To już nie jest ironia ani „publicystyczny żart”. To zwykła pogarda, ubrana w śmiech.
Kiedy Mazurek mówi:
„Otóż oni w Koszalinie… ja zupełnie nie wiem po co w takich dziurach… dlaczego chcieli wydać 50 mln złotych na przebudowę ul. Zwycięstwa”,
a Stanowski dorzuca:
„Co oni wygrali w Koszalinie, by mieć w Koszalinie ul. Zwycięstwa”,
to nie mamy do czynienia z analizą inwestycji czy nazw ulic. To jest jawne szydzenie z miasta i jego mieszkańców.
Nazwanie Koszalina „dziurą” to nie opinia – to obrażanie kilkudziesięciu tysięcy ludzi, którzy tu żyją, pracują, płacą podatki i mają prawo do infrastruktury na normalnym poziomie. Sugestia, że miasto „nie zasługuje” na inwestycję wartą 50 mln zł, bo nie jest z Warszawy czy Krakowa, to mentalność kolonialna: centrum decyduje, prowincja ma siedzieć cicho!
A kpina z nazwy ul. Zwycięstwa? To już kompletne oderwanie od podstawowej wiedzy historycznej. Takie nazwy nie są po to, by „coś wygrać w tabeli”, tylko by upamiętniać wydarzenia historyczne, często związane z zakończeniem wojny, odzyskaniem ziem, budowaniem powojennej tożsamości miast takich jak Koszalin. To nie mem – to historia.
Jeśli według Mazurka i Stanowskiego:
– mniejsze miasto nie powinno inwestować w główną ulicę,
– mieszkańcy „dziur” nie zasługują na nowoczesną przestrzeń,
– lokalne symbole są powodem do drwin,
to problem nie leży w Koszalinie. Problem leży w oderwaniu od rzeczywistości i pogardliwym spojrzeniu z góry.
Koszalin nie musi nikomu udowadniać, że „na coś zasługuje”.
A publicyści z dużymi zasięgami powinni w końcu zrozumieć, że śmiech kosztem miast i ludzi to nie odwaga – to lenistwo intelektualne.
I jeszcze jedno: 50 mln zł na ulicę Zwycięstwa to nie fanaberia, tylko inwestycja w bezpieczeństwo, komunikację i jakość życia mieszkańców. Ale żeby to zrozumieć, trzeba wyjść poza studio i własną bańkę.
Koszalin to nie żart.
A jeśli ktoś robi z niego kabaret, to wystawia świadectwo sobie, nie miastu.
Link do materiału: https://www.facebook.com/reel/1406989090971844