Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Pokaz Petera Fussa „Jezus Christ King of Poland”

Autor fot. Kamil Jurkowski 21 Czerwca 2012 godz. 16:48
Wystawa kontrowersyjnego gdańskiego streetartowca Petera Fussa i działanie w przestrzeni miasta (nielegalne wyklejenie bilbordu „Żydzi won z katolickiego kraju”), wydarzenia miały miejce na przełomie stycznia i lutego 2007r.

Projekt Fussa był dość prosty. Skopiował i pokazał na ścianach „Sceny” strony internetowego forum „Frondy” oraz „Polonica. net”. Znalazł się tam także fragment opublikowanej listy z dwoma tysiącami nazwisk „Żydów i osób pochodzenia żydowskiego”. Według autorów owych internetowych witryn – wrogów Polski. Z własnej już inicjatywy Fuss zagospodarował też jeden billboard. Na plakacie wyklejonym w nocy znalazło się kilkadziesiąt podobizn osób z listy zamieszczonej na stronie „Polonica.Net”. Znalazły się tam nazwiska Lecha Kaczyńskiego, Jurka Owsiaka, Moniki Olejnik, Wisławy Szymborskiej, Aleksandra Kwaśniewskiego, Dody, Lecha Wałęsy, Marka Kondrata i innych. Pod wizerunkami widniał napis "Żydzi won z katolickiego kraju".



 W związku ze skargą dziennikarki „Głos Koszaliński”, bilbord został zaklejony, a prokuratura rejonowa wszczęła postępowanie wyjaśniające, czy wystawa nie nawołuje do nienawiści rasowej i religijnej. Galeria została zamknięta i zaplombowana przez policję. Ponowne otwarcie galerii nastąpiło po dwóch tygodniach.

W wywiadzie udzielonym po zamknięciu galerii dla portalu art.blox.pl Peter Fuss objaśniał założenia swojej artystycznej prowokacji: „Przekazy medialne przyzwyczaiły nas do myślenia, że fundamentalizm i fanatyzm religijny dotyczy świata islamu. Na wystawie "Jesus Christ King of Poland" pokazuję, ze fundamentalizm i fanatyzm nie jest obcy również wyznawcom kościoła katolickiego w Polsce, że wraz ze szczególną odmianą "patriotyzmu", "polskości", zaściankowości, ksenofobii, homofobii i antysemityzmu, tworzy porażającą mieszankę”.

Natomiast na łamach Głosu Koszalińskiego głos zabrał Prokurator Okręgowy. Ryszard Gąsiorowski ocenzurował wystawę paragrafem: „Według mnie w tym wypadku ma zastosowanie artykuł 257 Kodeksu karnego. Mówi o tym, że ten, kto znieważa grupę ludzi lub pojedynczą osobę z powodów rasowych, etnicznych lub wyznaniowych podlega karze więzienia do lat trzech. Co ważne jest to przestępstwo ścigane z urzędu”. (przyt. za art.blox.pl)

Szefom „Sceny” zarzucono nielegalne wyklejenie plakatu. Zostali również świadkami w sprawie o szerzenie antysemityzmu, z opcją postawienia im zarzutów.

Dzisiaj niewielu koszalinian pamięta tamtą historię, galeria ma się dobrze... Peter Fuss pewnie też.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Czytaj też

Ziarkiewicz: Sprzątaczki zarabiają skandalicznie mało!

Robert Kuliński - 19 Maj 2016 godz. 19:59
1200 złotych za umycie podłogi w "Kawałku Podłogi" wywołało w Koszalinie medialny skandal. Dziennikarze zapominając o nadbudowie sztuki, interpretowali tę czynność wprost, mechanicznie. Krzyczeli na łamach: "Tyle kasy za parę ruchów szmatą...". A przecież nie chodziło o tę ścierkę i brudną wodę. Ryszard Ziarkiewicz, znany krytyk i historyk sztuki twierdzi, że w ten sposób udało się publicznie ujawnić skandalicznie niskie zarobki sprzątaczek. Niedawne wydarzenia, związane z perfomance'em zrealizowanym pod auspicjami Galerii Scena, zbulwersowały część koszalinian. Oburzenie wzbudziła informacja, że artystka Aleka Polis (Aleksandra Polisiewicz) otrzymała honorarium na kwotę 1200 zł. Dla wielu mieszkańców miasta, mycie podłogi nie jest przecież żadną sztuką. Jak by Pan się do tego odniósł?   Aleka Polis w Kawałku Podłogi (fot. GAleria Scena fb) - W ujęciu tradycyjnym, nie jest to żadna sztuka, bo nie jest mimetyczna. Czyli nie jest to obraz, czy rzeźba. Mimo wszystko działanie Aleksandry Polisiewicz jest sztuką, tylko nowoczesną. Ona przybiera rożne formy, znane są – również w Koszalinie – takie zjawiska jak performance, akcja artystyczna. To było właśnie tego typu działanie, komentujące politykę kulturalną miasta w okresie przełomu lat 80. i 90. Wtedy zlikwidowano w Koszalinie Biuro Wystaw Artystycznych. To były instytucje utworzone w każdym mieście wojewódzkim. Tego po prostu szkoda. Aleksandra Polisiewicz realizuje swoją akcję w całej Polsce. Sprząta wszystkie BWA i inne galerie. Przedsięwzięcie ma na celu odkurzenie – przypomnienie o wadze państwowej polityki kulturalnej.   Nie boi się Pan, że ostatnia awantura o 1200 zł skłoni włodarzy miasta do odcięcia dotacji dla Sceny?   - Trudno mi to przewidzieć. Zależy czy nadal będą chcieli mieć sztukę nowoczesną w Koszalinie. Nie chodzi przecież o awantury wokół sztuki. Nikt ich nie chce i nikt ich celowo nie wywołuje. To prasa rozdmuchuje, często niesłusznie, wiele przedsięwzięć artystycznych. Niestety dziennikarze odpuszczają sobie research. Piszą informacje na zasadzie sensacji.   Scena ma na swoim koncie kilka „skandalików”.     - Tak, ale one wszystkie miały sens. Peter Fuss w 2007 roku zaszokował Koszalin, a jego praca była bardzo dokładnie przemyślana. To nie była jakaś błaha prowokacja. Jego działnie opierało się o krytyczne spojrzenie na rzeczywistość. Wtedy także awantura była wywołana przez dziennikarzy, którzy nawet nie sprawdzili kim jest Peter Fuss i czym się zajmuje.   Z czego to może wynikać?   - Może ze złej woli? Wtedy wszystko urasta do skali skandalu. Ziarkiewicz za dużo zarabia, artystka otrzymuje potwornie wygórowane wynagrodzenie, a zapomina się o kontekście. Kiedy artysta obiera ziemniaki, czy zaczyna sprzątać galerię sztuki, czyli przewrotnie przyjmuje rolę sprzątaczki, to nie jest to tylko i wyłącznie akt sprzątania tej przestrzeni. Za tym idzie warstwa symboliczna, czyli wartość dodana. W kulturze o to przecież chodzi.   Artur Rozen „Byliśmy, jesteśmy, będziemy” fot. arch. ekoszalin.pl Przypominam sobie akcję Artura Rozena „Byliśmy, jesteśmy, będziemy”. Było to wspólne gotowanie zupy z bezdomnymi w Parku Książąt Pomorskich. To też była przecież zwykła czynność codzienna.   - To dobry przykład. Wtedy nikt się nie przyczepił.   Może dlatego, że było co zjeść? Koszalinianie lubią jak kultura wiąże się z posiłkiem lub przekąską, co pokazuje od kilu lat Noc Muzeów. Ale wrócmy do tematu. Dość często słyszałem opinie, że performance nie ma nic wspólnego ze sztuką, że to oszukiwanie widza i wykorzystywanie jego niewiedzy względem sztuki współczesnej. Jak Pan to widzi?   - To jest opinia ludzi, którzy są niedokształceni. Coś liznęli, ale nie do końca znają współczesną kulturę. Performance'u uczy się przecież na uczelniach artystycznych. W każdej polskiej akademii, funkcjonuje przynajmniej jedna taka pracownia.   Działa Pan w naszym mieście już od 10 lat. Na początku z Robertem Knuthem, który po różnych perturbacjach finalnie wyjechał z Koszalina, powołaliście Galerię Scena. Przez ten okres na pewno wyrobił Pan sobie zdanie o atmosferze naszego miasta. Czy jest tutaj w ogóle miejsce na sztukę nowoczesną? Pytam, ponieważ płytki atak internetowo – medialny przypuszczony na akcję Aleki Polis, bardzo mnie zbulwersował.   - Krytykować można, ale trzeba to robić rozsądnie. Trzeba poznać cały projekt, zastanowić się. Być może dziennikarzy i mieszkańców Koszalina obruszyło to, że artystka zarabia więcej od sprzątaczek. Nie znaczy to jednak, że zarabia dużo. To sprzątaczki zarabiają skandalicznie mało. Wynagrodzenie artystki, wyniosło 1200 zł brutto, w tym jest koszt podróży i podatek, czyli już o 300 zł mniej. Mamy 900 zł. Oprócz tego artystka przygotowała film dokumentalny o koszalińskim BWA, który na jesieni mamy zamiar pokazać.   No dobrze, ale czy w Koszalinie jest miejsce na sztukę nowoczesną?   - Niezależnie od tego, kto będzie prowadził Galerię Scena, takie miejsce jest. Przynajmniej moim zdaniem w ponad stutysięcznym mieście powinno być. Aby dobrze funkcjonowało, potrzebna jest nie tylko wizja w głowie prowadzącego galerię, ale też władz miasta. Włodarze muszą świadomie podjąć decyzję, czy zgadzają się na taką instytucję. Jeśli tak, to powinni ją wspierać. Oczywiście ze zdrowym rozsądkiem, nie chodzi przecież o jakieś duże pieniądze i promowanie wyłącznie sztuki nowoczesnej. Potrzeba konsekwencji w podejmowaniu decyzji – jest galeria sztuki współczesnej, to się nią zajmujemy od początku do końca.   Tej konsekwencji chyba brakuje. Jak Pan to ocenia?   - Sytuacja Sceny jest bardzo niejednoznaczna. To jest galeria, która nie ma swojego miejsca. Jest przypisana do Centrum Kultury 105, ale nie ma nawet wzmianki o Scenie w regulaminie instytucji. W tej galerii nie ma etatu. Jedyną rzeczą, która do tej pory jest pewna, to dotacja roczna w wysokości 60 tys. zł.   Rozumiem, że są to pieniądze przeznaczone na działalność Sceny, czyli wynagrodzenia dla artystów, zakup materiałów według wymagań twórców i choćby druk plakatów itp. Ile w takim razie Pan zarabia miesięcznie za prowadzenie galerii?   - Otrzymuję 2,5 tys. zł netto na podstawie umowy o dzieło. Czyli brutto to jest 2800 zł. Gdybym był zatrudniony na etacie, to na rękę zarabiałbym 1900 zł.   Ryszard Ziarkiewicz (ur. w 1954 w Gdańsku) – historyk sztuki,krytyk, autor wystaw sztuki współczesneji tekstów krytycznych, założyciel, wydawca i redaktor naczelny Magazynu Sztuki (1993-2006), muzealnik, w latach 1992-2008 prowadził i współprowadził kilka galerii, od 2007 roku związany z Galerią Scena i Muzeum w Koszalinie. Laureat m.in. nagrody Jerzego Stajudy (1995). W latach 1989-1991 pracował przy powołaniu i realizacji Kolekcji Sztuki Współczesnej w Zamku Ujazdowskim w Warszawie, od 1992 do 1994 roku dyrektor Centralnego Biura Wystaw Artystycznych w Sopocie, od 1993 roku redaktor naczelny, a w latach 1994 do 2006 – również wydawca – kwartalnika Magazyn Sztuki. Od 2007 roku kierownik Działu Sztuki Współczesnej Muzeum w Koszalinie. Od roku 2009 roku prowadzi samodzielnie Galerię Scena w Koszalinie. Artystka sprzątająca ostatnio Kawałek Podłogi, gdzie niegdyś mieściło się BWA, w pewnym sensie osiągnęła swój cel. Główny problem został pominięty w dyskusji, ale czy nie uważa Pan, że Aleka Polis pokazała mieszkańcom Koszalina coś wartego przemyślenia?   - To jest jeden z ciekawszych elementów performance'u. Te działania nie są do końca przewidywalne. Ujawniają się często także inne aspekty samej pracy i rzeczywistości, w której mają miejsce. Moim zdaniem, niespodziewanym, ale ważnym skutkiem pracy Aleksandry Polisiewicz, było publiczne ujawnienie skandalicznych zarobków sprzątaczek.     Dziękuję za rozmowę.   Pytania zadawał Robert Kuliński.