałyśmy razem od początku naszej przygody z reprezentacją. Ona była cudownym dzieckiem, które potrafiło grać prawą i lewą ręką, a to nieczęsto się zdarza. To utalentowana zawodniczka, potrzebująca odpowiedniego wsparcia. Chciałabym, żeby tutaj została.
Czyli uważa Pani, że koszaliński klub powinien podpisać z Jovaną kontrakt?
- Tak, ale to nie jest moja praca (śmiech). Chcę, żeby Jovana była szczęśliwa i odnosiła sukcesy, może być w tym klubie.